1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. REKLAMA

Narzeczony wciąż mieszka z mamą!

Może nigdy nie wyprowadzę się od rodziców – mówi szczerze Sławek. – Z nową partnerką jesteśmy razem zaledwie od roku. Minie pewnie parę lat, nim się zaangażuję. Wcześniej nie widzę sensu wiązania się z kimś tak na poważnie i na zawsze.

Według danych statystycznych Eurostatu prawie połowa mężczyzn i ponad 1/3 kobiet w wieku 25-34 lata wciąż mieszka z rodzicami i podobno liczba ta wciąż rośnie. Obok takich krajów jak Chorwacja czy Bułgaria w statystykach przoduje także Polska.

Czy są to single, którzy nie potrafią sobie nikogo znaleźć, więc czekają na lepsze czasy – bo tak jest wygodniej, bezpieczniej? Niekoniecznie. Wśród nich jest wiele osób, które – mimo życia w wieloletnich już związkach - wciąż nie podejmują decyzji o tym, by wyprowadzić się wreszcie od rodziców.

O co więc chodzi? Czy są po prostu ostrożne? Czy może nie mają odpowiednich warunków i środków finansowych, by ustatkować się we dwoje? A może te – z pozoru wyglądające jak stare, dobre małżeństwa – pary tak naprawdę wciąż nie potrafią dorosnąć i podejmować dojrzałych decyzji?

Razem, ale oddzielnie

Iwona zbliża się do trzydziestki, jej partner Bartek – jest już grubo po trzydziestce. Oboje są jedynakami, od zawsze mieszkającymi z rodzicami. Pracują, on - od lat w tej samej firmie, na stabilnym stanowisku, ona - właśnie rozkręca własny biznes. Poznali się w sieci i od początku przypadli sobie do gustu. Parą są od sześciu lat, na pierwszy rzut oka bardzo przeciętną.

Gdyby nie brak obrączek na ich palcach, mogłoby się wydawać, że to dobrze dogadujące się małżeństwo z całkiem pokaźnym stażem. Mieszkają osobno, więc pytam Iwonę, jak wygląda ich życie - tak na co dzień.

Raz w tygodniu wspólne zakupy, podczas których ustalają, jak spędzą najbliższy weekend. Umawiają się, czy zamówią pizzę, czy ugotują coś wspólnie i poleniuchują, czy może skoczą ze swoim wspólnym psem (na razie mieszkającym z Iwoną) gdzieś nad wodę. Od poniedziałku do piątku tradycyjna wymiana zdań, oczywiście w sieci, bo na wieczorne spotkania brakuje już sił i czasu. Raz w roku wspólne wakacje...

Dlaczego tak bliska sobie para żyje jakby razem, a jednak wciąż oddzielnie? Tym bardziej, że – jak twierdzi Iwona – obojgu od jakiegoś czasu to przeszkadza. I coraz częściej zdarza im z tego powodu pokłócić.

- Chyba każde z nas myśli, że drugiemu mniej na tym zależy, że mniej się stara, by coś zmienić – mówi. – Wychodzą z tego niepotrzebne kłótnie, bo gdy o tym rozmawiamy, okazuje się, że tak samo nam zależy, tylko inaczej to okazujemy. Ale jemu trudniej podjąć decyzję. Kilka lat temu był w długim – wydawałoby się – poważnym związku. Został bardzo zraniony i boi się, jest ostrożny. A po drugie - jest bardzo sentymentalny do miejsca, w którym mieszka, przywiązuje się do rzeczy i chyba musiał dojrzeć do myśli, że może coś zmienić. Choć ja jestem podobna, to chyba praktyczniej o tym myślę i chcę działać.

Iwona zapewnia mnie, że chce zmian i stara się o tym głośno mówić - partnerowi, rodzicom. Denerwują ją spotkania ze znajomymi - szczególnie tymi spotkanymi przypadkowo, którzy dawno temu założyli rodziny i wypytują, co u niej nowego. Stara się wtedy szybko urwać temat, a w jej głowie krąży tylko jedna myśl: jaki wstyd!

Równocześnie przyznaje, że być może, gdyby miała większe wsparcie, np. ze strony rodziców, łatwiej byłoby jej poczynić bardziej konkretne kroki.

- Rodzice nie ukrywają, że w sumie to najwyższa pora, żeby ich dziecko założyło własne gniazdko i zapewniają, że chętnie by mi w tym pomogli – mówi. – Ale potem szybko dodają, że w ogóle im nie przeszkadza moja obecność w domu i że będzie im bardzo smutno, jak się wyprowadzę, bo jestem ich jedynym dzieckiem. A mama mojego partnera twierdzi, że to on ma być szczęśliwy i zrobi, jak będzie chciał. Nikt nas więc szczególnie nie zachęca…

W pułapce "własnej" przestrzeni

Sławek ma prawie 35 lat. Też jest jedynakiem. Mieszka z rodzicami w dużym domu. Całe piętro należy do niego. Nigdy nie czuł potrzeby usamodzielniania się, bo uważa, że ma wystarczająco dużo przestrzeni. Z rodzicami nie wchodzi sobie w drogę.

Jego była narzeczona uważała jednak inaczej, choć na początku ich związku wydawało się, że oboje mają do sprawy mieszkania w domu rodzinnym podobne podejście. Jednak z każdym rokiem Ania coraz częściej poruszała sprawę jego wyprowadzki i pójścia na swoje. Gdy się w końcu oświadczył, wyprowadzka stała się dla niej numerem jeden, czego Sawek nie mógł zrozumieć.

- Próbowałem jej tłumaczyć, że przecież miejsca starczy dla nas wszystkich, poza tym finansowo to było idealne rozwiązanie – zapewnia mnie Sławek. – Po co mi kredyty albo płacenie obcym ludziom za wynajem? Problem w tym, że ona nie dogadywała się z moimi rodzicami, więc upierała się przy swoim. Była pewna, że damy sobie radę finansowo, skoro inni nasi znajomi dawali. Być może, ale po co ryzykować, włożyć w wyprowadzkę pracę, czas, pieniądze, żeby się potem okazało, że jest tylko gorzej?

Sławek chwali się, że ma dobrą pracę, nieźle zarabia. Wie, że gdyby musiał, usamodzielniłby się. Ale nie musi… Więc trzyma się swoich przekonań.

Kogo stać na samodzielność?

Po siedmiu latach narzeczona Sławka w końcu odeszła, co - jak wyznaje nieco skonsternowany - przyjął nawet z pewną ulgą. Od roku jest w nowym związku, który – póki co – nie wymaga od niego żadnych zmian, których domagała się poprzednia partnerka. Pytam więc, czy i tym razem zamierza czekać tak długo, aż dziewczyna się zniecierpliwi, czy nauczony doświadczeniem – wybierze dobro związku?

- Na tę chwilę jeszcze tego nie wiem, może nigdy nie wyprowadzę się od rodziców – odpowiada szczerze. – Z nową partnerką jesteśmy razem zaledwie od roku. Minie pewnie parę lat, nim się zaangażuję. Wcześniej nie widzę sensu wiązania się z kimś tak na poważnie i na zawsze. Przecież jest naprawdę dobrze. Po co to zmieniać?

Iwona, podobnie jak Sławek, przyznaje, że jest ze swoim chłopakiem w całkiem niezłej sytuacji - czeka na nich mieszkanie po babci, które do tej pory wynajmowali studentom. Nie chcą się jednak do niego wprowadzać. Wolą je sprzedać i kupić coś wspólnie w innym miejscu. Oboje uważają więc, że na tę chwilę nie stać ich na samodzielność.

- Marzy nam się mieszkanko w jakiejś zielonej i ładnej okolicy Warszawy, np. na warszawskim Ursynowie albo na Ochocie – mówi. – Widzieliśmy nawet kilka fajnych ogłoszeń, spotkaliśmy się z agentem, żeby zapytać o jakiś kredyt. Ale nas nie stać, bo za mało zarabiamy. W sumie moglibyśmy już dawno wynajmować, ale tam, gdzie byśmy chcieli, jest za drogo. Lepiej więc odczekać swoje i kupić własne.

Dlaczego samodzielni trzydziestolatkowie nie chcą podjąć decyzji o tym, by spróbować zamieszkać razem? Skoro największym problemem nie są finanse, to o co tak naprawdę chodzi? O wygodę, przyzwyczajenie, komfort wynikający z braku konieczności pamiętania o rachunkach czy zakupach? A może fakt, że wszyscy nasi bohaterowie są jedynakami, którym - nieco generalizując - trudniej podejmuje się samodzielne decyzje?

Jak przekonuje psycholog Maria Rotkiel z Poradni Poznawczo-Behawioralnej wszystkie te czynniki mogą mieć na to wpływ. Zatrzymuje się jednak przy czynniku, jakim jest fakt bycia jedynakiem.

- Taki jedynak może dużo swobodniej dysponować czasem wolnym, bywa, że w domu nie ma wcale obowiązków - bo przecież to dziecko – uważa psycholog. – Jeśli ma ochotę na spotkanie z partnerem, spotyka się. Jeśli nie, zostaje w domu. Kłótnie z rodzicami to "normalność" - nie każą się spakować i wyprowadzać. Zatem jest to duży komfort, bez konieczności zmian czy starań. Dla rodziców jedynaka staje się on centrum życia rodzinnego. Jego wyprowadzka jest na ogół dużym stresem. Matki często "trzymają" przy sobie synów, ich partnerki przedstawiają w nienajlepszym świetle, odraczają czas małżeństwa mówiąc "masz jeszcze na to czas". I synom często trudno się oprzeć takiej "opiekuńczości".

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze