1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Jak rodzeństwo - co zrobić, gdy wyszliśmy z partnerskich ról?

Jeśli towarzyszą nam liczne deficyty z dzieciństwa, łatwo można wypaść z roli partnera. (Ilustracja Getty Images)
Jeśli towarzyszą nam liczne deficyty z dzieciństwa, łatwo można wypaść z roli partnera. (Ilustracja Getty Images)
Zobacz galerię 3 zdjęcia
Czyli co będzie, kiedy zamiast dwojga dojrzałych ludzi spotka się córeczka z tatusiem, siostra z bratem albo matka z synkiem? Po czym poznać, że nie jesteśmy w związku partnerskim? - wyjaśnia dr Tomasz Srebnicki, psychoterapeuta.

I żyli jak... brat z siostrą, matka z synem, córka z ojcem. Ale niezbyt długo i niezbyt szczęśliwie. Kiedy w związkach coś nie gra, powodem bywa pomieszanie ról. Mówimy wówczas o sobie: „żyjemy jak rodzeństwo”, „jestem dla niego jak matka/ córka”...  Czy można i czy zawsze warto zmieniać takie relacje?

– Mamy wtedy związek, w którym jest przywiązanie, ale nie ma dążenia do bliskości fizycznej i emocjonalnej – mówi dr Tomasz Srebnicki, psychoterapeuta. – A czy to problem? To zależy od pary. Dla niektórych to właśnie może być udane pożycie.

Braterska więź

Mąż Doroty, biznesmen, przestał z nią sypiać. Cztery lata stanowili białe małżeństwo, w końcu się rozwiedli. Ale nie brak seksu był powodem rozstania. Rodzice Doroty wkroczyli z adwokatem, gdy Darek przegrał wszystkie pieniądze odłożone na kupno domu. Wcześniej  nikt nie podejrzewał, że coś w tym związku jest nie tak. Mieli piękne mieszkanie na strzeżonym osiedlu. Oboje ukończyli prestiżowe uczelnie, modnie ubrani, ustosunkowani – wielu im zazdrościło. Mało czasu spędzali razem? Wiadomo, takie czasy. Ale za to rozumieli się wybornie, wspierali w karierze.

– Żyliśmy jak brat z siostrą – wyznaje Dorota. – Teraz to widzę, ale wtedy myślałam, że tak jest dobrze. Poszliśmy raz do seksuologa, bo chciałam mieć dzieci, a Darek unikał jakichkolwiek zbliżeń. Seksuolog  powiedział, że muszę popracować nad swoim krytycyzmem. Bardzo się tym przejęłam. Później okazało się, że Darek po prostu ma kochankę i wszystkim mydlił oczy. Ale i to też nie stało się powodem rozstania. Obiecał, że z nią zerwie…

– Prawdą jest, że z ról zawsze wynikają ograniczenia – mówi dr Tomasz Srebnicki. –  Życie brata z siostrą wyklucza pożądanie. Atrakcyjność tkwi wówczas w czym innym niż seks. W tym, że można się sobie bezpiecznie zwierzać, potwierdzać swoje wizje świata, poglądy. Ale nie oczekiwać intymności, a nawet się przed nią bronić, stosując różne strategie, w tym podwójne życie.

Mimo chłodu w sypialni „brat” i „siostra” zrobią wiele, żeby być razem. Chronią swoje sprawy przed innymi. Razem budują dom, biorą kredyt, nawet wychowują dzieci. I bywają przekonani, że im razem dobrze, tyle że ich związek oparty na „niebliskości” służy im po to, żeby realizować siebie osobno. – Dobry związek nie musi buchać namiętnością – dodaje dr Srebnicki –  ale ważna jest gotowość do tego, żeby dać zaspokojenie partnerowi, czerpiąc z tego przyjemność.

Jak przyjaciele

Kiedy Dorota rozstała się z Darkiem, wiedziała, że od następnego mężczyzny zapragnie czegoś więcej. Związała się ze scenarzystą, który potrafił zadbać o wysoki standard życia. Miała designersko urządzony dom, znów zaczęło się układać. Do czasu, aż na świecie pojawiła się ich córka – Ala, a razem z nią kłopoty. Gdy Ala miała dwa lata, jej ataki złości zaczęły przerażać matkę. Mała kopała, pluła, biła. Dorota próbowała postępować „jak należy”, dużo Ali tłumaczyła. Kiedy córka zjadała wbrew jej zakazom czekoladę, mówiła: „Zawiodłaś moje zaufanie!”. Ala nie składała samokrytyki, tylko kopała i wyła!

Dorota z mężem poszli do psychologa dziecięcego. Usłyszeli, że to oni muszą zmienić swoje postępowanie.

– Skoro mama i tata nie zbudowali między sobą bliskiej relacji, to pewnie oboje mają także problem ze zbudowaniem bliskości z dziećmi – mówi dr Tomasz Srebnicki. – A więc opierają ją na czymś innym, na wymaganiach albo właśnie na braku wymagań. Kiedy matka mówi do dwulatki, która zjadła bez jej zgody czekoladę: „zawiodłaś moje zaufanie”, dziecko nie rozumie, ale komunikat jest agresywny, więc krzyczy. Tak może powiedzieć tylko matka, która ma problem z bliskością. Pewnie sama jej nigdy nie zaznała.

Terapia bywa pomocna, bo kiedy rodzice zaczynają pracować nad komunikacją z dzieckiem, uczą się też lepiej komunikować ze sobą, a więc budować zaczątki intymnej bliskości. Ale zdarza się, że małżonkowie uciekają z terapii, bo nie chcą spojrzeć w głąb siebie. Bo to boli, gdyż zazwyczaj sami doświadczyli w dzieciństwie niedobrych relacji. Opiekunowie przekraczali ich granice, zagrażali, ranili. Trzeba się jednak z tym dziedzictwem zmierzyć, jeśli chcemy wychować szczęśliwe dzieci i sami zaznać prawdziwej miłości, a nie tylko jej ersatzu, czyli wygodnego życia.

Żona czy mamusia?

Ewa twierdzi, że wszyscy faceci są tacy sami, dziecinni i niedojrzali, że trzeba się nimi opiekować, pomagać, wskazywać dobrą drogę. A przede wszystkim wychować. Nauczyć, jak być we dwoje. Ewa ma w tym spore doświadczenie, bo czwarty już raz związała się z mężczyzną, który nie miał pracy, a kiedy już coś zarobił, wszystko wydawał na swoje hobby. Ewa nie narzekała, aż nadszedł kryzys. Jej pensja zmalała o jedną trzecią, a wydatki wzrosły. Po raz pierwszy pomyślała, że nie da rady sama. Powiedziała Damianowi, że jej zarobki nie wystarczą na ich dwoje i że nie ma pomysłu, skąd wziąć więcej pieniędzy. Damian poklepał ją po ramieniu i powiedział: „Wierzę w ciebie, na pewno znajdziesz jakiś sposób!”, po czym wrócił do tego, czym był zajęty, czyli poszukiwania kolejnego kursu dla płetwonurków. Damian – słodki, duży chłopiec, chciał przed wakacjami zdobyć kolejne uprawnienia.

Ewa nie znalazła sposobu na kryzys. Kiedy zabrakło pieniędzy, zaczęły się awantury, Damian nadal nie zarabiał, za to wycofał się z seksu. I tak rzadko ze sobą spali. Teraz nie robili tego w ogóle. Damian był obrażony, ale Ewa nadal naciskała, żeby zaczął płacić połowę czynszu. On się coraz bardziej  wycofywał z relacji. Narzekał, że awantury go niszczą...

– Siostra Damiana powiedziała mi, że wpędzam go w depresję! – mówi Ewa. – Pomyślałam, że to jakiś żart. Ale też, że faktycznie coś jest ze mną nie tak, skoro utrzymuję dorosłego faceta! Zrozumiałam, że jestem dla niego matką i pewnie z tego powodu nie mamy dzieci.

– Mężczyzna może w związku wejść w rolę dziecka – mówi dr Tomasz Srebnicki. – Jeśli zdarza się to okazjonalnie, np. kiedy jest chory albo ma jakieś kłopoty, to nic się złego nie dzieje. Ale jeśli nie bywa także dającym bezpieczeństwo ojcem czy namiętnym mężem, to pojawia się problem. Mężczyzna grający na okrągło rolę syna zapomina, że kobieta potrzebuje też jego siły i zdecydowania. Jeśli tego nie dojrzy, czeka ich kryzys – mówi dr Srebnicki. – Najważniejsza jest ta elastyczność, raz jestem taki, a raz taki, w zależności od tego, czego oboje pragniemy. Należy też odróżnić oczekiwania od potrzeb. Związek musi zaspokajać nasze potrzeby: miłości, akceptacji i bezpieczeństwa, nie oczekiwania.

Oczekiwanie jest komunikatem wobec drugiej osoby: „ty masz coś mi zrobić, żebym cię zaakceptowała”. To rodzi bunt i frustrację, skazuje nas na porażkę. „Powinieneś być taki czy taki” – to wyraz oczekiwań. Sprawiają, że sztywniejemy w zachowaniach. A ich źródła sięgają przeszłości.

– Jeśli w dzieciństwie nasze podstawowe potrzeby nie były zaspokojone, mamy w sobie ich głód, i to taki, że będziemy od partnera wymagać zaspokojenia w nadmiarze. Czyli oczekiwać: akceptacji bez granic (jak mężczyzna-synek) czy odpowiedzialności za nas (jak kobieta-matka) – wyjaśnia dr Srebnicki.

Rozwiązaniem jest zdanie sobie sprawy z tego, że mamy marzenia dziecka. Dopóki ich nie przepłaczemy, nie zaakceptujemy prawdy, że tego głodu nikt nie zaspokoi  – nie zaznamy szczęścia. Jako dorośli sami możemy wyrównać deficyty z dzieciństwa. Ratunek to otwartość na swój własny smutek i umiejętność komunikowania drugiej osobie tego, co czujemy.

Wieczna córeczka tatusia

Jarek czuł się męski, ważny i kochany, kiedy mógł dawać. Joanna zakochała się w nim i nawet zamierzała wyprowadzić się od ojca, który tak jak Jarek był prawdziwym macho i ofiarowywał córce drogie prezenty: „Wszystko dla mojej pięknej małej kobietki”. Joannie trudno było zostawić ojca, bo ten nasilił swoje starania, gdy poznał Jarka. Była przyzwyczajona do tego, że to mężczyzna daje i niczego nie chce w zamian, że podejmuje decyzje, wie, co dla niej najlepsze. Jarek cudownie czuł się przy kobiecie, która spełniała jego oczekiwania: brała i słuchała, nic poza tym.

– Moja matka była zajęta sobą i ja byłem potrzebny jej o tyle, o ile koiłem samotność, która zagościła w naszym domu po odejściu ojca – mówi Jarek. – Nauczyłem się więc, że za miłość muszę zapłacić. Nie umiałem przyjmować i odrzucałem kobiety, które chciały mi coś dać. Joanna miała dla mnie tylko kaprysy. Nasza miłość była oparta na tym, że ja starałem się zaspokajać jej potrzeby. No i trochę też na tym, że musiałem rywalizować z jej ojcem, co dawało mi dodatkową męską podnietę.

– Jeśli ludzie mają „szczęście” – mówi dr Tomasz Srebnicki – to mogą się tak dobrać, żeby – mimo swoich sztywności w relacjach – być razem. Jeśli kobieta-córeczka spotka mężczyznę, który realizuje swoją potrzebę znaczenia poprzez opiekę, stworzą idealną parę. Oczywiście, zbudują  związek na tzw. strategiach kompensacyjnych, a nie na prawdziwej bliskości. Mimo to mogą w ten sposób znaleźć szczęście na swoją miarę. Często jednak w jakimś momencie zdają sobie sprawę, że to nie to. Myślą, że partner za mało daje, za dużo chce – tymczasem problem jest w nich samych.

Jarek trafił na terapię, bo Joanna z nim zerwała. Przeszedł załamanie. Dał jej wszystko, co miał, z miłości i lęku, że nie będzie kochany, a mimo to został odrzucony. – Joanna wybrała ojca, uwodzącego prezentami i troską znacznie skuteczniej niż ja – żali się Jarek. – Ja dawałem wiecznie za mało albo nie to.

– Ile by Jarek nie dał, byłoby za mało – mówi dr Srebnicki. – Bo nie tego pragnęła Joanna. Ani od ojca, ani od Jarka nigdy nie dostała tego, co najważniejsze: miłości i akceptacji. Nie zdając sobie z tego sprawy, chciała więcej i więcej substytutów, a i tak nie mogła nasycić swojego głodu.

Kiedy Jarek poznał Grażynę, wiedział już, że nie będzie szczęśliwy, budując związek tylko na dawaniu... Pamiętał, że ta strategia nie jest skuteczna, że Grażyna odejdzie, a on zostanie zupełnie pusty. – Teraz ciężko pracuję nad tym, żeby nie wchodzić w rolę ojca, żeby nauczyć się przyjmować – mówi.

– Jedyna droga do szczęścia to poznanie siebie – mówi Tomasz Srebnicki. – I zdanie sobie sprawy, że to my musimy obdarować siebie tym, czego nie dali nam rodzice. Potem dopiero możemy z drugim człowiekiem budować miłość, nie oczekując od niego, że wypełni nasze deficyty.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze