1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Kobieta kobiecie. „Zastrzyk odwagi daje hejterkom wyłącznie anonimowość…” Rozmowa z Dorotą Wellman

Kobieta kobiecie. „Zastrzyk odwagi daje hejterkom wyłącznie anonimowość…” Rozmowa z Dorotą Wellman

Dorota Wellman (Fot. Radosław Nawrocki/Forum)
Dorota Wellman (Fot. Radosław Nawrocki/Forum)
– Nie będziemy się czarować, kiedy czytasz o sobie: „Ty stara, gruba świnio, powinnaś już zdechnąć”, nie czujesz się najlepiej. Ale ja znalazłam na to sposób. Po pierwsze myślę, że pani, która tak o mnie pisze, jest głęboko nieszczęśliwym człowiekiem, serdecznie jej współczuję. Po drugie staram się po prostu nie czytać tych wpisów – wchodzenie do ścieku jest mazaniem się w nieczystościach, postanowiłam się nie brudzić – mówi dziennikarka, Dorota Wellman.

Strajki kobiet natchnęły mnie nadzieją. Patrzyłam na tysiące solidaryzujących się dziewczyn i myślałam, że może wreszcie coś się zmieniło w naszym stosunku do siebie wzajemnie – zaczniemy się wspierać, szanować. Ale to chyba było tylko kilka krótkotrwałych impulsów, bo kiedy dziś posłuchać kobiet, poczytać, co piszą o sobie w Internecie, jak sobie „dokładają”, już wiem, że nic jednak nie drgnęło. Dlaczego my siebie tak nie znosimy? Jaka jest Twoja diagnoza?
Mam wrażenie, że ciągle jak oszalałe konkurujemy ze sobą. To jedno ze źródeł. Konkurujemy w sprawie wieku, w sprawie wyglądu. Kiedy my same mamy za sobą wczesną młodość, to każda „młoda krew”, która pojawia się w naszym otoczeniu jest przez nas od razu traktowana jak znienawidzona rywalka. Nie potrafimy spojrzeć na żadną z jej kompetencji – widzimy tylko brak zmarszczek i krótszą sukienkę, nic poza tym. Mężczyźni przecież też ze sobą konkurują, ale robią to w zupełnie inny sposób. Walczą o stanowiska, o możliwość pochwalenia się lepszym, nowszym gadżetem, rywalizują w sporcie. My mamy jeden obszar – jest młodsza, ładniejsza, szczuplejsza, więc… nienawidzę.

We krwi to mamy?!
Wiele na to wskazuje. Może natura tak nas ukształtowała – panicznie boimy się konkurencji, więc będziemy ją zwalczać na różne, często nieetyczne, sposoby. Ale po to mamy rozum, żeby panować nad nieciekawymi instynktami. Pracuję w telewizji i widzę, jak to wygląda. Kiedy przychodzi atrakcyjna młoda dziewczyna, natychmiast pojawia się wokół niej grupa kobiet, które będą, często w dość okropny sposób, „przekonywały” ją, jak niewiele umie oraz że nie ma żadnych szans, by się nauczyć, bo… „ładna znaczy głupia”. Jesteśmy nafaszerowane założeniami o tym, jaka jest „ta nowa”. Nie damy szansy, nie sprawdzimy, tylko będziemy zwalczać. Bardzo dużą wagę przywiązujemy do pierwszego wrażenia, sama długo się nim sugerowałam, ale od wielu lat już tego nie robię. Pierwsze wrażenie nie powinno być sposobem rozpoznawania człowieka.

Gdybyś miała zrobić małe podsumowanie – ty sama doznałaś od innych kobiet więcej czułości i ciepła czy bólu i przykrości?
Dostałam dużo akceptacji i czułości, nie mogę narzekać. I w obszarze zawodowym, i prywatnym mam dobre doświadczenia z kobietami. Bardzo wiele zawdzięczam właśnie kobietom. Mojej mamie, która przygotowała mnie do ciężkiej pracy, która wpoiła mi, że niezależność, także ta finansowa, to jest coś, co kobieta absolutnie powinna sobie zapewnić. Bardzo dużo zawdzięczam Ninie Terentiew, która wielokrotnie zaufała moim możliwościom, dała mi szansę. Dziś też pracuję głównie z kobietami w Dzień dobry TVN, w większości są to dziewczyny dużo młodsze ode mnie, i to jest bardzo dobra współpraca. Ufamy sobie, wymieniamy się doświadczeniami.

To są kontakty „twarzą w twarz”, a jakie są twoje doświadczenia, jeśli chodzi o anonimowe komentarze na twój temat w sieci?
Przeczytałam jakiś czas temu wyniki badań, które mnie zmroziły. Dowiedziałam się z nich, że zdecydowana większość hejtu wobec osób publicznych w mediach społecznościowych pochodzi od kobiet! To kobiety są hejterkami! Anonimowo, bezkarnie i z wielką radością kobiety wypisują w Internecie rzeczy straszne o innych kobietach. Piszą, dotykając najbardziej intymnych kwestii, takich jak na przykład: bezdzietność czy zmiana wagi, spowodowana czasem też chorobą. Piszą o starzeniu się, dokładnie wiedzą, gdzie „dotknąć”, by naprawdę zabolało. Nie jestem w stanie pojąć, jak na końcu ludzkiego pióra, którym jest dziś najczęściej klawiatura komputera, może być tyle nienawiści wobec drugiego człowieka. W tej nienawiści jesteśmy ohydnie wyrafinowane. Nie przejdzie nam przez myśl, jaka tragedia może kryć się za tym, że któraś z nas nie ma dzieci… Wyobrażasz sobie, że matka dwójki dzieci pisze do innej kobiety: „Co ty bezdzietna suko możesz wiedzieć o wychowaniu?”? Czy powiedziałaby jej to samo w twarz? Nie, bo jest tchórzem, a zastrzyk odwagi daje jej wyłącznie anonimowość… To można określić jednym słowem: ściek!

Miałaś w życiu moment, kiedy zanurzałaś się w tym ścieku, którym płynęły epitety o tobie? Czytałaś komentarze na swój temat?
Jestem na to dość odporna, choć przyznam, że nie jest to przyjemne. Nie będziemy się czarować, kiedy czytasz o sobie: „Ty stara, gruba świnio, powinnaś już zdechnąć”, nie czujesz się najlepiej. Ale ja znalazłam na to sposób. Po pierwsze myślę, że pani, która tak do mnie pisze, jest głęboko nieszczęśliwym człowiekiem, serdecznie jej współczuję. Po drugie staram się po prostu nie czytać tych wpisów – wchodzenie do ścieku jest mazaniem się w nieczystościach, postanowiłam się nie brudzić. Nauczyłam się przyjmować uwagi wyłącznie od osób, które są mi życzliwe, co absolutnie nie oznacza, że czekam wyłącznie na komplementy i pochlebstwa. Nie, czekam także na krytykę, ale taką, za którą stoi chęć, żebym zrobiła coś lepiej, a nie chęć dowalenia mi i patrzenia, czy się może Wellman złamie, a może zacznie płakać, itd. Słucham ludzi, których cenię, którym ufam, którzy są dla mnie ważni. Zdanie ścieku nie jest dla mnie ważne. Uważam, że nie należy tego czytać. Na pewno nie należy tego analizować: kto napisał, dlaczego napisał, co miał na myśli. Nie warto. Nie warto też wchodzić w „dialog”. Największą satysfakcją hejtera jest to, że się mu odpowie. Kocha, kiedy piłka jest w grze, wtedy rozwija skrzydła.

Jak często zdarza ci się stawać w obronie kobiety, kiedy krzywdzi ją inna kobieta?
Często. Mam specyficzny stosunek do młodych kobiet – podziwiam je, wiele się od nich uczę, lubię z nimi przebywać. I kiedy tylko widzę lub słyszę, że są szykanowane przez starsze koleżanki, głośno protestuję, zwracam uwagę, nigdy nie przechodzę obok takich sytuacji obojętnie. I muszę powiedzieć, że kobiety w mojej obecności zaczynają się wstydzić takich zachowań, powstrzymywać się. Wiedzą, że zareaguję i nie będę specjalnie delikatna… Środowisko, w którym pracuję, jest – jak doskonale wiesz – plotkarskie. Przyjęłam taką zasadę, że natychmiast ucinam każdą plotę, która pada w moim towarzystwie. Jedna pani powiedziała drugiej pani, żadna z nich nie sprawdziła, poszło dalej – nie znoszę tego. Bardzo łatwo jest zrobić w moment z kogoś dziwkę, a potem od tej opinii nie ma już odwrotu. Trzeba bardzo uważać, co się mówi. Ważne jest, żeby liderzy – formalni czy ci nieformalni – pilnowali, by tego typu zachowania były piętnowane. I to piętnowane publicznie. Mnie ploty nie kręcą, raczej brzydzą. Moja pani manikiurzystka, do której chodzę od lat, powiedziała: „Pani Doroto, jest pani jedyną osobą, która ze mną nie plotkuje”. Nie mam potrzeby obrabiania komuś dupy, nie przynosi mi to żadnej satysfakcji.

Może dlatego, że masz… własne życie.
Myślę, że zdecydowanie coś w tym jest – tak, mam swoje życie, które lubię. Mam poczucie, że gdzieś głęboko pod taką lekkością dowalania innym kobietom jest brak satysfakcji z własnego życia. Jesteśmy frustratami, nie potrafimy odnaleźć sensu, pasji. Boimy się zmian, więc trwamy w swoim niezadowoleniu, a jak ja jestem nieszczęśliwa, dowalę Zośce, niech jej też będzie źle, dla tak zwanej równowagi.


Ale muszę dodać, że ja nadal wierzę w kobiecą solidarność, ona istnieje! Tylko nie jest tak powszechna, jak byśmy wszystkie tego chciały. Albo inaczej – my się potrafimy solidaryzować i wspierać w sytuacjach ekstremalnych, w sytuacjach napięcia. Wtedy widać, że mamy w sobie ten potencjał bycia razem, bycia zjednoczonymi. Na co dzień, kiedy się „nie pali”, jest gorzej. Nie potrafimy siebie wzajemnie chwalić, komplementować. Mnie sprawia przyjemność powiedzenie koleżance: „Świetna robota” czy „Fajnie wyglądasz”. Dla mnie to jest frajda. Na początku kiedy ktoś mnie nie zna, wyłupia oczy po moich komplementach: „Czego ona ode mnie chce? Pożyczyć stówę?”. Nie, nic nie potrzebuję, po prostu zauważam i chce mi się otworzyć usta i to powiedzieć. Dzień jest od razu inny. Dlaczego zawsze bardziej skupiamy się na tym, że czegoś lub kogoś nie lubimy, zamiast na tym, że lubimy – to mnie zawsze fascynowało, ten kierunek kanalizowania energii. Ja wolę tę jaśniejszą, serdeczniejszą stronę życia i na niej się skupiam. Ale tu znowu wracamy do frustracji. Ten, kto siebie lubi i akceptuje, nie szuka w sobie wciąż tylko braków, dziur i niedostatków, w podobny sposób patrzy na świat i na innych ludzi. Jeśli siebie nienawidzisz, nienawidzisz całego świata.

Uczyłaś się tej akceptacji siebie?
Tak, uczyłam się, życie mnie uczyło – to suma doświadczeń. Ale jedno dostałam na starcie – zawsze byłam dobrze nastawiona do innych i do świata. Wyszłam z domu, w którym dobrze mówiło się o ludziach, a nie za zamkniętymi drzwiami szeptało: „Żydek sknera” – nigdy czegoś takiego nie słyszałam od rodziców.
Jeśli matka i ojciec będą siać w domu nienawiść wobec sąsiadów, znajomych i rodziny, jeśli będą toczyły się dyskusje, w których obraża się innych ludzi i mówi się o nich w sposób obrzydliwy, zawsze krytyczny, z pogardą, to nie ma możliwości, żebyśmy tego hejtu nie mieli we krwi. Będziemy go mieć i z nim pójdziemy w świat.

Wszystko zaczyna się w domu.
Są przecież także takie rodziny, w których za zamkniętymi drzwiami hejtuje się wszystkich, a potem wychodzi się i ze sztucznym uśmiechem do sąsiadki, której 10 minut temu obrabiało się tyłek, mówi: „Jak miło panią widzieć, pięknie pani dziś wygląda”. Dziecko, które jest świadkiem takiego spektaklu, uczy się, że są dwie twarze „życzliwości”… Tu potrzeba zdrowego rozsądku i konsekwencji. Kiedy mój syn był mały, a my z mężem chcieliśmy pogadać o kimś nie tylko w superlatywach – przecież to oczywiste, że są takie sytuacje – robiliśmy to na osobności. I nigdy siedząc na kanapie przed telewizorem, nie mówiliśmy: „Zobacz, jaka krowa”, itd. Takich rzeczy nigdy w moim domu nie było.


Jest też inny aspekt, trzeba pamiętać, że dzieci są prawdomówne, mój syn zawsze głośno wyrażał swoje zdanie i moim, naszym zadaniem było znaleźć właściwy moment i odpowiednią formę, żeby mu wytłumaczyć, że powiedzenie do pani w sklepie, że jest bardzo gruba, może sprawić jej przykrość. Że jeśli pan jest garbaty, nie należy mówić mu, że straszy i okropnie wygląda, bo szczerość może być też czasem bolesna dla drugiego człowieka. Trzeba wytłumaczyć: „Mogłeś tak pomyśleć, ale nie należy pewnych rzeczy mówić głośno”. I nie chodzi o uczenie bycia zakłamanym, ale o wykształcenie w młodym człowieku umiejętności współodczuwania, o wykształcenie empatii. Jeśli tego nie zrobimy, będziemy się potem mierzyć z tym, od czego zaczęłyśmy naszą rozmowę…

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze