1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania

Masza Wągrocka – dziewczyna z kina Tęcza

Masza Wągrocka ma w portfolio dużo zdecydowanych, stawiających na swoim kobiet. (Fot. Marek Zimakiewicz)
Masza Wągrocka ma w portfolio dużo zdecydowanych, stawiających na swoim kobiet. (Fot. Marek Zimakiewicz)
Zdecydowanie ma „to coś”. Masza Wągrocka, aktorka, rocznik 1992. W kinach możecie właśnie oglądać film, w którym debiutuje na dużym ekranie.

Kiedy pojawia się w jednej z pierwszych scen filmu „Najmro. Kocha, kradnie, szanuje”, wygląda niby całkiem zwyczajnie, a jednocześnie jej uroda, spojrzenie, sposób, w jaki mówi, są tak intrygujące, że od razu zapadają w pamięć. Dziewczyna za szybą kasy biletowej w kinie Tęcza, Tereska, dla której tytułowy bohater zupełnie traci głowę. Kinowy debiut Maszy Wągrockiej jest bardzo udany. Podobnie zresztą jak sam film. Prawdopodobieństwo, że wywoła sporo zamieszania, jest naprawdę duże, choćby dlatego, że takich produkcji właściwie się u nas nie kręci: kino akcji i komedia w jednym, w klimacie słynnego „Złap mnie, jeśli potrafisz”. Film lekki, przyjemny, z błyskotliwymi dialogami, dopracowany w każdym szczególe i niezwykle stylowy. Pokazana tu rzeczywistość to lata 80. w wersji glamour – z migającymi neonami, nocnymi klubami i szalonymi pościgami ulicami miasta.

Ten głos

Bohaterka grana przez Maszę jeździ motocyklem, kultową emzetką, i zadaje się z najbardziej znanym przestępcą czasów PRL. Człowiekiem, który 29 razy uciekał wymiarowi sprawiedliwości, włącznie z ucieczką przez okno z sali rozpraw czy z zapadnięciem się pod ziemię na więziennym spacerniaku – po tym, jak wspólnicy wykopali mu tunel. Inspiracją dla twórców był życiorys legendarnego złodzieja Zdzisława Najmrodzkiego, ale filmu w żadnym razie nie można nazwać biograficznym. Postać Tereski nie ma konkretnego pierwowzoru, za to – mimo retrooprawy – jest idealnie skrojona na potrzeby naszych czasów – kiedy to widzowie nie chcą już oglądać dziewczyny głównego bohatera pozbawionej siły sprawczej. Tereska nie ma oporów, żeby stawiać warunki, to ona ma tu ostatnie zdanie.

Bohaterka grana przez Maszę Wągrocką jeździ motocyklem, kultową emzetką, i zadaje się z najbardziej znanym przestępcą czasów PRL, kadr z filmu „Najmro. Kocha, kradnie, szanuje”: Robert Pałka.(Fot. materiały prasowe) Bohaterka grana przez Maszę Wągrocką jeździ motocyklem, kultową emzetką, i zadaje się z najbardziej znanym przestępcą czasów PRL, kadr z filmu „Najmro. Kocha, kradnie, szanuje”: Robert Pałka.(Fot. materiały prasowe)



W portfolio Maszy Wągrockiej takich zdecydowanych, stawiających na swoim kobiet jest całkiem dużo. W serialu „Król” zagrała Zosię, narzeczoną Moryca Szapiry, tę, która zakłada się ze swoim ukochanym, kto szybciej złoży pistolet, rozkładaną parabelkę. Są też wojowniczki, superbohaterki – Masza nieraz użyczała im głosu. „Pierwszy raz mi się zdarzyło poszukać, kto tak cudnie podkłada”. Albo: „Trafiliśmy na seans z dubbingiem i na początku byłem niezadowolony, że nie usłyszę aktorów w oryginale. Głos Marty mi to wynagrodził” – oto próbka entuzjastycznych komentarzy, jakie można znaleźć w sieci na temat jej dubbingowych ról. Tę część aktorskiego portfolio nierzadko traktuje się po macoszemu, wychodząc z założenia, że podkładanie głosu nie ma tej samej rangi, co „normalna” rola. Niesłusznie, czego dowodzi przykład Maszy. W jej przypadku głos, wokal, wykształcenie muzyczne mają duże znaczenie.

Łzy nad Motławą

Można ją było oglądać w warszawskim teatrze Roma w musicalu „Once”. Ma też na koncie udział w pierwszym w Polsce audiomusicalu, superprodukcji „Jestem, kim chcesz” na podstawie „Pigmaliona” G.B. Shawa. Dwa lata studiowała na gdańskim Wydziale Wokalno-Aktorskim, wcześniej uczyła się gry na skrzypcach. O tym, dlaczego wybrała w końcu kierunek inny niż muzyczny, za chwilę, na początek warto by wyjaśnić kwestię imienia. Masza czy Marta Wągrocka, bo i taką wersję znajdziemy w sieci? Najpierw była Martą i to na studiach w Gdańsku po raz pierwszy została nazwana Maszą. Od roli w spektaklu „Good night, Dżerzi” na podstawie książki Janusza Głowackiego, który akurat próbowali. Ochrzciła ją pani profesor prowadząca zajęcia i tak już zostało. Przylgnęło na tyle, że dzisiaj poza rodziną i znajomymi z dzieciństwa praktycznie wszyscy tak się do niej zwracają. Do niedawna bardziej oficjalna „Marta” pojawiała się jeszcze czasem na listach obsadowych – teraz także i to się zmieniło.

Do szkoły muzycznej poszła, bo tak zadecydowała sama. Jako przedszkolak. Sama pamięta to tak: „Chodziło o Vanessę Mae i jej białe elektryczne skrzypce. Oglądałam ją w telewizji i marzyłam, żeby być taka jak ona. Któregoś dnia do naszego przedszkola przyszedł muzyk, żeby pokazywać dzieciom instrumenty. Przypieczętował mój los w momencie, kiedy dał mi potrzymać skrzypce”. I tu ciekawostka, bo we wspomnianym przedszkolu – całkiem zwyczajnym, na warszawskim Muranowie – w jednej przedszkolnej grupie oprócz Maszy były także Eliza Rycembel („Osiecka”) i Agata Trzebuchowska („Ida”).

Po 12 latach grania na skrzypcach Masza nie wybrała Akademii Muzycznej. Po drodze, jako nastolatka, zaczęła poważnie interesować się musicalami. Stąd studia w Gdańsku. Wspomina je jako wspaniały czas. Nawet jeśli od pewnego momentu tylko utwierdzała się w przekonaniu, że jej wokal nie sprawdza się akurat w tym repertuarze, w którym najbardziej chciałaby grać. Ze skalą nie miała kłopotu, za to uważała, że jej głosowi brak „rozrywkowego brzmienia”. Masza: „Ja, straszna kujonka, z zaskoczeniem odkryłam, że coraz częściej nie znam tekstów piosenek na blachę i że bardziej cieszę się na zajęcia aktorstwa niż wokalne”. O pomyśle studiowania na Akademii Teatralnej w Warszawie nie powiedziała prawie nikomu, egzaminy wstępne zdawała na wariata, a zmianę studiów okupiła hektolitrami wylanych łez. Wspomina: „Histeria nad Motławą, dramat w jednym akcie. Tak bym nazwała tamten moment”. Płakała z tęsknoty za wszystkimi, których zostawiła w Gdańsku, i za atmosferą na wydziale. Po dziesięć osób na roku, dzieciaki od razu po maturze, wspólne pierwsze lata wolności. Spora różnica w porównaniu z szacownym gmachem na Miodowej, skalą warszawskiej uczelni, podejściem do zawodu aktora dramatycznego.

Nieodwracalna

Wiele mówi się dzisiaj o nadużyciach i przemocy na wydziałach aktorskich. Masza miała, jak przyznaje, szczęście, bo opiekunem jej roku był zmarły niedawno Andrzej Strzelecki. Ceniony aktor, wieloletni dyrektor muzycznego teatru Rampa i rektor warszawskiej Akademii Teatralnej. Strzelecki muzyczny background swoich studentów traktował jak atut, co wcale nie jest takie oczywiste. Stereotyp aktora musicalowego, wodewilowego, a więc „tylko rzemieślnika” w opozycji do „prawdziwego artysty”, trzyma się całkiem mocno. Dopiero teraz, kiedy twórcy coraz odważniej i powszechniej mieszają konwencje, style i gatunki, różnice zaczynają się zacierać. Ale Andrzej Strzelecki był także, a może przede wszystkim, tego typu pedagogiem, który wzmacniał swoich studentów. „Bardzo wiele mu zawdzięczam – mówi Masza. – Potrafił sprawić, że czuliśmy się zaopiekowani. Czuliśmy, że wyjdziemy ze szkół i będzie dla nas praca, że po prostu będzie dobrze. I najwyraźniej to podejście działa. Cały mój rok teraz pracuje w zawodzie”.
Jest też w opowieści Maszy (stypendystki Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, studentki, która już na trzecim roku dostała rolę w „Marii Callas. Master Class” u boku Krystyny Jandy, a na czwartym dołączyła do zespołu Teatru Narodowego) skrajnie inne wspomnienie. Które na jakiś czas wyparła, a jeśli do niej wracało, powtarzała sobie, że przetrwała te zajęcia na Akademii, tamte agresywne komentarze, potworną presję – i to jest najważniejsze. Do stresu była przyzwyczajona od dziecka, szkołę muzyczną wspomina jako niekończący się ranking talentów, odpowiedzialność ciążącą na małym jeszcze człowieku, co w specyficzny sposób kształtuje charakter. Wydaje ci się, że bycie twardą to zaciskanie zębów, cokolwiek by się działo. Masza cieszy się, że w środowisku teatralnym i filmowym coś drgnęło. Kibicuje wszystkim, którzy głośno mówią, co przydarzyło im się na studiach i w pracy, piętnując niegodziwe traktowanie. Tak, ktoś może przy okazji dostać rykoszetem, ale takie jest prawo rewolucji, która jest, według niej, nieodwracalna.
Ostatnio kumpel zaprosił ją na dyplom nowych roczników. Chodziła korytarzami w budynku przy Miodowej i przyglądała się młodszym studentom. Uważa, że ona, za moment 29-letnia, jest jeszcze z innego pokolenia: „Zobaczyłam te wszystkie tatuaże. Mnie zawsze powtarzano, że aktor nie może się tatuować, bo to przeszkadza w roli. Piercingi, kolorowe włosy, dziewczyny ścięte na bardzo krótko. Oczywiście nie chodzi tylko o wygląd. Jestem przekonana, że generacja Z jest od nas zwyczajnie mocniejsza. Że skutecznie potrafi o siebie zawalczyć. Patrzę na nich i się uczę”.

Za chwilę

Kiedy powstawały zdjęcia do „Najmro…”, był rok 2019. Masza świeżo po szkole dostała też rolę w „Królu”, do tego spektakle w Narodowym. A potem nagle przyszła pandemia. I chociaż zaczęło się od kilku miesięcy wolnego, w sumie cały pandemiczny czas był dla niej bardzo intensywny. I zawodowo, i prywatnie. Masza: „Skutek jest taki, że pierwszy raz nie trzymam się twardo swoich scenariuszy, tego, co sobie wymyśliłam i zaplanowałam. Coraz częściej odpuszczam kontrolę i dostrzegam, że ma to swój urok”. Ostatnie półtora roku to także czas spędzony z nową domowniczką, ukochaną kocicą Stefką, zwaną czasem Psychotką. Stworzeniem czułym, do rany przyłóż, chyba że Masza zmęczona wraca ze spektaklu czy próby i zmywa na przykład charakteryzację, nie zwracając na nią uwagi. Albo kiedy za długo rozmawia przez telefon. Wtedy w Stefę wstępuje demon. Decyzję o adopcji poprzedzało przekonanie: „Absolutnie nie mogę mieć kota, za dużo pracuję”, a skończyło się na: „Mogę, bo czy temu kotu będzie lepiej w schronisku, czy u mnie w mieszkaniu, nawet jeśli dłużej mnie nie ma?!”.
Film „Najmro…” jest w kinach od września. Przez COVID-19 premiera przesunęła się o rok i paradoksalnie twórcom opóźnienie się przysłużyło. Reżyser Mateusz Rakowicz przyznaje, że mogli dłużej popracować nad efektami specjalnymi, wycyzelować każdą scenę. Z kolei Masza mówi, że ma poczucie bycia już w innym miejscu. Wtedy oswajała się dopiero z kamerą, teraz jej apetyt na role w filmach i serialach rośnie. I też Masza coraz więcej gra. Za moment będą wchodzić kolejno trzy produkcje z jej udziałem. I choć zdawałoby się, że czas, kiedy wszyscy boją się ponownych obostrzeń, nie jest dobrym momentem na filmowy debiut, wiele wskazuje na to, że akurat dla niej jest.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze