1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Felicja Lamprecht, konserwatorka dzieł sztuki: „Ta praca to nieustanne śledztwo detektywistyczne”

Felicja Lamprecht, konserwatorka dzieł sztuki: „Ta praca to nieustanne śledztwo detektywistyczne”

- Gdy odkrywamy, że pod spodem są XVI-wieczne malowidła, musimy zdecydować, czy zachować to konkretne zdobienie, czy inne – nowsze. Przeprowadzamy badania, wykonujemy fotografie w podczerwieni, ultrafiolecie i zdjęcia rentgenowskie. Korzystamy z najnowszych osiągnięć technologii - mówi Felicja. (Fot. Felicja Lamprecht, Marie Parant)
- Gdy odkrywamy, że pod spodem są XVI-wieczne malowidła, musimy zdecydować, czy zachować to konkretne zdobienie, czy inne – nowsze. Przeprowadzamy badania, wykonujemy fotografie w podczerwieni, ultrafiolecie i zdjęcia rentgenowskie. Korzystamy z najnowszych osiągnięć technologii - mówi Felicja. (Fot. Felicja Lamprecht, Marie Parant)
O szukaniu śladów ludzi, których nie ma, zachwycie nad wydobywanymi spod warstwy brudu kolorami, ale i monotonii mieszającej się z nieprzewidywalnością – opowiada Felicja Lamprecht, konserwatorka dzieł sztuki. Pracuje przy renowacji najważniejszych paryskich zabytków, w tym strawionej pożarem w 2019 roku katedry Notre Dame.

Czy spędzanie całego dnia na rusztowaniu może być satysfakcjonujące?
Masz na myśli pracę przy konserwacji malarstwa ściennego na tak zwanej ścianie? Zdecydowanie tak! Przestrzeń, możliwość dotykania kamienia czy tynku, które ktoś zdobił setki lat temu, są rekompensatą za wkradającą się czasami w mój dzień monotonię. Uwielbiam dynamikę tej pracy – cały czas coś nowego się dzieje pod kolejnymi warstwami. Nigdy nie wiem, co znajdę. Przeważnie pracuję jednocześnie przy kilku projektach w różnych ekipach i różnych miejscach, więc często zmieniam rusztowania, nie ma więc mowy o nudzie. A ponieważ zawód konserwatora zabytków nie jest stricte twórczy – nie możemy nic kreować czy domalowywać – w wolnych chwilach zajmuję się malarstwem.

Takie jest ogólne założenie. Ale zdarzają się nieudane konserwacje, podczas których dzieło nie zostaje odświeżone i zabezpieczone, a zamalowane…
Ten zawód zaczyna być intratnym biznesem. Coraz częściej powstają duże firmy, które zatrudniają niedyplomowanych konserwatorów. Dlaczego? Bo ze względu na niższe koszty ich pracy wygrywają przetargi. A koszty są niższe, bo oszczędzają na materiałach, analizach laboratoryjnych, a nawet czasie, wybierając mniej skomplikowane zabiegi konserwatorskie. Tak nie da się przeprowadzić konserwacji zgodnie z zasadami sztuki.

Czyli dyplom ukończenia studiów wyższych na kierunku konserwatorskim jest ważnym, ale nie koniecznym warunkiem wejścia do branży? Czy konserwatorzy dzieł sztuki zdobywają jeszcze inne uprawnienia?
Studia dają nam wiedzę z zakresu między innymi technik malarskich, materiałoznawstwa i chemii. Po ich ukończeniu dostajemy dyplom. Nie ma konieczności, jak w przypadku architektury czy kierunków lekarskich, zdobywania uprawnień. Najwięcej człowiek się uczy, obcując na co dzień z konserwatorami o różnym poziomie doświadczenia. A jeśli trafi się w środowisko międzynarodowe, tak jak mnie się udało, korzyści są nie do przecenienia. Można poznać odmienne metody, a dzięki temu lepiej zrozumieć poddawany konserwacji czy renowacji obiekt.

Odkrywanie warstwa po warstwie, a więc de facto wiek po wieku, pracy dawnych artystów musi być fascynujące…
Czasami na ścianie jest kilkadziesiąt warstw przemalowań. Każdą z nich trzeba udokumentować. Dla niektórych może to być mało ciekawe, ale dla mnie jest właśnie fascynujące. Na przykład gdy odkrywamy, że pod spodem są XVI-wieczne malowidła, musimy zdecydować, czy zachować to konkretne zdobienie, czy inne – nowsze. Przeprowadzamy badania, wykonujemy fotografie w podczerwieni, ultrafiolecie i zdjęcia rentgenowskie. Korzystamy z najnowszych osiągnięć technologii, choćby laserów, które są stosowane przy oczyszczaniu kamienia. Ta praca to nieustanne śledztwo detektywistyczne, ale też eksperymentowanie. Chodzi o to, aby nasze współczesne interwencje były w przyszłości odwracalne.

W jakim sensie odwracalne?
Chemicznie. Trzeba uważać, by ostrożnie wprowadzać w dzieło sztuki chemikalia. Muszą być dobrane tak, aby nie reagowały z warstwą malarską w nieprzewidziany i niebezpieczny sposób. Zawsze staramy się pobrać i zbadać w laboratorium próbki z obiektu, aby zrozumieć jego budowę. Na tej podstawie dostosowujemy metody konserwatorskie. Stosujemy żywice, które są między innymi odporne na starzenie się czy działanie mikroorganizmów, ale też łatwo usuwalne z użyciem odpowiednich rozpuszczalników. Zależy nam, aby dzieło przetrwało w oryginalnym stanie jak najdłużej. Ludzie nie chcą przecież podziwiać w zabytkach, na przykład katedrze Notre Dame, naszej twórczej wizji, tylko oryginalne dzieło artysty.

Używacie tych samych materiałów, z jakich korzystali autorzy?
Wiele zależy od oryginalnej techniki. Jeśli jest to tempera, a więc mieszanina pigmentów z jajkiem, to nie użyjemy jej ponownie, bo w razie zawilgocenia budynku stanie się pożywką dla mikroorganizmów. Z kolei farby olejne z czasem ciemnieją. Naszym zadaniem jest taki dobór chemii, aby uzyskać trwały efekt. Dostosowujemy więc współczesne materiały, tak aby były kompatybilne z oryginałem i odróżnialne chemicznie. Dzięki temu nasze interwencje będą łatwe do zlokalizowania także dla przyszłych pokoleń.

Czy miejsca poddawane rekonstrukcji są w jakiś sposób oznaczane?
Retusz specjalisty z daleka jest niewidoczny i nieodróżnialny od oryginału. Jeśli jednak spojrzy się z bliska, można dostrzec różnicę. Jeśli nie jest to iluzjonistyczny retusz, decydujemy się na integracje kolorystyczne kropką czy kreską (tratteggio). Zależy nam na tym, by uzupełnienia były łatwe do identyfikacji. Nasza rola jest absolutnie służebna względem oryginalnego dzieła. Gdy pracujemy z dziełami średniowiecznymi, zazwyczaj zostawiamy neutralne tło zaprawy, a sama warstwa malarska pozostaje nietknięta. W przypadku młodszego malowidła, dajmy na to XIX-wiecznego, z dostępem do archiwów, możemy się pokusić nawet o rekonstrukcję.

To zupełnie inne podejście niż jeszcze sto lat temu, prawda?
W XIX wieku i pierwszych dekadach XX stulecia nie było tak rozwiniętej myśli konserwatorskiej. Wtedy, ale też wcześniej, powszechnie stosowano przemalowanie jako metodę odświeżenia. Oryginalne dzieła pozostawiano pod spodem, o ile nie uległy zniszczeniu w wyniku wojen czy rewolucji. Nowe malunki naścienne tworzone były według wizji sponsora czy aktualnej linii ideologicznej, na przykład zakrywano domalowanymi szatami odsłonięte części ciała. Katedra Notre Dame jest tu dobrym przykładem. Architekci wiek po wieku adaptowali do wymogów epoki i mody estetykę wizualną budynku. Inaczej wnętrza tej świątyni wyglądały w renesansie, baroku czy w XIX wieku, gdy zadanie to wziął na siebie Eugène Viollet-le-Duc. W kaplicy Świętego Ferdynanda, w której pracowałam z innymi konserwatorkami, ściany pokryte są wielobarwnym malarstwem olejnym. Artysta stworzył własną i współczesną – chociaż stylizowaną na średniowiecze – wizję dekoracji tego miejsca. Przy odbudowie dachu katedry również zastanawiano się, czy wrócić do wyglądu dachu sprzed pożaru, czy pozwolić sobie na nowoczesną interpretację. Widziałam nawet wizualizację katedry ze szklanym dachem!

Konserwacja zabytków jest chyba stosunkowo nową dziedziną wiedzy…
Tak, jako osobna dyscyplina akademicka ma zaledwie kilkadziesiąt lat. Co ciekawe, pierwszą uczelnią na świecie, która wprowadziła interdyscyplinarny program nauczania konserwatorów, łączący sztukę z nauką, był Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu, tam zdobyłam dyplom. Powodem rozwoju tej dziedziny akurat w Polsce była potrzeba ratowania dzieł sztuki i zabytkowych obiektów zniszczonych podczas drugiej wojny światowej. Dziś ten nieznany jeszcze 70 lat temu zawód cieszy się szczególnym poważaniem. Cieszę się, że mogę go wykonywać w gronie konserwatorek z różnych stron świata, i to w takich miejscach, jak: wspomniana katedra Notre Dame, gabinet prezydenta Francji w Pałacu Elizejskim, Luwr, Pałac Wersalski, Biblioteka Narodowa Francji czy kościół Saint-Sulpice, gdzie w kaplicy Świętych Aniołów pracowałam nad malowidłami Eugène’a Delacroix.

Wspomniałaś o zespole konserwatorek. Czy branża konserwacji dzieł sztuki jest sfeminizowana?
Na palcach jednej ręki mogę policzyć znajomych konserwatorów mężczyzn, więc rzeczywiście można tak powiedzieć. Zawód ten kojarzony jest zazwyczaj z pracami wymagającymi cierpliwości, skrupulatności czy wyczucia. Powszechnie, ale błędnie uważa się je za zajęcia kobiece. Z tego powodu na studia kierunkowe wybierają się przeważnie kobiety. Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że konserwator pracuje też fizycznie. Musi sprawnie poruszać się po rusztowaniach, samodzielnie mieszać zaprawy, skuwać cement ze ścian czy wykuwać zdobienia w kamieniu.

Co obecnie dzieje się w katedrze Notre Dame? Po pożarze w 2019 roku wydawało się, że niewiele uda się uratować.
Odbudowano dach i właśnie zakończony został pierwszy etap prac w kaplicach Świętego Ferdynanda i Notre Dame de Guadalupe. Na podstawie zebranych tam doświadczeń stworzyliśmy protokół czyszczenia i konserwacji. Ma on być pomocny w pracy nad pozostałymi 22 kaplicami świątyni w trudnych warunkach sanitarnych związanych ze skażeniem budynku ołowiem, który pokrywał spaloną więźbę dachową. W 13 kaplicach znajdują się warstwy malarskie na ścianach. O dziwo, nie zostały one strawione przez ogień. Pozostały praktycznie nienaruszone, ponieważ zadziałał efekt komina – ogień skupił się na górnej części budynku, oszczędzając jego dolne partie. Kaplica Saint-Germain zakonserwowana przez Marie Parant w 2018 roku, a więc przed wybuchem pożaru, wygląda niemal identycznie jak bezpośrednio po zakończeniu prac konserwatorskich. Kolory były nienaruszone. Co więcej, najważniejsze dzieła sztuki wyniesiono z katedry przed ich rozpoczęciem.

Odwiedzający katedrę Notre Dame po konserwacji będą zszokowani tym, co zobaczą. Wnętrze pojaśniało. Efekt końcowy, który zaprezentowany zostanie w 2024 roku, już teraz można wyobrazić sobie, patrząc na aktualny wygląd wież świątyni. Kamień ma waniliowy odcień. (Fot. Felicja Lamprecht, Marie Parant) Odwiedzający katedrę Notre Dame po konserwacji będą zszokowani tym, co zobaczą. Wnętrze pojaśniało. Efekt końcowy, który zaprezentowany zostanie w 2024 roku, już teraz można wyobrazić sobie, patrząc na aktualny wygląd wież świątyni. Kamień ma waniliowy odcień. (Fot. Felicja Lamprecht, Marie Parant)
(Fot. Felicja Lamprecht, Marie Parant) (Fot. Felicja Lamprecht, Marie Parant)

Czy gdyby nie doszło do pożaru, wszystkie kaplice katedry zostałyby poddane konserwacji? Obecnie nie tylko zaplanowano ściągnięcie ze ścian warstwy sadzy i ołowiu, ale też pełną konserwację dzieł sztuki.
Z pewnością nie udałoby się zakonserwować wszystkich kaplic jednocześnie, ponieważ nie byłoby na to funduszy. Prace trwałyby też zdecydowanie dłużej. Teraz stało się to możliwe ze względu na ogólnoświatową mobilizację, a także przeznaczenie na ten cel olbrzymich środków publicznych oraz prywatnych. Odwiedzający katedrę Notre Dame po konserwacji będą zszokowani tym, co zobaczą.

Jasnym odcieniem kamienia i rozświetlonymi wnętrzami? Wcześniej przywodziły one na myśl stosowane w odniesieniu do średniowiecza określenie „wieki ciemne”…
Tak! Wnętrze katedry pojaśniało. Efekt końcowy, który zaprezentowany zostanie w 2024 roku, już teraz można sobie wyobrazić, patrząc na aktualny wygląd wież świątyni. Kamień ma waniliowy odcień. Co do „wieków ciemnych” – to jednak bardzo niesprawiedliwe sformułowanie w odniesieniu do architektury. Budowle epoki romańskiej były świetliste i niesamowicie kolorowe dzięki bogatej polichromii.

Można tylko pozazdrościć, że konserwatorzy będą jednymi z pierwszych osób, które zobaczą to na własne oczy.
Taki efekt już dziś można zobaczyć w wielu innych świątyniach z tej epoki, które zostały poddane konserwacji. Naprawdę zachęcam do ich odwiedzenia. Katedra Notre Dame to zabytek światowej klasy i pewnego rodzaju ikona. Zapominamy o małych, niepozornych kościółkach romańskich, gdzie spod kolejnych warstw pokazują się niesamowite malowidła. Niejednokrotnie stawiają przed nami o wiele bardziej wymagające i złożone zadania konserwatorskie.

Czy zdarzyło się, że nie udało ci się uratować jakiegoś dzieła sztuki i bezpowrotnie je straciliśmy?
Wychodzę z założenia, że – o ile budynek nadal stoi – zawsze coś da się zrobić. Jeśli jednak będzie się długo czekać nie tyle z pracami konserwatorskimi, ile z bardziej prozaicznymi, jak naprawa dachu, może być za późno na ratowanie. Konserwator, chociaż ma dostęp do nowoczesnych technologii i chemikaliów, nie jest cudotwórcą. Naszym zadaniem jest odratowanie jak najwięcej z oryginału. Nie zwalamy starych tynków, bo na nich widać ślady czyichś rąk, ich warsztat. Ta autentyczność, te nadgryzione zębem czasu ściany i prace ludzi chyba najbardziej wzruszają. Oryginalna materia pozwala nam odbyć swoistą podróż w czasie.

Felicja Lamprecht konserwatorka dzieł sztuki, malarka i kopistka. Ukończyła studia w zakresie konserwacji i restauracji dzieł sztuki na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Studiowała na Uniwersytecie Paris-Sorbonne I. Członkini ekip konserwatorskich odpowiedzialnych za prowadzenie projektów renowacyjnych wybranych malowideł ściennych na terenie Paryża.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze