1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania

Magda Umer: „Życie jest moim ulubionym nałogiem”

Magda Umer, zdjęcie z 2018 r. (Krystian Maj / Forum)
Magda Umer, zdjęcie z 2018 r. (Krystian Maj / Forum)
Jej kojący i lekko tajemniczy głos, niemal szept, z pewnością dobrze zna ta wrażliwsza część z nas. Nikt bowiem tak pięknie nie interpretował piosenek literackich jak ona – Magda Umer. Dziś artystka obchodzi swoje urodziny, a my z tej okazji przybliżamy kilka najważniejszych momentów z jej życia.

Ona właściwie nie śpiewa gardłem, ona śpiewa duszą – mawiała o Magdzie Umer Agnieszka Osiecka, jej przyjaciółka, która wiele swoich tekstów napisała właśnie dla Magdy. Trudno się z nią nie zgodzić, bo jej głos, choć delikatny, niesie w sobie ogrom emocji, które nieraz przeszywają serce na wskroś. Obok głosu idzie niespotykana we współczesnych czasach dykcja i piękne posługiwanie się słowem. A, choć trudno w to uwierzyć, śpiewanie Magdy Umer było pasją przypadkową.

„Po co to całe życie?”

Urodziła się 9 października 1949 roku w Warszawie. Jej ojciec Edward był prawnikiem o duszy artysty – grał na kilku instrumentach, z czego, według Magdy, najpiękniej na fortepianie. – Był największą miłością mojego dzieciństwa. Wydawało mi się, że jest najprzystojniejszy i najmądrzejszy. Surowy, ale dobry i czuły. Mówił, że jemu się wydaje, że Boga nie ma, ale trzeba żyć tak, jakby był – pisała Magda Umer we wstępie do książki „Jak trwoga to do bloga”.

Gdy urodziła się Magda, jej ojciec miał 21 lat, mama – 19, była w klasie maturalnej. Po niej na świat przyszli dwaj bracia Magdy. Jeden z nich chorował na serce i przeszedł ciężką operację, która szczęśliwie się udała. Drugi cierpiał na rdzeniowy zanik mięśni (SMA). „Nie interesowałam się polityką. Czytałam książki, uprawiałam sport, miałam cudownych kolegów i przyjaciółki. I wielki smutek w domu, na co dzień. Mój brat coraz ciężej chorował. 1 listopada 1965 roku zapytał, jak wygląda cmentarz, bo kazali mu narysować Dzień Zmarłych na cmentarzu, na którym nigdy nie był. Jeździł do szkoły w wózku inwalidzkim. Opowiedzieliśmy i narysował „z wyobraźni”. Pięknie rysował, chociaż coraz trudniej było mu utrzymać w ręku ołówek. Zanikały mięśnie. Zmarł 15 grudnia 1965 roku. Miał 14 lat. Zawalił się świat i skończyło dzieciństwo. Ciągle myślałam o śmierci. Że po niej już nic nie ma. I że to straszne. I że po co to całe życie. I kto mógł wymyślić aż takie cierpienie bezbronnego dziecka. Nie chciało mi się już żyć, a miałam dopiero 16 lat” – napisała Magda Umer we wpisie na swoim blogu.

Miała ciężkie dzieciństwo. Po latach przyznała, że jej rodzice byli „potwornie smutnymi ludźmi, mieli ten smutek w każdej komórce” i ona od nich to w pewnym sensie odziedziczyła.

„Już szumią kasztany”

Potem była szkoła. Najpierw XIV Liceum Ogólnokształcąco im. Klementa Gottwalda w Warszawie, a później studia na Wydziale Filologii Polskiej i Słowiańskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Kierunek – polonistyka.

Jeszcze podczas nauki w liceum odwiedzili ją starsi koledzy: Janusz Weiss, Krzysztof Knittel i Andrzej Woyciechowski. Usłyszeli jak śpiewa na jednej ze szkolnych akademii ballady Bułata Okudżawy i postanowili zaprosić ją do swojego kabaretu Abakus, który właśnie tworzyli. Zgodziła się, ale pod warunkiem, że w jej występach będą uczestniczyć jedynie znajomi. „Musieliśmy więc zastosować pewien podstęp. Powiedzieliśmy jej, że na występy będą przychodzić tylko nasi znajomi i jak pojawi się ktoś obcy, to po prostu nie zostanie wpuszczony. Podstęp się udał i tak Magda, która uważała, że śpiewanie nie może być poważnym sposobem na życie, rozpoczęła swą długoletnią, wspaniałą karierę pieśniarki” – zdradził w jednym z wywiadów sam Andrzej Woyciechowski.

Potem były utwór „Już szumią kasztany” i „Koncert jesienny na dwa świerszcze”, czyli przeboje, dzięki którym poznała ją szersza publiczność. Dalej festiwal FAMA i Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu – kolejne nagrody i wyróżnienia. I choć robiła już karierę jako wokalistka, wciąż chciała zostać nauczycielką. Miała nawet zatwierdzony etat polonistki w liceum, w którym wcześniej sama się uczyła. Tuż przed rozpoczęciem pracy udała się jednak na wycieczkę do Włoch, będącą jej nagrodą za wygraną w Opolu. Na miejscu okazało się, że panuje tam cholera i wszyscy uczestnicy wyjazdu muszą przebyć dwutygodniową kwarantannę. Gdy wróciła do kraju dowiedziała się, że jej etat dostał już ktoś inny. Zaczęła więc pracować w telewizji, nie jako piosenkarka, ale jako młodszy redaktor. Tam poznała jednego ze swoich mistrzów – Jeremiego Przyborę.

„Jestem odludkiem, ale lubię ludzi”

Mówiła, że Przybora był jej wielką miłością od 9. roku życia, kiedy to ukazał się pierwszy odcinek „Kabaretu Starszych Panów”. Pracując w telewizji, mijała go wiele razy, nie miała jednak śmiałości do niego podejść. I znowu losem okazał się rządzić przypadek. Pewnego dnia dosłownie wpadła na niego, wychodząc z bufetu. Zaproponowała mu występ w swoim programie, na co on się zgodził, zauroczony jej oczami. – Zauważyłem wtedy, że ma ona zupełnie przezroczyste oczy. Lubię ten rodzaj oczu, bo można przez nie zajrzeć człowiekowi głęboko do duszy – wspominał po latach Przybora.

Tak połączyła ich nieprawdopodobna przyjaźń, która trwała 25 lat. – Myślę, że Bóg ma twarz Jeremiego Przybory albo mojego taty. Takie twarze mają najwspanialsi i najszlachetniejsi ludzie, a takimi dla mnie oni byli – przyznała Magda w rozmowie z Patrykiem Grząbką dla Portalu Ludzi Wartościowych. Mówiła też, że Jeremi był, obok Agnieszki Osieckiej, osobą, która ją najbardziej ukształtowała.

„Tajemniczy sznurek 9. października”

Z Agnieszką poznały się, gdy Magda miała 20 lat. Osiecka zadzwoniła do niej i powiedziała, że słyszała jej śpiew w radio i bardzo chciałaby pisać dla niej piosenki. Była już wtedy znaną i cenioną autorką tekstów. Magda poszła więc na spotkanie „nieprzytomna ze szczęścia”. Osiecka pokazała jej piosenki, a Magda stwierdziła, że żadna z nich jej się nie podoba. Była najprawdopodobniej pierwszą osobą, która odmówiła Agnieszce Osieckiej. Ta nie nosiła jednak urazy zbyt długo i już w 1977 roku napisała dla Magdy „Widzisz mały, jak to jest”.

Dalej były „Miłość w Portofino”, „Oczy tej Małej”, „Ach Panie, Panowie”, „Ucisz serce”, „Szpetni czterdziestoletni” i wiele innych piosenek, które kochała cała Polska. W latach 70-tych niemal każdy utwór stworzony przez ich duet momentalnie stawał się przebojem. Owocem wspólnej pracy okazała się też wielka przyjaźń. – Łączyło nas coś nieokreślonego, ona sama nazywała to „tajemniczym sznurkiem 9. października”, bo my obie urodziłyśmy się tego samego dnia i miesiąca, tylko ja o 13 lat później. I rzeczywiście, wielu rzeczy w Agnieszce nie akceptując, kochałam ją i byłam z nią połączona niemal tak, jakbyśmy były tym samym człowiekiem! Bardzo silna empatia, nie umiem tego inaczej nazwać – mówiła Magda Umer w rozmowie z Marią Bojarską.

Przyjaźń łączyła ją także z Zuzanną Łapicką i Krystyną Jandą. Wokół siebie zawsze gromadziła pięknych wewnętrznie ludzi. – Jestem odludkiem, ale lubię ludzi – przyznała w rozmowie z Mirosławem Kalinowskim.

„Intrygowała mnie magia teatru”

Od piosenki literackiej do teatru w życiu Magdy Umer okazało się nie być daleko. Pierwsze poważne spotkanie ze sceną miała w 1974 roku. Zagrała wtedy na deskach Teatru Narodowego postać Rachel w spektaklu „Wesele” w reżyserii Adama Hanuszkiewicza. – Zgodziłam się zagrać Rachel głównie dlatego, że zawsze intrygowała mnie magia teatru. I bardzo frapowało pytanie, jakimi naprawdę ludźmi są aktorzy, ci, którzy każdego wieczora muszą udawać kogoś zupełnie innego – mówiła.

Potem grała między innymi w teatrach Stara Prochownia, Rampa i 6. Piętro. Wyreżyserowała również wiele wspaniałych koncertów i widowisk teatralnych, między innymi „Białą bluzkę” „Zimy żal”. „Big Zbig show”, „Kobietę zawiedzioną”, „Marlenę”, „Młynarski czyli trzy elementy”, „Pod mocnym Aniołem”, „Zapiski z wygnania” i koncert „Zielono mi” poświęcony Agnieszce Osieckiej.

Gdzieś w międzyczasie nagrywała płyty, pisała książki i tworzyła niezapomniane programy telewizyjne, między innymi wspólnie z Jeremim Przyborą cykl „Zwierzenia przy fortepianie” i czteroodcinkowy wywiad rzekę „Dziecko szczęścia, czyli wiosna, lato, jesień, zima”, a także 9-odcinkowy cykl wywiadów telewizyjnych z Agnieszką Osiecką „Rozmowy o zmierzchu i świcie”. Jednak pytana w jednym z wywiadów o to, co uważa za swój największy sukces, odpowiedziała, że są to dzieci.

„Czas to mój największy łaskawca”

Jej mężem był Andrzej Przeradzki. Byli razem blisko 40 lat, aż do jego śmierci w 2019 roku. Poznali się w latach 80-tych, oboje byli po przejściach, oboje mieli już dzieci. Byli swoim kompletnym przeciwieństwem, mimo to stworzyli piękny związek. W 1985 roku urodził się ich syn Franciszek, kolejny mężczyzna życia Magdy Umer.

„Czas to największy mój łaskawca, dał mi dożyć takiego wieku, tyle zrobić i jednocześnie – mam nadzieję – nie powiedział ostatniego słowa” – mówiła w wywiadzie dla „Zwierciadła” w 2015 roku. I wszystko na to wskazuje, że jej marzenie się spełnia. Wciąż występuje na scenie, zarówno w teatrach, jak i na kameralnych koncertach. Jest aktywna w mediach społecznościowych, na których przemyca urywki ze swojego prywatnego życia oraz opowieści o wielkich artystach, o których współczesny świat powoli zapomina.

„Uważam, że mam w sobie nawet nie dziewczynę, tylko dziewczynkę. Im jestem starsza, tym bardziej zbliżam się do moich wnuków, mam coraz większą potrzebę dziecięcej naiwności, chcę zapomnieć o całym złu tego świata i wyobrażać sobie taki świat, o jakim marzę” – mówiła w rozmowie z Aliną Gutek. Oby w tym świecie, jeszcze przez wiele lat, znalazła się przestrzeń na kolejne piękne nuty i słowa – wyśpiewane delikatnym głosem, który przeszywa serce.

Podczas pisania artykułu korzystałam z tekstu Jana Bończa Szabłowskiego „Magda Umer. Jest czy się śni”, magdaumer.pl.

Cytat zawarty w tytule pochodzi z książki „Jak trwoga, to do bloga”, Andrzej Poniedzielski, Magda Umer, Wydawnictwo TRIO.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze