„Odnalezienie piękna dojrzałych kobiet w kulturze gloryfikującej młodość może być wyzwaniem, ale nie mamy innego wyboru, jeśli chcemy być szczęśliwi” – mówi 66-letnia aktorka i modelka Andie MacDowell.
Karierę zaczynała pod koniec lat 70. jako modelka, jednak prawdziwą popularność zyskała dopiero dekadę później dzięki rolom w filmach „Seks, kłamstwa i kasety wideo” (1989), „Dzień świstaka” (1993) oraz „Cztery wesela i pogrzeb” (1994). Dziś Andie MacDowell ma 66 lata, a jej podejście do upływającego czasu i starzenia się w Hollywood są godne pochwały. Amerykańska gwiazda jest orędowniczką naturalnego piękna – od dawna podkreśla, że nie zamierza poddawać się operacjom plastycznym, akceptuje procesy związane z dojrzewaniem, a w pandemii przestała farbować włosy. Zdrowo się odżywia, unika używek, stawia na aktywność fizyczną i rozwój osobisty. Nie przeraża jej słowo „starość”, a swoją dojrzałość celebruje. Gdy skończyła 60 lat, udzieliła wywiadu, w którym zapytano ją, co według niej nowa dekada wniesie do jej życia. – Chciałabym wykonywać więcej pracy duchowej, chodzić na lekcje jogi, pielęgnować każdy aspekt siebie, kontynuować pracę nad spokojem umysłu – odpowiedziała.
Aktorka i modelka chętnie podejmuje temat starzenia się i otwarcie mówi o tym, co sądzi o „społeczeństwie mającym obsesję na punkcie młodości”. – Odnalezienie piękna dojrzałych kobiet w kulturze gloryfikującej młodość może być wyzwaniem, ale nie mamy innego wyboru, jeśli chcemy być szczęśliwi. Czas jest cenny i nie można go marnować, a jest tak wiele aspektów dojrzałości, które są niesamowicie piękne. Nie oglądaj się za siebie, chyba że chcesz zobaczyć, jak daleko zaszedłeś – mówi.
W kontekście starzenia się nie używa słowa „akceptacja”. – To sugeruje, że z dojrzałością jest coś nie tak. Ja starzenie się afirmuję. Nie odmładzam się na siłę, nie staram się wyglądać młodo, tylko zdrowo. Ktoś kiedyś zapytał mnie, jak to jest tracić piękno. Oburzyłam się. Utarło się, że mężczyźni z wiekiem stają się bardziej interesujący, a my wręcz przeciwnie. To szkodliwy stereotyp, w który kobiety uwierzyły. Trzeba zmienić ten sposób myślenia – powiedziała w jednym z wywiadów. – Nie musisz być młodą, aby być piękną. Wiek nie jest przeszkodą. Nie musimy gonić za młodością, wszyscy powinniśmy cieszyć się każdą chwilą naszego życia – dodaje.
Dopiero w ubiegłym roku po raz pierwszy zagrała swoją rówieśniczkę [w serialu Sprzątaczka” dostępnym na platformie Netflix – przyp. red.]. – Do tej pory proponowano mi role 50-latek. Czułam, że grając młodsze bohaterki, niejako przyznaję, że kobiety z wiekiem przestają być wartościowe – tłumaczy. I choć twierdzi, że ageizm w Hollywood jest wciąż powszechny, nauczyła się sobie z nim radzić. Tych, którzy nie szanują dojrzałości, po prostu ignoruje.
Przez lata znakiem rozpoznawczym Andie MacDowell były gęste, ciemne loki. Pierwsze siwe włosy dostrzegła na swojej głowie w wieku 40 lat. – Na początku bardzo mnie to zmartwiło – wyznaje. Ponad dekadę ukrywała przed światem swoje naturalne srebrne kosmyki, jednak w czasie pandemii zrezygnowała z ich rutynowego farbowania. Jej menedżerowie byli temu przeciwni. Mówili, że to za wcześnie, ale dla MacDowell był to idealny czas. Poczuła, że siwe włosy pasują do jej osobowości i tego, kim dzisiaj jest. – Chcę wyglądać na swój wiek – powiedziała w jednym z wywiadów. Ignorując rady innych, aktorka pozwoliła swoim srebrnym lokom ujrzeć światło dzienne. W ślad za nią poszły inne aktorki, m.in. Jamie Lee Curtis, Emma Thompson, Sarah Jessica Parker i Kristin Scott Thomas.
W nowej fryzurze MacDowell zadebiutowała na czerwonym dywanie 74. Festiwalu Filmowego w Cannes. Burzą siwych włosów skradła całe show. Emanowała nie tylko naturalnością i pogodą ducha, ale także pewnością siebie. Reakcje były zaskakująco pozytywne. Uczestnicy wydarzenia i fani w mediach społecznościowych pokochali jej odmieniony wygląd, a sama aktorka poczuła ulgę. – Ludzie mogli być dla mnie podli, ale byli bardzo życzliwi. Czułam się komfortowo – wyznała, dodając, że naturalny wygląd był dla niej jedyną właściwą drogą. – Moje instynkty miały rację. Teraz czuję, że nie udaję. Pokazuję, w którym momencie życia jestem, i odpowiada mi to.
Choć MacDowell bez cienia wstydu pokazuje dziś światu swoje naturalnie siwe włosy, istnieją pewne aspekty starzenia się, z którymi wciąż zmaga się na co dzień. – Akceptowanie starzejącego się ciała nie jest tak łatwe, jak się wydaje – wyznaje, podkreślając, że postawienie na silver power jest jedynie częścią większej pracy, którą należy wykonać, aby w dojrzałym wieku czuć się naprawdę komfortowo we własnej skórze. – Mój brzuch robi się coraz większy wraz z wiekiem. Muszę pracować nad pokochaniem tej części mojego ciała, chociaż to bardzo trudne – mówi. Aktorka rozważała też wykonanie zabiegu podniesienia brwi, ale po rozmowie z kosmetyczką zdecydowała się tego nie robić.
Twierdzi, że jednym ze sposobów na akceptację upływającego czasu, jest ograniczenie czasu spędzanego przed lustrem. – Im mniej widzimy swoje odbicie, tym mniej skupiamy się na częściach ciała, które zmieniły się z wiekiem – mówi. „Nie patrz na siebie w złym świetle” jest jedną z jej życiowych maksym. I nie chodzi w niej tylko o dobrze oświetlone lustra. O tym, żeby nie być dla siebie surową, przypominają jej córki, 28-letnia Margaret i 32-letnia Rainey. – Jeśli kiedykolwiek powiem o sobie coś poniżającego, mówią: „Dlaczego robisz coś, czego sama nam zabraniałaś?”.
MacDowell dorastała z matką alkoholiczką, co sprawiło, że przez całe życie trzymała się z daleka od wszelkich używek. Kiedyś wyjaśniła, że alkohol „czuje w swoich żyłach już po pierwszym łyku”. Dzięki temu starzeje się z wdziękiem i klasą. Dodaje również, że niełatwe dzieciństwo pomogło jej wyrosnąć na silną kobietę. – Oczywiście dorastanie z matką alkoholiczką na mnie wpłynęło, ale ciągle nad sobą pracuję. Chodziłam na wiele terapii. Nie mogę powiedzieć, że zawsze patrzyłam na siebie dobrze, ale przynajmniej starałam się być lepszą osobą.
Poza tym prowadzi zdrowy tryb życia. Ma obsesję na punkcie fitnessu, pieszych wędrówek i jogi. Mówi, że dużo więcej czerpie ze spacerów na łonie natury niż z siłowni. – Wędrówki to coś więcej niż tylko ćwiczenia. Traktuję je jak medytację. Spacery na łonie natury regulują również poziom kortyzolu. Joga też może być bardzo sportowa, robię w niej postępy, bo intensywnie trenuję. Równoważy hormony, uspokaja system nerwowy i pomaga pozytywnie patrzeć na życie. Sprawia, że mniej się stresujesz, a kiedy mniej się stresujesz, wyglądasz piękniej i to widać, szczególnie na twarzy.
Co dla Andie MacDowell oznacza szczęście? Przede wszystkim spokój ducha, ale także miłość i przywiązanie. Wyznaje, że droga do spełnienia nigdy nie prowadzi poprzez rzeczy materialne, pieniądze ani sukcesy. – Szczęście nie jest dużym domem. Miałam duży dom i myślę, że szczęśliwsza byłam w mniejszym – podkreśla. Twierdzi, że najważniejsze są relacje. – Musisz mieć osoby, do których zawsze możesz zadzwonić – radzi. Prawdziwe szczęście, spokój i niezależność odnalazła bez mężczyzny u boku, z dorosłymi dziećmi i w otoczeniu oddanych przyjaciół. Gdy dzieci wyprowadziły się z domu, odkryła nową siebie – dojrzałą kobietę, która nie daje córkom i synowi rad, tylko wolność. Zapytana, co jest sekretem jej piękna, odpowiada: – Bez względu na to, co robisz, jak się ubierasz i jak nosisz makijaż, jeśli nie wykonasz pracy na swoim życiem wewnętrznym, umysłem i myślami – nic ci nie pomoże.
Dojrzałość jest chyba najszczęśliwszym i najbardziej owocnym etapem w jej życiu i karierze. Podczas jednego z ostatnich paryskich tygodni mody aktorka wróciła do korzeni i zachwyciła na wybiegu pokazu L’Oreal Paris [MacDowell od ponad 35 lat jest międzynarodową ambasadorką i rzeczniczką marki – przyp. red.]. Ubrana w błyszczącą, wysadzaną koralikami suknię z rozcięciem sięgającym ud oraz charakterystyczną burzą srebrnych loków wyglądała nad wyraz zjawiskowo. Oprócz tego aktorka regularnie pojawia się na okładkach kolorowych magazynów i udziela inspirujących wywiadów. W każdym z nich podkreśla, że piękno nie ma daty ważności i każda kobieta zasługuje na to, aby czuć się wspaniale.