1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania

„Konie pokazują, kim tak naprawdę jesteśmy”. Rozmowa z Magdą Pawlak, reżyserką filmu „Koń – jaki jest? Fakty i mity”

Magda Pawlak: „Obserwując konie, można zrozumieć wiele zjawisk w otaczającym świecie. Na przykład to, że wolność jest największą wartością”. (Fot. Ela Borsuk)
Magda Pawlak: „Obserwując konie, można zrozumieć wiele zjawisk w otaczającym świecie. Na przykład to, że wolność jest największą wartością”. (Fot. Ela Borsuk)
Na temat relacji ludzi i koni napisano wiele. I choć bez wątpienia może być ona wzbogacająca, to zdaniem Magdy Pawlak, reżyserki filmu „Koń – jaki jest? Fakty i mity”, od nas zależy, jak wykorzystamy szansę wynikającą z obcowania z tym zwierzęciem.

Powiedzenie, że mieszkasz z końmi, w Twoim przypadku należy traktować niemal dosłownie, bo przecież nawet bywają w Twoim domu.
To prawda, nie zapraszamy ich oczywiście do środka, ale jeśli drzwi są otwarte, a one mają ochotę sprawdzić, co robimy, po prostu wchodzą. Kucyki czują się tu bardzo komfortowo, większe konie zazwyczaj wchodzą tylko na chwilę. Klacz Romance, która przyjechała z Francji, uważa chyba, że mamy mało gustowne obrusy, bo za każdym razem bezpardonowo ściąga je ze stołu.

Czy to bezpieczne? W końcu konie to bardzo płochliwe zwierzęta.
Mieszkające z nami konie nie są płochliwe i same podejmują decyzje, co jest dla nich dobre i bezpieczne. Nauczyły mnie, że mają prawo do decydowania o sobie, a ja im ufam. Choć muszę przyznać, że nie byłam zbyt pojętną uczennicą, bo zrozumienie tych zwierząt i ich potrzeb zajęło mi wiele lat.

Zaczęłam jeździć jako dziecko, później zrobiłam kurs instruktorski, zajeżdżałam młode konie, czyli przygotowywałam je do przyjęcia siodła i jeźdźca, pracowałam jako instruktorka w różnych miejscach, kiedyś nawet prowadziłam własną stajnię pensjonatową oraz szkółkę jazdy. Na tym etapie życia koń, mówiąc wprost, był dla mnie bardziej narzędziem niż partnerem, bo relacja jeździec–wierzchowiec opiera się na posłuszeństwie i podporządkowaniu, wydawaniu poleceń i ich wykonywaniu. A wówczas wierzyłam, że konie są od tego, żeby na nich jeździć. Bardzo długo tkwiłam w tym przekonaniu, bo było mi z nim wygodnie. Dzięki temu mogłam spokojnie wykorzystywać ciała i psychikę tych zwierząt dla własnej przyjemności czy zarobku.

Nie było w tej relacji żadnych głębszych emocji?
Ależ były! Gdyby mnie ktoś wtedy zapytał, czy kocham konie, bez wahania odpowiedziałabym, że bardzo. Przecież ja to wszystko robiłam z miłości do koni, z fascynacji nimi. Rzuciłam nawet kiedyś etat w jednej z największych warszawskich agencji reklamowych i wyjechałam na Mazury pracować jako stajenna. Zamieniłam szpilki na gumofilce, a komputer na traktor. Pracowałam fizycznie, czyściłam boksy, wyrzucałam obornik, doskonaliłam swoje umiejętności jeździeckie. Poświęcałam na to cały swój czas i uważałam się za wielką miłośniczkę koni.

To kim właściwie są miłośnicy koni?
Po latach przebywania w środowisku jeździeckim myślę, że do tych zwierząt ciągną specyficzni ludzie, którzy są trochę zagubieni w tym świecie, mają w sobie jakieś niezaspokojone potrzeby, ambicje, toczą wewnętrzne zmagania, potrzebują odreagować życiowe niepowodzenia czy trudne dzieciństwo. Nie jestem ekspertką od psychologii człowieka, ale z moich wieloletnich obserwacji wynika, że ludzie zwykle szukają u koni jakiegoś rodzaju spokoju i porozumienia bez słów.

Choć niestety są i tacy, którzy zaspokajają w ten sposób swoją potrzebę dominacji, podbudowania ego. I trafiają na bardzo podatny grunt, bo konie są silne ciałem, ale psychicznie niezwykle kruche. Zupełnie jakby nie zdawały sobie sprawy ze swojej wielkości i mocy. Wiele z nich cierpi na depresję lub tak zwaną wyuczoną bezradność spowodowaną między innymi tym, że stale spotyka je jakaś przykrość lub bolesna kara za niewykonanie zadania, żyją w ciągłej presji, często są pozbawione możliwości bycia w stadzie czy wyjścia na pastwisko. To chyba najgorsze, co człowiek może zrobić tym zwierzętom, bo wyuczona bezradność, jak sama nazwa wskazuje, odbiera im chęć do działania, do życia.

Mówi się, że koń jest jak zwierciadło.
Faktem jest, że konie jako zwierzęta stadne są wyczulone na komunikację niewerbalną, odczytują więc najdrobniejsze sygnały, z których my często nawet nie zdajemy sobie sprawy. W związku z tym trudno je oszukać, wyczuwają na przykład nasz strach, ale z drugiej strony łatwo je zmanipulować i uwarunkować, tak by spełniały nasze zachcianki. Jedni robią to „po dobroci”, stosując tak zwane wzmocnienie pozytywne, w postaci pochwał, nagród czy smaczków, a inni poprzez wzmocnienie negatywne, czyli presję lub groźbę zadania bólu. Jednak w obu przypadkach mamy do czynienia z tym samym celem człowieka, którym jest podporządkowanie sobie konia.

Porównanie konia do zwierciadła jest moim zdaniem sporym uproszczeniem, choć ludzie je uwielbiają – może dlatego kupują pięknego, rasowego konia, dosiadają go, tresują, ubierają w piękne ogłowia i czapraki, pokazują na zawodach, bo wtedy ich poczucie własnej wartości rośnie? Można też spojrzeć na to w ten sposób, że konie pokazują, kim tak naprawdę jesteśmy, jakie mamy deficyty, czy mamy potrzebę dominacji i kontroli, jacy jesteśmy dla słabszych, czy potrafimy kochać bezwarunkowo.

Jeźdźcy często twierdzą też, że konie są doskonałymi nauczycielami: pokory, komunikacji i empatii, pracy nad sobą. Gdyby tak rzeczywiście było, to jestem pewna, że skończyłoby się wykorzystywanie koni w sporcie, rekreacji, hazardzie, transporcie turystów. Nie byłoby tej całej masowej przemocy fizycznej i psychicznej w stosunku do koni. Oczywiście są też ludzie, którym konie dają bardzo silny wgląd w siebie, ale to, co wyciągniemy z relacji z nimi, zależy przede wszystkim od tego, co chcemy zobaczyć i czego chcemy się nauczyć.

Mnie uczyły uważności. Tylko w stajni byłam w stanie skupić się tak naprawdę na tym, co tu i teraz.
To bez wątpienia tak działa. Przy koniach zapominamy o całym świecie, ale głównie dlatego, że przychodzimy do nich z gotowym planem zadań. Przed jazdą jest mnóstwo czynności do wykonania, skupiamy się więc głównie na nich, a nie na relacji ze zwierzęciem, szczególnie mając dwie godziny na wizytę w stajni. Sama po 20 latach życia z końmi dopiero za drugim razem zorientowałam się, że mój ukochany koń nie chce już, żebym na niego wsiadała, bo zwyczajnie bolą go plecy.

Jak to komunikował?
W bardzo prosty sposób. Kiedy podchodziłam do niego z siodłem, zaczynał tupać nogami, był podenerwowany, cały się napinał. Wyraźnie zachowywał się inaczej niż zwykle, a mimo to ja, skoncentrowana na celu, czyli na przygotowaniach do jazdy, zignorowałam na początku mowę jego ciała. Mogłabym się tłumaczyć tym, że konie nie wydają zbyt wielu dźwięków, nie skomlą jak psy, nie warczą, są uwarunkowane na przetrwanie, nie mogą więc pokazywać chorób i słabości. Na tym właśnie polega dramat m.in. koni z Morskiego Oka, koni wyścigowych, sportowych czy szkółkowych. Dopóki ewidentnie nie dolega im coś w sensie fizycznym, nie kuleją, nie pokładają się, nikt nie widzi ich nieszczęścia. A przecież to zwierzęta, które świetnie się komunikują nie tylko między sobą. Nam także dają wyraźne sygnały, tylko ich nie zauważamy albo nie chcemy zobaczyć.

Konie bardzo wyraźnie mówią „nie”, ale zazwyczaj zachowują się przy tym taktownie: kulą uszy, napinają mięśnie, machają głową, nie wchodzą raczej w otwartą konfrontację. Łatwo więc można zbagatelizować ich potrzeby, twierdząc, że są złośliwe lub leniwe. Niestety, brakuje im asertywności.

Słuchając Cię, myślę, że konie powinny prowadzić jakieś warsztaty zdrowych relacji międzyludzkich.
Konie nic nie powinny. Ale tak, są takie zajęcia skierowane do kadr zarządzających, podczas których konie uczą ludzi mądrego przewodnictwa i bycia liderem, pokazują, jak istotna jest uważność, empatia, wczuwanie się w potrzeby innych i komunikacja niewerbalna. Nie brałam nigdy udziału w takich warsztatach, bo nie jestem zwolenniczką jakiegokolwiek wykorzystywania koni. Myślę jednak, że jeśli zajęcia są prowadzone z poszanowaniem dobrostanu koni, to mogą pozwolić uświadomić sobie wiele rzeczy i być okazją do tego, by spojrzeć na siebie i na konie z nieco innej perspektywy.

Konie tak naprawdę nie potrzebują ludzi liderów, tylko koni liderów we własnym stadzie. My nie jesteśmy w stanie ich zastąpić. Siła i perswazja wywołuje u koni tylko strach i poczucie, że muszą spełniać nasze oczekiwania, aby przetrwać. Dopiero kiedy przestaniemy wywierać presję, one podążają za nami z własnej nieprzymuszonej woli. Chcą być blisko, są nas ciekawe, lubią nieinwazyjne towarzystwo ludzi. To jest tak naprawdę partnerstwo, nie przywództwo. Choć znacznie bliższe jest mi pojęcie współistnienia.

A kim Ty jesteś dla swoich koni?
Służącą. Odpowiadam za to, by były najedzone, zaopiekowane, zadbane i zdrowe. Nie chcę mówić, że jestem ich przyjaciółką, bo to byłaby moja, zniekształcona ludzka perspektywa, a ja zdecydowanie wolę, aby miały swoich końskich przyjaciół. Dla mnie w relacji z końmi najważniejsze jest to, by mogły czuć się przy mnie bezpieczne i wolne. Bo jaką wartość miały moje deklaracje miłości kilkanaście lat temu, kiedy jednocześnie wsiadałam na konia, trzymając bat w ręku? Nie musiałam go wcale używać, żeby koń się mnie bał.

Konie mają świetną pamięć. Raz uderzone batem, już zawsze wiedzą, do czego służy to narzędzie. Nie oczekuję więc, że moje konie będą brykać z radości na mój widok, wystarcza mi to, że w moim towarzystwie są rozluźnione, że lubią ze mną przebywać, bo same zupełnie nieprzymuszane często chodzą za mną po ogrodzie albo właśnie zaglądają do domu, by sprawdzić, co robię. Lubią też przychodzić, gdy mamy gości i siedzimy z nimi przy stole na tarasie. Zawisają wtedy nad nami i drzemią.

Może liczą, że dasz im coś dobrego?
Dobrze wiedzą, że nic nie dostaną. Nie noszę przy sobie końskich smaczków, jabłek czy marchewek, nie posuwam się do takich manipulacji. W ogóle staram się nie podawać koniom żadnego jedzenia z ręki. Jedyny wyjątek to wizyty weterynarza lub kowala, które bywają stresujące, więc w podziękowaniu za cierpliwość czasem coś im dajemy.

A co daje ci ta partnerska relacja z końmi?
Szeroki kąt widzenia. I nie chodzi tylko o różne wartości czy cechy charakteru, które odkryłam w sobie. Obserwując konie, można zrozumieć wiele zjawisk w otaczającym świecie. Na przykład to, że wolność jest największą wartością, że nie musimy znać przyczyn, by uszanować czyjeś decyzje i zachowania, że gesty znaczą tyle samo co słowa czy że warto czytać między wierszami i uważnie się sobie przyglądać.

Magda Pawlak, producentka i reżyserka filmu edukacyjnego „Koń – jaki jest? Fakty i mity”, który można bezpłatnie obejrzeć na kanale YouTube. Prowadzi także edukacyjną stronę internetową i profil na Facebooku Follow The White Horse, na których opisuje swoje codzienne życie na podwarszawskiej wsi z czterema końmi i dwiema kozami.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze