1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Rewolucja jest kobietą. O sytuacji kobiet w Iranie rozmawiamy z iranistką Jagodą Grondecką

Rewolucja jest kobietą. O sytuacji kobiet w Iranie rozmawiamy z iranistką Jagodą Grondecką

Śmierć Mashy Amini w Iranie wzbudziła falę protestów na całym świecie. (Ilustracja Marco Melgrati)
Śmierć Mashy Amini w Iranie wzbudziła falę protestów na całym świecie. (Ilustracja Marco Melgrati)
A w każdym razie od kobiety się zaczęła. Na początku była śmierć 22-letniej Mahsy Amini, zatrzymanej i pobitej przez policję za to, że niedostatecznie zakryła włosy. „Część muzułmanek w Iranie chce nosić hidżab, to dla nich sposób ekspresji światopoglądowej, część nie chce, co nie musi być tożsame z tym, że są osobami niereligijnymi. Jednak tu nie chodzi wyłącznie o religię, ale o przymus jej praktykowania. I o wolność wyboru” – mówi iranistka Jagoda Grondecka.

Głośno teraz o Iranie. Protesty zaczęły się od śmierci młodej kobiety, Mahsy Amini. To był zapłon. Ale żeby osiągnęły tak wielką skalę, coś wcześniej musiało się tlić pod spodem…
Oczywiście. Irańskie społeczeństwo było w stanie bliskim wrzenia od długiego czasu, protesty odbywały się regularnie od lat 2017–18, niektóre na sporą skalę.

Co odróżnia tamte od obecnych?
Poprzednie wybuchały głównie z powodów ekonomicznych. Iran jest odizolowany od świata. Obłożony sankcjami. A te, jak zwykle, uderzają najbardziej nie w elity, takie jak Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej, tylko w zwykłych ludzi. Jest gigantyczna inflacja, wzrosły ceny podstawowych produktów spożywczych, jest dość wysokie bezrobocie, szczególnie wśród młodych, ceny paliw podskoczyły niemal o połowę z dnia na dzień, bo zlikwidowano subwencje rządowe – to wszystko powodowało, że ludzie regularnie wychodzili na ulice, wiedząc, że rząd nie spełnia ich oczekiwań. Mieli poczucie, że nie koncentruje się na nich, a na swoich interesach gdzieś poza Iranem. Iran jest sporym graczem na arenie regionalnej, wspiera szyickie bojówki w Libanie, Syrii, Iraku – a na to wszystko trzeba pieniędzy, więc na protestach pojawiały się hasła: nas nie interesuje Syria czy Liban, chcemy, żeby rząd zadbał o nas. To jedno. A drugie – spójrzmy, kto stoi na czele obecnych protestów. Zostały one zainspirowane śmiercią młodej kobiety. I warto zwrócić uwagę, jakiej kobiety. Należała do podwójnej mniejszości. Była Kurdyjką, więc pochodziła z mniejszości etnicznej, w dodatku bardzo mocno dyskryminowanej przez irański rząd, i sunnitką – w kraju o szyickiej większości. A mimo to protesty osiągnęły skalę ogólnokrajową. I rozlały się tak naprawdę po całym kraju, łącznie z miastami konserwatywnymi, jak Kom czy Meszded. I tym protestom przewodzą po pierwsze kobiety, po drugie tak zwana generacja Z – młodzi ludzie.

To nowość?
Tak. Choć rząd stara się ograniczać młodym kontakt ze światem, choć około 35 proc. stron internetowych jest blokowanych, oni to omijają, mają dostęp do social mediów, widzą, jak może wyglądać życie i jak chcieliby żyć, a nie mogą. To budzi frustrację. Mają świadomość, jak reżim ogranicza ich wolność. Kolejna rzecz – to dwudziestolatkowie, więc całe życie spędzili w kraju odizolowanym, traktowanym jak parias. Zdają sobie z tego sprawę. Wiedzą, co się mówi o Iranie na Zachodzie, i zwyczajnie się tego wstydzą. Cieszą się, kiedy do Iranu przyjeżdżają obcokrajowcy, starają się pokazywać im prawdziwą twarz swojego kraju, nie tę z „osi zła”, nie wrogą, antyzachodnią i ekstremistyczną. Ale sytuacja ekonomiczna jest fatalna, z roku na rok się pogarsza, nie ma perspektyw i wbrew rządowej propagandzie, która stara się wszystko zwalić na sankcje, zdecydowana większość mieszkańców wini za to rząd, wszechobecną korupcję, złe zarządzanie. I teraz połączyło się kilka czynników: frustracja ekonomiczna, która idzie w poprzek podziałów klasowych, bo bardzo wiele rodzin z klasy średniej wpadło w odczuwalną dla nich biedę, i pragnienie wolności wśród młodych, którzy wiedzą, że w tym reżimie na zmianę nie ma szans.

Iskra padła na podatny grunt.
Doprowadziła do totalnego wrzenia, wybuchła nagromadzona frustracja, złość, niezadowolenie.

Rząd stara się rozmawiać z protestującymi?
Chyba miał nadzieję, że i tym razem uda się protesty stłumić, wystarczy wysłać wojsko i policję. Tym razem agencje rządowe podawały wiarygodne informacje co do liczby zabitych i rannych – wcześniej starano się takie dane ukrywać. Myślę, że ma to pełnić funkcję straszaka. Ostrzeżenia. Nie wychodźcie na ulice, bo zginiecie. Potem rząd zdał sobie sprawę, że tak łatwo nie pójdzie.

Śmierć Mahsy Amini spowodowana była nie dość dokładnym zasłonięciem włosów.
Połowa kraju musi zasłaniać włosy. Wystarczy więc, że kobiety zaczną wychodzić na ulice bez chust – policja czy inne służby nie są w stanie wszystkich łapać, karać, zamykać do więzień. Wtedy rząd zaczął przybierać bardziej koncyliacyjny ton, na przykład szef aparatu sądownictwa mówił, że są otwarci na rozmowy, powiedzcie, co powinniśmy poprawić, zrobić inaczej – ale nie na ulicach, a w odpowiednim miejscu i atmosferze. Padła propozycja, żeby na uczelniach wyższych stworzyć ośrodki wolnej myśli i wolnego słowa, żeby irańskie elity mogły tam sobie krytykować do woli. Pewnie wydawało się im, że to wystarczy, że stworzy się niewielki wentyl, ośrodek akademicki, do którego elity mogą sobie przyjść i pogadać. Słabo odczytano nastroje społeczne. Bo owszem, widzieliśmy protesty na najbardziej prestiżowych uniwersytetach, ale rozlały się one też po dzielnicach klasy pracującej, której na pewno nie zadowolą żadne debaty na uniwersytecie przy aplauzie władz. Dochodzimy więc do pytania, czy reżim ma zdolność, żeby się zreformować. Wiele razy pokazał, że nie.

Kobieta protestująca w czasie mundialu w Katarze solidaryzująca się z Irankami. (Fot. Martin Rickett/PA Images/Forum) Kobieta protestująca w czasie mundialu w Katarze solidaryzująca się z Irankami. (Fot. Martin Rickett/PA Images/Forum)

Kiedy w czasie zielonej rewolucji w 2009 roku, po sfałszowanych wyborach, odbywały się protesty, hasłami były reformy, demokratyzacja, większa przejrzystość, ale w ramach systemu. Tu mamy zupełne przesunięcie skali – protestujący odrzucają ten system kompletnie, mówią: już nie chcemy islamskiej republiki, ona musi odejść, ta klasa polityczna jest skompromitowana, ten system nam nie odpowiada, nie chcemy w nim żyć, nie chcemy, żeby się reformował, chcemy, żeby zniknął. I chyba wszyscy obserwujący zadają sobie to samo pytanie: czy to naprawdę może się wydarzyć?

Bo to by oznaczało, że klasa rządząca musi odejść, a żadna klasa rządząca się do tego nie pali.
O nie, jest temu bardzo niechętna. Prognozy były takie, że ludzie poprotestują, ale w końcu to przygaśnie jak poprzednio i nic się nie zmieni. Jednak te protesty pod kilkoma względami się od wcześniejszych różnią. Nie ma żadnego lidera – co jest i dobre, i złe. Złe, bo jak nie ma lidera, mniejsze są szanse na ugranie czegoś politycznie. Ale z drugiej strony przez to, że nie ma lidera, trudniej je stłumić. Podczas zielonej rewolucji w końcu aresztowano przywódców i się skończyło. Tu nie ma jednej postaci, którą można by zamknąć i będzie po sprawie.

Jest też kilka niewiadomych. Choćby Ali Chamenei – jest w podeszłym wieku i nie najlepszym stanie zdrowia – nie wiadomo, co się wydarzy, jeśli umrze w niedalekiej przyszłości. Republika nie stanowi monolitu, dużo w niej rywalizujących ze sobą frakcji, trudno przewidzieć, czy któraś zdołałaby na tyle umocnić swoją władzę przy wyborach najwyższego przywódcy, żeby się nie rozleciało w szwach. Kiedy w 1978 roku zaczynały się rozruchy przeciwko szachowi, też się mówiło, że system z policją i sawakiem, policją polityczną, jest silny, nie do złamania. Kiedy po niemal roku ówczesny ambasador USA wysłał depeszę do Waszyngtonu, że trzeba się przygotowywać na Iran bez szacha, bo nie wiadomo, co się może wydarzyć, oburzony Nixon chciał go odwołać z funkcji. Rewolucje mają to do siebie, że są nieprzewidywalne, zwłaszcza na początkowych etapach. Myślę, że te protesty mogą mieć duży potencjał. Nawet jeśli rząd nie zostanie obalony, to świetnie już wie, że tym pokoleniem nie da się tak rządzić jak poprzednimi. I bardzo się tego obawia.

Kobiety na całym świecie obcinają sobie włosy na znak solidarności. Mówi się, że Iranki walczą o wolność. Co to znaczy walka o wolność w kraju muzułmańskim? Jak różni się od naszego rozumienia wolności?
W różnych krajach islamskich jest różnie. Choć oczywiście we wszystkich jest to inna wolność niż ta w rozumieniu zachodnim. Ale inaczej będzie w Indonezji czy Maroku, inaczej w Afganistanie, inaczej w Iranie. W Iranie przepisy prawa po rewolucji 1979 roku to specyficzna hybryda, generalnie wszystkie oparte są na szariacie, kodeks to skomplikowany system, wiadomo jednak, że kobieta ma zdecydowanie niższą pozycję. I że nadzorowanie kobiet, tego, jak wyglądają w przestrzeni publicznej, to tak naprawdę jeden z filarów islamskiej rewolucji i republiki islamskiej jako ustroju. Chomeini miał powiedzieć, że nawet gdyby wynik rewolucji ograniczył się jedynie do tego, że kobiety będą się zasłaniać, to i tak będzie to sukces. Chamenei z kolei stwierdził, że utrzymanie kobiet w hidżabie to jest coś, co chroni islamskie społeczeństwo przed popadnięciem w moralne zepsucie i zgniliznę, więc dla tych kobiet ściągnięcie chusty z włosów to jest naprawdę silny symbol walki o wolność, o decydowanie o autonomii swojego ciała, o swoim ubiorze, wyglądzie, życiowych wyborach. W Iranie praktycznie nie ma rodziny, która nie miałaby za sobą jakiegoś upokarzającego doświadczenia z tak zwaną policją obyczajową, dotyczącego ubioru czy zachowania kobiet, więc to, co się wydarzyło z Mahsą Amini, u wielu Irańczyków i Iranek mocno rezonuje.

Śmierć Mashy Amini w Iranie wzbudziła falę protestów na całym świecie. (Fot. Forum) Śmierć Mashy Amini w Iranie wzbudziła falę protestów na całym świecie. (Fot. Forum)

Choć w Iranie kobiety mają stosunkowo dużo praw.
Tak, w porównaniu z innymi krajami regionu Iran nie wypada najgorzej: kobieta może prowadzić samochód, bywa, że pracuje na wysokim stanowisku, może się kształcić. Co nie zmienia faktu, że – jak to bywa w opartych na religii systemach – kobiety były bardziej niż mężczyźni ofiarami opresji.
Dziś protestują ludzie młodzi, a badania pokazują, że Irańczycy bardzo mocno się sekularyzują. Ponad 70 proc. ankietowanych odpowiedziało, że noszenie hidżabu nie powinno być obowiązkowe – to pokazuje dużą zmianę w mentalności.

Czy zdjęcie hidżabu to jednocześnie deklaracja: nie jestem religijna?
Nie jestem islamoznawczynią, więc wypowiadam się w tej sprawie ostrożnie. W Afganistanie, który jest bardziej konserwatywny, widzę krytykę protestów irańskich, mówią, że nie mogą się solidaryzować z kobietami, które palą hidżaby. Że to świętokradztwo, sekularystyczne bojówki. Część muzułmanek chce nosić hidżab, to dla nich sposób ekspresji światopoglądowej, religijnej, a część nie chce tego robić, co nie musi być tożsame z tym, że są osobami niereligijnymi. Jednak tu nie chodzi wyłącznie o religię, ale o przymus jej praktykowania, który obywatelom narzuciły władze islamskiej republiki, i o wolność wyboru.

Wsparcie Zachodu jest dla Irańczyków istotne? Zauważalne?
Tak. Tu trzeba odróżnić płaszczyznę polityczną i moralną. Nie sądzę, żeby to wsparcie miało wpływ na to, co się politycznie w Iranie wydarzy. Ale na płaszczyźnie moralnej tak, to ma znaczenie. Dla Irańczyków ważne jest, że świat o nich pamięta.

Protestują młodzi – ale czy tylko oni?
Widzimy w większości ludzi młodych, ale są też ich rodzice, nawet dziadkowie. Rozczarowani islamską republiką, chcący lepszego życia dla swoich dzieci i wnuków.

Mówiła Pani o tym, że kobiety odsłaniają włosy, bo przecież wszystkich nie aresztują. No, ale nigdy nie wiadomo, czy akurat ja nie będę tą, która skończy jak Mahsa Amini…
Odwaga Iranek jest ogromna. Niedawno zginęła kolejna nastolatka, ludzie gdzieś przepadają, znikają, nie wiadomo, co się z nimi dzieje, pod więzieniem w Teheranie ludzie czekają na jakąkolwiek informację, co z ich bliskimi. I rzeczywiście wyjście na ulicę bez chusty to może być kwestia życia lub śmierci. Choć w Teheranie na kobiety z odsłoniętymi włosami, ale niebiorące udziału w protestach, policja już nie reaguje. Tyle że to nie świadczy o poluzowaniu kursu, a o skali protestów. Już teraz nie da się biegać za każdą kobietą, która ma odsłonięte włosy. Służby, które wchodzą do szkół, są z nich przeganiane przez kilkunastoletnie dziewczynki. Widać, że to pokolenie ma odwagę i wolę sprzeciwu.

Wygrają?
Tego nie wiem. Ale wiem, że rządzący sami na siebie ukręcili bicz. Po rewolucji 1979 roku część bardziej religijnych, konserwatywnych rodzin po raz pierwszy zaczęła wysyłać swoje córki na uniwersytety. Uważali, że skoro teraz w przestrzeni publicznej panują muzułmańskie zasady, to jest bezpiecznie i córka czy siostra może iść na studia, bo nie zetknie się tam z moralnym zepsuciem. Dzięki temu wzrósł wskaźnik wykształcenia Iranek, jest bardzo wysoki na tle kobiet w regionie. A wykształcenie otwiera głowy, zwiększa świadomość, rozwija samodzielne myślenie. I właśnie dlatego kobiety teraz protestują. Dla siebie, dla swoich córek.

Jagoda Grondecka, iranistka, publicystka i komentatorka spraw bliskowschodnich. Absolwentka Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. Korespondentka „Krytyki Politycznej”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze