1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania

Matki, wiedźmy i kochanki – spotkanie z bohaterkami serialu „Gang Zielonej Rękawiczki”

Anna Romantowska, Małgorzata Potocka i Magdalena Kuta stworzyły niezwykłe trio w serialu „Gang Zielonej Rękawiczki”. (Fot. Weronika Ławniczak/Papaya Films)
Anna Romantowska, Małgorzata Potocka i Magdalena Kuta stworzyły niezwykłe trio w serialu „Gang Zielonej Rękawiczki”. (Fot. Weronika Ławniczak/Papaya Films)
W „Gangu Zielonej Rękawiczki” zagrały trzy przyjaciółki. I złodziejki, które żeby nie wpaść w ręce policji, ukrywają się w domu dla seniorów. Ten przełomowy w naszym kraju serial jest komedią oswajającą takie tematy jak upływ czasu i samotność. Ale także siostrzeństwo czy uwalnianie się z więzów oczekiwań i opinii innych ludzi. O tych właśnie wątkach, z własnego doświadczenia, mówią Anna Romantowska, Małgorzata Potocka i Magdalena Kuta.

Magdalena Kuta w serialu „Gang Zielonej Rękawiczki” gra Zuzannę.

Zanim odbył się casting do „Gangu…”, trzeba było wysłać swoje nagranie. Powiedzieć coś, dać się sfilmować, wymagano portretu i ujęcia całej sylwetki. Kręcił to mój syn. Jakoś tak dziwnie do szybki mówić o sobie, więc i on mnie rozśmieszał, i ja sama się rozśmieszałam, po czym jak już wreszcie to nagraliśmy, Tomek spojrzał na mnie i mówi: „Mamo, przecież ty jesteś w kapciach!”. Faktycznie, miałam długą żółtą kreację i do tego zwykłe wsuwane, szmaciane birkenstocki. Uznałam, że się tak namęczyliśmy, że już trudno, niech tak zostanie. A potem dostałam zaproszenie na zdjęcia próbne i już te zdjęcia były wyjątkowe. Właściwie nie wiem, jak to opisać, od początku była w tej ekipie jakaś czułość, pieczołowicie się nami zajęto. Zawsze jestem nastawiona, że odpadnę, i chyba pierwszy raz w życiu na zdjęciach próbnych nie miałam żadnej tremy, mimo że przychodziły same gwiazdy; nie bardzo wierzyłam, że będę brana pod uwagę. Kolejne etapy trwały dość długo, próbowałyśmy trzy główne role w różnych konfiguracjach, z różnymi aktorkami. Nie znałam się z Małgosią ani z Anią – one pracowały ze sobą wcześniej w „Matkach, żonach i kochankach” – ale jak już spotkałyśmy się we trzy, nie miałam poczucia, że jestem z zewnątrz, obca. Między naszą trójką natychmiast coś zaiskrzyło i to chyba dla wszystkich wokoło było widoczne. Wracałam tamtego dnia do domu i aż się we mnie coś gotowało z radości na myśl, że mogłybyśmy ze sobą grać. Spełniło się. A reżyser Tadziu Śliwa któregoś dnia, kiedy rozmawialiśmy, zapytał mnie: „A ty wiesz, dlaczego cię wybrałem? Twoje kapcie na nagraniu zupełnie mnie rozbroiły”.

Magdalena Kuta na co dzień związana jest ze sceną TR Warszawa, gdzie występuje w takich spektaklach, jak: „Cząstki kobiety”, „Moja walka” czy „Między nami dobrze jest”. Podbiła serca widzów jako Lodzia z telewizyjnego serialu „Ranczo”. W „Gangu Zielonej Rękawiczki” gra Zuzannę. (Fot. Weronika Ławniczak/Papaya Films) Magdalena Kuta na co dzień związana jest ze sceną TR Warszawa, gdzie występuje w takich spektaklach, jak: „Cząstki kobiety”, „Moja walka” czy „Między nami dobrze jest”. Podbiła serca widzów jako Lodzia z telewizyjnego serialu „Ranczo”. W „Gangu Zielonej Rękawiczki” gra Zuzannę. (Fot. Weronika Ławniczak/Papaya Films)

Nasze trzy bohaterki mają za sobą traumatyczne doświadczenia. Domyślamy się, że ta przyjaźń nie zawiązałaby się aż tak silna, gdyby nie różne wydarzenia w ich życiu. Myśmy się same domagały, żeby każda z nas miała jakąś przeszłość, tego nie było oryginalnie w scenariuszu. Wymyślałyśmy całe historie, na przykład Kingi granej przez Małgosię. To, że Kinga się topiła, jest związane z nami prywatnie, bo my obydwie z Małgosią nie umiemy pływać, ja się w dzieciństwie topiłam trzy razy, w mojej rodzinie były różne tragiczne przypadki, do dzisiaj mam wodowstręt, w każdym razie boję się, że utonę.

Moja bohaterka Zuzanna też jest w jakimś sensie złamana. To silna osobowość, była pilotka myśliwców, ale coś w życiu jej umknęło. Jak czułam się w roli kobiety, której syn zarzuca, że nie było jej przy nim, kiedy dorastał? Jak sobie rozpracowywałam tę archetypiczną wyrodną matkę? Miałam z czego czerpać, zgadzam się ze stwierdzeniem, że trudno byłoby znaleźć kobietę, która myśląc o tym, jak wychowywała dzieci, nie ma wyrzutów sumienia. Do tego jeszcze w serialu dorosły syn Zuzanny, którego gra Rafał Maćkowiak, nazywa się tak jak mój – Tomek. Ja byłam samotną matką. Nie, nie samotną, samodzielną – nie byliśmy z jego ojcem razem, ale brał on aktywny udział w wychowywaniu naszego dziecka. Chciałam wychować syna w poczuciu, że świat jest piękny, ale moje wejście w dorosłość najwyraźniej to poczucie stłamsiło. Czasy też były specyficzne, urodziłam Tomka, kiedy akurat upadał komunizm, trzeba się było odnaleźć w nowej rzeczywistości. Widzę siebie z tamtego okresu zalataną, przerażoną wszystkim, co się wtedy działo. Inne mamy się chwaliły: moje dziecko jest takie wspaniałe, takie inteligentne, a ja co rusz byłam wzywana do szkoły, w której w ogóle nie dostrzegano Tomka dobrych cech, mówiono tylko, że rozwala lekcje, że może ma ADHD. Przyszedł taki moment, że zostałam wezwana do psychologa szkolnego i pani psycholog, wysłuchawszy w gabinecie mojego monologu, powiedziała, że w takim razie trzeba uciąć relacje z ojcem Tomka. Nie wysłuchała drugiej strony, tylko mnie wywalającej z siebie wszystko, co mnie bolało. Nie była nawet zainteresowana wersją ojca, skreślając go jednym zdaniem. Wyszłam stamtąd absolutnie przerażona tym, co naopowiadałam, a przede wszystkim tym, co we mnie siedzi. Po czym postanowiłam coś zmienić, ćwiczyć się w cierpliwości. I jak już się na to zdecydowałam, zaczęły mi sprzyjać okoliczności. A to dostałam genialną książkę „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały”, a to wydarzało się coś, co zachęcało mnie, żeby iść w tę stronę. I nagle się okazało, że moje dziecko w wieku dziesięciu lat rozkwitło. Dzisiaj wiem, że trafił mi się, jak ślepej kurze ziarno, wspaniały syn. Przy okazji poprawiły się moje relacje z otoczeniem. Wcześniej w teatrze miałam ksywkę „zołza”.

Nie chciałabym, żeby to zabrzmiało patetycznie, ale uważam, że nigdy nie jest za późno, żeby się zmienić. I tak jak nie bardzo mnie obchodzi, co ludzie o mnie plotkują, tak staram się nie zakładać z góry, że ktoś jest jakiś – zły, niewart zainteresowania. Zresztą tyle razy zdarzyło się, że kogoś nie znosiłam od pierwszego wejrzenia, a potem rodziły się z tego przyjaźnie!

Usłyszałam od debiutującego reżysera, że w pewnym wieku aktorki grają już tylko matki, babcie. Że go to strasznie boli. Mnie nie boli. Tak, gram matki cały czas i każdą chcę zagrać inaczej. Mnie takie sytuacje bardzo prowokują jako aktorkę, zawsze tak było. Miałam na scenie tylko jedno zdanie do powiedzenia? To wgryzałam się i starałam się zagrać je tak, żeby nie dało się o nim zapomnieć.

Małgorzata Potocka w serialu „Gang Zielonej Rękawiczki” gra Kingę.

Przemijanie? Ja raczej nieustannie myślę o tym, jak ułożyć dobry plan na kolejne lata, żeby nie stracić z życia ani minuty, dość ich już straciłam. Nigdy nie zastanawiam się, co by tu ze sobą zrobić, bo ja wiem co, wiem też jak, szukam tylko nieustannie możliwości i wsparcia, żeby realizować to, co sobie zaplanowałam – prywatnie, zawodowo. Dni, miesiące, lata pędzą jak oszalałe, wciąż mam wrażenie, że z czymś nie zdążę, ale też spoglądając wstecz, ponieważ robiłam w życiu tyle różnych rzeczy na różnych polach, wychodzi na to, że jeśli się człowiek postara, może czas rozciągać jak gumę.

Małgorzata Potocka, aktorka, reżyserka, producentka, artystka multimedialna, dyrektorka Teatru Powszechnego im. Jana Kochanowskiego w Radomiu, fotografka – wystawę jej fotografii można było niedawno oglądać w ramach Vintage Photo Festivalu w Bydgoszczy. W „Gangu Zielonej Rękawiczki” gra Kingę. (Fot. Weronika Ławniczak/Papaya Films) Małgorzata Potocka, aktorka, reżyserka, producentka, artystka multimedialna, dyrektorka Teatru Powszechnego im. Jana Kochanowskiego w Radomiu, fotografka – wystawę jej fotografii można było niedawno oglądać w ramach Vintage Photo Festivalu w Bydgoszczy. W „Gangu Zielonej Rękawiczki” gra Kingę. (Fot. Weronika Ławniczak/Papaya Films)

Od kiedy pamiętam, miałam tyle energii. Chyba się po prostu taka urodziłam. Jako dziecko byłam totalną anarchistką, do przedszkola się nie nadawałam ze względu na zakazy i nakazy. Miałam swój rytm bawienia się, odpoczywania – jak na przykład zaczynałam rysować, nie wolno mi było przerwać. Leżakowanie nie wchodziło w grę. Ciągle były z tego powodu scysje, aż któregoś dnia zabrano mnie z przedszkola i wylądowałam w studiu filmowym, gdzie pracował mój tata. Wychowywały mnie jego asystentki, garderobiane, charakteryzatorki, kostiumolożki. Ale kiedy poszłam do szkoły podstawowej, znów się zaczął horror. Żeby mnie zdyscyplinować, przenoszono mnie do innych klas, po czym znalazłam się w internacie sióstr niepokalanek w Nowym Sączu. Nawiązałam tam normalną relację właściwie tylko z jedną osobą, niesamowicie ciepłą i tolerancyjną siostrą Eną. Z klasztoru wyciągnęli mnie w końcu Andrzej Wajda z Beatą Tyszkiewicz i z moim tatą do filmu „Wszystko na sprzedaż”. Tak się zaczęło moje filmowe życie. Marzyłam, żeby być filmowcem, więc zostałam filmowcem. A ponieważ było mi za ciasno w jednej szufladce, na filmie się nie skończyło.

Kinga, którą gram w „Gangu…”, ma wielki apetyt na życie, ją również cały czas coś goni. W serialu rozmontowujemy kilka stereotypów – moja bohaterka zagłusza przeszłość wciąż nowymi mężczyznami, jest wieczną kochanką, nienasyconą. A jednocześnie jest lojalną przyjaciółką i tę przyjaźń, siostrzeństwo między nimi trzema widać w gestach. W tym, że się dotykają, przytulają. W polskim kinie rzadko widzi się fizyczną bliskość, jeśli nie jest to scena miłosna. Tymczasem kamera sfilmowała nasze autentyczne gesty, tak tę relację czułyśmy i tak ją chciałyśmy zagrać, ale też po prostu dobrze czułyśmy się ze sobą na planie.
Czy wyniosłam z domu wzorzec mocnych kobiecych więzi? Nie, w ogóle. Przez lata niewiele było w moim życiu bliskich mi kobiet, jako młoda osoba miałam jedną, sprawdzoną w boju przyjaciółkę, Ewkę Sałacką. Poznałyśmy się na studiach, byłyśmy sobie bliskie przez lata, a potem Ewa odeszła...

Wzmacniania kobiecych więzi uczyłam się na swoich córkach i dzisiaj mogę powiedzieć, że łączy nas nie tylko miłość, ale też właśnie przyjaźń. Generalnie uważam, że lojalne relacje między kobietami, kobieca solidarność kuleją. Zbyt rzadko prowadzimy wspólnie firmy, biznesy, ale mówię też o jednoczeniu się, żeby coś zmienić, coś dla siebie wywalczyć. Brakuje nam konsekwencji w egzekwowaniu tego, co się nam należy. Na razie rewolucja polega na tym, że się o naszych prawach mówi. A reszta jest bez zmian – nadal zarabiamy mniej, niewiele z nas jest na wysokich stanowiskach, a jeśli się czegoś dla siebie domagamy, uważa się nas za roszczeniowe. Równość? Błagam!

W „Gangu…” nasze bohaterki potrafią sprawić, że ich współlokatorzy, starsi mieszkańcy „Drugiego domu”, zaczynają być znowu zakochani, energiczni, przypominają sobie, o czym marzyli. Przywracają im chęć do życia. Mam to szczęście, że we mnie ta chęć zawsze była. Nawet jak ledwo się tliła, jak walczyłam z depresją – czego długo nie widział właściwie nikt, bo jestem mistrzynią w nadrabianiu miną – potrafiłam sama siebie przekonać, że teraz jest źle, ale to minie, przetrwam, dam radę, skoro dałam radę tylu innym rzeczom.

Nie sądzę, żebym kiedykolwiek przestała pracować i przeszła na emeryturę, ale gdyby mnie to, nie daj Boże, jednak spotkało, widzę siebie z plecakiem w Afryce jako wolontariuszkę. Zresztą ja już kiedyś byłam wolontariuszką, lata temu. Po rozwodzie pojechałam na parę miesięcy w ramach samoleczenia do klasztoru w Katmandu, gdzie zajmowałam się osieroconymi dziećmi. I kiedy leżałam na materacu na ziemi, kiedy o czwartej wstawałam, myłam się w zimnej wodzie i gotowałam im jedzenie, to nagle te moje problemy stały się tak śmieszne, tak nieważne.

Wszystkim chcę urządzić życie. Bez przerwy zajmuję się rozwiązywaniem spraw ludzi naokoło, a to komuś coś załatwię, a to kogoś z kimś poznam, wynajdę lekarza. Albo wyłapię talent i zrobię wszystko, żeby został dostrzeżony. Ładnie to może brzmi, że tak pomagam, ale to jest również coś, czym się żywię, od czego się uzależniłam i nie mogę bez tego funkcjonować. Moja córka nieźle to zdiagnozowała: „Jesteś dzieckiem z rozbitego małżeństwa, które wciąż musi coś sklejać, wciąż musi szukać w ludziach aprobaty”. Pewnie należałoby się temu przyjrzeć, jakoś to przepracować, a jednak czerpię z tego ogromną siłę. A przecież w gruncie rzeczy o to chodzi: znajdź tabletkę na swoje kompleksy, kłopoty, fiksacje. I idź dalej. Przynajmniej wiem, po jaką tabletkę sięgnąć.

Anna Romantowska w serialu „Gang Zielonej Rękawiczki” gra Alicję

Człowiek młody jest bardzo krótko, a stary całe życie – mawiała pani Helenka, przyszywana babcia mojej malutkiej wtedy córeczki. Ale czy kolejne dekady przygniatają, to już odczucie bardzo subiektywne. Józef Hen skończył właśnie 99 lat i twierdzi, że ma jeszcze wiele do zrobienia. Oby starczyło mu czasu, bo jest pisarzem bezcennym. Józef Duriasz, kolega z planu „Gangu...”, ma lat 86, tubalny głos, doskonałą kondycję i jest posągowo piękny. Są ludzie, którzy u schyłku życia zaczynają nowy rozdział. Są i tacy, co skrupulatnie pilnują, żeby odebrać buty od szewca i zimowe palto z pralni i zostawić po sobie porządek, choć jeszcze „w zielone grają”. Ale są też dotknięci nieuleczalną chorobą, nieuleczalną samotnością, bezradnością. „Gang…” mówi i o takich ludziach w formie leciutkiej opowiastki kryminalnej. Gdyby takie gangi jak ten z naszego serialu grasowały w realnym życiu, świat byłby lepszy. Bo bywa, że starość jest upokarzająca, bezużyteczna. W Polsce szczególnie. I nie pomoże emerytura trzynasta, czternasta i piętnasta. Leczenie kosztuje, leki kosztują, jedzenie kosztuje. A zła kondycja finansowa to zła kondycja fizyczna i na odwrót. Czytam, że Norwegowie po osiemdziesiątce biegają, jeżdżą na nartach i po świecie. U nas niestety nieczęsto się takich szczęściarzy spotyka.

Anna Romantowska zagrała między innymi w filmach „Przesłuchanie” i „Statyści”. Ogromną popularność przyniosła jej rola w serialu \ Anna Romantowska zagrała między innymi w filmach „Przesłuchanie” i „Statyści”. Ogromną popularność przyniosła jej rola w serialu "Matki, zony i kochanki". Jest Alicją w „Gangu Zielonej Rękawiczki”, wystąpiła też w „Grach rodzinnych”; obie produkcje można oglądać na platformie Netflix. (Fot. Weronika Ławniczak/Papaya Films)

Żyję już na tyle długo – i bacznie się temu światu przyglądam – żeby nie mieć wątpliwości, że moment, w którym jestem, to dobry moment, wyzwalający. Robię, co chcę, nie zabiegam o czyjeś zainteresowanie, nie udaję lepszej, mądrzejszej, niż jestem. I nie odczuwam jak dotąd problemów i słabości związanych z wiekiem. Gram w klasy na spacerze z moim wnukiem. Patrzę na świat jego oczami i odkrywam nowe światy. Czytam noblistkę i „Harry’ego Pottera”. Dogadzam sobie. Gotuję dobre rzeczy, piję wino, które lubię, czytam w łóżku i przy jedzeniu, rozmawiam z kotem i sama ze sobą.

Jestem człowiekiem politycznym. Przejmuję się bardzo tym, co się dzieje w Polsce, w Ukrainie, na świecie. Przejmuję się katastrofą klimatyczną, bo w takim świecie przyjdzie żyć mojej córce, mojemu wnukowi i wszystkim bliskim i dalekim mi młodym ludziom. Tym się martwię. Mam obok siebie kilkanaście bliskich osób, tych samych od lat. Jesteśmy z tej samej dekady albo prawie tej samej, mamy podobne poczucie humoru, łączą nas wspólne doświadczenia, te same lektury, to samo tło polityczne. Zdarza się, że spotykamy się raz na kilka miesięcy, ale temperatura tych spotkań zawsze jest najwyższa. Wiemy o sobie tak dużo, że świetnie nam się gada i świetnie milczy, prawie wszyscy mamy bardzo dorosłe dzieci, które uwielbiają z nami biesiadować.

Zawsze obiecuję sobie, że częściej będę robiła kolacje i częściej wychodziła z domu, tymczasem jestem towarzyskim samotnikiem i samotność jest mi niezbędna jak tlen. Przeczytałam niedawno „Kobietę osobną i miasto” Vivian Gornick [amerykańskiej pisarki, dziennikarki, radykalnej feministki – przyp. red.] i przejrzałam się w niej jak w lustrze. W tym, jak Gornick, spacerując po Nowym Jorku, syci się energią miasta. Te dziesięciokilometrowe spacery to dla niej pretekst do błyskotliwych opowieści o znajomych, nieznajomych, o literaturze, o obejrzanych wystawach i wysłuchanych koncertach. Wspaniałe uczucie, kiedy wielka literatura przywołuje i nazywa twoje emocje.

W „Gangu...” gram „wiedźmę”, i to dość szczególna „wiedźma”. Unosząc się nad ziemią, twardo po niej stąpa. Układa tarota, parzy halucynogenne ziółka, kieruje się intuicją tak racjonalnie, jakby kierowała się rozumem. Przewiduje przyszłość i przeczucie jej nie myli. Myślę, że wiele kobiet posiada taki nieomylny instynkt.

Czy ja kieruję się intuicją? Nieraz zdarzało mi się już na początku wiedzieć, jak się jakaś przygoda zakończy. Ale to nie pozbawiało mnie ciekawości, żeby przeżyć historię między końcem a początkiem. Spotkałam w życiu fascynujących ludzi, wiązałam się z ciekawymi mężczyznami, na moich oczach działa się historia. Mam świetną córkę [Julię Kolberger, reżyserkę – przyp. red.] i najsłodszego wnuka. Może nawet miałam potencjał, ale nie zagrałam wielkich ról, nie zrobiłam zawrotnej kariery. I nie jest to przyczyną mojej frustracji, chociaż mój zawód lubię i chcę pracować.

Miałyśmy – Magda, Małgosia i ja – szczęście z tym „Gangiem…”. Nie dość, że trafiłyśmy na siebie, to na dokładkę znalazłyśmy się w fantastycznej ekipie. Niektóre koleżanki co prawda pytają, czy do operatora nie mamy żalu, że tak pięknie oświetlał kadry, a nas czasami mniej czule. Jakkolwiek to zabrzmi, bardzo wyzwalające jest zobaczyć siebie bez specjalnych upiększeń. Przeczytałam kilka komentarzy w Internecie: „Ale się zestarzała”, „Jaka interesująca twarz”. Ucieszyłam się. Jeśli się patrzy na świat z dystansem, z szerszej perspektywy, oba komentarze są miłe.

Nie zamartwiam się tym, że komuś mogę się nie spodobać, że kogoś rozczaruję, że mam zmarszczki, że nie spotkam drugiej połówki. Młodość często kieruje się namiętnościami, bywa przewrażliwiona na swoim punkcie. Starość podarowuje wolność, świadomość tego, co w życiu naprawdę się liczy.

Makijaż: Katarzyna Olkowska
Stylizacja włosów: Joanna Imroth/Das Agency
Stylizacja: Katarzyna Łaszcz

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze