1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania

Odrodzenie Jennifer Coolidge. Gwiazda „Białego Lotosu” czekała na swój moment prawie trzy dekady

Jennifer Coolidge ze Złotym Globem za rolę w serialu „Biały Lotos” (Fot. Matt Winkelmeyer/FilmMagic/Getty Images)
Jennifer Coolidge ze Złotym Globem za rolę w serialu „Biały Lotos” (Fot. Matt Winkelmeyer/FilmMagic/Getty Images)
Przez lata mało kto kojarzył jej nazwisko, jednak wystarczyło rzucić hasło „matka Stiflera” – i już wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi. Aby zostać docenioną, Jennifer Coolidge potrzebowała aż trzech dekad. Dziś aktorka kończy 62 lata i błyszczy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Poznajcie jej inspirującą historię.

Artykuł po raz pierwszy ukazał się na łamach portalu zwierciadlo.pl w styczniu 2023 roku.

W latach 90. i na początku XXI wieku grała głównie role drugoplanowe w komediach, a i tak przykuwała całą uwagę widzów. Tak było chociażby w „American Pie” czy „Legalnej blondynce”, gdzie stworzyła rewelacyjne, dziś kultowe, kreacje. Filmowcy jednak długo postrzegali ją wyłącznie jako aktorkę charakterystyczną bez większych ambicji. Dopiero w 2021 roku, gdy wystąpiła w przeboju HBO „Biały Lotos”, publiczność i krytyka dostrzegły jej wszechstronność i talent – nie tylko komediowy, ale i dramatyczny. Historia Jennifer Coolidge to lekcja dla nas wszystkich, że na najlepsze rzeczy w życiu trzeba czasem trochę poczekać. I chociaż droga do spełnienia jest długa i kręta, naprawdę warto.

Trudne początki

O karierze aktorskiej marzyła od dziecka. Podziwiała Meryl Streep, wybitną aktorkę dramatyczną, i chciała być taka jak ona. Życie jednak pchnęło Jennifer Coolidge w objęcia komedii. – Nadawałam się do tego. Nie jestem przecież pięknością. Na szczęście! Piękne aktorki rzadko kiedy potrafią być komiczne. Są po prostu zbyt zjawiskowe. Ja nie miałam tego problemu. Potrafię wyglądać naprawdę paskudnie – wyznała szczerze w jednym z wywiadów.

Nie wszyscy jednak widzieli w niej komiczkę. Na pewno nie na początku. Dla rodziny była dziwaczką, do tego mało zabawną. – Nie nadajesz się przed kamerę – usłyszała z kolei z ust współlokatorki, gdy zamieszała w Los Angeles, aby studiować aktorstwo. Filmowcy również nie dodawali jej otuchy. – Obsadzam tylko „pięknych ludzi” – takimi słowami zbył ją znany reżyser oper mydlanych. Początki nie należały zatem do najłatwiejszych, jednak Coolidge się nie poddawała.

Z Miasta Aniołów przeniosła się do Nowego Jorku – tam dorabiała jako kelnerka i chodziła na liczne castingi, a w nocy – odreagowywała frustracje zawodowe i wszelkie niepowodzenia imprezami, alkoholem i narkotykami. Gdy miała 27 lat, rodzice wysłali ją na odwyk. Szybko skończyła z używkami, ale jej przyszłość wciąż stała pod znakiem zapytania. W końcu jej talent komediowy dostrzegł i docenił bliski przyjaciel, który zaprosił ją na przesłuchanie do słynnej trupy komediowej The Groundlings. Tak odnalazła swoje miejsce.

– Na początku w tym zawodzie jest się potwornie zagubionym. Znam oczywiście aktorów, którym od razu się powiodło. Marzyli, by grać Hamleta, i bum! Od razu grali Hamleta. W moim przypadku tak nie było, jednak się nie poddałam. Musiałam co prawda mocno zaciskać pięści, gdy tłumaczyłam, że jestem aktorką, a pracowałam jako kelnerka w podrzędnej knajpie. I kiedy spotykałam tych oblechów, którzy obiecywali mi zawrotną karierę, jeśli tylko wpadnę na przesłuchanie do ich domu lub pokoju hotelowego. Niestety, te wszystkie paskudne historie, jakie słyszy się o kulisach Hollywood, są prawdziwe – zdradziła w rozmowie z „Guardianem”.

Królowa komedii

– Zrobiłam karierę, bo przyjmowałam role, których nikt nie chciał – tak mówi o sobie. Na małym ekranie zadebiutowała w 1993 roku w popularnym sitcomie „Kroniki Seinfelda”. W kolejnych latach grała głównie epizody w filmach klasy B. Przełomem okazała się rola w „American Pie” (1999), kipiącej od seksu komedii dla nastolatków, która stała się kasowym hitem. Coolidge wcieliła się w niej w rozpustną rodzicielkę jednego z głównych bohaterów. To właśnie dzięki niej Jeanine, znana powszechnie jako „matka Stiflera”, stała się postacią kultową, i to na tyle, że powróciła w kolejnych częściach filmu. Sama Jennifer Coolidge została z kolei okrzyknięta książkowym przykładem MILF-a (ang. „Mom I’d Like to Fuck”, czyli „Mamuśka, którą chciałbym zaliczyć”). Sama aktorka wyznaje zresztą, że rola ta odmieniła jej życie. – Dziękuję Bogu za „American Pie”. Udział w tym filmie sprawił, że moje życie seksualne weszło na zupełnie inny poziom – wyznała po latach.

Po „American Pie” jej kariera nieco się rozkręciła. Widzowie pokochali ją również jako manikiurzystkę Paulette w „Legalnej blondynce” oraz złą macochę we współczesnej opowieści o Kopciuszku z 2004 roku. Gościnnie wystąpiła też w „Przyjaciołach” oraz „Seksie w wielkim mieście”, jednak to serial „Dwie spłukane dziewczyny” (2012), gdzie przez pięć lat wcielała się w Sophie Kachinsky, bizneswoman z polskimi korzeniami, która prowadzi firmę sprzątającą, okazał się dla niej kolejnym kamieniem milowym. Gdy sitcom dobiegł końca, wszyscy zwiastowali jej koniec kariery. Wkrótce jednak aktorka niespodziewanie wystąpiła w teledysku Ariany Grande [„thank u, next” – przyp. red.], a dwa lata później – w nagrodzonej Oscarem „Obiecującej. Młodej. Kobiecie” w reżyserii Emerald Fennell. – Teledysk Ariany i film Emerald pozwoliły mi wyjść z tej szuflady, do której włożono mnie lata temu. Ludzie spodziewali się po mnie już tylko jednego rodzaju ról. Według nich byłam tą babką, która otwiera drzwi, mówi coś bardzo zabawnego i znika ze sceny. Tymczasem dziewczyny sprawiły, że wróciłam do gry, i to na nowych warunkach – mówiła w jednym z wywiadów.

@warnerbrostv We can never get enough Jennifer Coolidge. #FRIENDS ♬ original sound - warnerbrostv

Rola życia

Dopiero w serialu „Biały Lotos” Mike’a White’a Jennifer Coolidge pokazała, na co tak naprawdę ją stać. Udowodniła, że jest aktorką nie charakterystyczną – jak wszyscy do tej pory sądzili – a wszechstronną, która potrafi zagrać komediowo, ale też dramatycznie. Ciałem, mimiką, głosem. Całą sobą. Jako Tanya McQuoid, ekscentryczna bogaczka przebywająca na luksusowych wakacjach, w pierwszym sezonie serialu mierzy się z żałobą po śmierci matki, a w drugim – odkrywa, że ktoś próbuje ją zabić. Jej postać jest tragiczna, ale Coolidge zagrała ją w niesamowicie komiczny sposób. To zdecydowanie rola jej życia, co dostrzegli nie tylko widzowie, ale też krytycy. Za rolę Tanyi aktorka otrzymała bowiem swoje pierwsze Emmy, Złoty Glob oraz Nagrodę Gildii Aktorów Ekranowych.

Produkcja otworzyła zatem zupełnie nowy rozdział w karierze aktorki. Coolidge na nowo rozkochała w sobie widzów i błyskawicznie stała się ich ulubioną bohaterką. Co więcej, jako jedyna członkini obsady powróciła w kolejnej części serialu. – To dziwne. Mam doświadczenie, ale nigdy nie schodzę z planu przekonana, że zrobiłam coś dobrze. Nie byłam nawet pewna, że dobrze gram Tanyę – powiedziała w rozmowie z „Los Angeles Times”. – Bawiłam się świetnie, super było uprawiać autodestrukcję na Hawajach, ale nie miałam pojęcia, że to będzie taki sukces.

Co ciekawe, mało brakowało, a Tanyę zagrałby ktoś inny. Propozycja roli pojawiła się bowiem w trudnym dla aktorki momencie. – Pandemia dała mi w kość. Byłam potwornie smutna. Namiętnie oglądałam wszystkie przerażające wiadomości. Zaczęłam myśleć, że to koniec, że wszyscy umrzemy, że dla ludzkości nie ma już ratunku. Znałam ludzi, których COVID zabił, więc sądziłam, że jesteśmy na przegranej pozycji. Byłam pewna, że wirus wygra. Kto by myślał wtedy o pracy, skoro czekała nas zagłada? I wtedy zadzwonił Mike. Powiedział, że dostał od HBO zielone światło na serial, w którym jest rola dla mnie. „W porządku, kiedy mielibyśmy zacząć?” – spytałam. Okazało się, że natychmiast – powiedziała Coolidge w rozmowie z „Guardianem”.

Twórca serialu musiał się nieźle natrudzić, aby Coolidge przyjęła rolę. – Byłam nie tylko w kiepskiej formie psychicznej, lecz także zapuściłam się fizycznie. Całe dnie leżałam na łóżku, jedząc pizzę. Mogłam więc zagrać tylko w takiej produkcji, gdzie kręconoby mnie od szyi w górę – mówiła. White przekonywał aktorkę, że scenariusz powstał z myślą o niej. Zgodziła się dopiero, gdy opowiedział jej o bohaterce. – Okazało się, że mamy z Tanyą McQuoid podobne doświadczenia. Obie cierpiałyśmy na depresję. Obie straciłyśmy matki i musiałyśmy zmierzyć się z żałobą. To mnie przekonało – wyznała.

Nadzieja na nowy początek

Dystans, nieprawdopodobne poczucie humoru, szczerość. Taka Jennifer Coolidge jest nie tylko na ekranie, ale też prywatnie, dlatego niełatwo oddzielić ją od granych przez nią postaci. Na imprezach branżowych aktorka jest absolutną gwiazdą i zawsze wie, co powiedzieć, aby rozbawić tłum. Robi to jednak całkowicie nieintencjonalnie. Po prostu taka jest. Odbierając swoje pierwsze Emmy, rozśmieszyła całą salę. – Zrobiłam sobie dziś lawendową kąpiel, więc puchnę w tej sukience. Serio, ludzie, nie żartuję, ciężko mi się mówi – powiedziała ze sceny. Kiedy organizatorzy gali włączyli muzykę, sugerując w ten sposób, że czas na jej przemowę już minął, najpierw zaczęła wyrzucać z siebie podziękowania jak z karabinu maszynowego, a następnie… zatańczyła. Zobaczcie sami.

Niemałe zamieszanie wokół siebie zrobiła też trzy tygodnie temu podczas ceremonii wręczenia Złotych Globów, wygłaszając jedno z najbardziej płomiennych przemówień wieczoru. Kiedy weszła na scenę, szybko postawiła statuetkę na ziemi. – Nie ćwiczę. Wiecie, co mam na myśli – uzasadniła żartobliwie – nie utrzymam tego tak długo. I choć zaczęło się zabawnie, wystarczyło kilka zdań, aby cała publiczność zgromadzona na sali płakała, tym razem jednak nie ze śmiechu, a ze wzruszenia. – Gdy byłam młodsza, miałam wielkie marzenia i oczekiwania, ale stało się tak, że życie trochę się posypało, ułożyło inaczej. Wiecie, myślałam, że zostanę królową Monako, chociaż zrobił to ktoś inny. Chciałam być wielka… Chcę tylko powiedzieć, Mike’u Whicie, że dałeś mi nadzieję na nowy początek. Zmieniłeś moje życie na milion różnych sposobów, a moi sąsiedzi nareszcie się do mnie odzywają… Mówię poważnie, żadna z tych osób nigdy nie zaprosiła mnie na imprezę na moim wzgórzu, a teraz wszyscy mnie zapraszają – powiedziała. Zrobiła też furorę, pozując fotoreporterom ze szczerą radością. Gdy zapytano ją o wymarzoną rolę, odpowiedziała bez większego namysłu, z dumą i nieskrywaną satysfakcją: „Zawsze chciałam zagrać delfina”. I jak tu jej nie kochać?

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze