1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Jak pokochać siebie? Pielęgnuj w sobie dobro – radzi psychogerontolożka Dagny Kurdwanowska

Jak pokochać siebie? Pielęgnuj w sobie dobro – radzi psychogerontolożka Dagny Kurdwanowska

Dagny Kurdwanowska (Fot. Renata Dąbrowska/archiwum prywatne)
Dagny Kurdwanowska (Fot. Renata Dąbrowska/archiwum prywatne)
Skąd wziąć miłość, jeśli się jej nie doświadczyło? Jak pokochać siebie, jeśli nie czuło się kochanym przez bliskich? Odpowiada psychogerontolożka i autorka książki „Uważna, czuła i odważna. Jak pielęgnować w sobie dobro” Dagny Kurdwanowska.

Przeczytałam w Twojej książce, że to opieka nad ciężko chorymi rodzicami była Twoją drogą do pokochania samej siebie. To zaskakujące, gdyż jak przyznajesz, nie łączyły was ciepłe i czułe relacje. Zwykle w takiej sytuacji to ucieczka z domu pomaga.
Po wyprowadzce z Trójmiasta do Warszawy w czasie studiów – właśnie by żyć z dala od rodziny – przekonałam się, że to tylko do jakiegoś stopnia pomaga. Dopiero konieczność powrotu do domu z powodu jednoczesnej choroby mamy, ojca i babci 20 lat później dała mi szansę na zmianę stosunku do samej siebie. Zanim to się stało, żyłam w pędzie, robiłam tysiąc rzeczy na raz. Wydawało mi się, że tak jest fajnie, że to mi służy. Wówczas moją strategią było zanurzenie się w ponurości – na świat patrzyłam spod oka, po to by nie przejmować się, jeśli coś się nie uda. Nie cieszyłam się więc z sukcesów, nie chwaliłam za osiągnięcia. Chętnie za to wytykałam sobie błędy i karciłam się za porażki. Byłam też przekonana, że tak jak żyję i myślę – jest najlepiej, choć zdarzało mi się płakać wieczorami ze zmęczenia. Przyczynę tych łez widziałam jednak wówczas w tym, że jestem do niczego, że nie daję sobie rady, a inni dają!

Ty też powinnaś, zawsze i ze wszystkim...
Tak myślałam, dlatego mówiłam o sobie do samej siebie tylko złe rzeczy. Byłam przekonana, że mam wszelkie dowody na to, że jestem nieadekwatna, beznadziejna, że za mało się staram, źle planuję! Byłam pewna, że muszę bardziej się starać i więcej pracować!

W tym czasie mama już chorowała, miała nowotwór. Początkowo jednak radziła sobie sama, czerpiąc siłę z tego, że opiekowała się babcią i ojcem, którzy wtedy też zaczęli chorować na demencję. Kiedy jednak miała nowy rzut choroby, poczuła się zbyt słaba nawet na to, by zająć się sobą. Przyjechałam wtedy do domu ze zwykłą wizytą i zobaczyłam, że mama ledwo wstaje z fotela, babcia siedzi na kanapie nieumyta i wpatrzona w jakiś punkt na ścianie, a tata leży na kanapie ze wzrokiem wbitym w telewizor, jakby go w ogóle nie było.

Twoja mama ukrywała prawdę?
Tak, dopiero wtedy powiedziała z płaczem, że nie daje rady, ale nie chciała mnie martwić. Nie mogłam udawać, że nic się nie stało. Nie umiałam zostawić ich bez pomocy. To był 2018 rok.

Myślałam jednak, że da się tym sterować z Warszawy, po prostu pracując na to, by ktoś się nimi na co dzień zajmował. Okazało się jednak dość szybko, że to niemożliwe, także z powodów finansowych. Znalezienie kogoś do całodziennej już wtedy opieki nad trzema poważnie chorymi osobami i opłacenie pracy tej osoby przekraczało moje możliwości nawet łącznie ze znaczną pomocą finansową brata. Wtedy zaczęłam pracować zdalnie, aby choć przez kilka dni w tygodniu być w Trójmieście. Po paru miesiącach jednak okazało się, że tak się nie da. Jechałam z mamą na chemię do szpitala, to trwało zwykle kilka godzin, a w tym czasie dzwonił telefon, przychodził mail za mailem i ja nie mogłam się nimi zająć. No a kiedy wracałyśmy do domu, musiałam nakarmić ojca, przebrać babcię. A potem mama miała mdłości po chemii i całą noc nie spałyśmy. I tak mijał dzień za dniem, a praca ciągle była na ostatnim miejscu, bo nie miałam już na nią siły.

Praca zdalna nie jest rozwiązaniem w takim wypadku?
W mojej sytuacji, gdy zajmowałam się trójką ciężko chorych ludzi, nie zdała egzaminu. Wtedy jeszcze tego nie chciałam zobaczyć, bo wciąż siebie krytykowałam, że to tylko kwestia organizacji. Do tego dochodziła moja depresja. Na początku 2019 roku byłam już w tak kiepskim stanie, że pewnego dnia nie miałam ani siły, ani ochoty wstać z łóżka. Trafiłam do psychiatry, dostałam leki i długie zwolnienie. W pracy ustaliłyśmy z szefowymi, że na czas L4 pojadę do Gdyni, dojdę do siebie, zastanowię się, jak zorganizować opiekę. Dopiero kiedy zamieszkałam z rodziną, zrozumiałam, że tylko tak mogę się nią zaopiekować. To był moment przełomowy, bo wtedy zrozumiałam, że tego chcę.

Czy był to pierwszy krok w drodze do pokochania siebie, czy tylko poczucie obowiązku?
Nie mogłam postąpić inaczej. Zrozumiałam, że chcę im pomóc, że chcę być przy nich, bo nie wiadomo, ile tego czasu razem nam zostało. To nie będzie coś, co da się nadrobić, bo potem może już nie być.

No i powiem Ci, że zmiana pampersa, której tak się kiedyś bałam, to był najmniejszy problem. Zmęczenie, które wynika z opieki nad trzema osobami, jest trudne do wyobrażenia. Pojawia się po nieprzespanej nocy z wzywaniem pogotowia, towarzyszeniem mamie, która płacze z bólu i wstydzi się, że sama nie może się umyć. Temu narastającemu zmęczeniu towarzyszą wszystkie możliwe emocje, od rozpaczy i wściekłości po radość. To zmęczenie nie znika, narasta z każdym dniem.

Takie doświadczenie musi człowieka zmienić.
Przełomowy był dla mnie moment, kiedy mama leżała w hospicjum. Dwa dni przed śmiercią powiedziała, że już się nie boi. Poczułam ulgę, bo mama całe życie czegoś się bała. Te lęki zresztą skutecznie przekazała mnie. Wtedy jednak też przyszło mi do głowy: „To co? Czy ja mam też tak jak moja mama całe życie się wszystkiego bać, żeby przed śmiercią sobie powiedzieć, że się już nie boję?!”. Już tylko krok dzielił mnie wtedy od tego, żeby powiedzieć: „nie chcę się już bać! Chcę żyć życiem, które jest dla mnie dobre!”.

Ale jak to zrobić?
Właśnie wtedy zrozumiałam, że muszę się tego nauczyć. Jak? Zrobiłam to, co robiłam całe życie jako dziennikarka, czyli zaczęłam zadawać pytania, tylko że tym razem samej sobie: „Czego ja właściwie potrzebuję, co mi sprawia radość, co daje satysfakcję? Co mnie męczy? Co chciałabym odciąć?”. Kiedy zaczęłam szukać odpowiedzi, przypomniałam sobie, że podczas którejś terapii zapisywałam w notesie różne ważne zdania. Okazało się, że tam były odpowiedzi na moje pytania! Wcześniej tego nie widziałam, bo nie miałam w sobie gotowości do zmiany. Jedno z pytań dotyczyło spraw zawodowych, tego jak chcę pracować, co zrobić, żeby moje życie nie ograniczało się do pracy. A tak było przez długie lata spędzone w Warszawie.

Notes znalazłaś już po śmierci mamy?
Tak, pracowałam wtedy w Fundacji Hospicyjnej, prowadzącej hospicjum Dutkiewicza w Gdańsku,

bo czułam, że mam dług wdzięczności za pomoc, jakiej mi tam udzielono. Zdałam sobie jednak wtedy sprawę, że ta praca mnie spala, że znów o siebie nie dbam, że robię coś ponad siły i że potrzebuję zajęcia, które będzie spokojne. Postanowiłam spróbować otworzyć się na nowe, dowiedzieć się, co mi naprawdę posłuży. Zatrudniłam się więc w Bibliotece Sopockiej, licząc na to, że tam odzyskam spokój i pomyślę, co dalej. Pierwszy raz zadbałam o siebie w zdrowy sposób. A kiedy okazało się, że dobrze mi to zrobiło, zyskałam odwagę, aby zrobić kolejny krok pod dyktando miłości do siebie.

Jaki był ten drugi krok?
Zadbałam o swoje ciało, ale w inny sposób niż zwykle. Poprosiłam o pomoc specjalistkę, żeby mi powiedziała, jak przyzwyczaić ciało, które przecież siedziało na krześle wiele lat, do wysiłku.

Trzeci krok to było pozwolenie sobie na smutek, złość, bezsilność. Zaczęłam się z tymi emocjami oswajać, co było przełomowe, bo kiedyś byłam przekonana, że trzeba się ich pozbyć. To było niezwykle ważne, bo dopiero kiedy pozwoliłam sobie na tzw. złe emocje, zrobiłam w sobie przestrzeń na radość, zadowolenie i inne wzmacniające uczucia. Wtedy też przestałam być wciąż ponura, czyli gotowa na problemy i katastrofy. Pozytywne myślenie nadal nie jest moją mocną stroną, ale już wiem, że wiara w happy end jest w porządku.

Jaki jest więc ten klucz do pokochania siebie?
Zauważyć, poznać i zaakceptować to, kim się jest. Nie o to chodzi, żeby zmieniać siebie, przestać na przykład być grzeczną i zacząć być niegrzeczną. Zmiana jest efektem tego procesu, jakim jest dostrzeżenie, poznanie i akceptacja siebie, a nie jest jego celem. Jeśli celem jest zmiana siebie, to znaczy, że uważam, że coś jest ze mną nie tak. No a taka postawa to tylko pogłębianie braku miłości do siebie. Jeśli chcesz się pokochać, nie patrz: czego ci brakuje, co masz w sobie zmienić, ale: co w sobie masz. Co jest dla ciebie trudne, co jest ci potrzebne?

Czyli kluczem do miłości do siebie jest akceptacja tego, jakim się jest, i poszukiwanie sposobu życia, który będzie najlepszy właśnie dla mnie?
Tak, ten rytuał zauważania siebie z tym wszystkim, co w sobie mam, nazywam w swojej książce „pielęgnowaniem w sobie dobra”, „byciem dla siebie dobrym”.

I tak krok po kroku, najpierw z uważnością, a potem z czułością, zaczęła do mnie przychodzić sympatia do siebie samej. Przestały pojawiać się w mojej głowie myśli, że jestem beznadziejna, te wszystkie napomnienia i oceny.

Pokochać siebie pomogło mi także to, że dostałam bardzo dużo pozytywnego wzmocnienia od ludzi. Początkowo nie chciałam mówić o tym, że opiekuję się trzema chorymi bliskimi mi osobami. Ale psycholożka poradziła, żebym jednak to zrobiła, bo będzie mi lżej. Ale też ta moja sytuacja jest tak ekstremalnie trudna, że znajdą się ludzie, którzy zechcą mi pomóc.

Co było najważniejsze w dochodzeniu do tej miłości?
To, że nie stchórzyłam i nie uciekłam od opieki nad rodzicami i babcią, zwłaszcza że moje relacje z nimi nie były dobre. Poczucie, że podjęłam to wyzwanie, że stawiłam mu czoło, niesamowicie mnie wzmocniło. Do tego czasu przed wieloma rzeczami uciekałam. Pracoholicy często tak mają i ja wtedy też pierwszy raz nie uciekłam w pracę przed tym, co trudne i bolesne. Zostałam i powiedziałam: ja to zrobię! Nie uciekłam też, kiedy mama umierała, a płakałam razem z nią.

Niezwykle trudne i ważne było dla mnie też to co nastąpiło po śmierci mamy: odważyłam się na czułość wobec ojca. A nie tylko na niechęć i dystans, do których byłam przyzwyczajona. Pamiętam moment przełomowy, kiedy jak co wieczór trzeba było tacie zmienić plaster leczniczy: zerwać stary i nakleić nowy. Wcześniej robiła to mama, ale wtedy była już za słaba. Miałam to zrobić sama, a to znaczyło, że będę musiała tatę dotknąć. Kiedy to się stało, poczułam, jaki jest słaby i kruchy. Zalała mnie wtedy fala czułości wobec niego. Złość gdzieś zniknęła. Pomyślałam, że to jest inny człowiek niż ten, jakim był, kiedy byłam dzieckiem. Wcześniej nie dawałam sobie szansy, żeby zobaczyć, że on się zmienił.

Być może nie umiał być lepszym ojcem?
Właśnie, poukładanie sobie tego w głowie zajęło mi chwilę, ale wtedy też przyznałam, że czuję do ojca czułość, że jest dla mnie ważny. Kiedy przyjechałam do rodziców, żeby się nimi opiekować, już nie miałam jak uciec przed bliskością z nimi. A to otworzyło mnie na dobre uczucia wobec nich. Miało to przełomowe znacznie, bo dopóki zabraniałam sobie kochania ich, blokowałam też miłość do samej siebie. Pozwoliłam sobie powiedzieć: są dla mnie ważni, a nawet ich kocham.

Dopiero przyznanie się do tego, że kochasz rodziców, pozwoliło Ci pokochać siebie?
Dopiero, kiedy pozwoliłam sobie na dobre emocje wobec nich, pozwoliłam sobie na dobre emocje wobec siebie. Nasze relacje wyglądały przedtem naprawdę źle. Dlatego cieszę się, że nim odeszli, zdążyliśmy w ostatniej chwili pobyć ze sobą, potrzymać za rękę, przytulić. Teraz podchodzę do siebie z podobną czułością, z jaką podchodziłam do nich. Mam dla siebie czas, tak jak miałam dla nich. Nie widzę powodu, żeby siebie nie lubić. Znajduję czas na odpoczynek. Daję sobie różne nagrody, kiedy zrobię coś, co wymagało wielu starań. Chwalę się, gratuluję sobie. Kiedy coś mi się nie uda, to jeśli pojawiają się zapowiedzi myśli krytycznej wobec siebie, zaraz zajmuje ich miejsce akceptujące „następnym raz postaram się zrobić to lepiej”. Nawyk nielubienia siebie, narzekania, marudzenia zastąpiłam nawykiem lubienia siebie i zadowolenia z siebie.

Dagny Kurdwanowska, psychogerontolożka, autorka, okazjonalnie dziennikarka, związana z Biblioteką Sopocką pełni funkcję bibliotekarki i zastępczyni kierowniczki Sopoteki. Autorka książek, z których ostatnia to „Uważna, czuła i odważna. Jak pielęgnować w sobie dobro”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze