Mięczak czy twardziel? Zdaniem terapeuty Jacka Masłowskiego dobrze, by mężczyzna był i taki, i taki, w zależności od sytuacji. Co więcej, powinien zrozumieć, że bycie wrażliwym daje równie wymierne korzyści, co bycie niewrażliwym, jeśli nie większe…
Warto być dzisiaj wrażliwym mężczyzną?
Na pewno jest zapotrzebowanie na męską wrażliwość. I to ogromne. Współczesne kobiety patrzą na partnerów przez pryzmat potrzeb swoich i potrzeb dzieci, a do tego konieczna jest empatia. Na męskich warsztatach, które prowadzę, hitem jest ostatnio filmik dostępny na YouTubie, w którym kobieta opowiada mężczyźnie siedzącemu na kanapie, jak jest jej trudno. W pewnym momencie kamera pokazuje oboje w dalekim planie i dopiero wtedy widać, że kobieta ma wbity gwóźdź w czoło. Mężczyzna próbuje jej o tym powiedzieć, tymczasem ona prosi, żeby tylko przy niej był i jej wysłuchał. Cóż, towarzyszenie kobietom w przeżywaniu emocji nie jest mocną stroną mężczyzn.
Niektórzy stwierdzą z przekąsem, że z jednej strony kobieta ci powie, że dobrze być wrażliwym, a jednocześnie później przestanie cię szanować, bo „mażesz się jak baba”.
Mężczyźni nie do końca widzą w byciu wrażliwym swoją potrzebę, powiedziałbym nawet, że jest to dla nich dość uciążliwe. Dlaczego? Bo w dużej mierze przeszkadza im to w osiąganiu i realizowaniu męskich celów, które nadal są wymagane przez społeczeństwo. Z kolei kobieta, która miała pecha i do tej pory nigdy nie spotykała się z mężczyzną uzewnętrzniającym trudne emocje inne niż złość, czyli na przykład smutek lub bezradność – może się tej emocjonalności przestraszyć. Ale wyobrażam sobie partnerki, które naprawdę świetnie radzą sobie z męską wrażliwością!
To zależy od wrażliwości danej kobiety czy może od etapu jej życia?
Kobiety, które dobrze reagują na męską wrażliwość, miały to szczęście, że ich ojcowie byli obecni w ich życiu. Nie opuścili rodziny, nie emigrowali zewnętrznie czy wewnętrznie, potrafili się bawić, ale i wzruszać, często przytulali swoje dziecko, mówili: „rozumiem, że jest ci trudno”. Czyli takich kobiet… wcale nie jest za wiele.
Po drugiej stronie są kobiety z rodzin dysfunkcyjnych, gdzie ojciec, który był wrażliwy, zapłakany albo bezsilny – najczęściej był jednocześnie pod wpływem alkoholu. Jako dziewczynki musiały się za tego ojca wstydzić albo go obsługiwać: myć, ubierać, prosić, żeby się podniósł i tak dalej. Taka kobieta deklaratywnie stwierdzi: „chcę mieć wrażliwego mężczyznę”, ale jak on już taki będzie i odpalą się jej wszystkie traumy – może zacząć go atakować.
Ustalmy może, co to właściwie znaczy „wrażliwy mężczyzna”. Z mojego niewielkiego badania przeprowadzonego na grupie znajomych wynika, że jedni rozumieją to jako empatię i bycie w kontakcie ze swoimi emocjami, drudzy mówią o braku odporności na ciosy.
Mam poczucie, że słowo „wrażliwy” jest bardzo często nieadekwatnie stosowane. Według mnie wrażliwy mężczyzna to taki, który jest w kontakcie ze sobą i który jest samoświadomy. Ma zdolność do obserwowania, rejestrowania i rozumienia tego, co się z nim dzieje. Co wcale nie oznacza, że jest ckliwy czy wiecznie zapłakany.
Podoba mi się definicja amerykańskiej badaczki Brené Brown, która postrzega wrażliwość jako brak zbroi, głębokie przeżywanie, odkrywanie swoich czułych miejsc.
To prawda, wrażliwość to jest również zdolność do pokazywania swojego miękkiego podbrzusza, ale najpierw trzeba jeszcze mieć świadomość, czym ta moja słabość czy bezbronność aktualnie jest. Ostatecznie to zawsze ja decyduję, czy chcę ją w ogóle pokazywać.
Jestem przeciwnikiem oczekiwania, by wszyscy mężczyźni mieli teraz na zawołanie zrzucać swoją zbroję. To się nie uda. Dawny wzór męskości nie tyle zabraniał nam płaczu, co nie pozwalał odczuwać smutku, a to jest zasadnicza różnica. Wrażliwy mężczyzna rozpoznaje smutek w sobie i przepuszcza go przez siebie, co nie znaczy, że powinien publicznie płakać, jeśli nie ma na to ochoty.
A może po prostu razi nas nadmiar wrażliwości? Istnieje przecież także nadwrażliwość, która różni się tym, że jest skierowana przede wszystkim na siebie, a nie na innych.
Faktycznie mamy teraz intensywny wykwit narcyzmu. Pewnego rodzaju narracje cały czas każą nam skupiać się na sobie. Nie twierdzę, że to źle, pod warunkiem że nie jest to nasz cel, tylko krok do tego, żeby pójść dalej, czyli wejść np. we współzależność, mieć na uwadze relacje, w których jesteśmy, a nie tylko siebie. Chodzi o to, żebyśmy potrafili być w kontakcie ze sobą po to, aby dzięki temu być w zdrowszym kontakcie z innymi.
Wrażliwość możemy rozpatrywać w kontekście osoby, ale także relacji. Kochanie kogoś oznacza przecież dobrowolne wystawianie się na ciosy, czyli wrażliwość.
Relacja pozbawiona wrażliwości też jest możliwa i nawet Ci powiem, że znam wiele takich związków… Za to bliskość bez wrażliwości nie istnieje.
Wielu mężczyzn powiedziało mi, że ich zdaniem wrażliwość nie jest dzisiaj w cenie.
Współczesny świat generuje bardzo dużo stresorów, co chwilę pojawia się coś nowego: pandemia, wojna, inflacja, ciągle słychać o jakimś kryzysie. Dlatego człowiek, który ma emocje na wierzchu, staje się dziś potencjalnym pacjentem psychologa albo przyszłym samobójcą, którego powstrzymuje jedynie strach. Patrząc z tej perspektywy, jazda czołgiem wydaje się bezpieczniejsza niż bieganie na golasa i przyglądanie się temu, jak się czuję, stawiając stopę na ziemi. Z drugiej strony otacza nas cała masa ludzi, którzy jadą tymi czołgami tak długo i intensywnie, że już się w nich duszą, zaczynają popadać w różne nerwice, depresje.
Tym, co najbardziej nas leczy, jest relacja z drugim człowiekiem. A jeśli spotkają się na drodze dwa czołgi, to ich relacja będzie miała wyłącznie charakter zderzeniowy. Dlatego uważam, że wrażliwość, zdrowa wrażliwość, jest w cenie, bo może dawać oparcie innym osobom. A co najważniejsze, pozwala na to, żeby zdecydowanie bardziej adekwatnie nawigować przez swoje życie. Myślę o niej jak o rodzaju mapy, dzięki której możemy o wiele lepiej poruszać się w terenie, w którym aktualnie się znajdujemy.
Czy proces uwrażliwiania się można rozpocząć w dorosłym życiu czy nasz poziom wrażliwości jest w dużej mierze wrodzony? Może mężczyźni biologicznie mają jej mniej?
Są badania, które pokazują, że noworodki płci męskiej są bardziej reaktywne emocjonalnie niż noworodki płci żeńskiej. Dlatego uważam, że uwrażliwianie jest powrotem do naszego naturalnego stanu. Wierzę, a wręcz jestem pewny, że potencjał wrażliwości jest w każdym mężczyźnie, ale często zostaje z niego skutecznie wykastrowywany, po to żeby wbić się w garnitur etosu twardziela. Znam zawodowych żołnierzy, którzy potrafią być tak mocno odcięci od swojej wrażliwości, że nie czują głodu, zimna ani potrzeby snu.
Uwrażliwianie to jak polewanie liofilizowanej, suchej żywności wodą. W efekcie powstaje z tego pełnowartościowe jedzenie, które daje ci energię potrzebną do życia.
Co myślą i jak postrzegają męską wrażliwość sami mężczyźni? Czy coś się w tej kwestii zmienia?
Tak, i to na szczęście w dobrą stronę, choć bardzo powoli. Jak wiesz, prowadzę też męskie kręgi i często mężczyzna, który na nie przychodzi, mówi: „Dopiero teraz, przy was, zobaczyłem, jak bardzo do tej pory byłem samotny. Potrzebowałem grona facetów, którzy mają kontakt ze swoimi emocjami, którzy potrafią o tym mówić, dając uwagę innym”. Wrażliwość nie wybrzmiewa może wprost w jego wypowiedzi, ale dla tego faceta jest esencją życia. Obserwuję coraz więcej mężczyzn, którzy okazują sobie nawzajem czułość i wrażliwość, otwierają się na nią choćby w relacji z synami.
Co w tym procesie uwrażliwiania jest najważniejsze i najbardziej pomocne?
Towarzystwo i wsparcie innych mężczyzn. Jeśli spotykasz jednego, drugiego, trzeciego bliskiego ci faceta, który pozwala sobie na to, żeby przeżywać i okazywać emocje – dostajesz od nich jakby dostęp do świata wrażliwości. I jeszcze słyszysz, że są jednak z tego jakieś korzyści…
Prawdę mówiąc, zaskoczyłeś mnie. Myślałam, że faceci w swoim towarzystwie tylko stroszą piórka.
Oczywiście, każdy ma inną głębię wrażliwości. Jedni czują bardziej, inni mniej, ale to nie jest tak, że jedni mogą czuć, a drudzy nie. Pamiętajmy, że nasza emocjonalność jest silnie skorelowana z tym, w jakim stopniu jesteśmy w kontakcie ze swoim ciałem. Mężczyźni często zadają mi pytanie: „Jak w ogóle mam rozpoznać w sobie potrzebę? Skąd wiedzieć, że ona naprawdę jest moja?”. Odpowiedź jest prosta: po reakcjach z ciała.
Podaj, proszę, jakiś przykład.
Załóżmy, że stoi przed Tobą posiłek. Po czym poznasz, że masz po niego sięgnąć? Czy czujesz ssanie w żołądku oznaczające głód, a może ucisk w klatce piersiowej, który komunikuje Ci, żebyś się trzymała od tego z daleka, bo zapach cię odrzuca. A może wręcz przeciwnie – wydzielasz nadmiernie ślinę? Osoba, która nie jest wrażliwa na takie sygnały, potrafi jeść pomimo że tak naprawdę jest już syta.
Wiele osób ma dzisiaj problem z tym, żeby śledzić komunikaty płynące z ciała, dlatego później mają one trudność z rozpoznaniem nie tylko swoich emocji ale też potrzeb. Bez wrażliwości nie jesteśmy w stanie podejmować decyzji dotyczących naszych potrzeb, za to ciągle jesteśmy nastawieni na spełnianie oczekiwań innych. Dlatego warto to powtórzyć raz jeszcze – wrażliwość jest czymś w rodzaju mapy, która pozwala nam w sposób adekwatny nawigować przez życie dzięki temu, że mamy kontakt nie tylko ze swoimi emocjami, ale też potrzebami.
A jak wrażliwiec radzi sobie w łóżku? Bo wydaje mi się, że jednak częściej się frustruje niż jego mniej wrażliwy kolega.
Na pewno sfera seksu dla wrażliwych mężczyzn jest silniejszym źródłem frustracji niż dla tych niewrażliwych. Mężczyzna czujący więcej jest w seksie zdecydowanie bardziej wymagający, bo zwraca uwagę na większą liczbę czynników wpływających na to, co się dzieje, jak się dzieje i z kim się dzieje – przed seksem, w jego trakcie i po. Niewrażliwiec jest skoncentrowany na zdecydowanie mniejszym spektrum doznań.
Napisałeś kiedyś książkę pod znaczącym tytułem „Czasem czuły, czasem barbarzyńca”. Czyżbyś miał na myśli to, że mężczyzna musi czasem się też „odwrażliwić”?
Chodzi o to, żeby uzupełnić zdolność do bycia wrażliwym inną zdolnością – do bycia niewrażliwym, i vice versa.
Łatwiej z czułego przejść w barbarzyńcę?
Jest dokładnie na odwrót. Wyobraź sobie, że jestem wrażliwym ojcem, empatyzującym z synem i nagle ten syn robi coś, co wymaga mojej zdecydowanej reakcji, wyznaczenia granic, może ukarania. Jeśli jestem wrażliwy, będzie to dla mnie niezwykle trudne. A teraz odwróćmy sytuację. Wyobraź sobie, że jestem niewrażliwym ojcem, który ma tego samego syna przytulić. Gdy to robię, to na początku nic nie czuję, przytulam go jak automat, ale mam też przestrzeń, żeby oswoić się z tym doznaniem. Dlatego uważam, że uruchomić w sobie czułego jest zdecydowanie łatwiej niż barbarzyńcę.
Czyli które z tych dwóch sprzecznych oczekiwań warto dzisiaj spełniać bardziej – być czułym czy barbarzyńcą?
Ta alternatywa jest już dzisiaj mocno przestarzała. Nie warto być tylko czułym ani nie warto być tylko barbarzyńcą. Bycie wyłącznie wrażliwym może spowodować, że życie przyciśnie nas do ziemi, za to bycie niewrażliwym nie pozwala cieszyć się wszystkimi smakami życia.
Jacek Masłowski, filozof, coach, psychoterapeuta w Instytucie Psychoterapii Masculinum, współtwórca i prezes Fundacji Masculinum, współautor książek. Najnowsza to „No, bez jaj. W poszukiwaniu męskości”.