Na jego punkcie szaleje cały świat. Sympatyczny Chilijczyk Pedro Pascal podbija serca widzów nie tylko znakomitymi rolami w filmach i serialach – teraz zachwyca w drugiej części „Gladiatora” – ale też fascynującą osobowością, dystansem do siebie i niezaprzeczalnym urokiem osobistym. Poznajcie jego historię.
Pierwszy raz na dużym ekranie wystąpił w 1996 roku, ale rozpoznawalność zapewniły mu dopiero role w topowych serialach takich jak „Narcos” czy „Gra o tron”. Na swój moment musiał jednak jeszcze chwilę poczekać. Ten wydarzył się ostatnio dzięki roli w „The Last of Us”, prawdopodobnie największej telewizyjnej adaptacji gry wideo wszech czasów, która miała swoją premierę w ubiegłym roku. Potem powrócił też w trzecim sezonie serialu „The Mandalorian” na Disney+. Za obie role zebrał entuzjastyczne recenzje, a cała rzesza widzów oszalała na punkcie jego talentu, osobowości i nieodpartego uroku. Teraz aktor Pedro Pascal należy do czołówki hollywoodzkich gwiazd i… jest dosłownie wszędzie. Obecnie króluje nie tylko na platformach streamingowych, ale też w kinach – jako Marcus Acacius w najnowszym „Gladiatorze” – oraz social mediach, gdzie fanowskie konta Pedra Pascala regularnie zyskują kolejne wyświetlenia i obserwujących.
Na czym zatem polega fenomen Pedra Pascala? Po pierwsze, jest znakomitym aktorem z szerokim wachlarzem możliwości, a w jego filmografii praktycznie nie znajdziemy złych ról. Po drugie, sukces Pedro Pascal osiągnął dzięki konsekwentnej i ciężkiej pracy, nie mając w zasadzie żadnych znajomości w branży. Po trzecie, choć często wciela się w niedostępnych emocjonalnie twardzieli, prywatnie jest przesympatycznym i niesamowicie otwartym facetem, a jego autoironiczne poczucie humoru i ogromny dystans do siebie są naprawdę godne podziwu. Do tego ma więcej luzu niż całe Hollywood razem wzięte. Nie stara się być idealny, a po prostu autentyczny. Jest też bardzo męski, ale nie w toksyczny sposób, dlatego żeńska część widowni wręcz go ubóstwia. Oprócz tego Pedro Pascal ma wielkie serce, angażuje się w politykę i walczy o prawa mniejszości, szczególnie osób LGBTQ+. Naprawdę trudno go nie uwielbiać.
Naprawdę nazywa się José Pedro Balmaceda Pascal i urodził się w 1975 roku w Santiago, stolicy Chile. Kraj znajdował się wówczas pod militarną dyktaturą Pinocheta, dlatego rodzina aktora przeniosła się najpierw do Danii, gdzie uzyskała azyl polityczny, a następnie do Stanów Zjednoczonych, konkretnie do Kalifornii i San Antonio w Teksasie. I chociaż dorastał w USA, Pedro Pascal w wywiadach często wspomina o swoich chilijskich korzeniach.
Jako nastolatek sądził, że zostanie zawodowym pływakiem, ale fascynacja kinem i teatrem, która zrodziła się w nim w szkole średniej, wzięła górę. To właśnie dlatego ostatecznie zdecydował się na studia aktorskie. Początki co prawda nie należały do najłatwiejszych, ale zawsze mógł liczyć na wsparcie bliskich, w szczególności ukochanej mamy. Pedro Pascal twierdzi, że to właśnie jej zawdzięcza sukces. – Zawsze była po mojej stronie, nigdy mnie do niczego nie zmuszała. Czułem, że wiedziała coś, czego nie wiedziałem ja –powiedział w jednym z wywiadów.
Przez długi czas grał jedynie epizody w małych produkcjach telewizyjnych i występował w nowojorskich teatrach. Przełomem okazała się rola w czwartym sezonie kultowego serialu „Gra o tron”, ta jednak nastąpiła dopiero w 2014 roku, kiedy Pascal dobiegał już do czterdziestki. Jako charyzmatyczny Oberyn Marell podbił serca publiczności, kradnąc dosłownie każdą scenę, w której wystąpił. Na ekranie co prawda nie zagościł zbyt długo, bo pojawił się zaledwie w siedmiu odcinkach, ale to wystarczyło, aby zdobył sławę i rozpoznawalność. Udział w serialu otworzył mu również drzwi do większej kariery i kolejnych wysokobudżetowych produkcji, również kinowych, takich jak „Wielki mur” czy „Kingsman: Złoty krąg”.
Rola Oberyna Martella w „Grze o tron” sprawiła, że kariera Pascala zaczęła nabierać tempa. (Fot. BEW Photo)
Potem poszło już z górki. Kolejną ważną rolę, która pomogła mu wyrobić markę, Pedro Pascal stworzył w serialu „Narcos” – przeboju Netflixa, który opowiada o jednym z najpotężniejszych karteli narkotykowych na świecie. Jako agent DEA Javier Peña Pascal zachwycił publikę i pokazał, że jest naprawdę utalentowanym aktorem. Kilka lat później Pedro Pascal zagrał też tytułową postać w serialu „The Mandalorian” – produkcji Disneya osadzonej w świecie „Gwiezdnych wojen”, która błyskawicznie stała się hitem, i to nie tylko wśród fanów słynnej serii. Co ciekawe, Pascal ledwo pokazuje w niej swoją twarz (przez większość scen ma na sobie kask), ale wciąż udaje mu się dać fenomenalny popis aktorski.
Jako agent DEA Javier Peña w popularnym serialu Netflixa „Narcos” (Fot. materiały prasowe Netflix)
Pedro Pascal ma również na koncie udział w takich filmach, jak „Wonder Woman 1984”, „Potrójna granica”, „Będziemy bohaterami” i „Nieznośny ciężar wielkiego talentu”, jednak największy rozgłos zapewniła mu rola w serialu „The Last of Us” na podstawie popularnej gry wideo. Takie adaptacje rzadko stają się przebojem, jednak produkcja HBO została okrzyknięta prawdziwym fenomenem popkultury, i to zaledwie po kilku odcinkach. A wszystko to w dużej mierze dzięki fenomenalnej kreacji Pascala. Aktor gra w nim Joela Millera, którego zadaniem jest eskortowanie przez apokaliptyczne pustkowie niesfornej nastolatki imieniem Ellie. I to właśnie ta rola zapoczątkowała prawdziwą lawinę popularności Pedra Pascala i sprawiła, że utalentowany Chilijczyk stał się jednym z najpopularniejszych aktorów swojego pokolenia.
Jako Joel Miller w serialu „The Last of Us” (Fot. materiały prasowe HBO)
Wielu aktorów u szczytu popularności nawet nie pomyślałoby, aby angażować się w politykę i pomaganie innym, jednak nie Pedro Pascal. – Całe moje serce skierowane jest na marginalizowanego słabszego. Jak ktoś śmie nie wspierać ludzi, którzy zasługują na ochronę i potrzebują jej więcej niż ty? – mówił w niedawnym wywiadzie dla „Wired”. – Chcę, żeby ludzie czuli się dobrze. Nie wiem, jak mógłbym funkcjonować kosztem czyjegoś komfortu – dodał. Aktor Pedro Pascal otwarcie wspiera też społeczność LGBTQ+, w tym swoją transpłciową siostrę, aktorkę i aktywistkę Lux Pascal. – Chcę dbać o ludzi tak samo, jak oni dbają o mnie – mówi.
Jego postawa sprawia, że w branży ma wielu przyjaciół. Jednym z nich jest Oscar Isaac, z którym w podobnym czasie próbował zaistnieć w Hollywood. Jako początkujący aktorzy byli dla siebie dużym wsparciem. – Dorastaliśmy jako imigranckie dzieciaki z tymi samymi marzeniami – mówił aktor w jednym z wywiadów, dodając, że Isaac jest „młodszym bratem, którego nigdy nie chciał”. W sieci znajdziemy zresztą wiele filmików i wspólnych wywiadów, w których Pedro i Oscar rozmawiają o swojej przyjaźni.
Do grona wieloletnich przyjaciół aktora należy też Sarah Paulson, a od niedawna również 19-letnia gwiazda „The Last of Us” – Bella Ramsey. A co wiemy o życiu miłosnym Pascala? Na szczęście niewiele, bo sam aktor należycie strzeże tej sfery swojego życia. Jego jedyny oficjalny związek był z aktorką Marią Dizzią, ale media parowały go również m.in. z Robin Tunney i Leną Headey. Dziś jednak nie wiadomo, czy w życiu Pedra Pascala jest jakaś kobieta.
Tym, którzy wciąż wątpią w urok osobisty Pascala, polecamy zapoznać się z udzielanymi przez niego wywiadami. Hitem okazała się osobliwa rozmowa z czasopismem „Vanity Fair”, podczas której wykonano na nim test wykrywaczem kłamstw. Ostatecznie wiele jej fragmentów stało się viralem – zwłaszcza ten, w którym aktor zdradził, że gdy czuje się przygnębiony, przegląda w sieci poświęcone mu fanowskie konta. Wskazał nawet swoje ulubione (link). Z kolei na nagranie wywiadu dla „GQ” [chodzi o film z serii, w której celebryci pokazują swoje ulubione przedmioty, najczęściej drogie i wyszukane – przyp. red.] Pedro Pascal przyniósł… przybory toaletowe, okulary, buty i bieliznę. Część wywiadu spędził też, grając w swoją ulubioną grę na iPadzie.
Ostatnio aktor Pedro Pascal otrzymał też od fanów ciekawą etykietkę, którą w mig podłapał, i teraz opiera na niej cały swój publiczny wizerunek. O co chodzi? Użytkownicy mediów społecznościowych, w szczególności TikToka, jednogłośnie okrzyknęli go jednym z najseksowniejszych hollywoodzkich aktorów, a że Pascal dobiega do pięćdziesiątki, nazwali go również „DILF-em” (ang. „Daddy I’d like to fuck”, czyli „Tatuś, którego chciałabyś przelecieć”), a jemu… najwyraźniej się to podoba. Gwiazdor seriali bez dwóch zdań czerpie niekłamaną satysfakcję z bycia łamaczem serc, do czego otwarcie przyznał się podczas wspomnianego wcześniej wywiadu dla „Vanity Fair”. Jedno trzeba przyznać – jako „hollywoodzki tatuś” Pedro Pascal zaraża otwartością, uśmiechem i pozytywną energią, z której można czerpać garściami. Oby więcej takich aktorów!