1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Penélope Cruz o roli w dramacie „Bezmiar” i życiowych priorytetach

Penélope Cruz o roli w dramacie „Bezmiar” i życiowych priorytetach

Penélope Cruz (Fot. Borja B. Hojas/Getty Images)
Penélope Cruz (Fot. Borja B. Hojas/Getty Images)
Penelopa Cruz powraca jako pani domu z lat 70. w „Bezmiarze” Emanuele Crialese, z którym od razu poczuła się jak ze starym znajomym. Chciała zagrać tę rolę, żeby zwrócić uwagę na przemoc domową i brak wsparcia dla definiujących swą tożsamość nastolatków.

Dlaczego mężczyznom tak trudno jest zrozumieć głębokie emocje kobiece? Felice, Twój filmowy mąż z „Bezmiaru” w reż. Emanuele Crialese jest przemocowy wobec Clary, którą grasz, i Waszej córki Adriany.
Stwierdzenie, że faceci nie rozumieją kobiecych emocji, nigdy nie wyjdzie z moich ust, bo to byłoby generalizowanie, i nie dotyczy wszystkich mężczyzn. I kobiety, i mężczyźni są różni. Mam świetnych przyjaciół obu płci, czasami dzielę swoje sekrety z przyjaciółmi facetami, a czasami z przyjaciółkami kobietami.

To byłoby nie fair wszystkich wrzucać do jednego worka. Mam wspaniałego partnera, możemy rozmawiać o wszystkim, rozumiemy się wzajemnie, razem wychowujemy dzieci. Ważne, że one widzą, że się szanujemy i lubimy, a to dla nich budujące. Otwiera je na relacje dziś, i ułatwi im wejście w dorosłość. A poza rodziną? Na przykład Pedro [Almodóvar – przyp. red.] jest jednym z moich najlepszych przyjaciół, i nikt tak dobrze jak on nie czyta w moich myślach i duszy. Rozumie doskonale mnie i inne kobiety dookoła.

Felice, który jest pochłonięty pomnażaniem majątku, oddalił się od Clary i rodziny, zdradza żonę z sekretarką, a w domu stał się tyranem – to dla mnie właśnie człowiek pozbawiony empatii, wrażliwości.
Agresja psychiczna i fizyczna jest w tym przypadku rezultatem lęku przed tym, czego Felice nie rozumie i nie potrafi zaakceptować. W tej patriarchalnej rodzinie nie ma prawdziwej komunikacji, brakuje rozmowy, wysłuchania racji obu stron. O wszystkim decyduje mężczyzna. We Włoszech do lat 70. XX wieku nie było rozwodów, a więc kobieta wychowująca dzieci i pozostająca na utrzymaniu męża właściwie nie miała prawa głosu. Clara, która nie jest samodzielna finansowo, czuje się więźniem we własnym domu i nieszczęśliwym małżeństwie, nie ma żadnej alternatywy. Jednak przed dziećmi udaje, że wszystko jest OK.

Ucieczką jest dla niej iluzoryczny, ale przecież bajkowy, kolorowy, radosny świat telewizyjnych programów rozrywkowych. Dla mojej bohaterki i Emanuele ważna była postać Raffaelli Carry (piosenkarka, tancerka i aktorka, w latach 70. i 80. XX wieku często występowała we włoskiej telewizji – red.); momenty, w których się pojawia, pozwalają im zapomnieć o rzeczywistości.

Clara ukrywa cierpienie pod maską makijażu, fantazyjnych stylizacji, zabaw z dziećmi, po to, żeby przynajmniej one czuły się bezpieczne. Łączy ją niezwykła więź z nierozumianą przez ojca oraz najbliższe środowisko, uwięzioną we własnym ciele córką Adrianą, która czuje się chłopcem. Obie stają się ofiarami schematów, konwencji, tłumienia wolności, patriarchatu. Clara cierpi na depresję, nie może znieść bólu, który przeżywa jej córka, ani rozbicia rodziny. W tym domu panuje mroczna atmosfera, poczucie, że jej członkowie nie żyją tak, jak na to zasługują.

„Bezmiar” to także film o poszukiwaniu tożsamości. I to był podobno jeden z najważniejszych powodów, dla których zdecydowałaś się na współpracę z Emanuele Crialese.
Tak. W postaci Adriany odbija się 12-letni Emanuele, który urodził się w ciele dziewczynki. To historia inspirowana autentycznymi i bolesnymi doświadczeniami samego reżysera. Coś w rodzaju włoskiego Tomboya. Emanuele mógł liczyć na zrozumienie jedynie ze strony swojej matki, ale jednocześnie czuł i widział, jak bardzo cierpiała. W latach 60. i 70. we Włoszech przyznanie się do bycia transpłciowym było absolutnie nie do zaakceptowania przez społeczeństwo. Dziś ten temat także budzi kontrowersje w niektórych środowiskach, ale przynajmniej publicznie się o tym mówi, i nie jest to niczym wstydliwym.

Ktoś mi wcześniej powiedział, że ten film powinien być wyświetlany w szkołach i instytutach. Pomyślałam, że to świetny pomysł. W tej chwili we Włoszech toczy się gorąca debata publiczna wokół ustawy dotyczącej m.in. osób transpłciowych, której zatwierdzenie wciąż jest opóźniane. W filmie Adriana symbolizuje sposób, w jaki Emanuele patrzył na świat kiedy był młody.

Twoja rodzina na szczęście była pod tym względem zupełnie inna?
O tak! Ja urodziłam się w 1974 roku, a więc w latach kiedy rozgrywa się akcja filmu. Mam szczęście, że moi rodzice wychowali mnie w absolutnym szacunku dla siebie nawzajem i do innych ludzi. Dzięki Bogu, twardo stąpając po ziemi mieli bardzo otwarte umysły, i nie wyobrażam sobie innego sposobu patrzenia na życie, niż stuprocentowy szacunek dla tego, co czuje osoba stojąca przede mną. Dla całej mojej rodziny inna postawa jest nie do pomyślenia. Mimo iż moi rodzice mieli po dwadzieścia kilka lat, to byli bardzo otwarci, tolerancyjni, bardzo cierpliwi. Niestety ludzie wokół nie mieli tak nowoczesnych poglądów.

Pochodzę z rodziny silnych kobiet. Myślę nie tylko o mojej mamie, która pracując, wychowywała naszą trójkę, ale także o babci. One zawsze mnie inspirowały. Widziałam, jak walczą o godne życie swoich bliskich i szanują same siebie.

Jeśli chodzi np. o stosunek do kobiet i do osób transpłciowych, to niestety tak wiele się nie zmieniło.
Tak, zgadzam się, sama znam wiele kobiet, które we włoskich domach żyją pod presja przemocy domowej. I dlatego chciałam zagrać w tym filmie. Nie ma wielkiej różnicy między latami 70. i rokiem 2022. Na terror domowy patrzą codziennie dzieci tych kobiet. I nie zawsze jest tak, że one nie rozumieją, co się dzieje. Dzieci, które widzą, jak ojciec bije matkę albo obrzuca ją wulgarnymi słowami, tracą poczucie bezpieczeństwa. Już zawsze będą żyły w permanentnym lęku. Na szczęście kobiety w takiej sytuacji mogą dziś korzystać z ochrony, różnych telefonów zaufania, pomocy organizacji feministycznych, ale mimo tego, zwłaszcza w małych miejscowościach, wiele z nich nadal często cierpi w milczeniu i w ukryciu.

W wywiadach podkreślasz, że jesteś feministką i nie tolerujesz maczyzmu.
Kiedy moje dzieci były młodsze i czytałam im bajki na dobranoc, to odkryłam, że często jest w nich ukryty przekaz o bohaterce uzależnionej od silnego, władczego mężczyzny. Dlaczego dzieciom obojga płci od najmłodszych lat serwuje się przykłady księżniczek uwięzionych w wieżach i ratowanych przez nieustraszonych rycerzy? Albo modele Śpiących Królewien, które ze snu obudzić może jedynie piękny młodzieniec? A gdyby tak odwrócić relacje i bohaterką, która uwalnia świat od złych mocy i zaklęć uczynić na przykład kobietę-astronautkę? Nie chodzi o to, by wyrugować tradycyjne wzorce, ale uświadomić dzieciom, że mogą funkcjonować także inne sytuacje i damsko-męskie relacje. Pokazać im również odmienne perspektywy.

Czuję się feministką w tym sensie, że staram się podejmować wysiłek wzajemnego zrozumienia między kobietami i mężczyznami bez tworzenia sztucznych podziałów. Zaczyna się od bajek, a potem jest rozdzielanie chłopców i dziewcząt w szkołach, aby wyjaśnić zmiany hormonalne, pojawienie się miesiączki lub seksualności. Taka segregacja nie ma sensu, bo wprowadza tematy tabu. To naprawdę wielkie pole do działania dla szkoły i systemu edukacji.

Wyczuwam, że z Emanuele Crialese bardzo dobrze się rozumieliście.
Tilda Swinton, którą szczerze podziwiam, porównała się kiedyś do… odbiornika audio. Pomysły przychodzą jej do głowy podczas słuchania, a nie w pokoju hotelowym ze scenariuszem w ręku. Jej mózg zaczyna pracować, gdy rozmawia z innymi. I tak też jest ze mną.

Emanuele i ja spotkaliśmy się po raz pierwszy w Londynie, i od razu złapaliśmy porozumienie – jakbym rozmawiała ze starym przyjacielem. 40 minut szybko przekształciło się w trzy godziny. W jednej chwili poczułam, że mogę mu zaufać. Zrozumiałam, jak ważny był dla niego ten film, ale dla mnie też ważne było, aby stać się częścią tego zespołu i projektu. Emanuele opowiedział mi swoją historię dziecka trans. Przesłał mi zdjęcia członków swojej rodziny i swojej mamy. Chorowała na depresję, ale wtedy nie potrafiono jeszcze zdefiniować, na czym ona polega.

Rodzina może być wielkim wsparciem, ale także źródłem traum na całe życie. Wspomniałaś, że miałaś szczęście wychowywać się w rodzinie, która dała Ci siłę, na którą mogłaś zawsze liczyć, i która kibicowała Ci także w karierze.
Tak. W mojej rodzinie nie było żadnych tradycji artystycznych. Mama prowadziła zakład fryzjerski, a tata był mechanikiem samochodowym. To byli zwykli ludzie, ale zapewnili mi i dwójce mojego rodzeństwa wspaniałe dzieciństwo; dali nam poczucie bezpieczeństwa. Jako kilkuletnia dziewczynka lubiłam przychodzić do salonu mamy, obserwować klientki, przeglądać czasopisma o modzie i stylizacjach fryzur. Słuchałam, o czym te kobiety rozmawiają.

W domu słuchaliśmy muzyki i oglądaliśmy dużo filmów. Tata robił zdjęcia i nagrywał filmy kamerą Super 8. Żadne z nas nie myślało wtedy o zawodzie artysty, chociaż Mónica, moja siostra, jest teraz aktorką i tancerką, a brat Eduardo został muzykiem. Ja już w wieku czterech lat zaczęłam chodzić na lekcje baletu, może dlatego, że moja babcia była tancerką. Byłam wielką fanką opery, podczas gdy ojciec miał bzika na punkcie kina. Uświadomiłam sobie, że za wszelką cenę chcę jakoś zaistnieć. To, że mi się udało, zawdzięczam w całości mojej rodzinie i temu, w jakiej atmosferze się wychowywaliśmy.

Powiedziałaś, że miałaś silną potrzebę wybicia się. Jak myślisz, jakie cechy Twojego charakteru zadecydowały, że to Ci się w końcu udało?
Myślę, że jestem silna i uparta. Te cechy przysparzały mi wielu problemów, ponieważ jako mała dziewczynka chodziłam do szkoły, mówiłam „nie zgadzam się” i kłóciłam się z dziećmi. To wiązało się z moją ciekawością świata.

Wcześnie w moje życie wkroczyła także pracowitość i dyscyplina. A one przyszły wraz z baletem. Szybko zrozumiałam, że liczy się determinacja. Ból stóp, ramion, paznokci, otarcia skóry, godziny żmudnych ćwiczeń przy drążku, i do tego zawsze wyprostowana postawa i zniewalający uśmiech. Nikt nie może wiedzieć, że cierpisz. Tylko tak osiągniesz efekty. Ta determinacja bardzo przydała mi się później, gdy poczułam, że chciałabym zostać aktorką i zagrać u Almodóvara.

A pamiętasz dokładnie ten moment?
Oczywiście. To było w Madrycie. Miałam 15 lat, ale okłamałam kasjerkę w kinie, że skończyłam już 16 i ubłagałam, by mnie wpuściła na film „Zwiąż mnie”. Zakochałam się w Victorii Abril, która w nim zagrała. Marzyłam o spotkaniu z Pedrem. Miałam na jego punkcie obsesję, ale dla niego byłam wtedy za młoda. Zaczęłam chodzić na castingi, zawyżałam swój wiek.

Pierwsze przesłuchanie, na które poszłam, przeprowadziła kobieta, która została później moją menedżerką i nadal współpracujemy. Testowała około 300 aktorów. Kazała mi przeczytać scenę z „Casablanki”. Nie rozumiałam wtedy tych dialogów, ale wysłała mnie na kilka castingów. Jako 16-latka otrzymałam angaż do filmu „Szynka, szynka”. Oczywiście musiałam znów skłamać na temat swojego wieku. Nie mogłam też zdradzić rodzicom prawdziwej treści scenariusza. To był mój pierwszy film erotyczny. Rola w „Szynce, szynce” u Bigasa Luny była trudnym dla mnie doświadczeniem, musiałam zagrać nago, i w scenach seksu. Teraz nie mam z tym problemu, jednak wtedy musiałam się przełamać.

No ale z drugiej strony mam też sentymentalne wspomnienia. Na planie tego filmu poznałam Javiera Bardema, który wiele lat później został moim mężem i ojcem naszych dzieci.

Jesteś dziś rozpoznawalna na całym świecie, jesteś muzą Almodóvara, pierwszą Hiszpanką, która otrzymała Oscara – za film „Vicky Cristina Barcelona”. Grasz w czterech językach. Spełniłaś swoje marzenia?
To nie chodzi o to nawet, że gram i w Hollywood, i w Europie, w Hiszpanii i we Włoszech. I ciągle dostaję ciekawe propozycje, choć zbliżam się już do 50-tki. Najważniejsze dla mnie jest to, że udało mi się pogodzić karierę z życiem rodzinnym. Odnalazłam poczucie spełnienia, które nie opiera się wyłącznie na karierze. Zapewne to jest rezultat silnych wartości rodzinnych, które odziedziczyłam po rodzicach i dziadkach, i które teraz mam nadzieję przekazać dalej swoim dzieciom. Wszyscy w rodzinie jesteśmy bardzo ze sobą związani.

Oczywiście, odkąd zostałam matką dziś już 11-letniego Leo i 8-letniej Luny, wyznaczyłam sobie bardzo jasne priorytety. Nie jeżdżę w długie podróże, i kiedy tylko mogę, staram się pracować w Madrycie, ponieważ sama chcę wychowywać dzieci, a jeśli już muszę wyjechać dalej, to Javier tak układa swój harmonogram, byśmy mogli się wymieniać w opiece nad dziećmi. Nie zawsze jest łatwo, ale jakoś dajemy radę. To, co udało mi się osiągnąć, jest jak sen o locie na księżyc. Gdybym jako 15-, 16-latka usłyszała od kogoś, że to wszystko mi się przytrafi, powiedziałabym, że to opowieść z gatunku science-fiction, że to nie może być o mnie.

A co dalej? Jakie masz plany?
Bardzo chciałabym ponownie zagrać w musicalu, ale z mężem. Widziałam, jak Javier śpiewał w filmie „Lucy i Desi”. Czuł się tak samo, jak ja na planie musicalu „Dziewięć”, kiedy nie miałam pojęcia, że umiem śpiewać, ale po kilku próbach reżyser Rob Marshall przekonał mnie, że mogę.

Teraz stanę za kamerą, by wyreżyserować i wyprodukować film dokumentalny, którego tematu nie mogę na razie ujawnić, ale to coś bliskiego mojemu sercu. Oczywiście marzę, by ponownie znaleźć się na planie u Pedra. Uwielbiam pracować z nim, ale nigdy nie pytam go, kiedy to się stanie. Naprawdę szanuję jego proces tworzenia filmów i wiem, że jeśli będzie miał coś odpowiedniego dla mnie, to na pewno zadzwoni.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze