1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania

„Każdego dnia czuję się winna, że jestem chora”. O życiu z chorobą psychiczną mówi autorka książki „Artystka przetrwania”

Dorota K. Solarska (Fot. archiwum prywatne)
Dorota K. Solarska (Fot. archiwum prywatne)
„Z jednej strony przyświecało mi poczucie misji, że może komuś pomogę, że może coś wyjaśnię, że może się komuś przydam… Z drugiej – wstyd, że kiedy opublikuję pod własnym nazwiskiem, wszyscy będą mnie kojarzyć z chorobą psychiczną: »specjalistka od chorób psychicznych chora psychicznie«” – mówi Dorota K. Solarska, autorka książki „Artystka przetrwania”.

Bardzo poruszyło mnie to, że Twoja choroba ujawniła się w trakcie, jak to nazwałaś w książce, „absurdalnego romansu”. Jakby choroba była karą za zakazaną miłość…
Dorota Solarska:
To nie była miłość, to była obsesja. Obsesja wobec bardzo młodego człowieka, z którym w zasadzie nie miałam nic wspólnego ani emocjonalnie, ani mentalnie. Spotkaliśmy się w teatrze i tylko to nas łączyło. Kiedy patrzę na to z dzisiejszego miejsca, to wydaje mi się niebywałe, nieprawdopodobne, kto w tym wziął udział, kim wtedy byłam. Myślę, że właśnie wtedy straciłam kontrolę nad sobą, swoimi decyzjami, umiejętnością rozpoznawania uczuć, myśli.

Po pierwszym epizodzie kolejno pojawiały się różne diagnozy. Jako pierwszą rozpoznano u Ciebie psychozę maniakalno-depresyjną. Jak to jest mieć psychozę maniakalno-depresyjną?
Dorota Solarska: To jest rollercoaster, na dodatek taki, do którego nie wsiada się intencjonalnie, tylko który cię porywa. Mam odmianę rapid cycling, co oznacza, że rano mogę się obudzić nakręcona, a wieczorem nie mam siły wstać z łóżka. To są stany silnego pobudzenia, wysokiej kreatywności, ale też wielkiego napięcia, wzrastającego popędu seksualnego, który nie może znaleźć ujścia. Na przeciwległym biegunie pojawiają się stany, w których wszystko jest bez sensu, jestem stracona, moje życie jest przegrane, nie mam żadnych perspektyw, nie mam na nic wpływu, nie mam siły, nie mam energii. Ta rozpiętość jest bardzo wyczerpująca, i dla mnie, i dla otoczenia. Mój mąż nigdy nie wie, jaką „mnie” zastanie, kiedy wróci z pracy do domu. Miewam też dłuższe stany depresyjne, które trwają np. dwa miesiące i to jest główna przyczyna moich hospitalizacji. To są także uporczywe myśli samobójcze, kiedy wydaje mi się, że nie ma wyjścia z tej sytuacji, nie ma innego rozwiązania, muszę się zabić, żeby to skończyć, żeby poczuć ulgę.

Kolejna diagnoza?
Dorota Solarska: Choroba schizoafektywna, czyli mieszanka schizofrenii i psychozy maniakalno-depresyjnej (dwubiegunówki), co oznacza, że do depresji i manii dochodzą urojenia, czasem halucynacje, stany derealizacji, czyli totalnego odrealnienia i braku kontaktu z rzeczywistością. Następna diagnoza brzmiała borderline, czyli zaburzenie osobowości, w którym podstawowym problemem jest zlewanie się emocjonalne z innymi osobami. To są również zachowania autodestrukcyjne, problemy w relacjach, nadmierna emocjonalność.

Dwa tygodnie temu postawiono mi nową diagnozę, która przyniosła mi ulgę, bo wyjaśniała, dlaczego antypsychotyczne leki na mnie nie działają – dysocjacyjne zaburzenia osobowości. Czyli aktualnie żyję z diagnozą dwubiegunówki i dysocjacji-derealizacji-depersonalizacji.

Czy jest coś wspólnego w tych chorobach, zaburzeniach? Przychodzi mi do głowy, że może to być lęk.
Dorota Solarska: Lęk głównie przed tym, że zawiadowcą twojego życia nie jesteś ty.

A kto jest? Lęk czy choroba?
Dorota Solarska: Choroba.

Ona jest w środku w Tobie, czy przychodzi z zewnątrz?
Dorota Solarska: Choroba przychodzi od wewnątrz. To jestem ja i nie jestem ja. Wiem, że to jest element mojego życia, że jestem chora. Racjonalnie to wiem, ale kiedy pojawiają się symptomy, mam wrażenie, że ktoś, coś mnie porywa. A zarazem jest to coś, co wychodzi ze mnie.

Co to oznacza, że Twoja choroba jest lekooporna?
Dorota Solarska: Przetestowałam ponad 20 różnych leków i dopiero nowa diagnoza sugeruje, dlaczego nie działały. Ostatni antydepresant, który brałam, doprowadził do tego, że zaczęłam mieć objawy maniakalne. Trzeba było redukować dawki, czego nie można zrobić szybko. Okazało się, że za późno to zrobiliśmy i… w ciągu dwóch tygodni zmieniłam kolor włosów pięć razy, zrobiłam trzy nowe piercingi, które wyjęłam, dwa razy obcięłam włosy, wciąż malowałam obrazy i przestałam sypiać. Od tygodnia biorę lek na sen.

Pomaga?
Dorota Solarska: Na pewno śpię dłużej, ale wieczorem, kiedy kładę się do łóżka, mój mózg zaczyna snuć plany – czyli nadal mam niespokojny umysł.

Bardzo poruszyło mnie w Twojej książce zdanie, że nie możesz polegać na swojej intuicji, że choroba często podszywa się pod intuicję.
Dorota Solarska: Nie mam już intuicji, za bardzo się boję jej zaufać. Nigdy nie wiem, czy coś mi podpowiada mania, czy depresja… Czy to jest jakieś napięcie, a może lęk? Nie umiem już tego rozróżnić. To jest dla mnie bardzo trudne, bo to jest odcięcie od korzenia, rdzenia.

Niedawno rozpoczęłam terapię traumy (zaburzenia dysocjacyjne leczy się głównie terapią) i uczę się rozróżniać te głosy, różne motywatory, które mną powodują. Uczę się słyszeć je i jednocześnie ogarniać jako całość.

W jakim nurcie pracuje Twoja terapeutka?
Dorota Solarska: Jest specjalistką terapii traumy, ma wykształcenie w terapii Gestalt, Somatic Experiencing i podejściu integratywnym. Pracuje delikatnie, uważnie, powoli. Nawet wolniej niż bym chciała. Ale mam do niej zaufanie, że wie lepiej, co może spowodować, że zdysocjuję, a co, że się bardziej scalę.

Sama pracowałaś kiedyś w nurcie Gestalt.
Dorota Solarska: Tak, jestem terapeutką Gestalt.

Co oprócz terapii? Bierzesz leki?
Dorota Solarska: Zaburzeń dysocjacyjnych w zasadzie nie leczy się lekami. Przez lata polegałam na lekach, przy każdym nowym miałam nadzieję, że może to jest to. I za każdym razem okazywało się, że albo lek nie działał, albo skutki uboczne były tak silne, że trzeba go było odstawić. To był taki rollercoaster nadziei i beznadziei. Na zaburzenia dysocjacyjne głównie działa praca z traumą.

Dzieci często zaczynają dysocjować w obliczu pewnych wydarzeń i utrwala się to jako mechanizm radzenia sobie z sytuacjami niejasnymi, zagrażającymi, co oznacza oddzielanie się od rzeczywistości na rzecz przebywania w swoim nierealnym świecie. Bo tylko tam jest bezpiecznie.

Czy odczuwasz nadzieję w związku z nową terapią? Próbujesz sama ze sobą pracować?
Dorota Solarska: Wiesz, sama się boję; jeślibym poszła na własną rękę w tym kierunku, to przyniosłoby to prawdopodobnie odwrotny skutek i dysocjowałabym jeszcze bardziej. Dlatego potrzebuję przewodniczki, która krok po kroku będzie przy mnie kiedy np. będę przeczuwać albo przypominać sobie pewne rzeczy z przeszłości.

Do terapii traumy włącza się dziś pracę z ciałem.
Dorota Solarska: Pierwszy raz położyłam się podczas sesji pracy z ciałem po ośmiu miesiącach, dopiero po roku pozwoliłam się dotknąć. Wcześniej, ilekroć kładłam się na wznak, zaczynałam szlochać, kojarzyło mi się to z absolutną bezradnością, zniewoleniem, uwięzieniem. Terapia z ciałem jest dla mnie bardzo ważna; przejawiam często skrajne reakcje, potrzeby. Terapeutka pracuje nad tym, żeby to moje wahadło nie wychylało się aż tak bardzo. Mam dziś poczucie, że jestem zaopiekowana, że terapeutka wie – że ona ufa mi, a ja ufam jej.

Kiedy choruje jedno z partnerów, choruje cała rodzina. Wiele razy wspominałaś, że mąż Cię wspiera, jednak sam również potrzebował pomocy. Jak jest teraz?
Dorota Solarska: Od kilku miesięcy jest na antydepresantach i więcej czuje. Bezradność związana z moimi symptomami sprawiła, że Paweł się zapadł w miejsce podobne do mojego; nie mam na nic wpływu, nie mam nad niczym kontroli, moja żona jest nieprzewidywalna i cierpi, a ja nic nie mogę z tym zrobić… Chodzi też na sesje do psychiatry.

A wasza relacja, jak wam jest razem?
Dorota Solarska: Jest dobrze, bardzo. Paweł docenia moje wysiłki, widzi, że walczę na terapii. Widzi, że go kocham. Doceniam co dla mnie robi. Romans, o którym rozmawiałyśmy na początku, zupełnie nas złamał. Terapia par zajęła nam pięć lat. Po tym czasie Paweł nie tyle się z tym pogodził, co przestało go to tak podpalać, złagodniał. Ja do dziś borykam się z wielkim poczuciem winy i wstydu, ale nie czuję się już piętnowana przez męża.

Fakt, że romans był efektem choroby nie zwalnia z poczucia winy?
Dorota Solarska: Mnie nie. W zasadzie każdego dnia czuję się winna, że jestem chora. Myślę: co ja w życiu źle zrobiłam, że tak się zadziało, że na to zasłużyłam? Czy coś zepsułam, czy to było gdzieś zapisane już, kiedy byłam dzieckiem, czy coś złego wydarzyło się w mojej przeszłości, co mogło zasiać chorobowe nasionko, które pewnego dnia wykiełkowało? Towarzyszy mi też wstyd, nie czuję się pełnosprawna, bo odwołuję spotkania w ostatnich momentach, czasem muszę przerywać projekty, nie pojawiam się w miejscach, w których miałam się pojawić. Moi przyjaciele to przyjmują, ale w tyle głowy towarzyszy mi myśl: gdybym była zdrowa, to mieliby ze mną mniej zachodu.

Jesteś bardzo prawdziwa; mogłabyś ukryć swoją „niepełnosprawność” pod nonszalancją artystki. Poczucie winy zawsze wymaga kary, czy swoją chorobę postrzegasz jako karę?
Dorota Solarska: Nie wiem, bo traumie dziecięcej, która prawdopodobnie jest związana z nadużyciem seksualnym, towarzyszy poczucie bezradności i winy – mogłam krzyczeć, mogłam uciec, mogłam coś zrobić, nie obroniłam się, nie umiem się ochronić, nie umiem stanąć za sobą, mam związane ręce, jestem bez głosu, nie pomogłam sobie wtedy. Może dlatego to wszystko kompensowałam byciem grzeczną, dobrą, pracowitą, odpowiedzialną. Jakbym ciągle czuła, że mam jakiś dług do spłacenia.

A złość? Gdzie jest Twoja złość?
Dorota Solarska: Bardzo rzadko odczuwam złość, a jeśli już, to długo po fakcie.

Kiedy mówisz o dziecięcej traumie nasuwa mi się pytanie: gdzie byli Twoi rodzice? Byłaś dzieckiem, a rolą rodziców jest chronienie dziecka.
Dorota Solarska: Moi rodzice byli zbyt zajęci swoim cierpieniem. To raczej ja byłam ich wsparciem, ich chlubą, dumą. W mojej rodzinie zdanie dorosłych zawsze było najważniejsze, a dziecko miało ich słuchać i ufać im, a nie swoim emocjom. Dopiero, kiedy mama zachorowała na raka, przez ostatnie kilka lat swojego życia zaczęła mnie zauważać taką, jaka jestem, zaczęła mnie doceniać. Mój tata choruje na parkinsona, też się zmienił, zaczął rozumieć i tolerować niepełnosprawność swojej córki. Przez wiele lat terapii czułam, że dużo jest w tym, co się ze mną dzieje, winy rodziców, ale kiedy zachorowali, poczułam, że ważniejsze jest dla mnie spędzenie ich ostatnich lat życia w zgodzie, w wybaczeniu. Priorytetem stała się miłość, a nie złość. Nie potrafiłam pogodzić miłości ze złością.

Czy choroba zabrała Ci wiele osób, czy może dała nowe znajomości, ludzi, którzy cały czas są, wspierają, nie boją się?
Dorota Solarska: Zdecydowanie odebrała mi większość kontaktów zawodowych; współpracowników, przyjaciół z pracy, klientów. Moja wieloletnia przyjaciółka została przy mnie, na początku była zagubiona, ale wykazała się cierpliwością i miłością do mnie w uczeniu się tego, jaka ja teraz jestem, i jaka mogę być za chwilę.

Porozmawiajmy o Twoich sprzymierzeńcach w chorobie. W książce napisałaś, że ciało nigdy Cię nie zawodzi. No i Twoja energia twórcza, która na pewno ma leczącą moc.
Dorota Solarska: Moje ciało mnie czasami zawodzi, bo zaczęłam mieć również problemy fizyczne, poza tym na lekach tyję i to znacznie. Aktualnie biorę leki nasenne i uspokajające, które działają… Dzięki nim czuję się lepiej, ale jestem ciągle głodna i nie mogę sobie z tym poradzić. Natomiast mam duże zaufanie do reakcji płynących z ciała; to jest często pierwszy sygnał, że coś jest nie tak, że ktoś przekroczył moje granice, że zdarzyło się coś, co mnie przestraszyło. Na ciele bardziej polegam niż na umyśle, bo wiem, że ciało nie zmyśla.

Opowiedz o tych doznaniach w ciele.
Dorota Solarska: To jest takie ściśnięcie albo takie dreszcze – pobudzenie skórne. Ale też reakcje typu: muszę się rozebrać, muszę wyprać wszystkie moje ubrania, muszę się wykąpać, muszę skrócić włosy, muszę zmienić farbę – bo wydarzyło się coś takiego, że nie jestem w stanie tego znieść – muszę się oczyścić. Ostatnim razem miało to miejsce, kiedy byłam na komisji kwalifikacyjnej w sprawie renty i pani urzędniczka był straszna, brutalna, niemiłosierna. Wróciłam do domu i musiałam zdjąć z siebie tę pobrudzoną warstwę. Czasem też czuję radość w ciele, wtedy chce mi się tańczyć. Kąpię się też w lodowatych rzekach i to jest coś! To jest taki ładunek energetyczny radosno – wyzwaniowy. Poczucie, że ciało chłonie to zimno i wystrzeliwuje endorfiny.

Ciało jest wtedy naprawdę żywe, czujące.
Dorota Solarska: Dokładnie tak. Chociaż tuż po wyjściu z wody przestaję czuć cokolwiek, bo woda jest lodowata, muszę wręcz uważać w trakcie, gdy się ubieram, by się nie poranić.

Przypomina mi to trochę narodziny: szok po wyjściu z ciała matki, nadmiar nowych, nieznanych bodźców, na które skóra musi zareagować. Być może dlatego najpierw pojawia się znieczulenie, nieczucie.
Dorota Solarska: Tu wracamy do dysocjacji; jeśli dziecko się nie ochroni, to musi rozpaść się na kawałki.

Czy Twoja terapia to walka o poskładanie tych kawałków?
Dorota Solarska: To walka o poczucie siebie, znowu. Na razie nie liczę na to, że się szybko zintegruję. Z radością, ulgą i wielkim wzruszeniem przyjmuję moment, kiedy jestem w stanie odkryć jakąś swoją część. Na przykład odkryłam nastolatkę, która napiera na te zmiany fryzury, piercingi, na zakupy i ,,czy będziesz mnie nadal kochał, jeśli będę miała poranioną twarz?”. Takie nastoletnie poszukiwanie akceptacji i przesuwanie granic. Kiedy jestem w stanie tę część poczuć i usłyszeć, to czuję ulgę. Wtedy też jestem w stanie zdystansować się do niej i powiedzieć: to nie jestem cała ja.

A skąd w tym wszystkim wzięła się książka? Jak powstała „Artystka przetrwania”?
Dorota Solarska: W dużej mierze spisywałam swoje pamiętniki, zapiski swoich objawów, plus postanowiłam napisać dużą część o strategiach radzenia sobie. Ważny jest dla mnie sam proces twórczy – czy to w pisaniu, czy w malowaniu – bo wtedy jestem w samym środku procesu i „flow”, i nic innego nie jest ważne.

Dorota K. Solarska, w przeszłości: trenerka biznesu, coachka; dziś: artystka, choć kiedy znajomi pytają: „Dorota, czy jesteś profesjonalną artystką?”, odpowiada: „Nie, ja tylko piszę i maluję”.

Polecamy książkę: „Artystka przetrwania. O życiu z chorobą psychiczną”, Dorota K. Solarska, wyd. Oficyna Związek Otwarty. Polecamy książkę: „Artystka przetrwania. O życiu z chorobą psychiczną”, Dorota K. Solarska, wyd. Oficyna Związek Otwarty.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze