Aleksandra Wierzbicka i Kalina Jędrusik znały się ponad ćwierć wieku. To o niej Jędrusik mówiła „córka”. To w jej ramionach zmarła. To ona znała aktorkę, piosenkarkę i ikonę PRL-u jak nikt inny. I to ona rzuca zupełnie nowe światło na barwne życie Kaliny Jędrusik. Po raz pierwszy mówi o Kalinie tak dużo i tak intymnie. Szczerze i bez lukrowania opowiada Mikołajowi Milckemu o Kalinie prywatnej, domowej, bez makijażu i bez blichtru, który towarzyszył jej przez całe życie. Przy okazji 32. rocznicy śmierci aktorki publikujemy fragment książki „Kalina Jędrusik. Opowieść córki z wyboru”.
Fragment książki „Kalina Jędrusik. Opowieść córki z wyboru” Mikołaja Milckego i Aleksandry Wierzbickiej, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, premiera 29 sierpnia 2023
Z tych relacji, które znamy o domu Dygatów, wynika, że tam non stop była impreza i orgia.
Nie wiem, co było w latach pięćdziesiątych i na początku lat sześćdziesiątych, ale ja tam imprez i libacji nie widziałam. Może zaczynali, kiedy wychodziłam? Bo nie nocowałam u nich. Miałam dwa kroki do domu. Ich dom był otwarty, pełen ludzi, ale libacji ani żadnych orgii nie pamiętam. Były za to przyjęcia. Kalina lubiła przyjęcia i wyprawiała je do końca życia, ale niekończących się libacji moim zdaniem nie było. Kto miał je robić? Staś po zawale czy bez przerwy pracująca Kalina?
Lejący się strumieniami alkohol? Kalina wiecznie ze szklaneczką i papierosem?
Kalina rzuciła palenie z dnia na dzień, kiedy była w ciąży. O papierosy robiła awantury mnie i pani Hani. Powtarzała, że nie rozumie, co to znaczy nie móc rzucić palenia, bo ona rzuciła bez problemu. Poza tym miała astmę. Przy tej chorobie palenie nie pomaga. Kalina o tym wiedziała. Jeśli paliła, to dla hecy. Na pewno nie kupowała papierosów. Z alkoholi lubiła od czasu do czasu delikatny likier Bolsa i adwokata. A na przyjęciach potrafiła chodzić cały wieczór z jedną szklanką, którą uzupełniała sokiem. Kompot z wodą często udawał campari. Miała słabą głowę. Poszła na przyjęcie do Dejmków. Wkrótce zadzwonił telefon, żebym przyjechała po Kalinę, bo wypiła trzy kieliszki nalewki i zakręciło się jej w głowie. Dejmek się z niej śmiał. Taka to była wprawiona pijaczka. Rozłożyło ją po trzech kieliszkach. Na tym przyjęciu z nalewką był ksiądz Kazio Orzechowski. Cały czas wznosił oczy do nieba, wzdychał, robił znak krzyża i składał ręce jak do modlitwy. Bo Kalina i Dejmek bardzo klęli. Wzajemnie się nakręcali. A jemu więdły uszy. Taki był wrażliwy. Ale ona nie potrzebowała nawet kropli, żeby kląć. Nie nadużywała też ze względu na swoją chorobę i na Stasia. Wiedziała, że miał w przeszłości problem alkoholowy. Potrafiła w trakcie przyjęcia głośno powiedzieć, komu nie należy dawać alkoholu, bo nie kontroluje picia. Robiła to w dobrej wierze. Wino było kiedyś powodem domowej awantury. Kalina pokłóciła się ze Stasiem.
O wino?
Tak. Kupiłyśmy z Kaliną butelkę wina Gellala. Stwierdziła, że wypijemy po kieliszku do obiadu. Ugotowała wtedy bardzo pikantne leczo. I Staś zrobił Kalinie awanturę, że mnie rozpija, a ja przecież ledwo jestem pełnoletnia, poza tym trenuję, że to nieodpowiedzialne, niepoważne. Wściekł się i musiała schować to wino.
A kąpała się w szampanie?
Historia z szampanem jest półprawdą.
To rozczarowujące. Bo to jedna z barwniejszych legend o Kalinie Jędrusik.
Legend. Dobre słowo. Na pewno Kalina nie poszła do sklepu w podomce i nie wepchnęła się w kolejkę. W życiu nie przegoniłaby nikogo z kolejki, bardzo szanowała zwykłych, ciężko pracujących ludzi. Setki razy byłam z nią w sklepie i na targowisku. Zawsze stałyśmy w kolejce. Kiedyś w chemicznym stał przed nami facet. Widać było, że pijaczek. Poprosił o denaturat. Kalina w szoku trąciła mnie łokciem. „Myślisz, że to wychla?”, szepnęła mi na ucho. I w tym momencie się okazało, że zabrakło mu pieniędzy. Lekko zamroczony odwrócił się do Kaliny i zapytał, czy mu dołoży. Dołożyła. Facet wyszedł, a ekspedientka wytłumaczyła Kalinie, że denaturat to on pije przez chleb, bo wtedy ponoć mniej szkodzi. Natomiast jeśli chodzi o szampana, to owszem, w Jastrzębiej Górze poszła rano do sklepu po szampana. Kompletnie ubrana, a nie w podomce. Owszem, kobiety w kolejce były ciekawe, po co jej szampan o poranku. Owszem, zażartowała, że to nie do picia, tylko do kąpieli. Uwielbiała takie żarty, takie prowokacje. A w rzeczywistości szampana potrzebowała na prezent. Wiem to od Kaliny, bo historia o kąpielach w szampanie narodziła się jeszcze za jej życia.
Nie idealizuje jej Pani? Jak córka matkę…
Nie. Po co? Umówiliśmy się na szczerość. Klęła jak szewc, była porywcza, niezdecydowana, lekko zagubiona, bezwzględnie szczera, miała kochanków. Można o niej powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że piła i paliła jak smok. Znam zdjęcia Kaliny z papierosem. Także to, zrobione chyba w SPATiF-ie, na którym pręży mięśnie. To nie była prawdziwa Kalina. Tamto zdjęcie zrobiono podczas zabawy. Paliła na scenie, kiedy grała George Sand w Lecie w Nohant w Teatrze Rozmaitości. Stamtąd przynosiła mi po spektaklach szpanerskie cygaretki marki More. Zielone i czerwone. Dostępne tylko w Peweksie. Zabierałam je do pracy i się popisywałam. Skończyło się, kiedy wprowadzono cięcia budżetowe i dostawała po dwie sztuki na spektakl.
A Kalina przyjmująca gości w wannie albo w sypialni z kochankiem pod kołdrą?
Nie widziałam i sobie tego nie wyobrażam. Nie ten dom, nie ci ludzie. Te wszystkie niestworzone historie powstały po śmierci Kaliny.
To może chociaż, jak głosi plotka, opalała się nago na tarasie wychodzącym na jedną z głównych ulic Żoliborza? I gorszyła stojące w kolejce do mięsnego kobiety…
Balkon i taras w domu przy Kochowskiego nigdy nie wychodziły wprost na ulicę Krasińskiego ani na mięsny, w którym teraz jest Kalinowe Serce. Balkon i taras wychodzi na ulicę Kossaka. [...] Kalina nie była na tyle bezpruderyjna, żeby eksponować nagość. Nie rozbierała się w filmach, ale uwielbiała kąpać się nago w morzu.
Chodziła na plaże nudystów?
W młodości może i tak. Jest przecież zdjęcie z Chałup. Nie wiem, na ile to była tradycja, a na ile jednorazowa akcja. Widziałam ją nagą nad morzem, ale w nocy. Plaże były puste, wokół panował spokój. Przychodziłyśmy, zrzucałyśmy ubrania i nago pływałyśmy w Bałtyku. Ktoś też twierdził, że Kalina przy furtce przyjmowała listonosza w czarnej woalce, kusej koszulce nocnej, z biustem na wierzchu. Kalina nie miała czarnej woalki, więc nie mogła w niej chodzić. [..]
Dom był pełen służby, która obsługiwała Kalinę?
Na Joliot-Curie była pani, która sprzątała, ale nie pamiętam jej imienia. Na Kochowskiego najpierw była pani Marta, która kochała się w Stasiu i zwracała Kalinie uwagę, że nie tak należy zwracać się do pana. Po niej nastała młodziutka Grażynka. Później postawna Baśka, którą Kalina nazywała King Kongiem. Kiedyś Kalina wróciła z trasy, a zmęczona King Kong siedziała w fotelu i czekała na odwiezienie do domu. Jeszcze wtedy nie miałam prawa jazdy i odwoziła ją Kalina, która powiedziała, że najpierw musi wypić herbatę, a King Kong na to: „To mnie też niech pani zrobi”. Kalina się roześmiała.
I zrobiła?
Tak. Wypiły i ją odwiozła. Po King Kongu była jeszcze jedna Basia, a potem Hania. Przychodzili też panowie od bieżących napraw. Fachowcy. Ale naraz nie było tam żadnych tłumów służby. Ja wychodziłam do pracy, a one siedziały z Hanią i oglądały wideo. Bo wtedy pojawiły się kasety wideo. Kalina była tym wynalazkiem zafascynowana.
Co oglądała?
Nie wiem. To się działo, gdy ja wychodziłam do pracy. Ale wiem, że Hania wypożyczała filmy i oglądały. Kalina często jednym okiem, bo ponoć zasypiała w fotelu. W tamtym czasie syn Hani przygotowywał się do komunii i uczył się modlitw. Nie szło mu kompletnie. W domu miałyśmy kasety wideo z modlitwami, których słuchał w kółko i tak się nauczył. Sprzęt Kalina kupiła za pieniądze, które miała wydać na leki. Za połowę kupiła leki, za drugą połowę – wideo.
Oglądały klasykę? Sensację? Aktualne hity?
Naprawdę nie wiem, ale jeśli chodzi o telewizję, to zawsze entuzjastycznie reagowała na Tinę Turner. Uwielbiała ją. Zazdrościła mi, że byłam na Wembley na jej koncercie. Przywiozłam jej płytę CD, wtedy dopiero kompakty zaczęły wchodzić. Bardzo lubiła też Cher, Barbrę Streisand, Doris Day, Elvisa Presleya, Édith Piaf. Do dziś mam ich winyle po Kalinie.
A z polskich artystów?
Danutę Błażejczyk i Małgorzatę Ostrowską. Opowiadała mi, że kiedyś została zaproszona do udziału w tej samej imprezie w hotelu przy Wilczej, podczas której miał grać Lombard. Kiedy weszła, ktoś z obsługi powiedział: „Widzi pani, pani Kalino. Wszędzie się te kurwy pchają”. Kalina zapytała: „Gdzie te kurwy?”. I tamten człowiek wskazał wymalowaną charakterystycznie młodziutką Małgosię. Na co Kalina się oburzyła: „Jakie kurwy? Przecież to artystka! Piosenkarka. Zaraz tu będzie śpiewać. Trzeba ją wpuścić!”.
Bardzo podobała się jej także Beata Kozidrak. Lubiła Elżbietę Dmoch z zespołu 2+1 i Alicję Majewską. Wiem, że lubiła też muzykę poważną, chociaż nie słyszałam, żeby jej słuchała. U nas w domu bardzo długo – poza adapterem – nie było radia, magnetofonu ani żadnego odtwarzacza. Radio pojawiło się naprawdę późno.