1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Codzienność może być rytuałem, a nie rutyną. Rozmowa z Wimem Wendersem, reżyserem filmu „Perfect Days”

Codzienność może być rytuałem, a nie rutyną. Rozmowa z Wimem Wendersem, reżyserem filmu „Perfect Days”

Kōji Yakusho, odtwórca głównej roli w „Perfect Days” z reżyserem filmu Wimem Wendersem (Fot. Jeff Kravitz)
Kōji Yakusho, odtwórca głównej roli w „Perfect Days” z reżyserem filmu Wimem Wendersem (Fot. Jeff Kravitz)
Uważam, że tylko ludzie, którzy oswoili samotność, naprawdę potrafią docenić towarzystwo innych – mówi słynny reżyser Wim Wenders, znajdując wiele podobieństw między swoim życiem a kojącą codziennością bohatera filmu „Perfect Days”, czyściciela miejskich toalet.

Jak wygląda idealny dzień według Wima Wendersa?
Dojrzałem do tego, że mniej znaczy więcej. Dlatego rozumiem Hirayamę, bohatera „Perfect Days”, który pracując jako czyściciel miejskich toalet, czuje się potrzebny i jest człowiekiem szczęśliwym. Jego codzienność – ciąg prozaicznych czynności – staje się bardziej rytuałem niż rutyną, a to wielka różnica. Tak wielu rzeczy pożądamy: media kuszą nas coraz to nowymi obiektami westchnień. Ja już nie potrzebuję tak wiele do szczęścia.

Powiedziałeś, że fabuła filmu przypomina ci o życiu, które kiedyś wiodłeś.
Hirayama wstaje wcześnie, idzie do pracy, słucha muzyki, robi zdjęcia, a potem ma wieczór dla siebie. Jego rytm dnia przypomina mi czasy, kiedy miałem 20, 30 lat. Chodzi mi o tę regularność i związany z nią spokój. W latach 1969–1978 kręciłem jeden film rocznie, z małymi ekipami. Kolejna rzecz: podobnie jak Hirayama, kocham muzykę, ale w przeciwieństwie do niego, wyrzuciłem wszystkie moje stare kasety. Nie powinienem był tego robić! No i Hirayama jest dla mnie jak brat z powodu jego miłości do fotografii. W dodatku wie, jak znosić samotność. Potrafi skupić się na ludziach, a jednocześnie kocha życie w pojedynkę. Uważam, że tylko ludzie, którzy oswoili samotność, naprawdę potrafią docenić towarzystwo innych. Ja także się w takim podejściu i myśleniu odnajduję.

Czytaj także: Medytacja, rutyna, przyziemna codzienność. Styl życia mnichów sposobem na lepsze życie i walkę ze stresem

Twój bohater codziennie fotografuje korony drzew, przez które przezierają promienie słońca.
To Tokio odkryłem termin komorebi. To słowo, którego Japończycy używają właśnie do opisania rozproszonego światła, przedzierającego się przez liście drzew, co kojarzone jest z beztroską dzieciństwa, słodkim nicnierobieniem, gapieniem się w niebo. To ważny motyw w filmie, bo komorebi przywraca Hirayamie wiarę w życie. Dzięki światłu Hirayama stał się tym człowiekiem, którego widzimy na ekranie. A przecież nie zawsze taki był, nie zawsze pracował jako czyściciel toalet, o czym mówimy w filmie.

Twarz Hirayamy, czyli nagrodzonego w Cannes Kōjiego Yakusho w ostatniej scenie filmu wyraża więcej niż tysiąc słów. Oglądając ten moment, byłam strasznie ciekawa, czy improwizowaliście.
Kōji znał doskonale słowa wszystkich piosenek – nie tylko „Perfect Day” Lou Reeda czy „Feeling Good” Niny Simone – których słuchał jako Hirayama w samochodzie. I wiedział, jak wiele zależy od tej ostatniej sceny filmu. Nie robiliśmy prób, żeby nie zepsuć efektu. Patrzyłem na Kōjiego i martwiłem się jedynie tym, żeby… cichy płacz naszego operatora Franza Lustiga, który łkał za kamerą, nie wymknął się spod kontroli i nie zepsuł ujęcia. Przysięgam, tak właśnie było.

No dobrze, ale jak to się w ogóle stało, że zrobiłeś film fabularny o tokijskich toaletach, które z oddaniem sprząta Hirayama?
Zaczęło się od zaproszenia do zrealizowania „The Tokyo Toilet Art Project”. Chodziło o projekt poświęcony niezwykłym tokijskim toaletom – obiektom wielkiej urody, autorstwa tak wybitnych architektów jak m.in. Tadao Andō czy Kengo Kuma. Zostały zaprojektowane i wybudowane w dzielnicy Shibuya w związku z planowanymi na 2020 rok igrzyskami olimpijskimi w Tokio. Igrzyska najpierw nie doszły do skutku z powodu pandemii, a kiedy zostały przełożone na 2021 rok, publiczność nie dopisała. Tak czy inaczej, władzom dzielnicy Shibuya zależało na tym, by te prawdziwe perełki miejskiej architektury zostały zauważone. A że nie chciałem robić o tym dokumentu, przyszło mi do głowy, że to film fabularny będzie idealnym medium, dzięki któremu mogę pokazać koloryt, magię, tajemnice tych niezwykłych miejsc.

Czytaj także: Zachwycił cię „Perfect Days”? Nic dziwnego, ten film to kwintesencja japońskiej filozofii życia

„Perfect Days” to także hołd dla mistrza japońskiego kina – reżysera Yasujirō Ozu.
Tak. W 1982 roku nakręciłem dokument „Tokyo-Ga”, skupiłem się w nim na lokalizacjach, które Ozu wykorzystywał w swoich filmach. To był mój pierwszy film w Tokio i wspaniała przygoda. Wtedy próbowałem zobaczyć miasto jego oczami, teraz w spojrzeniu Hirayamy z „Perfect Days”, w sposobie, w jaki patrzy na ludzi, światło, życie, także jest sporo z perspektywy Ozu. Zresztą samo imię Hirayama nie jest przypadkowe. Pochodzi od Shukishiego Hirayamy – tak nazywa się ojciec z filmu Ozu „Tokijska opowieść”, który wraz z żoną przyjeżdża do miasta w odwiedziny do dorosłych dzieci. Niestety, po drodze przytrafiają się im różne nieszczęścia, a mimo to starszy pan zachowuje spokój i pogodę ducha. Zależało mi na tym, by właśnie z niego Kōji przy budowaniu swojej postaci czerpał inspiracje.

Nakręciłeś film, który został japońskim kandydatem do Oscara. Przed tobą nie zdarzyło się to żadnemu obcokrajowcowi. Od lat związany jesteś z Japonią i w ogóle często pracujesz za granicą. Uważasz się za nomadę, bezpaństwowca czy czujesz się reżyserem niemieckim?
Podoba mi się określenie „reżyser uniwersalny”. Pojechałem do Stanów Zjednoczonych po zrealizowaniu „Amerykańskiego przyjaciela” w 1977 roku z nadzieją i chęcią tworzenia amerykańskich filmów, aż zdałem sobie sprawę, że nie jestem do tego zdolny. Nie zostałem Amerykaninem, a moje „Niebo nad Berlinem” to film człowieka szczęśliwego, że wrócił do swojego kraju, film o powrocie do ojczyzny.

Z drugiej strony muszę przyznać, że od pewnego czasu to w Tokio czuję się jak w domu, bardziej niż w Berlinie. Mówię po japońsku na tyle, żeby dogadać się w restauracji i nie zgubić metrze. Lubię ducha tego miasta.

Czytaj także: Ikigai – japońska sztuka szczęścia

Opowiem ci anegdotę – ostatniego dnia zdjęć do „Perfect Days” poszliśmy do baru, tego samego, do którego Hirayama wpada po wizytach w łaźni publicznej, żeby coś zjeść. Zamówiliśmy tam sake i kolację. Kiedy czekaliśmy na jedzenie, do baru wszedł amerykański fotograf znany w Japonii. Nie był w stanie ukryć zdziwienia, widząc mnie i moją żonę w uniformach pracowników miejskich toalet. Wytłumaczyłem, o co chodzi, że w ten sposób żegnamy się z ekipą, opowiedziałem też o Hirayamie. I to zmieniło jego życie. Postanowił, że zostanie kimś takim jak nasz filmowy bohater. Serio, zatrudnił się na tym samym stanowisku! Spotkałem się z nim rok później i powiedział, że ta decyzja wprowadziła w jego życie niezwykłą harmonię i spokój.

W Polsce w podobnym czasie co „Perfect Days” do kin wchodzi twój dokument „Anselm” o jednym z najsłynniejszych współczesnych niemieckich malarzy Anselmie Kieferze.
Tak, miło było mieć w Cannes jeden film na początku festiwalu, a drugi na końcu, cieszy mnie też, że oba zostały tak dobrze przyjęte. Pisano, że Wim Wenders znów powrócił do formy.

Czytaj także: Filmy o pięknie codziennego dnia. 5 tytułów, które warto obejrzeć po „Perfect Days”

Czujesz presję oczekiwań? Wydawało mi się, że człowiek o twoim dorobku i pozycji nie przejmuje się już takimi kwestiami.
Jestem szczęśliwy, gdy moje filmy są odbierane ciepło. Wiesz, czasami bywa, że jest się zadowolonym z roboty, a jednak jej efekt pozostawia ludzi obojętnymi. Albo nagle publiczność zachwyca się czymś nieoczekiwanie – tak było w przypadku „Piny”. Wydawało mi się, że to film taneczny przeznaczony dla niewielkiej garstki entuzjastów tańca, a było inaczej.

Które twoje filmy są twoimi ulubionymi?
To jakbyś zapytała rodziców, które dziecko kochają bardziej. Choć też czasem widzę własne filmy sprzed 30, 40, 50 lat i nie rozpoznaję ich, nie wiem, kim była ta osoba, która je stworzyła. Na przykład dreszczowiec „Alicja w miastach” z 1974 roku – zastanawiam się, po co właściwie go robiłem? Kim wtedy byłem? Już nie pamiętam. Nie tylko ludzie, filmy też się zmieniają. Często nie są nawet kreacją czy fikcją, stają się świadectwami tego, co już nie istnieje.

Wim Wenders, rocznik 1945. Urodzony w Düsseldorfie reżyser, scenarzysta, producent filmowy, fotograf. Do jego najsłynniejeszych filmów należą: „Paryż, Teksas” (1984), „Niebo nad Berlinem” (1987), „Buena Vista Social Club” (1999) czy „Million Dollar Hotel” (2000). Najnowsza fabuła „Perfect Days” od 12 kwietnia jest na ekranach kin, a dokument „Anselm” pojawi się 19 kwietnia.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze