W piątkowy poranek odeszła Maggie Smith, jedna z najwybitniejszych brytyjskich aktorek. Dla widzów na zawsze pozostanie Minerwą McGonagall z „Harry'ego Pottera”. Po wsze czasy będzie też kojarzona z lady Violet Crawley z „Downton Abbey”. Starsze pokolenie widzów z pewnością pamięta też jej oscarowe występy w „Suicie kalifornijskiej” i „Pełni życia panny Brodie”. Branżowymi nagrodami mogłaby zresztą zastawić cały kominek. Mimo licznych sukcesów starała się wieść zwyczajne życie, do którego niechętnie dopuszczała kamery. Jaka była Maggie Smith, gdy gasły reflektory?
Przez ponad dekadę wcielała się w nauczycielkę transmutacji i wicedyrektorkę Hogwartu. Z bohaterką cyklu o Harrym Potterze łączyło ją sporo, choć zdecydowanie nie umiejętność przybierania kształtów zwierząt domowych. Pewnego razu w talk-show Grahama Nortona rozbawiła publiczność anegdotą o spotkaniu z młodym fanem, którego bez ceregieli pozbawiła złudzeń co do pokazywanej na ekranie magii. – Wielu bardzo małych ludzi miało zwyczaj mówić mi dzień dobry, co było bardzo miłe. Zdarzyło się też, że pewien chłopiec zapytał mnie: „Czy naprawdę była pani kotem?”, na co odpowiedziałam: „Och, zejdź z obłoków, jak mogłabym nim być?” – wspominała. Podobnie jak stworzona przez J.K. Rowling profesorka była postrzegana jako surowa i wymagająca. Najbliższym okazywała za to sporo serca. Być może dlatego stwierdziła, że choć jest wdzięczna za angaż w „Harrym Potterze”, rola ta nie przyniosła jej zbyt wiele satysfakcji. – Nie czułam, żebym naprawdę tam grała – tłumaczyła.
U współpracowników budziła zarówno podziw, jak i przerażenie. Nie mogli odmówić jej jednak pracowitości i komediowego wyczucia. – Jest genialna. To słowo bywa nadużywane, ale takiego talentu ze świecą szukać. Myślę, że się z nim urodziła, a potem szlifowała przez długie lata w teatrze – chwalił koleżankę producent Robert Fox.
Wywiadów udzielała rzadko. Gdy sukces „Downtown Abbey” rozlał się na Stany Zjednoczone, stanowczo odmówiła udziału w medialnym tournée. – Oddelegowuję to zadanie młodym, oni to kochają. Już na samą myśl o Heathrow robi mi się słabo, a co dopiero LAX – ucięła dyskusję. Jak tłumaczą osoby z otoczenia aktorki, taka już była jej natura. – Jest bardzo nieśmiała. Nie jest duszą towarzystwa, ma tendencję do usuwania się w cień. [...] Ma kilku bliskich przyjaciół i rodzinę: dwóch synów, Chrisa Larkina i Toby'ego Stephensa, oboje są aktorami, to tyle – mówi Fox.
Mimo niechęci do zwierzeń, od czasu do czasu godziła się na publiczne wystąpienia. Dzięki temu wielbiciele jej talentu mogli nieco lepiej poznać jej prawdziwe oblicze. Kim była Maggie Smith, kiedy wychodziła z roli i opuszczała plan zdjęciowy? Te cytaty rzucają nieco światła na jej życiowe doświadczenia, podejście do aktorstwa i wiele więcej.
Aktorstwem zaczęła zajmować się w wieku siedemnastu lat. Zainteresowania sztukami scenicznymi nie wyniosła z domu. Zawdzięcza je swojej nauczycielce.
„Na Boga, przysięgam, że nie mam pojęcia, skąd wziął się pociąg do aktorstwa. To był koszmarny czas i nie chadzaliśmy do teatru. Raz wpakowałam się w straszne kłopoty, bo sąsiedzi zabrali mnie do kina w niedzielę. Miałam za to wspaniałą nauczycielkę, Dorothy Bartholomew, która bardzo mnie do tego zachęcała”.
Maggie Smith szczerze przyznawała, że popularność, jaką przyniósł jej serial „Downtown Abbey” dawała jej się we znaki. Jak sama zaobserwowała, mimo przeszło 70 lat w zawodzie nigdy wcześniej nie poświęcano jej aż tyle uwagi.
„Prowadziłam zupełnie normalne życie, aż do czasu »Downtown Abbey«. Naprawdę tak było. Bywałam w teatrach, galeriach, zupełnie sama. A teraz nie mogę tego robić i to okropne”.
„To naprawdę bardzo trudne. Nie wiem, jak wielkie gwiazdy filmowe radzą sobie ze sławą. Być może nigdy nie wychodzą z domu”.
„Kiedy zaczynałam grać, nie chodziło o popularność. Chodziło o aktorstwo”.
Za kulisami szeptano, że współpraca ze Smith bywa wyzwaniem. Aktorka była świadoma swojej reputacji. Na swoją obronę powtarzała, że chłodna postawa była wynikiem stresu.
„Ciągle to słyszę. Oczywiście czasami bywałam trudna i – co gorsze – zdawałam sobie z tego sprawę. Jednak zwykle byłam tak przerażona sytuacją. W moim wieku jest to zawstydzające. Za każdym razem, gdy zaczynam nowy projekt, mówię sobie, że muszę być jak Judi Dench, a wtedy wszystko będzie cudowne i radosne. Nigdy tak się nie dzieje. Judi ma w sobie niesamowity spokój, czego jej bardzo zazdroszczę [...] Myślę, że w moim przypadku sprawy zaszły za daleko. Gdybym nagle zaczęła udawać wiecznie zadowoloną i miłą Pollyannę, ludzie byliby jeszcze bardziej zlęknieni. Zastanawialiby się, co ja kombinuję”.
Chociaż większość fanów kojarzy ją z filmowymi i serialowymi występami, Smith miała szczególne upodobanie do teatru. W końcu karierę zaczynała od szekspirowskich dramatów.
„Podoba mi się ta ulotność teatru. Każde przedstawienie jest jak duch – pojawia się, a za chwilę go nie ma”.
„Istnieje pewnego rodzaju niewidzialna nić łącząca aktora z publicznością i gdy już się pojawi, jest to oszałamiające przeżycie i nie ma nic, co mogłoby się z nim równać”.
Jej wypowiedzi są również dowodem na duże pokłady skromności i poczucie humoru. Choć mówiono o niej „pierwsza dama brytyjskiego kina” i obsadzano ją w praktycznie każdym gatunku, ona zdawała się nie dostrzegać swojej wszechstronności i osiągnięć.
„Chciałam być poważną aktorką, ale oczywiście tak się nie stało. Myślę, że zostałam zaszufladkowana jako aktorka komediowa. Szekspir nie jest moją specjalnością”.
W nielicznych wywiadach podkreślała, że nie lubi oglądać siebie samej na ekranie i unika produkcji ze swoim udziałem jak ognia.
„To dlatego, że nic już nie możesz zmienić. W teatrze myślisz: »Och, jutro wieczorem wypadnę lepiej«, ale film pozostaje taki sam na zawsze. I oczywiście jesteś zmuszony je zobaczyć, kiedy uczestniczysz w pokazach premierowych. Siedzisz tam i myślisz: »Czemu u licha zrobiłam to w ten sposób?«”.
W latach 70. Maggie Smith wzięła ślub z aktorem Robertem Stephensem. Para doczekała się dwójki dzieci, ale małżeństwo nie przetrwało próby czasu przez uzależnienie od alkoholu i nieobliczalne zachowanie męża. Później gwiazda związała się ze scenarzystą Beverleyem Crossem, z którym była aż do jego śmierci w 1998 roku. Nigdy nie pogodziła się ze stratą.
„Żal nie znika. Po prostu nie przemija. Jestem bardzo dobra w byciu samotną, może nawet za dobra. [Aktorka] Judy Campbell powiedziała mi po śmierci męża: »Najgorsze jest to, że nie jesteś już dla nikogo najważniejszą osobą na świecie«. I rzeczywiście tak jest – nie byłam numerem jeden dla moich dzieci, które były już dorosłe i miały własne rodziny. To bardzo samotne uczucie. Kiedyś bardzo ufałam osądom mojego męża i polegałam na nim, szukałam u niego wsparcia i zachęty, a teraz go już przy mnie po prostu nie ma”.
„Kiedy akurat nie pracuję i zostaję sama, jest naprawdę ciężko. Kiedy przebywam wśród ludzi, jest nieźle, udaje mi się o tym nie myśleć, ale gdy wracam do siebie, ta cisza mnie przytłacza”.
Maggie Smith mogła za to liczyć na towarzystwo swoich pięciorga wnucząt. Jaką była babcią?
„Jestem trochę zdystansowana. Nie widuję ich aż tak często, bo mieszkają daleko. Brick Lane to dla mnie drugi koniec świata. Jedni są tam, a drudzy w Brighton. Ale bardzo ich kocham”.
Brytyjska aktorka otwarcie mówiła o swoich problemach zdrowotnych. Pod koniec lat 90. otrzymała diagnozę autoimmunologicznej choroby Gravesa-Basedowa. W 2007 roku wykryto u niej nowotwór piersi. Chemioterapię przechodziła w trakcie zdjęć do „Harry'ego Pottera i Księcia Półkrwi”. Nie ukrywała, że były to dla niej ciężkie chwile.
„Byłam zupełnie łysa, jak ugotowane jajko. Musiałam więc nosić perukę. Pojawiły się bolące rany na głowie, które sprawiały mi ogromny ból. Płakałam i wyłam z cierpienia. Rak jest okropny, bo zabiera człowiekowi wiatr z żagli i sprawia, że nie wiadomo, co kryje przyszłość. Dodatkowo na planie zachorowałam na półpaśca i muszę przyznać, że nigdy wcześniej nie cierpiałam na coś tak bolesnego. Cóż, nieszczęścia chodzą po ludziach. Ale przedstawienie musi trwać dalej”.
W żartobliwym tonie mówiła za to o swoim wieku. Narzekała, że dla dojrzałych aktorek nie pisze się dobrych ról, a nawet jeśli na rynku pojawi się interesująca propozycja, czym prędzej sprzed nosa zgarnia ją jej przyjaciółka Judi Dench.
„Starzy ludzie są przerażający. Muszę się z tym zmierzyć. Jestem stara i przerażająca”.
„Mam wrażenie, że od zawsze wcielałam się w starsze panie. Często gram 93-latki. Kiedy zdarzy ci się to więcej niż raz, jest to już pewna wskazówka od losu. Myślę, że przejście do ról starszych kobiet musi być naprawdę trudne dla tych wszystkich fantastycznych gwiazd, które zawsze były takie piękne”.
„Kiedy wkraczasz w erę babci, doceniasz każdą rolę, jakakolwiek by ona była”.
Mimo to nigdy nie przeszła na emeryturę. Zaledwie pięć lat temu – po 12 latach przerwy – wróciła na scenę w londyńskim Bridge Theatre. W 2023 roku do repertuaru kin wszedł jej ostatni film – „Klub cudownych kobiet”.
Czytaj też: 12 filmów o pięknej drugiej połowie życia