Bywasz czasami ze swoim życiem w rozczarowaniu? Wsiadasz do statku „oczekiwania”, płyniesz pełna „osobnoosobowej nadziei”, za nic mając modę na „nie oczekuj”, bo ostatecznie nie po to to słowo żyje, żeby opisywało samych oświeconych, którzy się rozlicznych oczekiwań pozbyli?
Gorzki prezent, fragment książki „Lowizm. Na szlaku op ulgę”, Filip Cembala, wyd. Luna
Póki my, ludzie „z krwi i kości, i wątpliwości”, chodzimy po tej ziemi, póty oczekiwania będę miały pracę.
Więc oczekujesz, angażujesz się, nastawiasz, a tu… życie zaprasza Cię do choreografii zupełnie „innego obrotu spraw” i Twój cel ustawiony na wewnętrznym GPS-ie niczym nie przypomina tego wymarzonego.
Znam ten scenariusz bardzo dobrze. Ba! Mam nawet doktorat z tego typu sytuacji.
Latami obrażałem się na życie, że „nie współpracuje” z moimi marzeniami, oczekiwaniami i chceniami. Kiedy lądowałem w rozczarowaniu, scenariusz działania był zawsze taki sam: za wszelką cenę pragnąłem wdrożyć inne rozwiązanie, a jeśli nie działało, natychmiast szukałem kolejnego. Jakbym zupełnie nie był gotowy na taką ewentualność, że czasami to, co nazywam rozczarowaniem, jest najlepszym, co mnie mogło spotkać, i że jeżeli tylko pozwolę, życie mi to za chwilę wytłumaczy. Ale żeby tak się stało, trzeba mu ufać, czyli nie wdrażać kompulsywnie planu b, c, x, y, z, tylko pozwolić się zaskoczyć.
Uznać, że życie wie, co robi.
Bo jeśli ROZbierzemy słowo ROZczarowanie z ROZ, zostanie już tylko „magia”, która przy innym spojrzeniu na to słowo, bardziej z lotu jednej jaskółki, która przyleciała Ci wiosnę uczynić dobrą nowiną, oznacza powrót do prawdy.
Kilka miesięcy temu przyszło do mnie to rozwiązanie i pukając do serca, powiedziało:
Zaufaj. Pozwól życiu opowiedzieć Ci inny scenariusz.
Zaniechaj wierzgingu, odpuść na chwilę i czekaj…
No i powiem Ci, Osobo złociutka, robi robotę.
Okazuje się, że życie ma w zanadrzu bardzo wiele gorzkich sytuacji, którym czasami wystarczy tylko pozwolić na rozbieg w biegu wydarzeń, żeby zaskoczyły Ci swoją ofiarnością.
Wszak czynności bazujące na wierze, czyli zaufanie życiu, muszą mieć prawo ubrać się w to, że NIE WIESZ.
Dopiero kiedy prawdziwie nie wiesz, kiedy tracisz nadzieję albo przestajesz szaleńczo negocjować z rzeczywistością, z odsieczą może przyjść zaufanie.
Wiem też, że nie zawsze jesteśmy na ten scenariusz gotowi i absolutnie mamy do tego prawo – to nie jest przecież „traktat o Osobie, która tak zaufała, że istnieć przestała”. Czasami sprawczość nie pozwoli nam na zwiedzanie komnat luzu i odpuszczenia. I dobrze.
Bo wszak rzecz lubi być o proporcjach.
Dla mnie to ciągle dość świeża obserwacja, ale nie przestaję przecierać oczu ze zdumienia, jakie rozwiązania przychodzą w prezencie za odpuszczenie i zaufanie.
A na szlaku po ulgę:
każda postać musi czasami postać…
i nabrać sił na dalszą drogę.
To co, widzimy się w zaufaniu za piętnaście minut? Odpoczniemy chwilę i wypijemy herbatę z wyciągu z zaufania, to nam dobrze zrobi na „urodę życia”.