Mówi, że jej pokoleniu odebrano młodość, bo czas, który powinna poświęcać na zabawę, zakochiwanie się i szukanie swojej drogi, spędza na protestach, dyskusjach z politykami i walce o granty na działalność grupy Wschód, z którą jest związana. Mimo to 22-letnia Dominika Lasota wierzy w aktywizm i pozytywną zmianę. Ale już wie, że młodzi nie uratują świata sami. I że ważne jest też, by zwyczajnie pożyć.
Ile miałaś lat, kiedy poszłaś na swój pierwszy protest?
Miałam 16 lat, gdy poszłam na protest nauczycieli, 17, gdy wzięłam udział w wakacyjnym strajku klimatycznym. Zebrało się nas pięcioro na rynku w Bydgoszczy. Byłam w swojej erze kujonki, więc nie miałam transparentu z hasłem „Wypie****ać” albo czymś w tym stylu, tylko bardzo poprawnie przygotowałam baner z pięcioma powodami, dla których należy powstrzymać katastrofę klimatyczną [śmiech].
Czyli od twojego pierwszego protestu klimatycznego mija pięć lat. Co w tym czasie zmieniło się w podejściu polityków do tego tematu?
Zmieniło się dużo i jednocześnie nie zmieniło się nic. Wzrosła świadomość społeczna, a dyskusja o zmianie klimatu weszła do mainstreamu. Polski rząd musi wdrażać politykę klimatyczną, nawet jeśli nie z własnej inicjatywy, to z uwagi na wiążące programy unijne, bo na poziomie europejskim udało się wywalczyć lepszy kierunek działania.
A co się nie zmieniło? Wśród polskich polityków wciąż jest mnóstwo tych, którzy ignorują kryzys klimatyczny albo celowo opóźniają pewne działania – jak choćby odchodzenie od paliw kopalnych. No i są też tacy, którzy wolą śmiać się z aktywistek niż rozwiązywać realne problemy. Ludzie oczekują konkretów, a po drugiej stronie beton. I to mimo zmiany władzy, do której doprowadziłyśmy.
Doprowadziłyśmy? O kim mówisz?
O nas, kobietach i młodych osobach. Niespotykana dotychczas frekwencja w wyborach parlamentarnych w październiku ubiegłego roku była efektem kilku lat ciężkiej pracy różnych oddolnych ruchów i inicjatyw aktywistycznych, w dużej mierze złożonych z młodych ludzi. Naszą kampanię „Cicho już byłyśmy”, którą zorganizowałyśmy jako Wschód, analizowali eksperci, bo nikt nie mógł uwierzyć, że za tak przeprowadzoną akcją stoi kilka kreatywnych osób, głównie młodych dziewczyn, a nie wielki sztab. Dlatego mówię „doprowadziłyśmy”. I dlatego się wkurzam, że grupa starszych panów u władzy, przekonanych o swojej świetności, tak bardzo nie szanuje tych, którym zawdzięczają zwycięstwo w wyborach.
To może trzeba było głosować na swoich rówieśników i rówieśniczki? Dlaczego młodzi nie zagłosowali na innych młodych?
Bo listy partyjne nadal faworyzowały dużych graczy. Mam znajomych, którzy startowali w wyborach. Z różnych list, z Koalicji Obywatelskiej, z Lewicy, z Trzeciej Drogi. Dostawali 17. miejsce na liście, 1000 złotych na kampanię i zero wsparcia. Młodzi nie głosowali na młodych, bo ograniczono im taką możliwość, ale wielkim zwycięstwem tych wyborów jest to, że więcej osób niż przedtem – nie tylko młodych – oddało głos na kobiety.
Których wciąż jest w polityce za mało.
Polityka generalnie zmienia się za wolno. Myślę sobie o tym wszystkim, co można by zrobić, o ustawach, które można by wprowadzić, by żyło nam się godnie i bezpiecznie, i wkurzam się, że to jeszcze się nie dzieje. Przecież kryzys mieszkalnictwa można łatwo zażegnać. Ceny energii mogą być niższe. Rozwiązania leżą na stole. Wystarczy je wprowadzić, by ulżyć ludziom. Zacznijmy od kryzysu mieszkaniowego – jak go zażegnać? Ludzie mieszkający w Warszawie przeznaczają ponad połowę swojej pensji na mieszkanie. To jeden z najwyższych wskaźników w Europie. W innych polskich miastach sytuacja zaczyna wyglądać podobnie. Brakuje mieszkań albo ich wynajem jest zbyt kosztowny, więc młodzi mieszkają z rodzicami. Rozwiązań jest kilka.
Można wykorzystać pustostany. Władze samorządowe powinny je przejąć, wyremontować i udostępnić pod tani wynajem. Mamy też w Polsce sporą grupę bardzo zamożnych osób, które skupują mieszkania, by dorabiać się ogromnych pieniędzy na wynajmowaniu. Sugestia ekspertek i ekspertów od mieszkalnictwa, by obciążyć ludzi posiadających pięć mieszkań i więcej podatkiem, jest bardzo sensowna. Te dodatkowe pieniądze w budżecie państwa mogłyby sfinansować budowę lokali komunalnych. Wpienia mnie banda pseudofachowców, którzy opowiadają w telewizji, że to rozwiązanie uderzy w „biednych deweloperów”. A co z ludźmi, których przeraża koniec miesiąca, bo nie wiedzą, czy im starczy pieniędzy do kolejnej wypłaty?
A jak rozwiązać kryzys energetyczny?
A ile masz czasu [śmiech]? Najpierw musimy zrozumieć, z czego wynikają wysokie ceny energii elektrycznej. Polski system energetyczny w 70 procentach jest oparty na spalaniu węgla, zaledwie kilkanaście procent stanowią odnawialne źródła energii. To system okropnie przestarzały, o czym od lat mówią naukowcy i naukowczynie. Kopalnie są stare, elektrownie i sieci energetyczne wymagają remontów, cały sektor podupada ekonomicznie. Do tego złoża się kończą. Wydobywanie węgla, który znajduje się głęboko, jest zbyt drogie, więc importujemy go, uzależniając się od nieciekawych dostawców jak Rosja, Katar czy Arabia Saudyjska. Ceny paliw kopalnych – węgla, ropy i gazu – na światowym rynku w ostatnich latach bardzo wzrosły, bo dyktatury, które je sprzedają, windują ceny. Dlatego musimy inwestować w panele słoneczne, energię wiatrową, systemy magazynowania energii z odnawialnych źródeł. Trzeba zacząć wytwarzać energię w naszych gminach, w blokach – im bliżej, tym jest tańsza.
Dominika Lasota (Fot. Anna Włoch)
Boisz się przyszłości?
Tak, boję się. Zobacz, że ostatnio dostajemy non stop alerty RCB. Za kilka lat pewnie będą przychodzić codziennie. Obawiam się, co jeszcze przyniosą zmiany klimatu, bo będzie coraz gorzej. Nie wiem też, czy kiedykolwiek będzie mnie stać na własne mieszkanie. To są sytuacje, które wzmagają we mnie lęk przed przyszłością, ale poczucia bezpieczeństwa też jeszcze zaznaję – dzięki innym ludziom.
Aktywizm pokazał mi wagę przyjaźni w obliczu końca świata. To jest nasza szansa na spokój, wsparcie i przetrwanie. Boję się przyszłości, ale wiem, że ja i moje przyjaciółki, z którymi zakładałam Wschód i z którymi w nim nadal działam, pójdziemy za sobą w ogień.
Kryzys klimatyczny. Pandemia koronawirusa. Pełnoskalowa wojna w Ukrainie. Sytuacja na granicy z Białorusią. Palestyna. Przerażający renesans skrajnej prawicy. Kryzysów, w których świat pogrążył się w ostatnich latach, jest, niestety, sporo. I jeśli przyniosły cokolwiek pozytywnego, to odrodzenie wspólnot po latach bezwstydnego indywidualizmu.
Wspólnota jest wartością, którą do mojego życia wprowadził właśnie aktywizm. Wcześniej byłam dzieciakiem zafiksowanym na nauce, bardzo nieśmiałym. Chowałam się za książkami, wolałam, żeby inni zabierali głos, krzyczeli, szli na barykady. Miałam trudności, by odnaleźć się w grupie, a do tego – jak większość mojego pokolenia – przyjęłam przekaz, że muszę skupić się na sobie i wspinaczce po drabinie zawodowej, ciężko pracować, zarywać noce. Że priorytetem powinna być dla mnie moja indywidualna wygrana w kapitalizmie. Składałam papiery na zagraniczne studia. Miałam świetne wyniki w szkole, byłam pewna, że ja i mój okręt dopłyniemy do tych zagranicznych uczelni. Ale okazało się, że jeśli jesteś kobietą z Europy Wschodniej i nie masz bogatych rodziców, to system mówi ci „nie”. Nie dostałam się. I dzięki temu zrozumiałam, co ma dla mnie prawdziwą wartość.
Pieprzyć kariery i wielkie ambicje, wolę siedzieć na rynku w Bydgoszczy z tym moim śmiesznym banerkiem i w pięć osób walczyć o skuteczną politykę klimatyczną. Zaczęłam kwestionować wszystko, w co wcześniej wierzyłam. Wyszłam do ludzi, przeprowadziłam się do Warszawy, nawiązałam przyjaźnie. Chodziłam na protesty kobiet, a potem siadałyśmy z koleżankami na kanapie i gadałyśmy o schyłku patriarchatu [śmiech]. Wypisałam się z indywidualistycznej kultury zapieprzu i naprawdę doceniłam wspólnotę, która może nie jest lekiem na wszystko, ale na pewno pomaga stawiać czoło wielu wyzwaniom, z którymi się dziś zmagamy.
Trudno uwierzyć, gdy mówisz, że byłaś nieśmiałym dzieckiem, zwłaszcza kiedy słyszę, z jaką pewnością i śmiałością odbijasz argumenty ludzi, którzy często traktują cię protekcjonalnie tylko dlatego, że jesteś młoda. Tego nieśmiałego dzieciaka już w tobie nie ma?
Kiedy miałam 13 lat, musiałam usunąć cztery przednie zęby, bo przesuwała mi się szczęka. Miałam krótkie włosy i trądzik. To była kulminacja mojego zahukania, nieśmiałości i zagubienia w świecie. Gdyby tamta Dominika zobaczyła mnie teraz, nie uwierzyłaby w to, co widzi. Dziewczyna, która była gnębiona w szkole, ma przyjaciółki. Ma pracę, którą w zasadzie stworzyła sobie sama – razem z innymi dziewczynami ze Wschodu, bo przekonały ludzi, że to, co robią, ma sens, że warto im zaufać. Ale ta nieśmiała dziewczyna wciąż we mnie jest, tylko dziś już tak nie boksuje się ze sobą i ze światem, od którego kiedyś bardzo chciała usłyszeć, że wszystko z nią OK.
Dominika Lasota (Fot. Anna Włoch)
Co świat mówi ci dzisiaj? Dostajesz dużo nienawistnych komentarzy i wiadomości.
Ostatnio ktoś mi napisał w portalu X: „Stałem dziś obok ciebie na placu Bankowym. Zastanawiałem się, czy cię pobić, ale stwierdziłem, że szkoda mojej energii”. Nie dostaję takich wiadomości każdego dnia, ale jakaś forma hejtu jest moją codziennością. Działalność Wschodu jest konfrontacyjna, nie podoba się wielu osobom, bo wbijamy szpile. Jesteśmy wystawione na różnego rodzaju przemoc – jeśli nie ze względu na nasz aktywizm, to dlatego, że jako kobiety mamy czelność istnieć. Co chwilę próbuje nam objaśniać świat jakiś gość, który nie ma pojęcia, o czym mówi.
A pozytywny odbiór?
Jest, oczywiście. Ludzie doceniają, że jesteśmy nieustępliwe, mamy czyste intencje i jasne cele. Wierzą, że chcemy doprowadzić do zmiany. W zeszłym roku byłyśmy w Koninie na spotkaniu z lokalnymi działaczkami. W hotelu, w którym się zatrzymałyśmy, rozpoznała mnie pani sprzątająca. „To pani mówi o ekologii w telewizji? Jak panią oglądam, to mi się coś w sercu zapala”. Takie spotkania mnie bardzo wzruszają.
Sprawiają, że nie tracisz zapału?
Oj tak, to podnosi na duchu, bo często ludzie nie mają świadomości, że aktywizm to praca – trudna, żmudna i męcząca jak każda inna. Ale to także rodzaj służby, którą podejmujemy, bo kochamy ludzi i kraj, w którym żyjemy.
Myślenie o aktywizmie jako posłudze wobec świata niesie jednak spore ryzyko. Skoro aktywizm to misja, to niby dlaczego mamy ci za niego płacić?
Aktywizm ma różne formy i każda z nich jest bezcennym dowodem odwagi. Aktywizm uprawia moja mama, gdy ktoś ją w pracy pyta o coś, co powiedziałam albo zrobiłam, a wtedy ona broni postulatów Wschodu. Uprawiają go pracownicy wiążący się w związki zawodowe. I młodzi ludzie broniący swoich poglądów przy rodzinnym stole. Nie chciałabym robić z nas superbohaterek, bo taka narracja krzywdzi osoby działające aktywistycznie. Zachęca, żeby poświęcić wszystko dla misji, a to kończy się wypaleniem. Na aktywizm należy spojrzeć pragmatycznie – jako na potrzebną pracę, która będzie skutecznym wsparciem, jeśli pełnoetatowym aktywistom i aktywistkom zapewni się odpowiednie warunki. Chcę mieć na jedzenie, na mieszkanie i na nowe buty, bo stare rozwaliłam na proteście.
Dominika Lasota (Fot. Anna Włoch)
Te superbohaterskie opowieści o aktywizmie budują też takie oczekiwanie społeczne, że będziesz kryształowa. Aktywistka nie popełnia błędów.
Nie je mango i nie nosi ubrań z sieciówek [śmiech]. Aktywistka to istota nieskażona światem. A ja jestem człowiekiem. Zdarza mi się pójść do McDonalda. Raz na jakiś czas polecę gdzieś samolotem. Jem czasem owoce, które nie rosną w Polsce. Czasem zaśpię, czasem mam bałagan w domu, a czasem pójdę na imprezę, bo mam 22 lata i potrzebuję się rozerwać. Kiedyś stresowały mnie takie absurdalne próby podważania mojej wiarygodności, ale zmęczyłam się przepraszaniem za to, że żyję.
Będę jednak adwokatką diabła. O generacji Z, której jesteś częścią, mówiło się, że to niezwykle świadome, zaangażowane pokolenie, które zmienia świat. A dziś okazuje się, że to „zetki” najczęściej kupują ten cały plastik z Shein i Temu.
Jesteśmy pokoleniem, które wrzucono w połamaną rzeczywistość. Powinniśmy spędzać młodość na zabawie, rozwijaniu pasji i zakochiwaniu się, a nie mamy na to czasu, bo oczekuje się od nas, że uratujemy świat, tylko nikt nas w tym ratowaniu nie wspiera. Przerzucono na nas całą odpowiedzialność. Albo jesteśmy tymi, którzy wszystko zmienią, albo tymi, którzy wiedzą, jak zmieniać, ale nic nie robią. Tylko niby dlaczego zmiana ma być wyłącznie naszym obowiązkiem? Czy kryzys klimatyczny dotyka tylko ludzi z generacji Z? Nie, jest tak samo dotkliwy dla mnie, jak i dla naszych babć, które latem nie wychodzą z mieszkania, bo są takie upały, że serce może im wysiąść! Czy kryzys klimatyczny nie dotyczy 50-letnich gości w SUV-ach? Co z tego, że dziś jesteś panem świata w najdroższym aucie, skoro jutro twój świat rozsypie się tak samo jak mój. Kryzys klimatyczny to wyzwanie dla wszystkich. Każde pokolenie musi działać, nie tylko gen Z.
Czujesz, że ktoś ci zabrał młodość?
Czasem widzę, jak ktoś z moich znajomych z liceum chwali się w mediach społecznościowych obronionym licencjatem i jest mi trochę szkoda, że mnie takie doświadczenia omijają. Wybrałam inną drogę. Coraz bardziej jednak rozumiem, że aktywizm nie może być całym sensem życia. Muszę mieć czas na wyjazdy w naturę, na czas z rodziną i spacery z moim pieskiem Bobikiem, małą chmurką szczęścia, którą znalazłyśmy z przyjaciółką w rowie i wspólnie przygarnęłyśmy. Bo jeśli nie będę dbała o czas na przyjaźnie, miłości i przygody, to zapomnę, po co w ogóle jest ta cała walka o lepszą, bezpieczną przyszłość.