… po tak zwanej koledzie odbyly sie u rodzicielki w sobote. Sicislej mówiac w sobote podziedzy 14 a 22:00.
„Ten ksiadz to takie godziny wyznacze jak IKEA na dostarczenie towaru!” – dziwie sie, ale dziwie sie sama, rodzicielka nioe dolacza sie do chórku.
„Przyszedl, poblogoslawil, zapytal czy jestem sama” tu lamie sie jej glos, ale dzielnie zbiera sie w sobie i ciagnie „i musialam mu powiedziec prawde, bo tak, bo jestem sama. Maz zmarl…”
„A dzieci?” interesuje sie (?) ksiadz.
„Ach dzeci… co ja bede keidzu mówic. Dzieci sa strasznie daleko a o wnuka to juz w ogóle prosze nie pytac i nie chce na ten temat mówic. Jestem sama.” Opowiada mi rodzicielka czekajac na komentarz.
Nie komentuje bo widze, ze to walka na miecz obosieczny przeciw kulkom z plasteliny wydmuchuwanych przez oprawke dlugopisu lub olówka.
„A pogoda dobra?” pytam niezrecznie udajac zmienic temat.
„Piekna. Swieci slonce! Chyba pójde na spacer na cmetarz!