poniedziałek

pół dnia dzisiaj u Józefa Wilkonia w Zalesiu Dolnym, z nim, ze wspomnieniami, z jego rybami i wilkami zrodzonymi z drewna, w złotym blasku października. /// Przyjął mnie siedząc kuchni, bez spodni opatulony kocem. Krząta się gospodyni,  jak w dawnych czasach i domach domach, dzisiaj ukończyła 80 lat,  a od lat kilkunastu zajmuje się nim i domem.   Pytam o jego synka , miał wtedy kilka lat , ja sam dziecko.  pamiętam , że bał się jakichś”wujcików” Ma juz pod 60 i jest po wylewie. Piękna żona Wilkonia – pamiętam jak siedzi w gabinecie ojca z przytulonymi do siebie jabłkami kolan. 16 lat temu, rak. Rzeźnia życia. Opowiada i płacze jak mówi, jak on chłopiec prowadzi rodzinę żydowską, która u nich się ukrywała. Pokazał im bezpieczną drogę nad rzeką,  o oddalił by wpaść na gestapowca, zresztą sąsiada. Zastrzelił tych ludzi i ich dzieci. /// Mówimy dużo o sztuce. // Daję mu geometryczny obraz który w roku 60 dał moim rodzicom, proszę by go naprawił,  jest kilka ubytków.// Uświadamiam sobie, że tylko 10 km do Ewy i dzieci , ktorzy w lesie na Jasnej Polanie. Jadę z duszą na ramieniu, bo to mój drugi wóz i niezbyt zdrowy. Zastaję ich przy obiedzie, bajeczny ogród, rajska scena. Franio przytula się i mówi: tęskniłem do ciebie tato . To tęskniłem bardzo przekręcone, tym bardziej wzrusza. Antoś czyta mi kapitalne,  nowe opowiadanie. I jak pięknie narysował rower. // Wracam uciekając przed korkami. W Piasecznie na skrzyżowaniu,  jakiś dosyć młody człowiek ,  szuka okazji do Warszawy. Bez wahania go zabieram. Okazał się miły i nie głupi. Jaka radość komuś pomóc. Tylu ludzi pomogło mi trafić do Wilkonia. //    

PODYSKUTUJ: