Mroźna środa

Mroźna środa

   Pierwsza myśl po przebudzeniu…dzisiaj nie wiozę Antosia do przedszkola… Jezu jaki ja jestem już stary… miło, że gram zaraz w tenisa… boli pięta i ścięgna Achillesa? Nic mnie nie boli – podejrzane . Trochę boli dusza, ale to normalne. Moje łóżko w strasznym stanie, piętrzą książki, jakieś papiery.. dla mej żony to dowód na moje niechlujstwo,  dla mnie na moje „bogactwo duchowe .”  Gładzę ładną okładkę „Jak ryba w wodzie” Losy…Kiedy napiszę swoją książkę o domu na Iwickiej? Wysłać przed tenisem felieton do Newsweeka…. skończyć wywiad z Uchańskim. Ruszyć wywiad ze mną dla naukowego pisma, Wieśka M, mego przyjaciela psychiatry.. o depresji… Nowy wstęp do wznowienia mojej książki o Walentynowicz.. Dla „Polonistyki”, skończyć tekst o mojej poezji „stanu wojennego”. Ruszyć w końcu przeróbkę wywiadu z Jackiem Santorskim – jaki wstyd! Nigdy wcześniej nie miałem tylu bloków i niemożności. Zacząć książkę zamówioną przez „Czarną owcę”, to ważne…                                                                                                                       A najważniejsze… wziąć prysznic i zmyć wszystkie zaległości i niemożności.   Po tenisie – bardzo przyjemnie, to nie są złudzenia, to prawdziwe fragmenty młodości w niektórych zagraniach i odbiorach piłek..   Obie Panie w komentarzach mają rację – dobrze oczyścić przedpole,  tak, ale jak ono tak zagracone jak moje, to może lepiej zacząć od tego co ważne. I już!  Antoś obok, wymienia u mnie w odtwarzaczu płyty,  co za wprawa, tańczy do muzyki …potem przeszkadza, dobiera się do klawiatury nie,  tego nie zniosę… jęczy …na kolanka..na kolanka…Żal mi go i żal mi siebie…Lepiej rozczulać nad małym, niż nad sobą…Chyba z tego wszystkiego… czas na obiad…A wielkie odchudzanie od nowego roku! Zapraszam chętnych, w kupie latwiej…   Schodzę prosto w wielką burzę…wszystko przez pytanie…-Jest obiad?…Problem, że jeszcze nie ma, a już prawie trzecia. Mój żołądek chce jeść zwykle o drugiej… Nie zasługuję jednak na złe słowa, które otrzymuję … jestem wyjątkowo łatwy w karmieniu, czasami sam robię obiady, nakarmię się więc sam…nie mam żadnych wymagań… jajecznica?… kocham ją. Nie miałbym żalu, gdyby w domu w ogóle nie było obiadów.. Problem, że żona uważa, że powinny być, więc takie pytanie o posiłek jest prowokacją. Na fali wyrzutów i pretensji, mówi nagle: ”a na dodatek tak piszesz o mnie w blogu, że każdy pomyśli , że jestem "heterą”. Piękne. Czuję się jakbym grał w komedii z nami w roli głównej. Jak ma być miło i dobrze na świecie, skoro wśród najbliższych wybuchają wojny z byle powodu i bez powodu…   Śpię po obiadowej burzy..  zarwałem noc z powodu książki Llosy.. Peru jako polityczna karykatura Polski, niestety jest też zaskakująco wiele wiernych analogii.. Nic tylko cytować, co potem pewnie zrobię… Jego odwaga w zapisie swych słabości… Jest w Vargasie Lllossie coś niezwykle uczciwego, w pisarzu i w człowieku, co od razu wyczułem przy spotkaniu przed laty…    A Franek obsrał się od stóp do główki…myjemy go na cztery ręce,  plus łapki Antosia, który też się angażuje … Franek nagle płacze..nie… to chyba śmiech, na pewno … nie do wiary…on pęka ze śmiechu. Po raz pierwszy coś takiego się zdarzyło! Niesamowite. Gdyby maluchy tak pękały ze śmiechu zamiast płakać, o ileż łatwiej byłoby je hodować.

PODYSKUTUJ: