Wtorek

Wtorek

    Jak w kilku zdaniach zamknąć mój Lublin? Podróż z Jonatanem. Smrodliwy pociąg… Chłonę Warszawę w słońcu…blask Wisły, monumentalizm budowy stadionu narodowego, Jonatan tego nie wiedzi, zamknięty w słowach, ktore mówi. Zupełny brak wrażliwości na architekturę, na krajobrazy …W podróży po Izraelu, pamiętam jak na pustyni Gobi trafiliśmy na wielki, niebywały kanion – nie zauważył go. Zbiera obrazy, ale ich też nie widzi…  Ustalamy co będziemy czytać w Lublinie  – nagle w oknie budka kolejowa i dróżnik – skąd ja to znam – to przecież moje Międzylesie.. tędy wiedzie kolejowa trasa na Lublin. Patrzę na tak dobrze mi znaną szosę biegnącą z pociągiem wzdłuż torów, jak na swoje życie od innej strony.   Wyjeżdza po nas znajoma Jonatana, pani Florentyna..  mała starsza pani, w małym samochodzie… Taka podobna do Wisławy Szymborskiej i równie miła…    no i koniec ..nie mam kiedy zapisać czasu w Lublinie..  wymyka mi się on z braku czasu…   a taki był gęsty, a byle zaś byle jak, pośpiesznie ..jakby zawsze nie było,  byle jak i pośpiesznie….I te piękne wiersze Czechowicza o Lublinie ..słyszałem je w tle, jak szumiącą rzekę. I Grocka Brama… z niebywałym muzeum pamięci o 40 tyś Żydów, mieszkańców tego miasta zamordowanych przez hitlerowców …oprowadza nas szef placówki ..tyle w nim pasji….to jest to, co w Polsce najlepsze…    Luksusowy hotel Europa, na progu starego miasta. Kolacja z prof. H….na rynku. Pięknie tu, aż strach…przytulna, dobra i tania żydowska restauracja. Wysoka, szczupła, przystojna i mądra kobieta – myślę ile może mieć lat –nagle mówi: miałam niedawno 50 urodziny… Skandynawski typ kobiety. I taki charakter – emocje na wodzy… To czasami musi boleć ..W kilku słowach nagle jej życie – poruszenie, jakbym sięgał do studni drugiego człowieka. Dramaty naszego dzieciństwa.      Obok mojego hotelu plac Litewski.. chodzę po nim zimną nocą……Pomnik Piłsudskiego, na szczęście na koniu…postać bez koni nie broni się jako pomnik. To projekt z lat 30 i całe szczęście, jeszcze wtedy potrafiono robić pomniki.  A w pobliżu okropny pomnik, w miejscu gdzie bomba roztrzaskała budynek, do którego zaszedł poeta Czechowicz – 9 września 39 roku. Poetycki pomysł, aby iść się strzyc, gdy zaczyna się wojna światowa. I zginąć od bomby. Zbieram tam śmieci, których sporo w tym miejscu i wrzucam do kosza…   Poszedł się strzyc? Ach nie …chyba nie.., wtedy przecież panowie chadzali do fryzjera się golić Szukam i jest! relacja… "we wnętrzu było już kilku klientów i Czechowicz z Domińskim czekali na swoją kolej stojąc pod jedną ze ścian. Tak ich zapamiętał przechodzący właśnie ulicą Stanisław Maria Saliński (pamiętny „Dziadunio” ze „Wspólnego pokoju”); także – jeden z warszawskich uciekinierów. Saliński zajrzał przez szybę do wnętrza fryzjerni. Domiński pokiwał mu ręką na powitanie, a Czechowicz nawet podszedł do drzwi. Ale Saliński, który niezbyt lubił Czechowicza, poszedł dalej, w stronę Bramy Krakowskiej. W kilka minut potem na dom z zakładem Ostrowskiej padła bomba. Kamienica runęła. Wcześniej, ludzie znajdujący się w fryzjerni skoczyli pod ściany. To ocaliło prawie wszystkich. Zginął tylko Józef Czechowicz. Gdy po kilku godzinach pracy wydobyto wreszcie spod hałdy gruzu jego zwłoki, były one tak pokiereszowane, że zidentyfikowano ciało jedynie po znajdującym się w kieszeni marynarki słowniku polsko – angielskim z napisem: „Własność Józefa Czechowicza”. Stanisław Maria Saliński do końca życia zadawał sobie pytanie, czy – gdyby wszedł wówczas do fryzjerni on sam też uniknąłby śmierci? Czy uniknąłby jej Czechowicz, gdyby – wróciwszy spod drzwi wejściowych – stanął z powrotem w tym samym miejscu, obok Domińskiego, gdzie stał poprzednio? A nie ruszył w kierunku innej, fatalnej dla niego ściany? 
————————   Dwa spotkania na dwóch uczelniach UMCS i KUL… gęsto od studentów..  Drugie z Jonatanem…Ciągle płakał,  więc przestałem istnieć.. Każda sztuka gaśnie na tle prawdziwych łez, sczególnie mężczyzny…Cudem ocalał dzieckiem prowadzony na rzeź….Wtedy nie płakał… płacze więc teraz ..stąd siła tych łez…    Taksówkarz, który służył w Bośni, sprowokowany przez Jonatana opowiada swoje życie…Jest pan wierny żonie? – pyta J.. – u nas w Izraleu, a przynajmniej w Tel Awiwie, wszyscy taksówkarze się rozwodzą…- A mi to bardzo podobają się żydówki – mówi taksówkarz .. Chce jechać koniecznie do Izraela… Jonatan umawia się z nim w Tel Awiwie xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx A dzisiaj uff… szpital w Konstancinie, mama w białym łóżku…pogodna, piękna…Opryskliwi lekarze.. jak można im zawracać głowę…   W Oborach…zbieram do wielu toreb i waliz rzeczy mamy. Coś okropnego, jak to boli i jak trudno tak sprzątać czyjeś życie, szczgólnie jeśli to życie matki..  jej maszyna do pisania z wkręconą kartką…   A w domu zasypiam i niemal spóźniam się do radia PIN. Jadę jak wariat przez miasto… sprzyjają mi światła i brak korków. Mój staruszek trzeszczy i jęczy – zaraz się rozsypię….Mówimy z Anią Kostrzewską o naszym piątkowym wieczorze w kawiarni "Mała i czarna"   ..Wyspany, nakręcam się maniacko i gadam zbyt zuchwale ..Dopiero po audycji, kiedy siedzę z Anią w "Żywicielu", dowiaduję się, że audycja była na żywo….Jezus Maria!

PODYSKUTUJ: