poniedziałek

wczoraj wiele błędów we wpisie, przepraszam, byłem zmęczony, już poprawiłem. I przypominam, że mam dysleksję. Przez nią miałem wiele kłopotów w życiu

A Pisz?…o tym nieco później.

Dwa dni w Piszu, większość czasu w pachnącym czystością hotelu. Deszcz szalał za oknem.

W sobotę na warsztatach były cztery osoby, potem jedna starsza Pani doszła, czyli w finale pięć.

Jedna tylko była niezręczność mojego pobytu w P. Zaproszony na ten „festiwal poezji”  był też L.,  pisarz, który był agentem SB i donosił  też na mnie w latach 80 . Przed laty powiedziałem, że mu wybaczam, jeśli nie będzie się udzielał publicznie. Nie spełnił mojej prośby. Bezczelnie zadzwonił do mnie na dwa dni przed wyjazdem, że może mnie tam zawieźć i potem odwieść i będę miał „życie jak w Madrycie”. Powiedziałem, że pojadę sam. Kierowniczka Domu Kultury wcześniej zaproponowała, że będziemy mieć wspólne spotkanie autorskie, w dzień po warsztatach,  Oczywiście nie zgodziłem się na to.

W hotelu udawaliśmy, że się nie znamy. Słyszałem jak rozmawiał przez telefon, jego głos nic nie zmieniony. I co trzecie zdanie jak kiedyś mówi” proszę ciebie”. Za to on sam zmieniony okrutnie przez czas. Kierowniczka Domu Kultury wprowadziła mnie w błąd mówiąc, że spotkanie zaczyna się jednak o 15. Przed Domem spotkałem L. Przywitałem się z nim. Mówi mi, że słaba frekwencja, są tylko trzy osoby. Wchodzę na scenę. L. ze mną, wydaje mi się, że chce mnie tylko przedstawić publiczności, która nieco się powiększyła, Co robić.  Ale L. wyciąga swoje wiersze i chce je czytać. Przerywam mu, nie ma mowy, wiesz dlaczego nie mogę mieć Tobą spotkania. I szykuję się by pognać go ze sceny. Wydaje się być doskonale odporny na moje chamstwo, nieprzemakalny. Zaczyna jakby nigdy nic czytać swoje wiersze. Ja na to, że za długo trwa, masz tylko pięć minut. Obiecuje,  że szybko skończy. Schodzę ze sceny, idę do kierowniczki. Okazuje się, że L. miał mieć spotkanie o 15, a ja po nim o 15.30. Wyszło na to, że będę musiał go przepraszać. Co za idiotyzm. Przeczytał kilka wierszy, myślę że zupełnie niezrozumiałych dla kilku obecnych na sali. I pojechał do Warszawy,  jak oświadczył do swojego kota, bo samotny u głodny.

Jednak było mi głupio. I nawet zrobiło mi się go żal. Przeszło mi, gdy w domu przeczytałem donosy jakie na mnie pisał. Mógł mi zaszkodzić. W stanie wojennym przez rok ukrywałem się. W kwietniu 82 spotkałem się z nim, był moim kolegą ze studiów. Doniósł SB,  że mieszkam pokątnie na Ursynowie, że mój pseudonim jest” te jot” i tak dalej. Raczył nawet ocenić  moje wiersze polityczne, które drukowałem w podziemiu, że ” są niezłe artystycznie”, łaskawy. A z drugiej strony to ciekawe, że bezpieka była zainteresowana poziomem sztuki swoich wrogów. Ceniono wtedy sztukę.

W Wikipedii czytam biografię,L. ,odnotowano, że był agentem. I ze w roku 2005 otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia. Pięknie. W roku 2009, wręczył mi to odznaczenie Lech Kaczyński. Mam ochotę teraz ten krzyż oddać. Zresztą już wtedy niechętnie go przyjąłem, Kaczyński miał przed uroczystością nietaktowne wystąpienie. A wręczają mi medal coś mamrotał pod nosem, Krytykował moją zaciekłość polityczna w jakimś wywiadzie, wiec mnie kojarzył. I było mi przykro.

PiS na tym wyrósł, też na tym, na takiej niegodziwości i niesprawiedliwości. Myślę choćby o tym nieszczęsnym odznaczaniu agentów.

L. przed laty, gdy już został ujawniony napisał podniosły list. ” Jam jest Soplica”  Żałosne usprawiedliwienia i to podpieranie się Mickiewiczem. I że nikomu nie zaszkodził. Ostatnie zdanie tego listu jest niestety prawdziwe. Krytykując dziką lustrację pisał:” Problem w tym, że ich „kompetencje  etyczne” niekoniecznie okażą się lepsze od tych, które z takim inkwizytorskim zapałem lustrują. ” To, że L. ma tu rację, jest naszą wspólna klęską.

A nieliczna publiczność w Piszu była serdeczna, uważna  i na szczęście nie zmrożona przez moje zachowanie, które mogło się wydawać chamskie.

Hotelowa restauracja ze świetnym i tanim jedzeniem. Pięć kobiet po 80 siedzi przy sąsiednim stole i piją wino, proszą o następną butelkę. Jedna co drugie słowo mówi, „kurde”. Ale to optymistyczny widok i dowód zmian jakie zachodzą w Polsce. Napisałem wiersz o tych kobietach.

Ładny rynek w Piszu, po wielkiej renowacji, obok płynie Pisa, kładka dla pieszych. Ten rynek daje duszę miasteczku.

 

PODYSKUTUJ: