poniedziałek

Budzę się z żelaznym zestawem tych samych ciężkich myśli. Zdaje mi się, że łódka na której płynę z dziećmi nabiera wody.

Wysłałem do wydawnictw prozę „Splot słoneczny” i wiersze ” Naprzeciw siebie”. Mały smutek, że moje „dzieci” idą w świat.

O 13 tenis, na razie poczucie, że idę do fabryki ciężko pracować, ale to minie.

Dobrze się grało, pomału przypominamy sobie co to jest tenis. Jak zawsze po grze kilka słów z Łukaszem, jak nam się wstaje rano, co łykamy na sen i o polityce. Ciemno, to będzie długo trwać. – Żądza władzy – mówię -i zemsta- dodaje – zrobili teraz krok do tyłu, ale to tylko perfidna gra.
Gdyby tak spisać nasze dialogi pod prysznicem po tenisie, w stanie wojennym i w latach późniejszych, i teraz, to wracamy teraz w dawny mrok.

Czytam „Krakowskie Przedmieście pełne deserów” (1988 rok) Adolfa Rudnickiego. Kiedyś taki słynny pisarz, teraz tak zapomniany. Mieszkaniec Iwickiej, przyjaciel moich rodziców, który stał się potem moim przyjacielem. Osobliwe. Dedykacja: Tomaszowi, przyjacielowi, synowi moich przyjaciół.” .Ileż tam bliskich mi smaków i zapachów, i wiele o moim ojcu. Ale też sporo przekłamań.W „Słonecznym splocie” będzie opowiadanie o Adolfie, chyba narysowałem go wiernie, był osobliwy, mówił szeptem i żył szeptem. Był z najpiękniejszymi kobietami z Warszawy lat 40 i 50. Sam jakoś piękny. Narcyz.

PODYSKUTUJ: