sobota

W nocy nagle alarm, nieprzytomny chodzę po domu z pałką,  jak jaskiniowiec.  Dzwoni ochrona . A alarm pewnie sam się włączył.

Na zmianę opon, brakuje na wymianę, żona „trochę” zdenerwowania,  okazało się, że to nie problem,  inne poszły na przód inne na tył. O czym rozmawiam z miłych właścicielem zakładu – o naszej paranoi politycznej. Mówi, że zdarzają się mu jako klienci nawiedzeni pisowcy, ale rzadko. A jak nawiedzeni, to już na całego.

Powrót do dobrego samopoczucia to cud. Widzę, że tak mam, za każdy duży stres płacę nazajutrz lub za dwa dni. Coś nowego. Muszę się nauczyć z tym żyć. W tym nieszczęściu radość, że to zaraz mija.

Umawiam się z Adamem S. na chwile u niego, na dłużej spotkamy się za tydzień. Na Gagarina z M., cała ulica zastawiona autobusami, którymi z całej Polski zjechali nauczycie by protestować. Na chwilę na Iwicką, by  rzucić okiem na mój dom rodziny,  o którym kończę książkę. Sąsiedzi ślą mi fotografię, jak idą na czele pochodu .

Krysia i Ryszard u nas, Ewa zrobiła rewelacyjne jedzenie. Krysię i Ryszarda znam od połowy lat 70… byli moimi sąsiadami. Teraz znowu są, mieszkają pięć minut samochodem, wtedy trzy minuty na piechotę. To do ich drzwi zapukałem o 4 rano w noc stanu wojennego, już na rok wyrzucony z domu. I to Krysia uratowała mi zapewne życie,w lutym tego roku, wyłapując błyskawiczne na blogu mój wiersz- pożegnanie…  Jak dobrze i serdecznie rozmawia się z ludźmi, z którymi miało się wspólną piaskownicę.  Ogień tańczy w kominku.

PODYSKUTUJ: