1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zdrowie

Ścieżki zdrowia – krótkie wprowadzenie do terapii leśnej

Kontakt z przyrodą to czyste dobrodziejstwo dla człowieka, np. w glebie leśnej żyją tzw. bakterie szczęścia, które stymulują produkcję serotoniny w jelitach. (Fot. iStock)
Kontakt z przyrodą to czyste dobrodziejstwo dla człowieka, np. w glebie leśnej żyją tzw. bakterie szczęścia, które stymulują produkcję serotoniny w jelitach. (Fot. iStock)
Kontakt z przyrodą to czyste dobrodziejstwo dla człowieka. Zwłaszcza jeśli mowa o tak kompletnym systemie jak las. To nie tylko schronienie przed żywiołami, ale najłatwiej dostępny gabinet terapeutyczny. Odwiedź go choć raz w tygodniu, przytul się do drzewa, wsłuchaj w jego szum i głęboko odetchnij.

Nie było nas, był las, nie będzie nas, będzie las… Czy właśnie to przekonanie (zdaniem wielu dość złudne) sprawia, że sporo osób nie docenia dobroczynnego wpływu lasu – naturalnej, dostępnej bezpłatnie terapii, którą mamy dosłownie na wyciągnięcie ręki, bo w Polsce zalesiona jest prawie ⅓ powierzchni kraju.

Sama, choć jestem wielką entuzjastką wycieczek do lasu, o silwoterapii, czyli terapii lasem, wiem niewiele – i prawdopodobnie mogłabym czerpać z niej więcej… Zatem zamiast cotygodniowego spaceru do któregoś z lasów pod Warszawą, postanowiłam wybrać się na wycieczkę do Puszczy Knyszyńskiej. Rozpoczyna się tuż za Białymstokiem i choć jest mniej popularna od sąsiedniej Puszczy Białowieskiej, należy do największych kompleksów leśnych w Polsce. Jej królową jest sosna supraska. Strzelista, prosta, mocna, zwana masztową, bo jak żadna inna sprawdzała się na statkach. Z długim pniem i okrągłym pióropuszem gałęzi na szczycie wygląda trochę jak baobab…

Pod osłoną lasu

Moją przewodniczką terapii lasem jest przyrodniczka i antropolożka medyczna Małgorzata Anna Charyton. Kiedy pytam, po co właściwie chodzić do lasu (w domyśle: dlaczego nie nad rzekę czy na łakę), odpowiada pytaniem: „A jak w ogóle można żyć z dala od niego?”. Jej zdaniem w lesie każdy czuje się lepiej, tylko nie każdy o tym wie. Zwłaszcza że to coś więcej niż skupisko drzew, to –system: gleba–korzenie–korony–powietrze wraz ze zwierzętami, roślinami, grzybami, bakteriami, który daje nam schronienie i terapeutyzuje. Efekty zaczynają pojawiać się już po kwadransie spaceru. Od kilku lat wiadomo już na przykład, że w glebie leśnej żyją tzw. bakterie szczęścia, które stymulują produkcję serotoniny w jelitach. Wchłaniamy je wraz z wdychanym powietrzem, kiedy dotykamy gruntu czy zbieramy jagody albo grzyby. Prozdrowotne właściwości mają wytwarzane przez sosny i świerki olejki eteryczne, które, podrażniając błony śluzowe dróg oddechowych i żołądka, działają oczyszczająco na układ oddechowy oraz stymulują produkcję soków trawiennych. Poza tym uspokajają, bo obniżają ciśnienie krwi.

Las ogranicza także stresory fizyczne, chroni przed hałasem i wiatrem. Już samo krążące w nim powietrze ma przyjazną dla człowieka wilgotność i temperaturę, a korony drzew osłaniają przed intensywnym światłem. Pod tym względem najlepiej sprawdza się sosna: w jej cieniu nie musimy używać filtrów przeciwsłonecznych, a skóra produkuje witaminę D.

Las to nasze środowisko naturalne, bo przecież jeszcze w XVI wieku większość obszarów na naszej szerokości geograficznej była pokryta puszczami. Dla ewolucji 500 lat znaczy niewiele, więc wyrzekając się lasu, tracimy naturalną równowagę.

Wszystkimi zmysłami

Kiedy przekraczam linię drzew, zwykle przez chwilę czuję się nieswojo, najchętniej włączyłabym jakąś przyjemną muzykę i spacerowała ze słuchawkami na uszach. Nie, nie z lęku przed ciszą, raczej przed nudą… Obie obawy są jednak zupełnie bezpodstawne, bo las jest pełen dźwięków i oznak życia. Ale moje wątpliwości to efekt środowiska, w którym przebywam na co dzień. Zmysły osób żyjących w miastach – gdzie uwagę rozpraszają reklamy, dźwięki telefonów czy sygnalizacja świetlna – są uśpione. To naturalna ochrona mózgu przed nadmiarem bodźców. – W puszczy jest odwrotnie – tłumaczy przewodniczka. – Choć żyją tu setki organizmów, większość z nich się ukrywa, bo albo nie chce zostać ofiarą, albo wprost przeciwnie: nie chce swojej ofiary spłoszyć. I żeby dostrzec ten świat, musimy wyostrzyć zmysły. A warto, bo las to najbardziej wyszukana ścieżka multisensoryczna. Warunek jest jeden: żadnych telefonów, odtwarzaczy muzyki, ba, najlepiej także innego człowieka w zasięgu wzroku. Bo doświadczać trzeba wszystkimi zmysłami.

Na początek Małgorzata Anna Charyton radzi nadstawić ucha – i to dosłownie: proponuje mi, żebym odgarnęła włosy, podłożyła otwarte dłonie pod małżowiny uszne i naciągnęła je do przodu. A potem odwracała się w różne strony i słuchała. A jest czego, bo rozpoczął się czas ptasich zalotów i dzięki zwiększonej w ten sposób powierzchni odbioru dźwięki stają się łatwiejsze do zidentyfikowania i tak wyraźne, że aż chciałoby się ich dotknąć.

No właśnie, dotyk. To nie tylko niezbędny aparat fizjologiczny (sygnalizuje zagrożenia za pomocą bodźców bólowych), ale pierwsze narzędzie nawiązywania relacji z drugą osobą. Na głębszym poziomie czucie odpowiada za koordynację ruchową i zmysł równowagi. W otoczeniu sztucznych gładkich powierzchni nasz zmysł dotyku przygasa, w lesie jest tak wiele faktur, że łatwo da się go rozbudzić. Z zamkniętymi oczami dotykam kory, rozcieram między palcami żywicę, czuję, jak po twarzy muska mnie powietrze. Obejmuję pnie drzew, odwołuję się do wizualizacji i już mam przed oczami obraz kogoś bliskiego, kto mój uścisk odwzajemnia. Latem mogłabym też stanąć boso na ziemi, teraz tylko zapadam się w miękki od deszczu mech. Ten mocno pachnie wilgocią, a to tylko jedna z leśnych woni. Wąchamy więc pnie ściętych drzew – iglaste wciąż jeszcze czuć olejkami, po rozcieraniu żywicy na dłoniach długo pozostaje mi zapach terpenów, który znam z aptek, drogerii i sklepów z farbami.

I wreszcie smak, na razie jedynie w wyobraźni – nie tylko poziomek oraz czarnych jagód, kojarzony z latem, ale i wiosenny – soku z brzozy czy syropu z sosny.

Pochwała minimalizmu

W poszukiwaniu urody życia Wojciech Młynarski wysyłał swoich słuchaczy w Bieszczady. Owszem, tamtejsze lasy jesienią nie mają sobie równych, ale już teraz proponujemy wypad do najbliższego zagajnika. Rozpoczęty podczas spaceru proces regeneracji będzie się toczył w naszym organizmie przez wiele dni.

Małgorzata Anna Charyton, enolożka i antropolożka medyczna, przyrodniczka. Jest edukatorką i przewodniczką po terapii lasem, bada też szeptuchy.

Artykuł archiwalny

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze