1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zdrowie

Czas okularników

(Fot. iStock)
(Fot. iStock)
Czy już niedługo wszyscy będziemy nosić okulary? – W ciągu 30 lat liczba krótkowidzów się podwoi – mówi dr nauk medycznych Piotr Fryczkowski ze szpitala okulistycznego Retina w Warszawie. I sami się do tego przykładamy. Winne są komputery i telefony komórkowe – a właściwie czas, jaki przed nimi spędzamy. A to akurat możemy zmienić.

Podobno psuje nam się wzrok. To prawda?
Prawda, niestety. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) przewiduje, że w 2050 roku w Europie będzie ponad 50 procent ludzi z krótkowzrocznością, w Azji prawie 65 procent. Obecnie na świecie jest ok. 23 procent krótkowidzów. Czyli w ciągu 30 lat ich liczba się podwoi.

W Azji więcej – skąd taka różnica?
Azjaci mają predyspozycje do krótkowzroczności. To wynika z różnic rasowych. Tak jak Żydzi czy czarnoskórzy mają większą skłonność do jaskry. Tak po prostu jest i tyle.

Co takiego dzieje się w ostatnich latach, że krótkowzroczność staje się epidemią?
Pod koniec XIX wieku w Anglii przeprowadzane były badania wzroku u oficerów, czyli osób wykształconych. I odkryto, że w tej grupie krótkowzroczność występuje znacznie częściej. U rolników i rybaków było to 2,5 procenta, u studentów i osób wykształconych 32 procent. Wtedy odkryto ważne powiązanie między krótkowzrocznością a pracą z bliska. Czytaniem, pisanie, wpatrywaniem się przez dłuższy czas w jeden obiekt – np. kartkę książki. Napina się wówczas mięsień rzęskowy w środku oka, a przez to luzują cieniutkie więzadełka mocujące soczewkę. Soczewka przybiera kształt bardziej kulisty i dzięki temu widzimy z bliska. Im jesteśmy starsi, tym trudniej jest odkształcić soczewkę, przez co praca mięśni się zwiększa. Zwykle koło 40. roku życia zaczynają się problemy ze zmianą kształtu soczewki, przez co musimy zakładać okulary do czytania. Niezależnie jednak od wieku u każdego człowieka, młodego czy starego, po pewnym czasie mięśnie rzęskowe się męczą – im ktoś więcej pracuje z bliska, tym dłużej napina mięsień, a napięcie to się kumuluje i utrwala. Dlatego koniecznie należy nauczyć się rozluźniania mięśni rzęskowych.

A co ze światłem? Mama zawsze mi mówiła: nie czytaj przy latarce, bo popsują ci się oczy. Miała rację?
Nie, nie miała. Światło nie ma tu znaczenia. Nie odkryto zależności, że przy mocnej żarówce jest dla oczu bezpieczniej niż przy mrugającej świecy.

Wady wzroku dotyczą nie tylko osób dorosłych, które przez lata sobie oczy „popsuły”, często okulary noszą nawet małe dzieci.
Trzeba zrobić ważne rozróżnienie: między wadą wzroku a chorobą. Choroba, czyli krótkowzroczność zwyrodnieniowa, polega na tym, że oko się rozciąga. To choroba kolagenu, czyli tego, z czego składa się gałka oczna. Jeśli u dziecka podejrzewamy krótkowzroczność zwyrodnieniową, czyli wysoką, powiedzmy u dziesięciolatka minus osiem dioptrii, to na ogół jest to choroba. Można dobierać okulary, ale to nie daje wglądu w chorobę. Powinno się zrobić biometrię oka, czyli zmierzyć długość gałki ocznej. Normalne oko ma długość od 22 do 24,5 mm. Krótkowidz wysoki może mieć 30 mm. To ogromna różnica. 30 mm może oznaczać minus 20 dioptrii. Jeśli oko rozciąga się nadmiernie, czyli rośnie milimetr w ciągu roku, to wiemy już, że to choroba. Każdy milimetr różnicy długości to trzy dioptrie na nosie. Nawet malutkie wydłużenie to duża wada wzroku. Właściwie nie umiemy sobie z tym poradzić, choć ostatnio zauważono, że małe dawki atropiny (stężenia między 0,01 a 0,05 procenta) potrafią zatrzymać rozrastanie się gałki.

Problem z kolagenem to problem wrodzony?
Tak, i nie do końca wiemy, skąd się bierze. Jakie geny mają w tym udział.

A co ze „zwykłymi” krótkowidzami, co możemy zrobić, żeby tych dioptrii na nosie mieć mniej?
Jedynym sposobem na to, żeby psucie się naszego wzroku powstrzymać, jest to, co już zostało wprowadzone w życie w Azji. Tam w szkołach obowiązuje zakaz używania telefonów komórkowych i tabletów. Obowiązkowe jest za to wychodzenie na boisko, jakieś gry zespołowe – po to, by podczas przerw nie patrzeć z bliska na ekrany. Żeby odciążyć oczy. Nie chodzi o to, żeby nagle odciąć dzieci od technologii, to zresztą niemożliwe, ale żeby nauczyć je – siebie przy okazji – mądrego patrzenia i mądrej nauki. Patrzysz na coś przez godzinę z bliska? Oderwij wzrok, przenieś go za okno, popatrz na drzewa, niech mięśnie w środku oka się rozluźnią, niech nie tworzą napięć, które potem się kumulują.

To nie same ekrany są złe, zły jest nasz sposób pracy. Nigdy wcześniej nie działo się tak, żeby człowiek – nie pewna mała grupa tych wykształconych, ale zdecydowana większość – przez tak długi czas dzień w dzień wpatrywał się w coś z bliska. Zmienił się i nasz sposób pracy, i rozrywki, bo przecież po pracy też nie odklejamy się od ekranów, oglądamy filmy, seriale, całe godziny spędzamy na portalach społecznościowych – i często korzystamy nie z dużych ekranów, ale z małego wyświetlacza w komórce.

Czyli jak ortopedzi każą nam co godzinę wstawać od biurka, przejść się kawałek, zrobić kilka skłonów czy wymachów rąk, tak okuliści mówią: poćwicz oczy?
Zdecydowanie tak.

A co z osławionym niebieskim światłem emitowanym przez telefony i komputery – podobno to ono nam psuje oczy?
To nie takie proste. Tak zwane światło niebieskie to krótkie długości fali świetlnej – między 315 a 500 nanometrów. Jest naturalną składową światła słonecznego, ale nie tylko – emitują je też ekrany urządzeń elektronicznych. Człowiek jest doskonale wyposażony przez naturę do filtrowania niebieskiej długości fali świetlnej. Filtruje je rogówka, soczewka, ciało szkliste – przezroczyste części oka. Mają zdolność zatrzymywania i absorpcji światła w jakimś procencie – inaczej byśmy jako gatunek oślepli, nie ma przecież możliwości, żeby wyłączyć słońce. Mamy więc naturalne filtry.

Od lat wiadomo, że światło niebieskie nie jest najzdrowsze – wpływa na produkcję melaniny, jeśli ta jest zaburzona, to mamy też zaburzony rytm dobowy i w efekcie bezsenność, rozdrażnienie, depresje, niespecyficzne bóle głowy. A jeśli chodzi o oko, to przekrwienie, suchość, „piasek” pod powiekami. Uważa się też, że światło niebieskie w nadmiarze wpływa na zwyrodnienie siatkówki, a konkretnie plamki żółtej. Takie są konsekwencje dużej ekspozycji. Ale ponieważ od lat się o tym gada, więc siłą rzeczy producenci technologii zajęli się tym i teraz jako standard zaczyna się wbudowywać w różne elektroniczne urządzenia odpowiednie filtry. Czyli to nie jest problem narastający, a zanikający. Bo urządzenia są coraz lepsze.

Czy jeśli mamy już problem, jesteśmy skazani na okulary?
Wada wzroku – jeśli nie jest to krótkowzroczność wysoka, czyli choroba związana z wydłużaniem się gałki ocznej – jest właściwie całkowicie do opanowania.

Mamy różne metody. Można dopasować soczewki kontaktowe wysokiej jakości, które da się nosić długo i które nie męczą oka. Można skorygować wadę laserem albo, jeśli ta jest duża, wykonać refrakcyjną wymianę soczewki w oku. Te soczewki wyposażone są często w filtry przeciw promieniowaniu niebieskiemu i ultrafioletowemu, to jeszcze nie standard, ale jednak jest to coraz powszechniejsze.

Problem jest tam, gdzie mamy do czynienia nie z wadą wzroku, a chorobą. Jeśli ktoś nie reaguje na atropinę, nie bardzo wiemy, co zrobić, żeby oko się nie rozciągało. Są operacje, podczas których opasuje się oko wyciętą z twardówki taśmą i w ten sposób zatrzymuje rozrost, ale i to nie zawsze jest skuteczne. Tu jeszcze medycyna ma coś do zrobienia.

Rozumiem, że z punktu widzenia okulisty „zwykła” wada wzroku nie jest problemem, ale pacjent patrzy na to inaczej. Nie każdy dobrze się czuje z soczewkami kontaktowymi, nie każdego stać na laserowe korekty, a noszenie okularów bywa uciążliwe. Czy poza odciążaniem oczu, o czym już była mowa, możemy coś zrobić, żeby wzrok nam się nie psuł? Na przykład specjalna dieta? Słyszałam, że po poście warzywno-owocowym wzrok może się poprawić. Bajki?
Powiem tak: takie jednostkowe zdarzenie może mieć miejsce. Tak jak po ciąży czasem wzrok poprawia się lub pogarsza. Nie wiadomo dlaczego.

Dieta ma wpływ na to, jak widzimy, ale nie na wadę wzroku. W tym, jak widzimy, biorą udział luteina i zeaksantyna, czyli barwniki z grupy karotenoidów. Trąbią o nich w reklamach suplementów, ale są one przecież w wielu produktach naturalnych. Choćby w brokułach, jarmużu, szpinaku, natce pietruszki, cukinii, papryce. Głównie w warzywach, bo owoce tu niewiele nam dają.

A czarne jagody? Mądrość ludowa głosi, że świetnie działają na wzrok.
Czarne jagody zawierają łatwo przyswajalne witaminy C, K1 i E, a także związki antyoksydantowe, tzw. glikozydy flawonowe i antocyjany, które wychwytują wolne rodniki. Można powiedzieć, że właściwie wszystko, co zawiera antyoksydanty, pomaga. Wolne rodniki wchodzą w interakcje ze wszystkim, co napotkają na swojej drodze – i tworzą w ten sposób różne związki chemiczne, z reguły niekorzystne. I, jeśli jest ich dużo, organizm nie bardzo wie, co z nimi zrobić. Kiedy jemy więc coś, co pomaga te wolne rodniki wyłapać i unieszkodliwić, to tylko dobrze. W tym sensie jagody działają skutecznie. Czyli nas odtruwają. Ale z całą pewnością nie wygląda to tak, że jeśli będę jeść kilogram czarnych jagód dziennie, to natychmiast poprawi mi się wzrok.

A ćwiczenia? Możemy sobie pomóc w ten sposób?
Zaczęło się od amerykańskiego okulisty Williama Batesa. Miał on teorię, że napięcie mięśni, które poruszają okiem, tzw. okoruchowych, powoduje powstawanie wad wzroku. Opracował więc metodę rozluźniania mięśni, twierdził, że jeśli zlikwiduje się napięcie, to automatycznie pozbywasz się wady wzroku. Jego metody są nadal stosowane, już od stu lat, bo Bates swoją książkę wydał w roku 1919. W skrócie: do oka przyczepione są cztery mięśnie proste, odpowiadają za ruch góra – dół i na boki. I dwa mięśnie skośne, obracające okiem dookoła osi. Według Batesa zbyt napięte mięśnie proste miały powodować nadwzroczność, a skośne – krótkowzroczność. Sam wiele lat temu poszedłem z ciekawości na kurs, żeby nauczyć się tych technik rozluźniania. I rzeczywiście – póki ćwiczyłem, zmniejszyłem swoją wadę z -3,25 do -2. Do zera się nie udało. A kiedy przestałem systematycznie ćwiczyć, wada powróciła do stanu wyjściowego. Ale to na pewno fajna metoda dla tych, którzy godzinami pracują wzrokiem właśnie i nie potrafią się rozluźnić. Polecam ją pacjentom.

Dr nauk medycznych Piotr Fryczkowski  jest Dyrektorem Medycznym Przychodni i Szpitala Okulistycznego Retina w Warszawie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze