1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zdrowie

Trening jest szansą. Dlaczego warto zachęcać dzieci do uprawiania sportu?

Dzisiaj rola sportu w rozwoju psychicznym dziecka jest dużo większa niż kiedykolwiek wcześniej. (Fot. Getty Images)
Dzisiaj rola sportu w rozwoju psychicznym dziecka jest dużo większa niż kiedykolwiek wcześniej. (Fot. Getty Images)
Uprawianie sportu uczy dziecko odpowiedzialności, współpracy z innymi i radzenia sobie z porażkami. Pod warunkiem, że dorośli mądrze je wspierają – wyjaśnia psycholog sportu i trenerka Julia Badowska.

Co daje dziecku uprawianie sportu, poza oczywistymi korzyściami, jak sprawność i zdrowie fizyczne?
Dzisiaj rola sportu w rozwoju psychicznym dziecka jest dużo większa niż kiedykolwiek wcześniej. Sport daje możliwość wykształcenia tych umiejętności, które kiedyś w naturalny sposób były rozwijane na podwórkach, podczas swobodnej zabawy z rówieśnikami: nawiązywania relacji społecznych, radzenia sobie ze stresem czy porażkami…

Rzeczywiście, dziś bawiące się na podwórkach dzieci to coraz rzadszy widok. Ale zatrzymajmy się na chwilę przy porażkach. Ostatnio słyszałam, że młodsze dzieci nie powinny ze sobą konkurować, więc zajęcia z nimi trzeba prowadzić w taki sposób, by nikt nie wygrywał i nikt nie przegrywał.
Rzeczywiście jest taka koncepcja, ale jako psycholog sportu i trener pracujący z dziećmi mam wobec niej dużo wątpliwości. Jest w niej coś sztucznego. Rywalizacja, której nie należy mylić z presją na wynik, jest wpisana w nasze życie. W życiu dziecka też będą takie sytuacje, gdy wypadnie w jakiejś dziedzinie gorzej niż rówieśnicy i właśnie dzięki temu, że poznało sportową rywalizację, będzie miało większą szansę sobie z tym poradzić. Oczywiście trzeba tłumaczyć: „To, że nie zająłeś pierwszego miejsca, nie znaczy, że przegrałeś”. Warto uczyć je doceniać to, że się nie poddało, zagrało do końca, dało z siebie wszystko.

Czy to nie jest zbyt trudne dla młodszych dzieci?
Pracuję w ten sposób nawet z sześciolatkami, dzieci w tym wieku potrafią już czerpać przyjemność z wyzwania. Cieszyć się z tego, że mimo iż przegrały, to jednak strzeliły gole, zmusiły przeciwników do ciężkiej pracy. Czasem płynąca z tego przyjemność jest większa niż ta z łatwej wygranej, zwłaszcza jeżeli rodzice podkreślą, jak bardzo dumni są z wysiłku dziecka. Nauka radzenia sobie z porażkami to też nauka brania odpowiedzialności za siebie. Trzeba pozwolić dziecku popełniać błędy. Dać mu wybrać na przykład podczas meczu tenisowego, czy chce zagrać w ten czy w inny sposób. Dopiero potem trener powinien z nim porozmawiać, zapytać, jakie wnioski wyciąga, gdzie doprowadziła je jego decyzja, pomóc dostrzec swój wpływ.

Zdarza się jednak, że do przegranej przyczyniają się także czynniki zewnętrzne. Wyobraźmy sobie, że drużyna naszego dziecka przez pół meczu grała pod słońce, a gdy potem zmienili stronę, niebo się zachmurzyło i przeciwnicy nadal mieli komfortowe warunki. Nasi przegrali, ale niezaprzeczalnie mieli gorszą sytuację.
Tak się oczywiście może zdarzyć. I to jest kolejna cenna rzecz, której uczy sport – on uświadamia nam, że życie nie zawsze jest sprawiedliwe i w takich sytuacjach, kiedy wyciągnęliśmy słabszy los, nie warto się na nim skupiać, tylko trzeba szukać rozwiązania. Pracowałam kiedyś z kanadyjskim trenerem dwunastoletnich piłkarzy. To było świetne doświadczenie, bo w Kanadzie trenerzy szkolący dzieci są bardzo dobrze przygotowani pod kątem psychologicznym. Pamiętam ważny międzynarodowy turniej i mecz, który ta kanadyjska drużyna przegrała. Także dlatego, że sędzia podczas rozgrywki wielokrotnie niesprawiedliwie rozstrzygał różne sporne sytuacje na ich niekorzyść. Jeden z dorosłych podszedł do dzieci i zaczął je pocieszać, zrzucając winę na arbitra. Trener błyskawicznie zareagował. Kazał temu mężczyźnie odejść, wziął dzieci do szatni i tak z nimi porozmawiał, że wyszli podbudowani.

Co im powiedział?
Zaczął od tego, że gdyby sędzia nie miał się do czego przyczepić, to nie przyczepiłby się. Zapytał dzieci, w których momentach mogły zagrać inaczej i w których sytuacjach dać z siebie więcej. Trener pomógł dzieciom dostrzec ich mocne strony, docenić to, co zrobiły dobrze, z czego mogą być dumne, ale też znaleźć swoje rezerwy.

Rezerwy?
Tak, bo w sporcie nie mówimy o słabych stronach, tylko o rezerwach. Tłumaczymy dzieciom, że nad rezerwami się pracuje tak jak nad rezerwowymi zawodnikami, którzy są częścią drużyny i mogą wejść na boisko, na przykład kiedy inny zawodnik będzie kontuzjowany, więc cała kadra powinna być na tym samym poziomie. To porównanie bardzo dzieciom pomaga.

Czy tego samego uczy się też dzieci, które uprawiają sport rekreacyjnie?
Oczywiście. To pomaga zbudować adekwatną pewność siebie, bo utrzymywanie dziecka w przekonaniu, że wszystko robi świetnie, też mu nie służy. Jest fajne ćwiczenie, które chętnie wykonują nawet starsze nastolatki – rysujemy zawodnika i przygotowujemy dwa zestawy papierowych ochraniaczy. W jednym są ochraniacze symbolizujące mocne strony, w drugim te, które oznaczają rezerwy.  Na ochraniaczach dziecko pisze na przykład „drybling” czy „forehand”. Te umiejętności, które uznaje za swoje mocne strony, nakleja na ludzika. Rezerwy czekają, aż ono po pewnym czasie pracy nad nimi uzna je za swoje mocne strony. Dzięki takiej świadomości siebie mniej przejmuje się tym, że coś mu nie wyszło. Jeśli przeciwnik krzyknie: „beznadziejny drybling!”, przypomni sobie, że nad dryblingiem jeszcze pracuje, ale za to w czymś innym jest mocne, na przykład celnie strzela.

Czy rodzice mogą z nim w taki sposób rozmawiać?
To jest raczej rola trenera. Od rodziców dziecko oczekuje czegoś innego – przede wszystkim wsparcia i pozytywnych komunikatów. Chce usłyszeć, że mama czy tata są z niego dumni. Mimo że przegrało.

Co więc mogą mówić rodzice dziecku, które zrzuca winę za przegraną na przykład na słońce świecące w oczy?
Na pewno nie: „Pod słońce czy nie pod słońce, ale karnego trzy razy nie strzeliłeś”, bo dziecko pomyśli, że jest do niczego. Jeśli już chcą rozmawiać o tym, co nie wyszło, to niech zapytają malca, jak on się czuł w trakcie meczu. Jeśli wspomni o trudnych momentach, na przykład tych karnych, rodzic będzie mógł się do tego odnieść. Bardzo duży nacisk w pracy z dziećmi kładziemy na rozmowę o emocjach, tłumaczymy, że nie ma nic złego w ich okazywaniu, a płacz nie oznacza słabości. Nazywanie uczuć sprawia, że stajemy się silniejsi i bardziej odporni. Sport pomaga ten kontakt ze sobą nawiązać. Zawsze trzeba też znaleźć coś, co dziecko zrobiło dobrze. Nie mówić ogólnikami: „Byłeś ekstra. Trudno, że mecz przegraliście”, tylko zauważyć na przykład świetne podania. Na warsztatach czasem spisujemy z dziećmi „instrukcję wspierania zawodnika” dla rodziców. Mali zawodnicy przeważnie zaczynają od: „Nie krytykuj”.

Rodzice naprawdę tak często to robią?
Naprawdę. Kiedy klub zaprasza mnie do współpracy z zawodnikami, zawsze jadę obejrzeć mecz. Większość notatek, jakie wtedy robię, dotyczy zachowania rodziców na trybunach, a to, niestety, często przykry widok. Wyzywają zawodników i sędziego, zdarza się, że strasznie przeklinają. Nawet przy ośmiolatkach! Jeden chłopiec powiedział: „Z tym, że mama czy tata mnie skrytykują, jakoś sobie poradzę, ale najgorzej, jak krytykują mojego kolegę i ja wiem, że on to słyszy”. W ten sposób rodzice niechcący odwracają uwagę dziecka od meczu. Ono wstydzi się za nich, zamiast skupiać się na piłce.

Może więc lepiej zrezygnować z przychodzenia na mecze lub zawody, w których startuje nasze dziecko, żeby nie stresować go swoją obecnością? Czy jednak przychodzić?
Przychodzić i wspierać. Chyba że nie potrafimy się powstrzymać od negatywnych reakcji. Byłam świadkiem sytuacji, gdy rodzic oburzony tym, że jego dziecku źle poszło już na starcie, odjechał i wrócił dopiero po paru godzinach. Jemu trener powinien doradzić pozostanie w domu. To są bardzo smutne sytuacje, podobnie jak te, kiedy główną motywacją dziecka do uprawiania sportu jest chęć zyskania miłości i uwagi rodziców, bo ci nie mają dla niego czasu na co dzień. Tak nie powinno być. Naturalną motywacją dziecka do uprawiania sportu jest chęć zabawy i przebywania w grupie rówieśników.

Jeśli chcemy, żeby dziecko uczyło się współpracy z rówieśnikami, to powinniśmy zapisać je na sport zespołowy?
Niekoniecznie. Dzieci, które uprawiają sporty indywidualne, też przecież ćwiczą w grupie, jeżdżą razem na obozy czy turnieje. Uczą się, że można ze sobą współpracować, wspierać się, a potem rywalizować. Dowiadują się, że jeśli chcesz z kimś wygrać, to nie znaczy, że go nie lubisz, a to, że ktoś z tobą wygrał, nie świadczy o tym, że chciał cię skrzywdzić.

Jak zachęcić dziecko do uprawiania sportu?
Dziecko jest naszym odzwierciedleniem. Jeśli rodzic uprawia sport, to ono też pewnie będzie. I pamiętajmy, że uczy się od aktywnych dorosłych także stosunku do porażek, rywalizacji czy wyzwań i sposobu radzenia sobie z trudnymi sytuacjami. Kiedyś byłam na obozie narciarskim z małymi zawodnikami i ich mamami, które jeździły amatorsko. Na koniec zaplanowano zawody dla wszystkich uczestników. Mamy bardzo się nakręciły i powtarzały: „nie damy rady”, „co będzie, jak przegram?”, „nie wystartujemy”. Zapytałam je, czego chcą nauczyć dzieci takim zachowaniem. Wtedy się zreflektowały i podeszły do tego bardziej na luzie. Dziś czasem wspominają tamtą rozmowę. Mówią, że wiele je nauczyła.

Co robić, gdy dziecko ponosi porażkę za porażką? Czy to nie osłabi go psychicznie? Może lepiej namówić je na inną dyscyplinę?
Jeśli rzeczywiście obiektywnie jest słabsze od reszty, bo na przykład jego warunki fizyczne utrudniają uprawianie danej dyscypliny, to czasem warto poszukać innej. Chociaż zdarza się, że ono przegrywa raz za razem, ale nie chce rezygnować, bo wie na przykład, że zaczęło trenować później niż rówieśnicy i potrafi czerpać siłę z tego, że zmierzyło się z bardziej doświadczonymi zawodnikami, robi postępy, więc jest z siebie dumne. Wtedy nie należy podsuwać mu myśli o rezygnacji, tylko raczej wspierać je w wysiłkach.

A jeśli dopiero kilka miesięcy temu zaczęło uprawiać jakąś dyscyplinę i już chce ją porzucić? Czy mówić, że musi dotrwać przynajmniej do końca semestru?
Najpierw trzeba poznać powód. Może ktoś mu dokucza, a może po prostu nie chce mu się wstawać rano na basen i wchodzić do zimnej wody. Dopiero kiedy poznamy przyczynę, możemy porozmawiać o tym z trenerem i pomóc dziecku podjąć decyzję. Nie należy zmuszać do uprawiania sportu, ale można zachęcać, tłumaczyć, uświadamiać, że wprawdzie przepłynięcie trzech basenów w zimnej wodzie jest trudne, ale potem jest przyjemnie. Przypomnieć dziecku, że kiedy wychodzi z pływalni, jest szczęśliwe. To też ważna lekcja na życie. Jako dorosły będzie miało większą motywację, żeby wstać z kanapy i pójść pobiegać, bo będzie nauczone, że nawet jeśli czasem trudno się zmobilizować, to warto, bo nagroda jest atrakcyjna.

Julia Badowska, psycholog społeczny i psycholog sportu, absolwentka wychowania fizycznego na AWF. Wykładowczyni na Uniwersytecie SWPS. Od 15 lat pracuje z dziećmi jako instruktorka i trenerka narciarstwa.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze