1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zdrowie

Kristóf Szabó, gwiazda baletu: „Cukrzyca – choć wszystko się zmienia, nie trzeba z niczego rezygnować”

Kristóf Szabó, tancerz, solista polskiego baletu narodowego, i jego partnerka oraz trenerka Natalia stworzyli SZTUKstudio. Początkowo dla niego, by łatwiej mu było ćwiczyć, teraz służy też innym. „To kolejna korzyść z cukrzycy” – mówią. (Fot. Karolina Gmurczyk)
Kristóf Szabó, tancerz, solista polskiego baletu narodowego, i jego partnerka oraz trenerka Natalia stworzyli SZTUKstudio. Początkowo dla niego, by łatwiej mu było ćwiczyć, teraz służy też innym. „To kolejna korzyść z cukrzycy” – mówią. (Fot. Karolina Gmurczyk)
Jest trudniej, na pewno. Dla Kristófa Szabó, tancerza, solisty polskiego baletu narodowego, diagnoza była rewolucją. Ale od razu postanowił: „To nie cukrzyca będzie rządziła moim życiem. Ja nim pokieruję”.

Publikowany tekst autorstwa Joanny Derdy otrzymał najwyższe uznanie jury oraz I nagrodę w tegorocznej edycji konkursu dla dziennikarzy Kryształowe Pióra.

Artykuł archiwalny z 2022 roku

Każda premiera jest ważna, ale ta jest szczególnie ważna: 13 listopada Kristóf Szabó zatańczył główną partię w balecie „Exodus” w warszawskim Teatrze Wielkim. To pierwsza premiera, w której tańczy ciężką, wymagającą fizycznie i emocjonalnie rolę od momentu, kiedy zdiagnozowano u niego cukrzycę typu 1.

Najczęściej stwierdza się ją u dzieci. On miał 25 lat. Historia była jak z filmu. Wieczorem miał tańczyć rolę Armanda w „Damie kameliowej”. Ważną. Trudną. Ale rano wpadł jeszcze odebrać wyniki badań. – Od dłuższego czasu źle się czułem. Natalia, moja dziewczyna, zwracała mi uwagę, że nie wyglądam dobrze, ja się denerwowałem, bo nie wiedziałem, co się dzieje. Teraz widzę, że miałem klasyczne objawy cukrzycy: schudłem, byłem non stop zmęczony, dużo piłem, dużo się pociłem…

– To wszystko działo się już pół roku przed diagnozą. Dziś lepiej znam swoje ciało, wiem, jak się zachowuje, kiedy mam niedocukrzenia, jak się wtedy trzęsie, pogarsza mi się wzrok, nagle oblewa mnie pot… Ale w tamtym czasie każdy z tych objawów mogłem wytłumaczyć gigantycznym wysiłkiem fizycznym i psychicznym. Byłem pod sporą presją. „Dama kameliowa” to najcięższy spektakl, jaki tańczyłem. Pewnie ktoś, kto tyle nie ćwiczy czy nie trenuje, szybciej by się zaniepokoił. Coś by zauważył.

Ale sam też czuł, że coś jest nie tak, bo elementy, które wcześ­niej wykonywał bez wysiłku, teraz sprawiały mu kłopot. W końcu zrobił badania. Cukier: 560.

W ambulatorium lekarka i pielęgniarki stanęły na głowie, żeby sprawdzić, czy na pewno, błyskawicznie przeprowadzono dodatkowe badania – ale okazało się, że nie ma mowy o pomyłce. – Pomyślałem: okej, trudno, cukrzyca, zajmę się tym jutro, bo dziś tańczę – mówi Kristóf. – Ale lekarka powiedziała, że nie ma mowy. Że to po prostu zagraża życiu. Dzień zakończył się nie na scenie, ale w szpitalu.

Codziennie kilka kroków więcej

Co się dzieje w głowie człowieka, który miesiącami przygotowywał się do premiery i nagle okazuje się, że wszystko na nic? – Nie chciałem tego zaakceptować. Myślałem tylko o tym, że przecież poprzedniego wieczoru zrobiłem całą próbę generalną w kostiumach, to dlaczego nie dziś? Bardzo mi na tym spektaklu zależało, ale też zdawałem sobie sprawę, że to, delikatnie mówiąc, nie tylko mój kłopot. Trzeba było poinformować moją partnerkę, cały zespół, dyrektora. Ale nie miałem wyjścia. Musiałem zająć się sobą.
Pierwsze dwa tygodnie w szpitalu były trudne. Ale niemal od razu Kristóf włączył myślenie: to nie cukrzyca będzie mieć decydujący głos w moim życiu, to ja nim pokieruję.

– Już tego samego wieczora stwierdziłem, że muszę z tą cukrzycą zrobić coś pozytywnego – wspomina. – Wiedziałem, że mi się uda. Choć, prawdę mówiąc, później przychodziły momenty zwątpienia.
Zwłaszcza wtedy, kiedy Kristóf próbował wrócić do formy. Takiej formy, w jakiej był przed diagnozą, kiedy ciało mogło niemal wszystko. – Zdarzało się, że Natalia – bo ona była moją trenerką – kazała mi zrobić jeszcze kilka brzuszków czy pompek, a ja nie byłem w stanie.

Tak się złożyło, że diagnoza Kristófa zbiegła się z początkiem pandemii, teatry zamknięto i to był dla niego, paradoksalnie, szczęśliwy zbieg okoliczności. Wyjechali z Natalią na wieś. Mieli pół roku na to, by Kristóf wrócił do formy. – Natalia ze mną ćwiczyła, zachęcała, by codziennie wydłużyć spacer choć o kilka metrów, potem – by wsiąść na rower albo robić pierwsze ćwiczenia baletowe. Często zdarzały się niedocukrzenia, mdlałem, opadałem z sił po kilku krokach na spacerze… Ale dzięki temu, że ona się nie poddawała, udało mi się. Wrócić nie tylko do formy, lecz także na scenę. Już wtedy myślałem: co można zrobić, żeby ktoś, kto ma niepokojące objawy, odpowiednio wcześnie zwrócił na nie uwagę? I że cukrzyca to nie jest żaden wstyd.

Poznać swoje ciało

To choroba, o której trzeba myśleć właściwie bez przerwy. – Mój dzień to ciągła analiza wyborów, bo tak wiele czynników ma wpływ na poziom cukru – tłumaczy Kristóf. – U mnie ogromne znaczenie ma wysiłek fizyczny. I oczywiście dieta. Trzeba się nagłowić, co zjeść, ile, czego. Jak dobrać dawki insuliny – myślę, jaki wysiłek fizyczny przede mną, jaki później, w zależności od tego muszę zmieniać dawki i bazy na pompie insulinowej. To jest jeden wielki codzienny eksperyment.

Proces poznawania ciała i jego reakcji w chorobie trwa cały czas. Kristóf: – Codziennie uczę się czegoś nowego. Nie ma dwóch takich samych doświadczeń. Mogę codziennie podawać taką samą dawkę do takiego samego jedzenia i takiego samego wysiłku – a cukier za każdym razem będzie inny. Różnice mogą być minimalne, ale mają znaczenie. Dopasowuję dawkę do przewidywanego wysiłku na próbie, a potem coś się zmienia, nie tańczymy tego, co było wcześniej zaplanowane – i natychmiast muszę reagować, na przykład dojadając albo zwiększając dawkę insuliny. Muszę brać pod uwagę to, czy jadę do pracy autobusem, czy rowerem. Duży wpływ na poziom cukru mają też emocje. Staram się odrzucać stresujące myśli, ale wiadomo przecież, że całkiem się ich wyłączyć nie da.

Dieta ważna jest w każdej chorobie, jednak tu szczególnie. Podczas pobytu w szpitalu Kristóf dostał listę, co wolno mu jeść. Zakazów było więcej niż rzeczy dozwolonych. Wyliczali z Natalią wymienniki węglowodanowe, nad każdą potrawą główkowali, a i tak nie udawało się cukru utrzymać w ryzach. Na szczęście nowy diabetolog zaproponował inne podejście. Chciał, żeby to Kristóf stał się głównym specjalistą od swojej cukrzycy. Żeby nauczył się swojego ciała i jego reakcji w różnych sytuacjach. A w szpitalu, w którym miał szkolenie z użycia pompy, razem z edukatorką przeszedł kurs matematyki. Ona pytała: ile jednostek musisz sobie podać, jeśli chcesz zjeść pączka? Jak to pączka? – nie rozumiał Kristóf. Przecież pączki są zakazane. No właśnie – wcale nie musi tak być.
Teraz nie rezygnuje praktycznie z niczego. Choć sporo się w jego sposobie odżywiania zmieniło. Je mniej tłusto, więcej warzyw, mniej mięsa. Nabrał wprawy w liczeniu, ile dostarcza sobie białka, ile węglowodanów. – Przed naszym spotkaniem zamówiłem sobie pizzę. Jem słodycze – mówi. A Natalia dodaje: – Zawsze chciałam mieć chłopaka, który gotuje. I udało się… dzięki cukrzycy. Kristóf nauczył się gotować i robi to wspaniale! Teraz to on w domu jest kucharzem.

Najważniejsza jest wiedza

– Na początku w szpitalu nie dostałem odpowiedniej porcji wiedzy na temat choroby. Raczej listę zakazów i nakazów: musisz badać cukier, robić zastrzyki, około sześciu jednostek insuliny do śniadania, około czterech do kolacji – i tyle. Potem, z miesiąca na miesiąc, wiedziałem więcej. Ale sam tę wiedzę zdobywałem. Czytałem, eksperymentowałem, uczyłem się. I im bardziej docierało do mnie, jak to poważna sprawa, tym bardziej byłem zły, że tak mało się o tym mówi. Słychać czasem głosy: dobrze, że cukrzyca, a nie coś cięższego… Takie opinie cukrzyków frustrują. Bo to ciężka sprawa. Jesteśmy z tą chorobą związani na całe życie, nie możemy przestać o niej myśleć, to jest chyba najtrudniejsze. Każda decyzja, wszystko, co robimy, może zmienić poziom cukru. Poza tym oczywiście choroba wpływa na pracę. Na moją mocno wpłynęła, teraz jest dużo trudniej – opowiada.

Ma świadomość, że obserwują go nie tylko widzowie. Uważnie przyglądają mu się też koledzy, często to oni są największymi krytykami. – A ja sam wiem, że nastąpiły w moim ciele zmiany, muszę poświęcać więcej czasu, żeby je rozruszać, stawy są sztywniejsze. Okazuje się, że codzienne wykonywanie lekcji baletowych w takim wymiarze, jak to się zazwyczaj robi, nie jest dla mnie teraz dobre. Często rano po ciężkich nocnych przejściach z cukrzycą – bo wtedy najmocniej walczę ze spadkami cukru i jestem nie do życia – muszę się skupiać powoli na każdym ze stawów kolanowych, biodrowych i nie jestem w stanie wykonać tej lekcji tak, jak bym chciał. Czasem wygląda to, jakbym prostych ćwiczeń nie potrafił zrobić. Ale razem z Natalią znaleźliśmy na to sposób. Stworzyliśmy u siebie SZTUKstudio – pierwotnie dla mnie, żebym codziennie mógł ćwiczyć. Natalia dopasowała ćwiczenia do potrzeb mojego ciała, a teraz pomaga również innym osobom, które zmagają się z różnymi problemami albo po prostu cieszą się baletowym ruchem i aktywnością fizyczną.

Kristóf: – Teraz mogę tańczyć równie dobrze, jak wcześniej, a nawet lepiej, bo mam większą świadomość ciała. Zwracam na nie uwagę, na wszystkie płynące z niego odczucia, sygnały. Jestem też dojrzalszy psychicznie. Czekam na duże wyzwania, jestem ich głodny.
Dla Kristófa od początku było jasne, że nie zrezygnuje z tańca. Natalia potwierdza: – Wiedziałam, że nie ma takiej opcji. Kris jest stworzony do tańca, nie dopuszczaliśmy myśli o rezygnacji.
Choć przyznaje, że się o niego boi: – Od razu po diagnozie stres był większy. Chciałam cały czas być przy nim, zawsze miałam pod ręką coś słodkiego, sprawdzałam, jak się czuje, dzwoniłam wiele razy dziennie. Teraz już mu ufam, wiem, że zna siebie i ma chorobę pod kontrolą.

Nie zawsze wszystko idzie gładko. Nieprzyjemne sytuacje zdarzają się i będą się zdarzały. Czasem cukry są nie takie, jak by się chciało, powodem mogą być wzmożony wysiłek czy źle skalkulowane dawki wymienników; bywają niedocukrzenia, także te ciężkie, trzeba szybko reagować.

W dodatku Natalia mówi, że, jak na ironię, Kristóf zawsze bał się igieł, robiło mu się słabo przy pobieraniu krwi. A teraz musiał zaakceptować, że igły są na stałe w jego życiu, trzeba w siebie wbijać wkłucia, robić zastrzyki, zakładać sensory. Igły zawsze są pod skórą, czasem wkłucie źle wyjdzie i nagle leci dużo krwi. I… Kristóf mdleje, a ona musi go łapać. – Kiedyś utknęła mi igła, nie mogłem jej wyjąć i zemdlałem – opowiada Kristóf. – Kiedy się budziłem, Natalia już dzwoniła na pogotowie. Inna sprawa, że od dyspozytorki usłyszała: „A, pan już się budzi? Jak ma cukrzycę, to wie, co robić”. I się rozłączyła.

Kristóf podkreśla, jak ważne jest wsparcie, które dostaje od najbliższych, zwłaszcza od Natalii: – Nie wiem, jak bym sobie bez niej poradził. Nie tylko w takich dramatycznych sytuacjach. Także w drobnych, na co dzień.

Mogę wszystko

Pompa insulinowa to był przełom. Dzięki niej udało się znacznie lepiej panować nad cukrem. – Mam niewielkie zapotrzebowanie na insulinę – tłumaczy Kristóf. – To z jednej strony dobrze, bo potrzebuję minimalnych dawek. Z drugiej – w zastrzyku mogę sobie podać najmniej jedną jednostkę insuliny. Pompa dawkuje nawet jedną setną jednostki. To mała, ale zarazem duża różnica. Kiedy byłem tylko na zastrzykach, zbyt duże dawki w połączeniu z wysiłkiem sprawiały, że mdlałem albo opadałem z sił. Teraz z pompą to o wiele lepiej działa.

Kristófowi sam wysiłek fizyczny tak obniża cukier, że do tańca pompę odłącza. Ale zawsze ma na sobie sensory FreeStyle Libre – a to dodatkowe igły w ciele, kolejne to wkłucie do pompy. Co bywa trudne w pracy. Bo o ile Kristóf sam dobrze wie, gdzie założył wkłucie, o tyle kiedy tańczy z innymi, zdarzają się wypadki, sensory się wyrywają, igła wypada. To boli. – O, tu na ramieniu mam sensor, teraz go zakleiłem, bo tańczyłem duet. Przykładam telefon do sensora – tak mierzę poziom cukru. To wielkie ułatwienie, bo przy codziennym wysiłku muszę cukier sprawdzać bardzo często, czasem kilkadziesiąt razy dziennie. Kiedy miałem tylko glukometr, to był koszmar – kilkadziesiąt razy dziennie trzeba było kłuć palce. Robiły się na nich krwiaki, siniaki, bolało – mówi Kristóf. I dodaje: – Nie dziwię się, że tak wiele młodych osób się frustruje, bo jest masa rzeczy w tej chorobie, które rozwalają normalne życie. W efekcie ludzie przestają o siebie dbać. Dlatego z Fundacją Michała Figurskiego „Najsłodsi” przygotowujemy e-book dla młodych, piszemy tam o sprawach, o których lekarz często nie powie. Bo młody człowiek chce imprezować, chce się napić alkoholu, mówimy o tym, jak to robić w cukrzycy. Nie da się przecież wszystkiego zakazać! Mówimy też o seksualności. Ważne, żebyśmy żyli jak każdy. Tylko trzeba wiedzieć jak.

Bo to brak wiedzy sprawia, że się boimy. Boją się nie tylko chorzy, a może nie głównie oni, lecz także ich otoczenie. Boją się nauczyciele. Boją się pracodawcy. Kristóf mówi, że dyrektor jego zespołu też miał obawy – a co, jak podczas występu coś się stanie?
– Staram się udowodnić, że mogę wszystko. Naprawdę znam swoje ciało i o nie dbam, więc właściwie jestem jeszcze cenniejszym pracownikiem.

I dlatego oboje tak bardzo chcą mówić o cukrzycy, uświadamiać ludziom, o co tu chodzi. Że choć wszystko się zmienia, nie trzeba z niczego rezygnować. Współpracuje z Fundacją Michała Figurskiego „Najsłodsi”, w listopadzie weźmie udział w debacie Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego.

Listopadowa data premiery zbiegła się ze Światowym Dniem Cukrzycy i setną rocznicą wynalezienia insuliny. Kristóf i Natalia, którzy tańczyli główne partie jednego wieczoru – Kristóf w „Exodusie”, Natalia w „Biegunach-Harnasiach” – mają nadzieję, że uda się przy tej okazji nagłośnić temat cukrzycy. W Teatrze Wielkim – Opera Narodowa się w to włączy – będzie prowadzona akcja informacyjna.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze