1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zdrowie
  4. >
  5. Jak dbać o serce i układ krążenia? Rekomendacje kardiologa

Jak dbać o serce i układ krążenia? Rekomendacje kardiologa

Gdybyśmy troszczyli się o serce tak jak o samochód czy mieszkanie, nie mielibyśmy epidemii otyłości, cukrzycy i innych chorób cywilizacyjnych. (Fot. iStock)
Gdybyśmy troszczyli się o serce tak jak o samochód czy mieszkanie, nie mielibyśmy epidemii otyłości, cukrzycy i innych chorób cywilizacyjnych. (Fot. iStock)
Zadbaj o serce, żeby biło mocno, zdrowo i pewnie. Nie tylko w walentynki. Jak to zrobić? Mówi o tym kardiolożka, doktor Anna Słowikowska.

Już niedługo zaleje nas lawina czerwonych serduszek. Na kartkach, słodyczach, wystawach, w reklamach. A jaki prezent możemy dać naszemu własnemu? Jak dbać o serce?
Najpierw musimy się wsłuchać w jego potrzeby. Zazwyczaj myślimy o sercu dosyć infantylnie, że to taka duża pompa. I zapominamy, że serce składa się z komórek. A każda z nich do prawidłowego funkcjonowania potrzebuje tlenu i substancji odżywczych. I tu zaczynają się problemy. Skoro czerpiemy tlen z powietrza, to wdychając je, wprowadzamy do organizmu różne zanieczyszczenia, które nie tylko powodują podrażnienia w górnych drogach oddechowych. Szkodliwe substancje wchłaniają się przez tkankę płucną do krwi, a to niszczy cały organizm. Działa promiażdżycowo, czyli sprzyja tworzeniu się blaszek miażdżycowych w tętnicach, również w tętnicach wieńcowych, odpowiedzialnych za dostarczanie komórkom serca krwi. Myślę, że każdy powinien zrobić sobie bilans – co może zrobić dla czystego powietrza. Czy musi wsiadać do samochodu, czym pali w piecach czy w kominku, czy może zmienić piec na lepszy, skorzystać z oczyszczaczy powietrza. Nasze codzienne wybory mają duże znaczenie.

Ale co, jeśli mieszkamy w dużym mieście, zimą jest smog? Mamy nie wychodzić z domu?
Może musimy wziąć przykład z Japończyków. Przed pandemią trochę się z nich podśmiewaliśmy, że chodzą w maskach, bo smog… A dziś okazuje się, że to nie takie głupie. Pewnie, jeśli można raz w tygodniu pojechać za miasto, pooddychać czystym powietrzem – to super. Ale znowu – z tym też różnie bywa. W miejscowościach leżących w kotlinach, często ze słowem „zdrój” w nazwie, powietrze bywa fatalne. Czyli krótkofalowo maseczki – najlepiej antysmogowe, z filtrami; a długofalowo – myślmy, co każdy z nas może zrobić, by jakość powietrza poprawić.

Kolejna ważna dla serca sprawa to…
Dobre jedzenie. Celowo nie używam słowa „dieta”. Bo często „zalecenia dietetyczne” kojarzą się źle. Z wyrzeczeniami, reżimem, z tym, że to na pewno niesmaczne, że będę jeść siano i tekturę. Tymczasem zasady są proste. Jeśli jemy mięso, ważne są proporcje: pół kilograma mięsa tygodniowo, pół kilograma warzyw dziennie. Żeby nie popełniać błędów, pamiętajmy o najważniejszym: nie jedzmy żywności wysokoprzetworzonej – albo chociaż bardzo to ograniczajmy. Czytajmy etykiety. Kiedyś nie musieliśmy się nad tym specjalnie zastanawiać, dziś – niestety, żywność składa się w dużej mierze z różnego rodzaju wypełniaczy, emulgatorów i tego, co z punktu widzenia kardiologa najgorsze – z utwardzanych tłuszczów roślinnych, w tym oleju palmowego. A to bardzo miażdżycorodny składnik. Doszliśmy do takiego etapu, że wszyscy wszystkich oszukują. Mam pacjenta, człowieka dbającego o siebie. I nagle wyniki trójglicerydów znacznie się pogorszyły. Zaczęliśmy szukać przyczyny, zastanawiać się, co się zmieniło. Nic nie znaleźliśmy. Po paru dniach pacjent zadzwonił. Przypomniał sobie, że wprowadził nowy zwyczaj: po trzygodzinnym spacerze, ponieważ wyniki cukru miał dobre, dawał sobie nagrodę – dziesięć deko wafelków na wagę. Teoretycznie z dobrej cukierni. Wyeliminował wafelki i wszystko wróciło do normy. Za czasów naszych babć i dziadków takich sytuacji nie było. W sklepach przeważały proste produkty, bez sztucznych dodatków.

Choć propaganda procukrowa była nieprawdopodobna.
Tak, cukier krzepi… W dodatku to pokolenie, pamiętające głód i niedobory żywności, traktuje słodycze jak cudowne dobro, nagrodę. Rodzice małych dzieci mówią, że nie mogą przekonać dziadków, by nie obdarowywali wnuków batonikami, wafelkami, czekoladami, zwłaszcza tymi najbardziej przetworzonymi, z wysoką zawartością tłuszczów trans.

Na otarte kolano też pomaga.
Z każdej okazji. Przyglądam się prezentom przynoszonym pacjentom do szpitala przez bliskich. Jak się idzie w odwiedziny, nie można z pustymi rękoma. Więc kupują coś słodkiego. I to nie jest jedna czekoladka. To tony, siatki słodyczy. Zadałam studentom pracę domową – poprosiłam, żeby przeszli się po oddziale i dyskretnie zaobserwowali, co chorzy gromadzą na szafkach. A to przecież pacjenci najwyższego ryzyka, po operacjach pomostowania aortalno-wieńcowego. Słodycze, ciastka, sama chemia…

Choć na pewno nieraz od lekarzy słyszeli, co przy ich schorzeniu powinni jeść, a czego nie…
Oczywiście. Ale trzeba sobie albo bliskiej osobie sprawić przyjemność. I ta przyjemność nie kończy się na jednym wafelku. Zasady żywieniowe są proste i trudne zarazem. Na przykład ryby. Z jednej strony zalecane, z drugiej – zatruliśmy środowisko i pytanie, czy ryba, którą mamy na talerzu, jest wartościowa, czy nie.

Ale skąd mamy to wiedzieć?
Chyba muszą się dokonać przemiany mentalne. Musimy zacząć bardziej świadomie robić zakupy, szukać uczciwych producentów. Takich, którzy hodują ryby w czystej wodzie, karmią dobrą karmą. Przyszłość profilaktyki wiążę z foodomiką. Czyli zaawansowanymi metodami badawczymi, takimi jak spektroskopia NMR czy spektroskopia masowa, które wykryją związki i substancje szkodliwe. Ta gałąź wiedzy i technologia zarazem rozwija się dynamicznie, dzięki temu wiemy, dlaczego warto jeść warzywa i owoce. To, co instynktownie robiły nasze babcie, my potwierdzamy wyrafinowanymi metodami badawczymi. Czyli że warzywa zawierają cenne polifenole, które są wymiataczami wolnych rodników, a wolne rodniki z kolei uważamy za głównych winowajców między innymi zmian miażdżycowych, „promocji” nowotworów. Jeśli nie dostarczymy sobie polifenoli w postaci warzyw, to nasze HDL, czyli lipoproteiny o wysokiej gęstości, które znajdują się w osoczu i mają odpowiadać za zabieranie ze ścian tętnic nadmiaru cholesterolu i utylizowanie go, mogą się zachowywać w sposób promiażdżycowy, czyli przestaną nas chronić. Zachęcam do zgłębiania życia wewnątrznaczyniowego, bo to klucz do poznania, czego potrzebuje nasze serce.

A skoro jesteśmy przy cholesterolu. Straszy się nas nim bez przerwy…
Od czasu do czasu sprzeczam się przyjacielsko ze znajomymi inżynierami na tematy zdrowia. Mówią: „Wy, lekarze, opowiadacie głupoty, że istnieje dobry i zły cholesterol”. I mają trochę racji, bo w narracji z pacjentami używamy zbyt dużych uproszczeń. Nie ma dwóch cholesteroli, to jedna substancja, składnik błon komórkowych potrzebny do produkcji hormonów. We krwi cholesterol i inne tłuszcze muszą być przenoszone pod postacią specjalnych cząstek, bo tłuszcze nie rozpuszczają się w wodzie i we krwi, są więc „spakowane” w postaci lipoprotein. Jest jeden cholesterol, różne lipoproteiny. Najczęściej mówimy o dwóch klasach lipoprotein: o niskiej i wysokiej gęstości. Te o niskiej, LDL, przenoszą cholesterol do ścian tętnic, czyli sprzyjają miażdżycy. Przedzierają się przez śródbłonek naczyniowy, aby tam dać się pochłonąć przez monocyty i makrofagi, z których tworzą się komórki piankowate. Komórki piankowate tworzą blaszkę miażdżycową. Blaszek miażdżycowych w tętnicach nie lubimy, bo to one odpowiadają za zawały serca, udary mózgu czy niedokrwienie kończyn. Na LDL wpływają związki wdychane z dymem papierosowym. Palenie to najgorsza rzecz, jaką możemy sobie zrobić.

Dym tytoniowy i substancje w nim zawarte powodują oksydację, czyli utlenienie LDL, a te oksydowane są dużo bardziej łakomym kąskiem dla makrofagów i monocytów. Dużo szybciej dochodzi wtedy do progresji zmian miażdżycowych. Dlatego widzimy, że u palaczy choroba wieńcowa i inne postaci miażdżycy, która może się objawić udarem mózgu, pojawiają się dużo częściej. Statystycznie palacze doznają zawału serca dziesięć lat wcześniej niż osoby niepalące. Dym uszkadza śródbłonek naczyniowy.

Czym właściwie jest ten śródbłonek?
To wyściółka naczyń krwionośnych i limfatycznych. Lekarze i naukowcy dzielą się wynikami swoich prac dotyczących śródbłonka w wąskim gronie specjalistów, wiedza ta na ogół do zwykłych ludzi nie dociera – duża szkoda. Zaryzykuję twierdzenie, że nasza niechęć do wdrażania zdrowych zmian w życie wynika ze zbyt skąpej wiedzy o śródbłonku! Jego główną funkcją jest zachowanie homeostazy, czyli równowagi naczyniowej. Odpowiada on za napięcie ścian naczyń, reguluje przepływ krwi, angażuje się w reakcje układu immunologicznego, wpływa na ciśnienie i na krzepnięcie krwi. Śródbłonek nami rządzi!

W jaki sposób dym z papierosa uszkadza śródbłonek?
Na początku powoduje jego rozszczelnienie, wtedy takie komórki jak monocyty dużo łatwiej się pod śródbłonek przedostają. Uszkodzony śródbłonek produkuje w nadmiarze cząstki adhezyjne, a to one odpowiadają za to, że do powierzchni śródbłonka łatwiej przylegają monocyty i inne leukocyty, tych mechanizmów jest naprawdę dużo. Kiedy ktoś pali i poczyta sobie o śródbłonku, to… dochodzi do wizualizacji i śródbłonek zaczyna go wręcz boleć! Nieraz to słyszałam.

Dym tytoniowy uszkadza też syntazę tlenku azotu tak potrzebnego do rozkurczu naczyń, a jak ten rozkurcz jest nieadekwatny, to są liczne konsekwencje, w tym na przykład zaburzenia erekcji u młodych mężczyzn. Profesor Zbigniew Lew-Starowicz mówi, że czasem wystarczy przekonać pacjenta, aby rzucił palenie, i problem znika. To nie magia, to fizjologia. Oczywiście nie u każdego palacza będą zaburzenia erekcji. Można nie mieć problemów z erekcją, ale doznać udaru mózgu, bo uszkodzony śródbłonek wyprodukuje zbyt dużo substancji prozakrzepowych. Palenie to zło. Nikt nie wleje do diesla benzyny, prawda?

Więc jak już wiemy, co dzieje się w śródbłonku, decyzja, czy będziemy palić, czy nie, powinna być równie oczywista. 80 proc. chorób sercowo-naczyniowych i 40 proc. nowotworów mogłoby się nie wydarzyć, gdyby przestrzeganie tych zasad było powszechne.

Mamy – potwierdzają to lekarze – epidemię otyłości. To też czynnik ryzyka?
Tak. Nie mówimy o estetyce, kobieta z otyłością może być piękna, tu nie ma dyskusji. Ale tkanka tłuszczowa produkuje liczne szkodliwe substancje, w tym prozapalne. W roku 1948, po śmierci prezydenta Roosevelta spowodowanej udarem krwotocznym, najprawdopodobniej będącym skutkiem słabo kontrolowanego nadciśnienia tętniczego, rozpoczęto badanie, nazwane Framingham Heart Study. Framingham, fabryczne 30-tysięczne miasto, wybrano jako reprezentatywne dla społeczeństwa amerykańskiego. Po raz pierwszy wykazano wtedy zależności między hipercholesterolemią, paleniem, nadciśnieniem tętniczym, otyłością a występowaniem choroby wieńcowej. Udowodniono, że otyłość sprzyja miażdżycy.

Marzę o akcji dotyczącej otyłości: „Zauważaj, zmieniaj, nigdy nie oceniaj”. Bo ocenianie, jeśli nie zna się historii danej osoby, może być krzywdzące. Bywają zaburzenia hormonalne, emocjonalne; czasem nadmiarowe kilogramy to efekt przyjmowania leków immunosupresyjnych. Ale dokładanie kolejnego ciasteczka osobie otyłej nie jest w porządku. Otyłość to poważna choroba.

Ruch. Kolejna ważna cegiełka w budowaniu zdrowego serca?
Jasne! Przybywa dowodów, że ruch nie ma wad, a same zalety. Bez ruchu nie działają prawidłowo jelita, bez ruchu doświadczamy zaburzeń zakrzepowych. W latach 50., kiedy leczyło się zawał serca leżeniem, było dużo powikłań zakrzepowo-zatorowych. Dziś wiemy, że jak najwcześniej wdrażany wysiłek fizyczny jest kluczowy. Uważa się nawet, że brak ruchu może sprowokować epizody depresyjne – a w ich leczeniu odgrywa dużą rolę wspomagającą. Ale także dziś dzieci nie można do niego zmusić. Dawniej nauczyciele mówili: „Nie biegaj po korytarzu!”. Dziś chcielibyśmy, żeby nasze dzieci biegały…

A one siedzą pod ścianami i trenują tylko kciuk na telefonie…
Niestety. A wdrożenie ruchu jako nawyku zmniejsza o 50 proc. ryzyko zachorowania na cukrzycę typu 2. To są twarde dane.

Musimy jeszcze koniecznie powiedzieć o seksie. Zdarzało się, że po udanych operacjach przychodzili do mnie pacjenci i mówili, że rozpadają im się związki. Pokutuje myśl, że mężczyzna po operacji serca jest „uszkodzony”, „wybrakowany” i podczas seksu coś złego może się wydarzyć. Tymczasem w serii badań udowodniono, że seks nie jest szkodliwy dla serca, to aktywność jak każda inna. Oczywiście jedno zastrzeżenie – w przypadku operacji z przecięciem mostka trzeba pamiętać, że ten zrasta się przez kilka miesięcy, więc mniej więcej przez pół roku mostka nie wolno obciążać. Seks to integralna część życia, nie powinno się z niej rezygnować.

Jakie są relacje serca z kawą?
W zaleceniach kardiologicznych czytamy, że kawa może być czynnikiem ochronnym. Ale jeśli ktoś kawy nie lubi czy miewa po niej tachykardię, czyli przyspieszoną czynność serca, to nie ma sensu pić jej na siłę. I nadal pokutują mity. Widzę pacjentów,jak wracają ze szpitalnego bufetu i chowają kawę przede mną, są gotowi się poparzyć, żeby nie zdradzić, że ją piją. Zdarzało mi się pisać zaświadczenia dla rodzin pacjentów, że wolno im pić kawę!

A co z winem – możemy się go napić?
Tu mamy trochę kontrowersji. Kardiolodzy przez długi czas uważali, że wino jest środkiem ochronnym, jeśli chodzi o tętnice. Hepatolog powie, że dla wątroby nie ma bezpiecznej ilości alkoholu. Onkolog potwierdzi, że alkohol jest środkiem kancerogennym. Myślę, że przyszłością jest genetyka i metabolomika. Może za jakiś czas, korzystając z nowych metod badawczych, będzie można określić, kto alkoholu pić nie powinien, a kto może się delektować rozsądnymi ilościami wina. Może będzie można nawet określić, jaki szczep winogron jest wskazany konkretnej osobie.

A co z emocjami? Jak stres i lęk wpływają na serce?
Osoby po incydentach sercowo-naczyniowych doświadczają często zaburzeń lękowych. A osoby z nasilonym lękiem cierpią. Na dodatek czasem przestają brać leki, ponieważ czytają ulotki przez pryzmat lęku – co może spowodować kolejny incydent sercowo-naczyniowy. I powstaje błędne koło. Trzeba zająć się także emocjami, leczenie kardiologiczne w takiej sytuacji to za mało.

Negatywne emocje szkodzą. Pozytywne leczą?
Tak jak nie możemy odrywać serca od czystego powietrza, tak nie możemy go też odrywać od emocji. I od piękna. We Włoszech przeprowadzono ciekawy projekt badawczy. Zaprowadzono grupę ludzi – niebędących wcale koneserami sztuki – do kościoła z pięknymi freskami. I mierzono im poziom kortyzolu, czyli hormonu stresu, przed podziwianiem fresków i po nim. Okazuje się, że po wizycie w kościele doszło do spadku stężenia kortyzolu.

Sztuka ma na nas zbawienny wpływ. Dlatego tak walczę o to, żeby w szpitalach było ładnie. To pomaga w powrocie do zdrowia.

Dbajmy więc o serce, dbając o całe ciało – i duszę.
Ktoś kiedyś powiedział, że nasze ciało jest jedynym miejscem, w którym możemy mieszkać na Ziemi. Gdybyśmy troszczyli się o nie tak jak o samochód czy mieszkanie, nie mielibyśmy epidemii otyłości, cukrzycy i tak dalej. Ale kluczem jest motywacja. A z kolei drzwi motywacji otwiera wiedza.

Motywacja rodzi się też, kiedy ocieramy się o bezpośrednie zagrożenie życia…
I wtedy chcemy szybko naprawić to, co przez lata psuliśmy. A to często nie jest już możliwe…

Anna Słowikowska, doktor nauk medycznych, kardiolożka, specjalista chorób wewnętrznych, związana z Kliniką Kardiochirurgii WUM, autorka książki „Serce w dobrym stylu. Jak świadomie zarządzać swoim zdrowiem”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze