1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zdrowie

Spersonalizowane metody leczenia raka – przełom w medycynie

Marta Wielondek, dyrektorka generalna Novartis Oncology w Polsce (Fot. materiału prasowe)
Marta Wielondek, dyrektorka generalna Novartis Oncology w Polsce (Fot. materiału prasowe)
Każdy myśli: rak, czyli chemioterapia. Mdłości, skrajne osłabienie, wypadanie włosów. Wyniszczenie ciała. Nie musi tak być. Są dziś spersonalizowane metody leczenia, które nie dają takich skutków ubocznych. Mogą za to dać godność przechodzenia przez tę chorobę – mówi Marta Wielondek, dyrektorka generalna Novartis Oncology w Polsce.

Pamiętam, jak mój ojciec, wiele lat temu, powiedział, że ten, kto wynajdzie lek na raka, dostanie Nobla. Dziś już nie mówi się ogólnie o leku na raka, nie mówi się nawet o leku na poszczególne typy nowotworów, ale o leczeniu konkretnego raka u konkretnego pacjenta. W tym kierunku idzie dziś medycyna?
Zdecydowanie tak. Jesteśmy blisko – tak symbolicznie – wejścia w fazę zakończenia walki z rakiem. Bo do tej pory była to walka heroiczna. Zaczynająca się od przerażenia w momencie diagnozy. Cały stres, emocje, które niesie ta choroba – znamy je wszyscy, bo niemal każdy ma w najbliższym otoczeniu ludzi, którzy znaleźli się w takiej sytuacji. Samo słowo „rak” budzi grozę. To się zaczyna zmieniać. Choć personalizacja leczenia sprawia, że staje się ono bardziej skomplikowane. Z jednej strony to ogromne możliwości, z drugiej – trudno się rozeznać, jaką przyjąć drogę postępowania. W niektórych chorobach ścieżka leczenia jest prosta i stała. Rozumiemy, co mamy robić i co się z nami dzieje. W obszarze onkologii wiedza rozwija się tak dynamicznie, że już nawet sami specjaliści mówią, że to wyzwanie. Przyznają, że potrzebują algorytmów, żeby to spersonalizowane leczenie dobrać dla konkretnego pacjenta. Zarazem to coś wspaniałego, bo nasze szanse rosną.

Każdy myśli: rak, czyli chemioterapia. Mdłości, skrajne osłabienie, wypadanie włosów. Wyniszczenie ciała. A wcale nie musi tak być. Są dziś spersonalizowane metody leczenia, które nie dają takich skutków ubocznych. Mogą za to dać godność przechodzenia przez tę chorobę. Możliwość bycia aktywnym w pracy, w rodzinie. W życiu po prostu.

Do tej pory diagnoza oznaczała wycofanie się z życia…
I pytania: Co mam robić? Czy brać urlop na rok? Czy rok wystarczy? Czy potem będę w formie, która pozwoli mi normalnie funkcjonować? To jest, a raczej było nieprzewidywalne. A teraz zaczynamy sobie radzić. Możemy zostać w naszym życiu.

Przełomy w medycynie nie zdarzają się często. Ale kiedy są – tak jak terapia CAR-T – to niemal magia. Tak mówią lekarze, z którymi rozmawiam. Pamiętam z dzieciństwa biblijne: „wstań i idź”. I cały czas mam to w głowie. Dzieci, które byłyby skazane na śmierć, dostają terapię – i w większości stają się zdrowe.

Co to za terapia i jak działa?
W uproszczeniu: pobiera się limfocyty dziecka, wysyła do laboratorium, specjalnie „uzbraja”, po czym wstrzykuje z powrotem. I pacjent własnymi limfocytami jest w stanie zwalczyć białaczkę w zaawansowanym stadium albo do poziomu szczątkowego, albo całkowicie.

Niesamowite…
Niesamowite, ale mam nadzieję, że to dopiero początek. Najpierw jest spektakularny przełom, a potem leczenie się rozwija. Dociera do kolejnych grup pacjentów, znajduje zastosowanie w kolejnych schorzeniach. To kwestia może pięciu, może 20 lat.

A może stanie się to szybciej.
Możliwe, bo cyfryzacja pozwala na więcej, komputery błyskawicznie przerabiają wielkie ilości danych. Teraz terapia CAR-T dotyczy małej grupy chorych, a może będzie dostępna szerzej. Bo, niestety, mamy onkologiczną pandemię…

Lekarze mówią, że z powodu COVID-19 profilaktyka leży. Ludzie boją się badań, bo uważają, że wtedy rośnie ryzyko zakażenia koronawirusem. A i przed pandemią z badaniami profilaktycznymi nie było u nas najlepiej.
Profilaktyka jest najważniejsza, lecz kuleje. Dlatego tak nam zależy, żeby źródła, z których czerpiemy wiedzę, były rzetelne. Czasem pacjenci odmawiają terapii, która może uratować ich życie – i często poszukują informacji lub opierają swoje zdanie na opiniach zaczerpniętych z sieci. Ktoś coś gdzieś przeczytał, ktoś coś powiedział… Tymczasem właśnie teraz, kiedy medycyna tak się rozwija, nie stać nas na to, żeby pacjent był nieświadomy czy bierny. On powinien stać się aktywnym uczestnikiem procesu leczenia.

Lekarze mają coraz mniej czasu i jest ich coraz mniej. W dodatku niewielu decyduje się na specjalizację onkologiczną. A chorych coraz więcej…
Do tego pacjenci nie mają na ogół wiedzy o nowoczesnych terapiach. Na przykład uważają, że chemia musi być. Nie mogą uwierzyć, że terapia hormonalna, w tabletkach, zadziała. W Polsce co roku 23 tysiące kobiet słyszy diagnozę raka piersi. To duża grupa. A mamy lek – czyli cykliby – który pozwala z godnością przejść przez chorobę. Ale często o tym nie wiemy. Podczas wizyty czy konsylium padają skomplikowane słowa, wszystko dzieje się szybko, do tego chora jest w ogromnym stresie, boi się pytać – a musi świadomie podejmować decyzje. Kiedyś łatwiej było orientować się w tym, czego możemy oczekiwać, dziś to ekstremalnie trudne – a jednocześnie chcemy być partnerem lekarza w rozmowie o naszym dalszym życiu. I tak być powinno, bo wtedy szansa na sukces leczenia jest znacznie większa.

Lekarz musi też chcieć wciągnąć w cały proces pacjenta. A nie wszyscy chcą. Nadal jeszcze słyszymy w gabinecie pytanie: „A pani co, medycynę kończyła?”.
Ostatnio profesor Jerzy Woy-Woyciechowski napisał artykuł o motywacjach lekarzy. Potrzebujemy specjalistów z pasją i cierpliwością, którzy chcą mieć dla nas czas! To także wyzwanie systemowe, żeby lekarze i cały personel medyczny z godnością mogli poświęcać się swojemu powołaniu.

Na pewno obie strony muszą chcieć się spotkać.
I widzieć się nawzajem jako partnerów. Czasem po stronie lekarzy jest zmęczenie, frustracja. I konieczność przyjęcia 50 pacjentów dziennie… Trzeba to zrozumieć. I zrozumieć pacjenta, który jest w ogromnym stresie. Ale myślę, że idziemy w dobrym kierunku. Personalizacja niesie optymizm. Leczenie onkologiczne to już nie wyrok. To inaczej ustawia rozmowę i perspektywę terapii.

Jak to jest pracować w firmie, która zajmuje się innowacjami w medycynie dziś, kiedy to się toczy tak szybko?
Ogromna satysfakcja. Taka ludzka. Nieraz są takie sytuacje, że się w firmie popłaczemy, bo bywamy też świadkami ludzkiego cierpienia. Czasem brakuje siły, ale jak się pomyśli, po co to robimy, to motywacja się sama uruchamia. Widzę to samo u kolegów. Jestem wdzięczna, że mogę pracować w tym miejscu. Za każdym lekiem stoi wiele lat badań, zwrotów akcji, czasem już na ostatniej prostej coś się załamuje… Dlatego tak rzadko, mimo ogromnego wysiłku, zdarzają się przełomy. Tym bardziej cieszą sukcesy, jak tabletka w raku piersi czy terapia CAR-T.

Co poza onkologią jest w portfolio Novartis?
Firma podzielona jest na dwie części: onkologiczno-hematologiczną oraz drugą o dość szerokim przekroju, między innymi: okulistycznym, neurologicznym, reumatologicznym, kardiologicznym. Dziś onkologia urosła do wielkich rozmiarów, wielu wyspecjalizowanych terapii. Inaczej podchodzi się do konkretnych nowotworów, są węższe specjalizacje, ale też dzięki temu pacjent dostaje skrojone dla niego leczenie. Dla lekarzy to też większe wyzwanie, bo nie ma prostego schematu działania.

Na ile wiedza ze światowych laboratoriów jest w Polsce wprowadzana w życie?
W obszarze onkologii polscy pacjenci mają dostęp do najnowszych światowych terapii. Inna sprawa, że w różnych częściach Polski jest różnie. Czasem słyszę, że szansa na wyzdrowienie zależy od kodu pocztowego. Niestety, bywa to prawdą. Ministerstwo Zdrowia udostępnia większość nowych terapii, ale czy to znaczy, że każdy może z nich skorzystać? To skomplikowane. Nie każdy ośrodek jest na bieżąco z najnowszą wiedzą medyczną, a ta szybko idzie do przodu. Nie każdy odeśle do większego ośrodka o szerszej dostępności personalizowanych terapii. Dużo zależy też od determinacji pacjenta.

Pani siłą rzeczy wie sporo o onkologii. Czy taka wiedza to obciążenie, czy raczej dodatkowa motywacja, by się badać?
I to, i to. Jestem zwykłym człowiekiem, są momenty, kiedy się boję, kiedy widzę, jak kruche jest życie. Z drugiej strony dzięki mojej pracy bardziej świadomie inwestuję w profilaktykę. Czasem muszę sama siebie dyscyplinować. Wszyscy żyjemy w stresie, w pośpiechu, gorzej śpimy, nie zawsze dbamy o odpoczynek. Mniej jest przestrzeni na odreagowanie stresu. Może warto ograniczyć czas spędzany w świecie online, zdrowiej jeść. Świadomie dokonywać wyborów.

Przyszłość onkologii ma trzy filary. Personalizacja, diagnostyka i uzbrajanie organizmu, żeby sobie sam dawał radę z rakiem. Żyjemy w czasach przełomów. CAR-T, cykliby, ale i leczenie cukrzycy. Nie trzeba kłuć palców, mamy sensor, który monitoruje poziom cukru, wysyła sygnały do pompy, która sama reguluje dawki insuliny… To rewolucja. Technologia nigdy lekarza nie zastąpi, ale daje mu wspaniałe narzędzia.

Marta Wielondek, dyrektorka generalna Novartis Oncology, pasjonatka innowacji w medycynie wspieranej cyfryzacją w ochronie zdrowia; entuzjastka zrównoważonego rozwoju w życiu i pracy.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze