1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zdrowie

Łysienie kobiet jest chorobą. Twierdzenie, że jest skutkiem przewlekłego stresu to mit

Jada Pinkett Smith, żona Willa Smitha, od lat choruje na łysienie plackowate. (Fot. Getty Images)
Jada Pinkett Smith, żona Willa Smitha, od lat choruje na łysienie plackowate. (Fot. Getty Images)
„Twierdzenie, że łysienie ma związek ze stresem jest bardzo nieprecyzyjne. On może mieć znaczenie tylko w jednym przypadku – kiedy mamy do czynienia z bardzo silnym jednorazowym wstrząsem, typu: śmierć kogoś bliskiego, wypadek, rozwód. Natomiast – i chcę to powiedzieć wyraźnie – żadnego znaczenia w przypadku łysienia nie odgrywa stres przewlekły. Ludzie dorośli bardzo sprawnie się do niego adaptują. I według najnowszej wiedzy naukowej nie jest on przyczyną wypadania włosów” – mówi dr hab. n. med. Elżbieta Kowalska-Olędzka.

Co dzieje się na poziomie emocjonalnym z kobietą, która traci włosy?
Łysienie jest chorobą, która ma ogromny wpływ na życie kobiety, w sposób znaczący obniża jego komfort. Istnieje taki wskaźnik DLQI, czyli wskaźnik oceniający jakość życia z chorobą. Przeprowadzono badania, które porównywały kobiety z cukrzycą typu 2, padaczką i z łysieniem androgenowym. Proszę sobie wyobrazić, że najbardziej chore czuły się właśnie kobiety tracące włosy, mimo że choroba ma wyłącznie aspekt estetyczny. A przecież cukrzyca typu 2 leczona nieprawidłowo daje bardzo duże powikłania, a podczas napadu padaczkowego można stracić wręcz życie… Czyli można powiedzieć, że zupełnie nieadekwatnie do ciężkości choroby kobiety postrzegają łysienie jako bardzo ciężką przypadłość.

Kobiety oceniają siebie jako nieatrakcyjne, kiedy tracą włosy. Mają poczucie, że to wpływa na ich funkcjonowanie społeczne, zawodowe, rodzinne. Mówią, że bardzo obniża to także ich poczucie wartości, utrudnia kontakty z partnerem, kontakty intymne.

Pierwsza rozmowa z pacjentką cierpiącą z powodu utraty włosów bardzo często ma ogromny ładunek emocjonalny, z doświadczenia wiemy, że na takie spotkanie trzeba przeznaczyć więcej czasu. Łzy podczas takiej rozmowy nie są rzadkością. Pacjentki są załamane, nie chcą pogodzić się z diagnozą, co może wpływać na jakość współpracy lekarz – chory.

To znaczy nie stosują się do zaleceń?
Oczekują szybkiej poprawy, a – trzeba powiedzieć to otwarcie – leczenie łysienia to zwykle bardzo długi proces. Kiedy nie widzą efektów, tracą motywację.

Dość często, na pewno za często, pacjentki pojawiają się w gabinecie lekarskim stosunkowo późno. Myślę, że przyczyną jest bombardowanie nas reklamami rozmaitych suplementów czy też „magicznej mocy” porad trychologicznych. Mam pacjentki, które rok, dwa czy nawet trzy lata „leczyły” się się substancjami czysto pielęgnacyjnymi, które – co oczywiste – nie przyniosły żadnego efektu.

Czyli trafiają do gabinetu dermatologa z poczuciem, że mają już za sobą lata „leczenia”?
Tak, często już zniechęcone, bo nie rozpoznają, że wcześniej trafiły w miejsce, do którego ze swoim problemem w ogóle nie powinny trafić – utożsamiają poradę trychologiczną z wizytą lekarską. Dostrzegam w tym wiele winy po stronie social mediów, mediów w ogóle, które niosą przekaz, że problemy z wypadaniem włosów rozwiązuje się z trychologiem. Nie. Porada trychologiczna jest z definicji poradą koncentrującą się na omówieniu zasad pielęgnacji, zarówno włosów zdrowych, jak i chorujących. Ale nie ma nic wspólnego z leczeniem.

Rozumiem, że czas nie jest w tym przypadku bez znaczenia – im szybciej trafimy we właściwe ręce, tym większa szansa na wyleczenie, czy tak?
Zdecydowanie tak. Dotyczy to na przykład łysienia andorogenowego. Do pewnego momentu sądzono, że to rodzaj łysienia dotykający wyłącznie mężczyzn. Dziś, za sprawą badania o nazwie trichoskopia, wiemy już, że to nieprawda. Badanie jest nieinwazyjne i polega na oglądaniu w bardzo dużym powiększeniu skóry głowy oraz włosów. Umożliwia ono włączenie leczenia na bardzo wczesnym etapie, we wczesnych fazach choroby. Jest to czynnik absolutnie kluczowy, by leczenie mogło zakończyć się sukcesem.

Łysienie androgenowe jest bardzo podstępne, rozwija się powoli. Kobieta długo nie wie, że choruje. Odróżnia je to znacząco od dwóch innych rodzajów łysienia, których przebieg jest gwałtowny. Pierwsze to łysienie telogenowe, prowokowane przez czynniki środowiskowe, inne choroby, jak na przykład nadczynność czy niedoczynność tarczycy, niedokrwistość z niedoboru żelaza, ale też restrykcyjne, nieracjonalne odchudzanie. Wówczas nasilenie wypadania włosów jest bardzo masywne, nie sposób go nie zauważyć. W tym przypadku kobieta nie ma żadnych wątpliwości, że łysieje – to dzieje się nagle i utrata włosów jednorazowo jest bardzo duża. Druga choroba, która pozwala na szybkie postawienie diagnozy, to łysienie plackowate, schorzenie o podłożu autoimmunologicznym. Najczęściej przebiega w ten sposób, że na skórze pojawiają się okrągłe lub owalne miejsca, w których zupełnie nie ma włosów – nie sposób tego przeoczyć. Z czasem łysienie plackowate może się uogólniać – poza owłosioną skórą głowy pojawić się również w obrębie brwi, rzęs, brody u mężczyzn, a także włosów na tułowiu i kończynach.

Na czym dokładnie polega ta najbardziej podstępna odmiana łysienia – łysienie androgenowe?
U genetycznie predysponowanych osób dochodzi do miniaturyzacji mieszka. Mieszek powoli zmniejsza się, tempo oczywiście zależne jest od konkretnego pacjenta, bo różnimy się genetycznie także co do jakości włosów – są ludzie z grubymi, gęstymi włosami, ale na przykład w naszej populacji, w której jest dużo włosów jasnych, są one z natury cieńsze i rzadsze. Możemy porównać je z włosami Włoszek czy Francuzek, różnicę widać gołym okiem. I nie chodzi o to, że te nasze włosy od urodzenia są chore, tylko po prostu inna jest ich jakość. I teraz, jeżeli dochodzi do powolnej miniaturyzacji mieszka, włosy rosną coraz cieńsze i skraca się ich faza wzrostu. To jest bardzo znamienne dla tej choroby – włosy rosną coraz krótsze i krótsze, aż pojawia się tzw. włos meszkowy. U mężczyzn zazwyczaj włosy meszkowe wypadają, w ogóle ich nie widać, natomiast u kobiet – szczęśliwie dla nas – miniaturyzacja nie prowadzi do całkowitego wyłysienia

Wymieniłyśmy trzy rodzaje łysienia: telogenowe, plackowate i androgenowe. Czy jest jeszcze jakiś rodzaj?
Tak, uogólniając, jest jeszcze jeden – łysienie bliznowaciejące. To bardzo rzadka jednostka chorobowa. W tym przypadku, również u osobników predysponowanych, z nieznanych nam przyczyn dochodzi do powstawania blizny, czyli mieszki włosowe niszczone są nieodwracalnie przez bliznowacenie skóry. Rozpoznanie na bardzo wczesnym etapie pozwala zahamować rozwój choroby, czyli prowadzi do mniejszego deficytu gęstości włosów, mniejszego okaleczenia.

Najważniejsza rada dla każdej osoby, która dostrzega jakikolwiek ubytek włosów, to natychmiastowe udanie się do lekarza, nie próbujemy ratować się żadną „magiczną” pielęgnacją, suplementami ani poradą trychologa?
Zdecydowanie tak. W gabinecie lekarskim, w zależności od rozpoznania, zaczyna się odpowiednie leczenie.

Zacznijmy od łysienia telogenowego. Ono w 70 procentach przypadków prowokowane jest przez czynnik, który udaje nam się ustalić. W sytuacji leczeniem z wyboru jest usunięcie tego czynnika. Jeżeli jest to na przykład łysienie związane z niedoborem żelaza, co u kobiet zdarza się dość często, uzupełniamy po pierwsze niedobór żelaza w surowicy krwi, po drugie uzupełniamy magazyn żelaza. Jeśli mamy do czynienie z niedoczynnością tarczyc, leczymy tę niedoczynność itd. Leczenie przyczynowe można uzupełnić poprzez podawanie preparatu minoksydylu do stosowania zewnętrznego.

Jeśli chodzi o leczenie łysienia androgenowego, inaczej działamy u kobiet, trochę inaczej u mężczyzn. Jeśli chodzi o kobiety, to mamy tylko jeden preparat rejestrowany w Polsce – 2 lub 5 proc. minoksydyl do stosowania zewnętrznego. Istnieje jednak szereg terapii, które mają status „poza wskazaniami”, czyli lek nie ma rejestracji do leczenia danej choroby, ale my, lekarze, wiemy na podstawie doświadczeń klinicznych i badań naukowych, że dany lek działa.

Leczenie farmakologiczne uzupełniamy również zabiegami, takimi jak mikronakłuwanie, osocze bogatopłytkowe, lasery o niskiej energii czy ostatni z nich – przeszczep włosów, który jest bardziej korektą, a nie leczeniem. Co oznacza, że przeszczep włosów nie jest rozwiązaniem „raz na zawsze”. Praktycznie każdy pacjent, który mu się podda, po kilku latach może być kwalifikowany do korekty przeszczepu. To, co ważne, to fakt, że pacjent po przeszczepie nadal musi się leczyć. Owszem, włosy przeszczepione nie chorują i utrzymują się w miejscu, w które zostały przeszczepione, ale włosy pochodzące z obszaru, na który przeszczepiamy, chorują nadal.

Każda z metod, o których powiedziałam, ma za zadanie powstrzymać chorobę, jednak musimy wiedzieć, że wyleczenie łysienia andogenowego jest niemożliwe.

Kolejny rodzaj łysienia – plackowate. To choroba autoimmunologiczna, w której – znowu – u osób predysponowanych z nieznanych nam przyczyn dochodzi do takiego przestrojenia układu odpornościowego, że zaczyna on rozpoznawać pewne fragmenty mieszka jako obce i je zwalczać. Podobnie jak w przypadku każdej innej choroby autoimmunologicznej, nie mamy tu leczenia przyczynowego – leczymy objawowo. Posługujemy się sterydami do stosowania miejscowego bądź tymi podawanymi doustnie, a czasem są to nawet wlewy dożylne. Korzystamy też z leków immunosupresyjnych. Najnowocześniejsza metoda to tzw. „małe cząstki” bądź leki biologiczne. Na razie, jeśli chodzi o łysienie plackowate, są w fazie badań klinicznych i wydaje się, że właśnie w tym kierunku pójdzie cała nauka.

Dość często w przypadku wypadania włosów i niemożności ustalenia przyczyny, pada diagnoza – stres: „Wypadają pani włosy, bo za bardzo się pani denerwuje”. Czy to jest prawdopodobny powód, czy mit, „diagnoza” nadużywana?
Mit, „diagnoza” bez podstaw. Jeśli chodzi o stres, może mieć on znaczenie w jednym przypadku, to znaczy, kiedy mamy do czynienia z bardzo silnym jednorazowym stresem w przypadku łysienia telogenowego czy plackowatego. Mam na myśli stres na poziomie przeżycia ekstremalnego – śmierć kogoś bliskiego, wypadek itp. Natomiast – i chcę to powiedzieć wyraźnie – żadnego znaczenia w przypadku łysienia nie ma stres przewlekły. Ludzie dorośli bardzo sprawnie się do niego adaptują.

To niesłuszne stawianie diagnozy związane jest moim zdaniem z brakiem aktualnej wiedzy. Tak jak wspomniałam, bardzo długo nie rozpoznawano łysienia androgenowego. Czyli jak włosy wypadały, nie były to placki na skórze, sugerowano działanie stresu. Ale dziś już wiemy, że to nie ma nic wspólnego z prawdą.

Dr hab. n. med. Elżbieta Kowalska-Olędzka, dermatolożka i wenerolożka. Swoje zainteresowania zawodowe koncentruje głównie na chorobach włosów i skóry owłosionej głowy oraz diagnostyce znamion barwnikowych i nowotworów skóry.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze