1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zdrowie

Bulimia – na czym polega mechanizm kompulsywnego objadania się i jak wspierać osobę, która go doświadcza?

W warstwie emocjonalnej bulimia wiąże się z problemem bliskości. Bulimiczki próbują zapychać emocjonalne dziury jedzeniem. (Ilustracja: iStock)
W warstwie emocjonalnej bulimia wiąże się z problemem bliskości. Bulimiczki próbują zapychać emocjonalne dziury jedzeniem. (Ilustracja: iStock)
To choroba, która przynosi poczucie wewnętrznego chaosu i utraty kontroli. A przy tym jest trudna do rozpoznania, bo osoby z bulimią świetnie umieją się maskować. Na czym polega mechanizm kompulsywnego objadania się (niekiedy produktami na granicy jadalności) i jak wspierać osobę, która go doświadcza – pytamy psychoterapeutkę Aleksandrę Cebellę.

Czym jest bulimia?
Bulimia nazywana jest też żarłocznością psychiczną czy wilczym głodem. To zaburzenie, które polega na kompulsywnym przyjmowaniu pokarmów, czyli dyktowanym impulsem, przed którym nie można się powstrzymać.

Jak działa mechanizm kompulsji?
Gdy doświadczam psychicznego bólu, to staram się go zagłuszyć.

Osoby z bulimią bardzo często naciągają gumkę restrykcyjnego postu i nadmiarowej kontroli, a im silniej ją naciągną – tym ona potem silniej trzaśnie. Łatwiejsze jest dla nich skupianie się na jedzeniu niż na autentycznych emocjonalnych problemach, które ich spotykają. Przy czym wyboru tego nie dokonują świadomie – tak działają ich mechanizmy obronne.
Osoby z bulimią zwykle ukrywają swoją chorobę. Trudno ją zauważyć, wyglądają zwyczajnie, ich BMI jest na ogół w normie. Pracuję z osobami z zaburzeniami odżywiania od 1996 roku i nie jestem w stanie powiedzieć, że na 100 proc. rozpoznam bulimiczkę. Rozpoznanie jest bardzo trudne, bo takie osoby mają świetnie wykształcone mechanizmy maskowania swojego zaburzenia. Często chorują w ukryciu, co czyni je jednocześnie samotnymi. Potrafią kłamać i manipulować, aby nikt się w tym nie rozeznał.

Bulimia jest jedna, ale każda osoba choruje na nią w trochę inny sposób. Jakie są zatem punkty wspólne?
Poczucie podporządkowania się jedzeniu i utraty kontroli, nie tylko nad odżywianiem, ale także nad całym życiem. Mam pacjentki, które zjadają produkty wręcz graniczące z jadalnymi. Nie są w stanie poczekać, aż ugotuje się makaron, i połykają go na półtwardo. Z drugiej strony mam też pacjentki, które bardzo celebrują swoje posiłki i na przykład przez cały dzień nic nie jedzą, żeby wieczorem przygotować sobie jakieś wyszukane dania. Są nieustannie zaabsorbowane planowaniem posiłków, zastanawiają się, ile pieniędzy na nie przeznaczą, jak je przygotują albo czy zdążą zjeść cały garnek jedzenia, zanim przyjdzie współlokatorka. Wspólne dla obu tych grup jest poczucie owładnięcia potrzebą jedzenia i absolutna niemożność poradzenia sobie bez tej czynności.

W bulimii chodzi o samą kompulsję w spożywaniu posiłków czy również o aspekt zwracania jedzenia, na przykład poprzez wymioty?
Chodzi o spożywanie znacząco nadmiarowych ilości posiłków, może to być kilka czy kilkanaście tysięcy kalorii. Do kryteriów diagnostycznych należy też powtarzanie tej czynności w regularnych odstępach czasu; wymiotowanie natomiast nie. Często pacjentki znajdują inne sposoby radzenia sobie z uniknięciem konsekwencji nadmiarowego jedzenia, jak głodówki, intensywny wysiłek fizyczny czy stosowanie parafarmaceutyków do podkręcenia metabolizmu organizmu.

Życie osób z bulimią to zapewne jedna wielka huśtawka nastrojów. Co możemy powiedzieć na temat emocji, jakie przeżywają?
O ile u anorektyczek pojawia się poczucie wyższości, głęboka satysfakcja płynąca z poczucia kontroli, bycia ponad pragnienia organizmu, ponad impulsy – tak w bulimii trudno o jakąkolwiek emocjonalną korzyść. To choroba, która znacznie więcej zabiera, niż daje. Przynosi poczucie wewnętrznego chaosu i utraty kontroli. Podważa osobiste kompetencje. Myślenie o sobie, że nie jestem nawet na tyle sprawcza, żeby regulować sprawy dotyczące własnej fizjologii, mocno uderza w samoocenę. Bulimiczki żyją też w kapsule wyizolowania. Często mieszkają z rodziną czy z partnerem, a jednocześnie są na tyle samotne, że bliscy albo nie wiedzą o chorobie, albo są jej świadomi, ale pozostaje ona tematem tabu.

Szczyt zachorowań to moment tuż przed dorosłością, często w okresie wchodzenia w samodzielność, niezależność. O ile anoreksja bardzo często dotyczy osób z rodzin o nadmiarowej bliskości, o tyle w bulimii bliskość w rodzinie często jest niewystarczająca. Rodzina, w której pojawia się problem anorektyczny, daje przepotężne korzenie, ale nie wyposaża w skrzydła. W „rodzinie bulimicznej” jest odwrotnie – ona często szybko wypycha z gniazda, nie daje oparcia, nie daje korzeni. W warstwie emocjonalnej bulimia wiąże się z problemem bliskości. Bulimiczki próbują zapychać emocjonalne dziury jedzeniem.

Dlaczego akurat jedzeniem?
Bo jest przyjemne. Jemy nie tylko po to, żeby dostarczać organizmowi niezbędne składniki odżywcze, ale również kiedy spotykamy się z innymi ludźmi, coś świętujemy.

A gdyby cofnąć się do pierwotnej bliskości na linii matka – dziecko, jest ona najintensywniejsza właśnie wtedy, kiedy matka przytula dziecko i je karmi. Sam proces karmienia daje dziecku poczucie relacji, bliskości. Dlatego my sobie później tym jedzeniem kompensujemy pewne rzeczy relacyjne. A jeśli w dzieciństwie słyszeliśmy „nie płacz, babcia da ci cukierka”, to nauczyliśmy się również, żeby traktować jedzenie jako pocieszenie.

Bulimia to problem wyprodukowany przez naszą współczesną kulturę, w której dominują ciałocentryzm oraz opresyjne ideały urody i samodyscypliny, czy może autoregulacja emocji poprzez jedzenie to zjawisko stare jak świat?
Mnie od razu przychodzą do głowy opisy starożytnych rzymskich uczt, których uczestnicy objadali się, a potem wymiotowali, by móc spożywać kolejne dania. Ten sposób dostarczania sobie przyjemności płynącej z jedzenia bez ponoszenia jego skutków w postaci bycia ociężałym z przejedzenia, a w konsekwencji otyłym, nie jest więc wymysłem naszych czasów. Istniał i sprawdzał się już od dawna. Natomiast aktualnie dzieje się to w odniesieniu do wymogów dotyczących kanonów urody, atrakcyjności, myślenia o zdrowiu, całego kulturowego zjawiska, jakim jest „fitness”. Pojawia się potrzeba sięgania po jedzenie z różnych, także emocjonalnych powodów, ponieważ jedzenie jest czynnością nagradzającą, a z drugiej strony – kultura nie pozwala na ponoszenie konsekwencji nadmiarowego spożywania w postaci nadwagi czy otyłości.

Większy wpływ na zapadanie na bulimię mają kulturowe wzorce czy jednak problemy psychologiczne, wynikające z zaburzonego funkcjonowania rodziny?
Kontekst kulturowy ma na nas bardzo różny wpływ, również w zależności od tego, w jakiej rodzinie się wychowujemy. Rodzina, która wyposażyła nas w poczucie własnej wartości, szacunku do siebie, autonomii, uzbroi nas także w większą niezależność od zewnętrznych oczekiwań. Będziemy bardziej wewnątrzsterowni, a jednocześnie odporniejsi na wszystko, co przyjdzie z zewnątrz.

Czy bulimia znacznie rzadziej dotyka mężczyzn właśnie dlatego, że nie czują oni na sobie aż takiej presji społecznej jak kobiety?
Na bulimię rzeczywiście chorują głównie młode kobiety. Jednak w wypadku mężczyzn presja, o której mówimy, jest równie silna i wielu jej ulega, tylko inaczej to się przejawia. Najczęstszym męskim zaburzeniem odżywiania jest bigoreksja, czyli niezwykła uważność na to, jakie znaczenie ma dieta dla budowania ich sylwetki. Tacy mężczyźni natomiast rzadziej trafiają na terapię, ponieważ zwykle nie doświadczają tego, że ich zachowanie jest destrukcyjne czy ucieczkowe. Tkwią w silnym przekonaniu, że to, co robią, jest słuszne i dobre.

Co jest najtrudniejsze w leczeniu bulimii?
Wyjście z kapsuły samotności i powiedzenie głośno drugiemu człowiekowi: „mam problem”. Przyznanie, że faktycznie tej pomocy z zewnątrz potrzebuję. Co wcale nie oznacza, że te osoby zawsze gotowe są ją przyjąć. Miałam wiele pacjentek, które chodziły od terapeuty do terapeuty, żeby udowodnić, że są nieuleczalne. Nie miały gotowości, aby rozstać się ze swoim dotychczasowych życiem.

Zaburzenia odżywiania są chorobą głęboko tożsamościową. Rzadko budujemy tożsamość wokół innych chorób. Jeśli mam egzemę skórną, nie mówię: „jestem egzemiczką”. A dziewczyny, które chorują na bulimię, bardzo często określają się jako bulimiczki. Wtedy terapeuta zadaje pytanie „kim byłabyś, gdybyś nie była bulimiczką?”, a one czują, jakby miało dojść do odarcia ich z tożsamości.

Jak powinniśmy zachowywać się, gdy dowiemy się, że osoba w naszym otoczeniu ma bulimię?
Wspierać ją, czyli po prostu być obok i nie osądzać. Nawet jeżeli nie rozumiemy tego zaburzenia i nie wiemy, jak pomóc, możemy powiedzieć: „pamiętaj, że jestem gotowa dawać ci takie wsparcie, jakiego potrzebujesz”.

Ten aspekt nieoceniania jest bardzo ważny. Jeżeli ktoś choruje na cukrzycę czy astmę, to tego nie oceniamy. Ale jeżeli problem jest emocjonalny, to często pojawia się w nas myślenie, że ta osoba coś źle robi. Tymczasem ona z jakiegoś powodu po prostu nie jest w stanie funkcjonować inaczej. Tak więc każda otwarta, nieoceniająca, głęboka relacja z drugą osobą będzie działać terapeutycznie.

Każda z nas zaznała momentów ukojenia, kiedy miała chandrę i wylądowała w łóżku z paczką ciastek. Jak dbać o siebie, żeby takie sytuacje nie zmieniły się w zaburzenie?
To, co nas zabezpiecza, to bliskie i głębokie relacje, w które wchodzimy. Osoby, które mają szczęście wychowywać się w uważnych rodzinach, z dużym prawdopodobieństwem będą chronione przed kryzysami emocjonalnymi, a nawet jeśli one się przytrafią, to rodzina będzie w stanie odpowiednio wcześnie zaoferować swoją pomoc.

Ale rodziny się nie wybiera i nie wszyscy mają tyle szczęścia, żeby wychowywać się w takim otoczeniu.
Istotne są wszystkie bliskie relacje, także z osobami, które spotykamy na swojej drodze, z przyjaciółmi, partnerami. Bardzo ważne jest również, żeby stworzyć szczerą i otwartą relację z samą sobą. Taką, w której możemy poczuć własne emocje, nie musimy siebie w niczym okłamywać ani ograniczać.

Kolejna sprawa to nauczyć się dawać sobie przyzwolenie na to, że czasami bywamy chorzy, słabi, zależni albo czujemy się niefajnie. Warto uświadomić sobie, że moje parametry sylwetki nie są wyznacznikiem mnie jako człowieka. Że mojej wartości nie definiują wskazania wagi ani to, jaki noszę rozmiar. Przychodzący na psychoterapię uczą się być osobami świadomymi własnych potrzeb, uważnymi na siebie. I postępować tak, by emocje stały się ważnymi komunikatami, nie zaś niepokojącymi sygnałami nie do zniesienia; takimi „demonami na dnie duszy”, które do tej pory były zagłuszane jedzeniem.

Aleksandra Cebella, specjalistka psychologii klinicznej, certyfikowana psychoterapeutka, skupia się na terapii prowadzonej w nurcie integrującym rozumienie pacjenta w ujęciu psychodynamicznym oraz systemowym.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze