Wszyscy do pewnego stopnia coś negujemy i oszukujemy samych siebie, na ogół w sposób nie do końca świadomy. O zdrowiu czy chorobie decyduje jedynie kwestia skali tych zjawisk – zauważa lekarz Gabor Maté, przekonany, że aktywny w każdym z nas mechanizm wyparcia jest istotnym czynnikiem chorobotwórczym.
Próbujemy opisywać istoty ludzkie – zdrowe czy nie – tak jakby funkcjonowały niezależnie od środowiska, w którym się rozwijają, żyją, pracują, bawią się, kochają i umierają. Takie podejście wynika z medycznej ortodoksji, która nie zważa na wpływ stresu, zwłaszcza tego ukrytego, pojawiającego się u wszystkich ludzi na skutek wczesnych uwarunkowań i stanowiącego wzorzec tak głęboki, a zarazem tak subtelny, że zdaje się być częścią nas samych. Jest on przedmiotem zainteresowania psychoneuroimmunologii – nauki o nierozerwalnej jedności emocji i fizjologii człowieka w procesie rozwoju trwającym przez całe życie – również w okresach choroby.
Znany kanadyjski lekarz węgierskiego pochodzenia Gabor Maté w książce „Kiedy ciało mówi nie. Koszty ukrytego stresu”, odwołując się do licznych dowodów naukowych, przekonuje, że w naszych ciałach tkwi mądrość i potrzebujemy tylko się w nią wsłuchać. Trudno jest nam jednak to zrobić, bo jesteśmy społeczeństwem napędzanym przez stres.
Psychoneuroimmunologia bada sposoby, jakimi umysł i jego treść emocjonalna głęboko oddziałują na układ nerwowy oraz jak funkcjonowanie ich obu ściśle wiąże się z działaniem układu odpornościowego. Istotna jest tu też rola aparatu hormonalnego – innowacyjne badania pozwalają analizować te zależności aż do poziomu komórkowego. Poznajemy naukowe podstawy tego, co wiedzieliśmy już wcześniej, lecz – z wielką stratą dla nas samych – zapomnieliśmy. Dwa i pół tysiąclecia przed pojawieniem się psychoneuroimmunologii wiedział o tym Sokrates, który krytykował swoich współczesnych słowami: „Właśnie dlatego lekarzom u Hellenów wymyka się tak wiele chorób, że nie znają tej całości, o którą troskliwie dbać potrzeba”.
Gabor Maté, z perspektywy lekarza pracującego m.in. na oddziale paliatywnym i czytelnika fachowych medycznych czasopism oraz czerpiąc z własnego doświadczenia, uważa, że najmniej troski dajemy emocjom. Nasz podstawowy błąd polega na tym, że je wypieramy. Naukowcy zaobserwowali, że wiele osób z chorobą nowotworową odruchowo tłumi cierpienie fizyczne i psychiczne, a także nieprzyjemne emocje, takie jak gniew, smutek czy poczucie odrzucenia.
Zdaniem Matégo mechanizm wyparcia działa u każdego z nas. Wszyscy do pewnego stopnia coś negujemy i oszukujemy samych siebie, na ogół w sposób, którego nie jesteśmy do końca świadomi. O zdrowiu czy chorobie decyduje jedynie kwestia skali tych zjawisk. Wyparcie stanowi główną przyczynę stresu i jest istotnym czynnikiem chorobotwórczym. Autor książki uważa, że w naszej kulturze zanadto panoszą się wina i wstyd – nagłębsze z tak zwanych negatywnych emocji. Zrobimy wszystko, by ich uniknąć, a ustawiczny strach przed nimi zaburza naszą zdolność do trzeźwej oceny rzeczywistości. Dryfujemy w ułudzie, że jesteśmy od nich wolni, poświęcając wiele energii, żeby je wyprzeć do nieświadomości, co powoduje ukryty stres. Oszustwo to jednak prędzej czy później objawia się w postaci choroby.
Emocje ukrywamy w zakamarkach psychiki, kiedy wydaje nam się, że łatwiej je stłumić niż przeżyć z powodu zbyt trudnych okoliczności – co prowadzi do wykształcenia zgubnych w dłuższej perspektywie mechanizmów obronnych. Według wielu klinicystów brak niezależności psychicznej, przemożna potrzeba przywiązania oraz niezdolność do odczuwania oraz wyrażania gniewu są uważane za czynniki rozwoju stwardnienia rozsianego (SM). Francuski neurolog Jean-Martin Charcot już w latach 70. XIX wieku zwrócił uwagę na leżące u źródła tej choroby długotrwałe żal lub zgryzotę, a jego następcy wskazali dodatkowo, że na stwardnienie często zapadają kobiety, które doświadczyły traumy w związkach. Były psychicznie lub fizycznie maltretowane przez partnerów, wiązały się z mężczyznami emocjonalnie nieprzystępnymi lub tkwiły w wieloletnim konflikcie małżeńskim. Nie bez znaczenia jest też związana z tą chorobą obciążająca odpowiedzialność w miejscu pracy, która rodzi bezsilność i pojawiające się na tym tle poczucie nieudolności oraz porażki.
Gabor Maté zwraca uwagę, że stres nie zawsze jest tym, za co się go powszechnie uważa. U podłoża wielu chorób leży nie tyle stres zewnętrzny, który może być związany z wojną, utratą pieniędzy czy czyjąś śmiercią, lecz ten wewnętrzny – wynikający z konieczności dopasowania się do kogoś. Lekarz jest zdania, że nie tylko stwardnienie rozsiane czy zanikowe boczne, lecz także reumatoidalne zapalenie stawów oraz nowotwory dotykają ludzi mających słabe poczucie własnej niezależności. Takie osoby mogą nawet odnosić sukcesy intelektualne, finansowe czy artystyczne, ale na poziomie emocjonalnym mają niedostatecznie wykształcone poczucie własnego „ja”. Żyją, reagując na innych, i nigdy nie wyczuwają, kim naprawdę są. Zwłaszcza u chorych onkologicznie pojawia się trudność z odczuwaniem i wyrażaniem złości. Gniew uzewnętrzniają najwyżej w formie sarkazmu, lecz nigdy wprost. Zachowania te biorą się z niezrealizowanej potrzeby stworzenia relacji z rodzicem, który nie zobaczył cierpienia swojego dziecka, bo stłumił własny ból.
Maté przytacza wyniki badań naukowców z Niemiec, Holandii i Serbii, którzy analizowali zależności między sytuacją psychospołeczną a śmiertelnością za pomocą 109-punktowego kwestionariusza. Wymieniono w nim takie czyniki ryzyka, jak niesprzyjające wydarzenia życiowe, poczucie długotrwałej beznadziei i nadmiernie analityczny, pozbawiony emocji sposób radzenia sobie z problemami. Po 10 latach okazało się, że najważniejszą przyczyną zgonów, zwłaszcza z powodu nowotworów, było zjawisko, które naukowcy nazwali racjonalnością i antyemocjonalnością. Parametr ten określano za pomocą 11 pytań, które odnosiły się przede wszystkim do tłumienia gniewu. Badacze, przyglądając się chorym na raka płuc palaczom papierosów, doszli do wniosku, że sam nałóg nie wystarczy, aby doszło do zachorowania – wpływ dymu tytoniowego musi w jakiś sposób nasilać wypieranie emocji. Gabor Maté tłumaczy w jaki.
Czynniki psychologiczne odgrywają decydującą rolę w powstawaniu choroby nowotworowej za pośrednictwem połączeń między elementami aparatu stresowego: nerwami, gruczołami hormonalnymi, układem odpornościowym oraz odpowiedzialnymi za odbieranie i przetwarzanie emocji ośrodkami mózgu. Jest to system psychoneuroimmunoendokrynny, zwany PNI. Niedawno odkryto, że ośrodki odpornościowe, o których dotąd sądzono, że oddziałują na nie tylko hormony, są silnie unerwione. Chodzi o szpik kostny i grasicę. Ich bezpośrednie połączenie z ośrodkowym układem nerwowym powoduje, że stres automatycznie obniża nam odporność, co prowadzi do chorób. Oprócz sieci włókien nerwowych różne elementy supersystemu PNI łączy ciągła komunikacja biochemiczna. Każdy z jego elementów może wysyłać i odbierać od innych wiele związków sygnalizacyjnych, co pozwala im porozumiewać się między sobą językiem molekularnym i wzajemnie na siebie reagować. System psychoneuroimmunoendokrynny jest jak wielka tablica rozdzielcza, która błyska światełkami skoordynowanych komunikatów dochodzących ze wszystkich stron.
Główny węzeł systemu PNI stanowi oś podwzgórze--przysadka-nadnercza, nazywana osią HPA, której aktywacja następuje w odpowiedzi na zagrożenie pod wpływem bodźców psychologicznych lub fizycznych. Pierwsze z nich, do których zalicza się: niepewność, konflikt, brak kontroli i brak informacji, są uważane za najbardziej stresujące. Natomiast poczucie kontroli oraz zachowania konsumacyjne – czyli wszelkie działania mające na celu usunięcie niebezpieczeństwa lub rozładowanie wywołanego nim napięcia – skutkują natychmiastowym zahamowaniem aktywności HPA. W dużym stopniu pobudzają ją też niezaspokojone potrzeby emocjonalne, na przykład deficyt miłości. Spełnienie ich znosi reakcję stresową.
Zauważmy jednak, że kiedy komórki DNA ulegają uszkodzeniu pod wpływem wielu czynników, nie tylko stresu, lecz także na przykład dymu papierosowego czy zanieczyszczeń powietrza, u części ludzi – za sprawą działania systemu PNI – dochodzi do ich naprawy, a u innych nie. Dlaczego guzy nowotworowe u jednych gospodarzy rozwijają się błyskawicznie, a u drugich wolno? Z jakiego powodu u pewnych pacjentów rak daje przerzuty, a u innych nie? Naukowcy znają odpowiedź – rozwój choroby bądź zdrowienie zależy od umiejętności radzenia sobie ze stresorami, którą najczęściej obniża niezdolność do wyrażania emocji.
Fizjologiczny stres organizmu najbardziej nasila wspomniane już tłumienie gniewu, któremu towarzyszą inne jeszcze czynniki ryzyka – poczucie beznadziei i brak wsparcia społecznego. Ktoś, kto nie odczuwa i nie wyraża emocji, będzie miał poczucie wyobcowania wśród ludzi, ponieważ nie ujawnia swojego autentycznego „ja”. Poczucie beznadziei rodzi się w wyniku długotrwałej niezdolności do bycia prawdziwym sobą na najgłębszym poziomie. To zaś prowadzi do bezsilności, gdyż osobie takiej wydaje się, że nie może zrobić nic, co mogłoby doprowadzić do jakichkolwiek zmian. Nie czuje kontroli nad życiem.
Gabor Maté w swojej książce opisuje eksperyment przeprowadzony z udziałem kobiet, które przy braku niepokojących objawów, miały nieprawidłowy wynik wymazu cytologicznego szyjki macicy. Bez dostępu do wyników testu naukowcy z 75-procentową dokładnością określili, u których uczestniczek występuje wczesne stadium raka. Kierowali się jedynie kwestionariuszem, badającym stany emocjonalne. Okazało się, że nowotwór dotyka przede wszystkim kobiety ze skłonnościami do bezradności lub borykające się z poczuciem frustracji, którego nie udało się zlikwidować w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Naukowcy są zgodni, że podczas badań dotyczących chorób cywilizacyjnych cały czas rażąco zaniedbuje się psychosomatyczne czynniki ryzyka, które mają takie samo znaczenie jak badania profilaktyczne.
Podczas innego badania diagnozującego stan emocjonalny osób cierpiących na czerniaka i na choroby serca zauważono ciekawą korelację – w pierwszej grupie były osoby nieasertywne i bierne, które wypierały złość i udawały zadowolone, a w drugiej – gniewne i kontrolujące, skłonne do agresji i dominacji.
W innym badaniu, w którym z emocjami powiązano choroby psychiczne, nadciśnienie tętnicze i nowotwory, okazało się, że pacjenci z grupy onkologicznej w większym stopniu przejawiają skłonność do negowania i wypierania emocji oraz zachowań impulsywnych, mogących przyczyniać się do konfliktów. Każda z grup chorobowych charakteryzowała się specyficznym zestawem cech psychicznych.
Gabor Maté postawił sobie pytanie, czy istnieje osobowość nowotworowa. W odpowiedzi stwierdził, że owszem, określone cechy charakteru zwiększają ryzyko zachorowania na raka, bo sprzyjają powstawaniu stresu fizjologicznego. Wyparcie własnych emocji i niezdolność do odmawiania sprawiają, że charakteryzujące się taką postawą osoby częściej znajdują się w sytuacjach, kiedy ich uczucia nie są wyrażone, potrzeby – zignorowane, a bierność prowadzi do bezsilności. Te okoliczności zaburzają homeostazę i działanie układu odpornościowego, co może się skończyć diagnozą nowotworu. Jednak ostatecznie to stres – a nie osobowosć jako taka – osłabia mechanizmy obronne organizmu, co tworzy korzystne środowisko do rozwoju chorób nie tylko onkologicznych i zmniejsza szansę na obronę przed nimi.
Polecamy książkę: „Kiedy ciało mówi nie. Koszty ukrytego stresu”, Gabor Maté, tłum. Piotr Cieślak, wyd. Czarna Owca