Tak w każdym razie dzieje się w Danii. Kraj ten wprowadził właśnie podatek od tłuszczów.
A konkretnie od niezdrowych tłuszczów nasyconych, które znajdują się w fast-foodowym (choć nie tylko) jedzeniu. Jeśli masz apetyt na taki smakołyk, zapłacisz więcej. A im większa zawartość tłuszczów w jedzeniu, tym zakup będzie droższy. W ten sposób władze wypowiadają walkę z fatalnymi nawykami żywieniowymi swoich rodaków. Zdrożeją hamburgery, tłuste wędliny, masło.
Pierwsi na tę edukacyjną drogę wstąpili Węgrzy – w lipcu ich parlament uchwalił (znaczną większością głosów) tak zwany podatek chipsowy. Nie jest on skierowany, jak w Danii, przeciwko tłuszczom, tu głównym wrogiem jest cukier. Słodycze, napoje gazowane, jedzenie paczkowane, słodkie ciasteczka – za to na Węgrzech zapłacisz więcej. Zatem ekologiczne, zdrowe podejście do jedzenia opłaca się – i nie ma tu żadnej przenośni. Na razie co prawda za granicą, ale wydaje się, że to tylko kwestia czasu, prędzej czy później takie rozwiązanie trafi też do Polski.