1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zdrowie

Floating – odpoczynek od bodźców

Podczas floatingu unosisz się swobodnie w kosmosie swoich myśli i doznań z ciała. (Fot. iStock)
Podczas floatingu unosisz się swobodnie w kosmosie swoich myśli i doznań z ciała. (Fot. iStock)
W kabinie do floatingu jesteś niczym astronauta – unosisz się swobodnie w kosmosie swoich myśli i doznań z ciała. Na zewnątrz zostawiasz wszystkie bodźce, które bombardują cię na co dzień. Orina Krajewska pyta terapeutę SPA, Karola Nowińskiego czy odosobnienie relaksuje i czy wszyscy obecnie jesteśmy w takiej kabinie...

Floating, deprywacja sensoryczna - to wymiennie stosowane nazwy metody, która zyskuje coraz większą liczbę zwolenników. Brzmią jak ćwiczenia dla astronautów...
Nazwa „floating” dla tych, którzy znają angielski, będzie wskazywać na „unoszenie się”, ale dla niektórych może być pojęciem całkowicie abstrakcyjnym. Staramy się więc popularyzować w Polsce nazwę, która będzie zrozumiała dla wszystkich, czyli „unoszenie się na wodzie”. W języku angielskim alternatywną dla floatingu nazwą jest terapia REST – Restricted Environmental Stimulation Therapy, czyli deprywacja sensoryczna. Metoda, o której mówimy, polega na ograniczeniu wszystkich zewnętrznych bodźców podczas unoszenia się na wodzie. Oczywiście nie da się ich całkowicie wyeliminować, ale da się je zminimalizować. Do tego celu używa się przestrzennej kabiny, wysokiej na 2 metry; długiej na 2,5 metra i około 1,4 metra szerokiej. Wbrew powszechnym wyobrażeniom nie pływamy w ogromnej ilości wody, w zbiorniku mieści się zaledwie metr sześcienny, co przekłada się na około 30 cm wysokości. Do tej objętości wpuszczamy pół tony soli Epsom, czyli siarczanu magnezu – tyle wystarczy, żeby się unieść. Woda ma temperaturę zbliżoną do zewnętrznej ludzkiego ciała, czyli około 35°C, tyle samo co powietrze. Ważne jest, żeby leżeć spokojnie i nie zmieniać pozycji zbyt dynamicznie. Wtedy temperatury ciała, wody i powietrza się wyrównują.

W kabinie jest też całkiem ciemno i głucho. Godzina spędzona w niej może być wyzwaniem.
Jeżeli ktoś nie miał wcześniej kontaktu z unoszeniem się na wodzie, rzeczywiście może się tej wizji trochę przestraszyć, ale floating to bardzo bezpieczna metoda, która służy przeróżnym celom, zarówno fizycznym, jak i psychicznym.

Da się odciąć od bodźców?
Wszystko zależy od nas. Jeżeli chcemy, może towarzyszyć nam delikatne niebieskie światło – każda osoba, która wchodzi do zbiornika na godzinę lub dłużej, sama decyduje, w którym momencie to światło wyłączyć. Przez pierwsze 10 minut towarzyszy nam też muzyka. To wszystko ma posłużyć powolnemu przyzwyczajeniu się do warunków. W kompletnej ciszy wyraźnie słyszymy swój organizm, oddech, bicie serca, odgłosy dochodzące z żołądka. Czasami oczywiście dotrze jakiś dźwięk z zewnątrz, bo na przykład ktoś zostawił włączony telefon w pobliżu kabiny. To może być rozpraszające. Bywa jednak, że orientujemy się, że jesteśmy bardzo zmęczeni i nawet dźwięki, które normalnie by nas irytowały, przestają być ważne – i kompletnie odpływamy. Często tracimy poczucie czasu. Całkowite odcięcie bodźców nie jest ani możliwe, ani prawdopodobnie wskazane. One są po prostu częścią życia. Celem floatingu jest wyciszenie bodźców i stworzenie środowiska, w którym nie czujemy się nimi przytłoczeni i możemy skupić się na tym, na czym chcemy. Stan medytacyjny, którego często w kabinie doświadczamy, nie ma nas odcinać od życia.

(Fot. iStock) (Fot. iStock)

Jakie procesy w ciele wspiera takie zminimalizowanie bodźców?
Przede wszystkim unoszenie się na wodzie korzystnie wypływa na układ nerwowy, obniża poziom hormonu stresu we krwi. Dwa lata temu na konferencji w Portland poświęconej floatingowi przedstawiono wyniki badań, które wykazały, że podczas godzinnej sesji poziom kortyzolu obniża się aż o 34 proc. Do tego w trakcie unoszenia się ciało produkuje endorfiny, czyli hormony szczęścia. Myślę, że najlepszym dowodem na to byłoby zrobienie zdjęcia „przed” i „po” każdemu, kto poddaje się sesji. Często przychodzą do nas osoby nastawione do tego doświadczenia sceptycznie, po godzinie wychodzą rozluźnione, uśmiechnięte i otwarte na rozmowę. Poprzez obniżenie poziomu kortyzolu we krwi wzmacniamy też odporność organizmu. Polecam obejrzeć relacje z Float Conference na YouTube. Znajdziemy tam bardzo dużo wystąpień, które dotyczą naukowo udowodnionego wpływu floatingu na różne aspekty związane ze zdrowiem człowieka, szczególnie w kontekście psychicznym. Udowodniono, że wspomaga leczenie depresji, stanów lękowych i zespołu stresu pourazowego. Na jednej z konferencji wypowiadał się weteran wojenny, który zmagał się z zespołem stresu pourazowego. Założył sobie plan, który nazwał 90x90. Przez 90 dni codziennie poddawał się deprywacji sensorycznej przez 90 min. Stał się tzw. case study. Po zakończonej terapii wszystkie objawy PTSD ustąpiły.

Czy unoszenie się na wodzie jest wskazane przy konkretnych schorzeniach?
Floating sprawdzi się, jeżeli borykamy się z napięciem mięśniowym i stawowym. Gęste środowisko stworzone przez zawiesinę wywołuje iluzję braku grawitacji, więc wszelkie obciążenia maleją. Ze względu na ogromne ilości magnezu (dzięki soli Epsom), badano wpływ floatingu na fibromialgię, chorobę, która charakteryzuje się nieprzerwanym bólem mięśniowo-stawowym. Magnez świetnie działa na układ nerwowy. Skóra chłonie go jak gąbka i nie jesteśmy w stanie go przedawkować. Organizm ludzki jest na tyle mądry, że zatrzymuje absorpcję w momencie, w którym magnezu już mu wystarczy. Unoszenie się na wodzie polecane jest też przy reumatoidalnym zapaleniu stawów – nie tylko ze względu na sól, ale też sam fakt dania ciału chwili odpoczynku. Siarczan magnezu ma również działanie farmaceutyczne. Sprawdza się przy wszelkich problemach skórnych, jak łuszczyca, egzema, podrażnienia skóry, atopowe zapalenia skóry czy problemy skórne o podłożu autoimmunologicznym. Łagodzi objawy i nie podrażnia. Solanka wzmacnia ponadto mięsień sercowy i naczynia krwionośne. Kiedy uspokajamy się, serce tak szybko nie pompuje krwi, co prowadzi do spowolnienia wszystkich procesów w organizmie. Oddech wydłuża się i także spowalnia. Liczbę wdechów możemy ograniczyć nawet do czterech na minutę. Badania prowadzone między innymi na Uniwersytecie w Karlstad w Szwecji, wykazały, że podczas sesji unoszenia się na wodzie synchronizuje się praca prawej i lewej półkuli mózgu, dzięki czemu mamy większe możliwości wykorzystania jego potencjału. Pobudza się kreatywne myślenie i zwiększają możliwości przyswajania wiedzy. Dzięki warunkom stworzonym w kabinie uzyskujemy wrażenie bezkresu, nie wiadomo, gdzie nasze ciało się zaczyna, a gdzie kończy. Znika granica pomiędzy ciałem a otoczeniem. Znika także wrażenie, że jesteśmy w wodzie. W kabinie doznajemy czystej świadomości niezależnej od uwarunkowań ciała.

To brzmi jak czysta medytacja.
Nie ma żadnych konkretnych wytycznych do tego, jak wykorzystać godzinę sesji. Wszystko zależy od nas. Często zdarza się, że ludzie mają opory, boją się ciszy. Albo wręcz nie wyobrażają sobie, że można na godzinę położyć się i nie robić niczego. Z kolei inni przychodzą właśnie po to, by wyciszyć się i spotkać ze sobą. Co ciekawe, choć środowisko w kabinie jest zawsze identyczne, to każda sesja jest inna. Wiem to po sobie. Na jednej zasnąłem, na innej byłem cały czas świadomy, raz mi się nudziło, a kiedy indziej byłem wyjątkowo pobudzony. Jest tak dużo zmiennych, że nie sposób utrzymać tego samego stanu wewnętrznego. Jesteśmy w ciągłej interakcji ze światem.

Pozwolić sobie na bycie z tym, co jest, to ogromne wyzwanie. Cały czas czegoś od siebie wymagamy.
Myślę, że najważniejszym celem i pierwszym etapem jest rozluźnienie ciała, a potem wprowadzenie się w stan obserwacji i akceptacji. Jeżeli pojawia się jakaś myśl, pozwólmy jej wybrzmieć i odpłynąć. Niektórzy korzystają z kabiny, by skupić się na jakimś konkretnym problemie, który chcą rozwiązać. Pozbawieni zewnętrznych bodźców, osiągają klarowność umysłu. Deprywacja sensoryczna może służyć wielu różnym celom. Niekiedy jest to regeneracja tylko i wyłącznie na poziomie fizycznym.

(Fot. iStock) (Fot. iStock)

A czy są jakieś przeciwwskazania?
Z floatingu nie powinny korzystać osoby w zaostrzonych stanach psychozy, z zaburzeniami psychotycznymi czy z klaustrofobią. W kabinie jest przycisk alarmowy, ale przez godzinę z założenia jest się w niej samemu. Cisza i wyjątkowe skupienie, którego doświadczamy, może potęgować te wewnętrzne tendencje. Jeżeli u kogoś zdiagnozowano kliniczne problemy psychiczne, powinien skonsultować się ze swoim lekarzem.

Można powiedzieć, że w jakimś sensie wszyscy przechodzimy teraz taki czas izolacji od bodźców.
To doświadczenie rzeczywiście można porównać do kabiny floatingowej. Co ciekawe, wielu z nas przed pandemią przechodziło kryzys związany z tempem, jakie narzucają nam obecne czasy. Czuło potrzebę spowolnienia. A dziś ten pęd i hałas znacznie ustał. Zostaliśmy odcięci od codziennych obowiązków i rozpraszaczy. Wielu z nas nikt do niczego nie goni. Nie musimy odwozić dzieci do szkoły, jechać do pracy czy na spotkania. Może zweryfikujemy teraz wiele przekonań, skupimy się na priorytetach i na tym, gdzie w życiu jesteśmy. Tylko od nas zależy, ile damy sobie czasu na prawdziwe zatrzymanie. Czy pozwolimy, by bodźce, które nas otaczają, wciągnęły nas z powrotem w ten wir. Zminimalizowanie ich to sposób na to, by zrobić krok do tyłu. To tak jakby wejść do wewnętrznej kabiny i spotkać się ze sobą.

Orina Krajewska, aktorka, instruktorka teatralna, prezes Fundacji Małgosi Braunek „Bądź”, autorka książki „Holistyczne ścieżki zdrowia”. W rubryce Sensowne Ścieżki Zdrowia pyta specjalistów różnych dziedzin o ich przepis na zdrowie.

Karol Nowiński, terapeuta SPA, współwłaściciel FIVE SENSES float spa. Doświadczenie w branży i wellness zdobywał w Głęboczek Vine Resrot & SPA czy Hotel Hilton Gdańsk. Propagator floatingu jako formy relaksu i regeneracji.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze