Zwykle wystarczy raz zapaść na zakaźną chorobę, żeby się uodpornić na dalszą część życia. Cóż... przeziębienie rządzi się innymi prawami. Za każdym razem trzeba je dobrze wyleżeć i najlepiej leczyć naturalnymi, domowymi metodami.
Przeziębienie może być wywołane przez ok. 200 wirusów, a grypa wprawdzie tylko przez trzy, ale modyfikujące się w takim tempie, że osłabiony organizm ma małe szanse je pokonać. Właściwie udaje się tylko tym, którzy mają dobrą odporność, a na taką trzeba pracować przez cały rok, odpowiednio się odżywiając (należy uważać zwłaszcza na ilość cukru, który zakłóca prawidłowy rozwój bakterii jelitowej), regularnie ćwicząc i funkcjonując zgodnie z rytmem dobowym. Jeśli ostatnio nie dbaliśmy wystarczająco o siebie, może się więc okazać, że nasz organizm nie zdoła przetrwać zmasowanego ataku wirusów w tym sezonie zimowym i dopadnie nas przeziębienie. Co wtedy?
Dla dobra własnego i wszystkich wokół! Warto zareagować już na pierwsze objawy, takie jak drapanie i ból gardła, bo to znak, że organizm zaczyna walkę z wirusem. Wkrótce pojawi się kichanie, a potem kaszel. Przeziębienie rozwija się dość powoli i na początku łatwiej je pokonać. Jednak ponieważ nie zwala z nóg, to – zamiast leczyć się tzw. babcinymi sposobami, jak robienie inhalacji, picie herbatek ziołowych czy syropu z cebuli (dwie receptury na naturalne metody na przeziębienie znajdziesz na stronie obok) – chodzimy z nim po świecie, rozsiewając wirusy. Jak pisze amerykański lekarz i popularyzator wiedzy o zdrowiu Michael Greger w książce „Jak nie umrzeć przedwcześnie”, dziesięć najgorszych źródeł zakażenia to twoje palce. I rzeczywiście, kiedy kaszląc lub kichając, zasłaniamy twarz dłońmi, to zarazki trafiają potem w każde miejsce, którego dotkniemy. Badania wskazują, że w sezonie zachorowań wirusy można znaleźć na ponad połowie powierzchni w domach i miejscach publicznych. Te wywołujące przeziębienie są na pewno jeszcze bardziej wszechobecne, na szczęście grożą nie aż tak poważnymi konsekwencjami. W przypadku grypy wygląda to dużo gorzej. I wcale nie jest to bajka o żelaznym wilku, bo w ubiegłym sezonie zdarzył się niechlubny rekord: na początku lutego z powodu powikłań grypy zmarło przez tydzień aż 25 osób w Polsce! A mogło być tak prosto: wyleżana grypa trwa zwykle niewiele dłużej niż tydzień...
Gdy po dwóch dniach wysoka temperatura nie mija, ból gardła nie maleje, nadal męczy kaszel, a z nosa leci nam gęsta, zabarwiona wydzielina albo niepokoją nas inne dolegliwości – lepiej iść do lekarza. Podobnie jeśli cierpimy na choroby przewlekłe! Kiedy jednak cieszymy się ogólnie dobrym stanem zdrowia, a przeziębienie przebiega łagodnie, pozwólmy organizmowi samemu się uzdrowić i skupmy się na łagodzeniu kaszlu i kataru.
Jeszcze 20 lat temu chorzy ludzie kładli się do łóżka: odpoczywali, spali, co najwyżej sięgali po książkę lub gazetę. Organizm mógł całą energię spożytkować na walkę z intruzami. Dziś szkoda nam poświęcić kilku dni na „wychorowanie”, w efekcie zgodnie z przysłowiem „chytry dwa razy traci” – choroba utrzymuje się przez kilka tygodni i obniża naszą odporność. A to najprostszy sposób, by paść ofiarą infekcji bakteryjnych, zwykle przebiegających ostrzej i wymagających leczenia antybiotykami, których nadmiar naprawdę nam nie służy. Może więc w ramach dobrych postanowień noworocznych warto zadbać o swoją odporność już teraz i w przyszłym sezonie... kichać na wirusy.
Oto dwa zabiegi aromaterapeutyczne, które pomagają wyzdrowieć (na podstawie praktycznego przewodnika po olejach eterycznych „Aromaterapia”, Anna Heute, wyd. Jedność):
- Na kaszel, do zewnętrznego stosowania: zmieszaj 25 ml oleju ze słodkich migdałów z 4 lub 5 kroplami oleju imbirowego, tymiankowego, lawendowego i hyzotopowego (w sumie 7–15 kropli). Smaruj nimi klatkę piersiową i górną część pleców kilka razy dziennie.
- Inhalacja na udrożnienie dróg oddechowych: do gorącej wody dodaj kilka kropli olejku geraniowego, mięty pieprzowej lub bazyliowego i wykonaj inhalację. Dobry efekt przyniesie również dodanie tych olejów do kąpieli.