1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zwierciadło
  4. >
  5. Przeciw formie i normie

Przeciw formie i normie

Żyją we własnym świecie, inaczej niż wszyscy się noszą, za nic mają schematy, granice, stereotypy. Odmieńcy, nonkonformiści, dziwacy. Budzą nasze zdziwienie, a bywa, że i oburzenie. Więc chcemy ich zmieniać. A przecież tacy ludzie przydają światu kolorów i to oni popychają go do przodu.

 

Zjawisko bycia odmieńcem jest stare jak świat. Od kiedy istnieją systemy społeczne, które narzucają reguły postępowania, istnieją też jednostki, które te reguły łamią. Hans Mayer, wybitny niemiecki literaturoznawca, w niezwykle ciekawym zbiorze esejów „Odmieńcy” pisze, że społeczeństwo zawsze dąży do ujednolicenia, natomiast do odmienności prą przede wszystkim artyści. Mayer analizuje losy i dzieła słynnych odmieńców, takich jak: Paul Verlaine, Jean Arthur Rimbaud, Marcel Proust, Jean Genet, André Gide, George Sand. I dochodzi do wniosku, że ich wielkość polega między innymi na tym, że zawsze występowali w obronie wykluczonych, sami będąc wykluczonymi.

Żyją po swojemu – Po co ci ten kucyk na czubku głowy? – pytam Kazika Staszewskiego, wokalistę i lidera zespołu Kult, ojca dwóch dorosłych synów i dziadka. – Czy zawsze musi być po coś?– zżyma się.

Kazik, odkąd go znamy, inaczej niż inni wygląda, zachowuje się i śpiewa. Do ubioru zdaje się nie przywiązywać wagi. Potwierdza: – Latem ma być nie za gorąco, a zimą nie za zimno – to jedyne kryterium. – Moja żona twierdzi, że gdyby nie ona, chodziłbym w szmatach. I jest w tym trochę prawdy. Bo jak nie ma specjalnej idei, żeby się ubierać, to paraduję cały dzień w pidżamie – dodaje.

Kazik prowokuje nie tylko ubiorem. Na festiwalu w Sopocie w 1992 r. śpiewał: „Wałęsa, oddaj moje sto milionów”. Nie odebrał Fryderyków (po latach sam zlicytował jeden z nich na rzecz chorego dziecka). Mówi to, co myśli. Pisze w felietonach o tym, co mu się nie podoba, nie zostawiając suchej nitki na politykach. Nawet jego kotka Zofia jest odmieńcem, bo nie spada na cztery łapy jak wszystkie koty, tylko na grzbiet. Odmienność Kazika kłuje w oczy, ale bywają outsiderzy cisi, wycofani, niepozorni. Tacy jak Dorota Koman, poetka, redaktorka, kiedyś wokalistka, dziś dyrektorka promocji w Ars Polonie. Z jednej strony jest postrzegana jako osoba nadzwyczaj towarzyska, energe-tyczna (szybko mówi, szybko chodzi, „aż spódnice nie nadążają i się drą”, jak sama mówi), a z drugiej – i tak naprawdę – jest nieśmiała, kocha ciszę i spokój, nie potrafi zadbać o swoje sprawy.

Impreza towarzyska po promocji książki czy na zakończenie targów rozkręca się, a ona pakuje swoje rzeczy i wychodzi najwcześniej ze wszystkich. – Nie wiem, co się wtedy robi, źle się czuję w dużej grupie. Na dodatek nie mam samochodu, czytam wszędzie i o każdej porze.

Socjologowie zauważają, że w zachodnim świecie szalejącego konsumpcjonizmu za dziwaków uchodzą ci, którzy nie mają ochoty na pogoń za dobrami materialnymi i nie chcą uczestniczyć w wyścigu szczurów. Dorota zawsze miała poczucie, że jest inna. Na studiach wszyscy palili, a ona nie. Nie mogła więc przesiadywać w kawiarniach, bo jej długie włosy przechodziły dymem, a niedowidzące oczy łzawiły. Ale nigdy nie przyszło jej do głowy, żeby robić coś dla świętego spokoju, jak wszyscy. Dlaczego tacy ludzie, jak Kazik i Dorota, są na cenzurowanym?

Rafał Krzysztof Ohme, profesor psychologii Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, kierownik Katedry Psychologii Społecznej PAN: – Odrzucamy outsiderów dlatego, że są nieprzewidywalni i w związku z tym mogą budzić zagrożenie. Świadomie bądź nieświadomie próbują przekroczyć granice wytyczone przez normy społeczne i żyć według własnych standardów. Taka osoba, która stara się żyć po swojemu, doświadcza, po pierwsze, oporu zewnętrznego ze strony środowiska, które źle ocenia kogoś, kto na przykład kosi w niedzielę trawę w ogrodzie, bo tego robić nie wolno. Outsider przeżywa też – i to po drugie – opór wewnętrzny, który ma źródło w regułach i normach wpojonych jeszcze w dzieciństwie. Takie silnie uwewnętrznione normy stara się bezwarunkowo wypełniać, a kiedy je łamie, ma z tego powodu poczucie winy.

Dystansuję się od Babilonu Zarówno Kazik, jak i Dorota dziwią się pytaniom w rodzaju: „dlaczego tak żyjesz?”. Nie umieją inaczej i już. Kazik przyciśnięty do muru zastanawia się głośno: Może ukształtowało go 13 lat amatorskiego śpiewania w estetyce punkowo-rockowej, gdzie pewnych rzeczy nie uchodziło robić? Na przykład nie uchodziło udzielać w stanie wojennym wywiadów. Ale nie dlatego, że prasa była komunistyczna, tylko z tego powodu, że pochodziła z szeroko pojętego „Babilonu”, czyli świata oficjalnego. A jemu nie zależało na pieniądzach i uznaniu stamtąd. Studiował socjologię (dziewięć lat), zarabiał w spółdzielni studenckiej i na saksach, a śpiewanie traktował jako hobby.

– Wkraczając jako małolat do świata muzyki, dość wyraźnie odczuwałem różnicę między sceną oficjalną, na przykład takim Maanamem, a dajmy na to Brygadą Kryzys. Moja filozofia wzięła się – po pierwsze – z punko-anarchizmu mocno artykułującego antysystemowe podejście, w którym nie chodziło o robienie rebelii natury estetycznej, takiej jak w wykonaniu Pistolsów, tylko o negowanie całego systemu. Po drugie – z tego, że na studiach zetknąłem się ze świadkami Jehowy, którzy wbili mi do głowy, że cały ten świat jest doczesny i że nie należy się nim przejmować. I po trzecie – duży wpływ wywarła na mnie filozofia rastafariańska, która przyszła do nas z muzyką reggae. Przeszedłszy przez taki tygiel, czułem intuicyjnie, co jest dobre, a co złe. Stałem się ortodoksyjny i myślę, że to mi zostało.

Pytam Kazika: – A może klucza do twojego outsiderstwa należy szukać w dzieciństwie? Zaprzecza: – Jako dziecko byłem potwornym dupkiem. Wychowywała mnie mama i babcia – niezwykle silna osobowość. Jak przed wojną dziadek Feliks spóźnił się pięć minut na obiad, to go nie dostawał. Babcia w czasie okupacji straciła męża i syna, została z trzema córkami i ja byłem jedynym chłopcem w rodzinie, na którego przelała całą swoją miłość. Miałem za zadanie bardzo dobrze się uczyć, potem pójść na architekturę i nieważne było to, że nie cierpiałem matematyki, a do tego nie umiałem rysować. Droczyłem się z babcią: „Po co mi studia, zobacz, jaki bogaty jest mechanik samochodowy z naszego bloku”. Babcia na to: „Ja bym chciała, żebyś to ty podjeżdżał do niego samochodem”.

Kazik wybrał jednak inaczej. Przed egzaminami przyłożył się do nauki i dostał na obleganą socjologię (był piąty na liście przyjętych), czym wprawił w zdumienie nauczycieli, a mamę i babcię – w zachwyt. Trudno to sobie wyobrazić, ale do 16. roku życia Kazika to one decydowały, w co się ubiera. Żona Ania mówi: – To cud, że wyrósł na normalną osobę. – Nie buntowałem się, bo nie przywiązywałem do tego wagi, a jednocześnie otoczony byłem nieprawdopodobną miłością. Ale pyskowałem babci, ile wlezie, tylko ja ośmielałem się jej sprzeciwić. Zbuntowałem się dopiero, kiedy zetknąłem się z punk rockiem i nieżyjącym już muzykiem Robertem Schmidtem.

Mama długo nie mogła pogodzić się z tym, że nie skończył studiów. Kiedyś powiedział jej: „Zobacz, nie napisałem pracy magisterskiej, ale masz trzy prace o mnie”.

 
Nie maja wyboru Rodzice Doroty, kiedy ta była dziewczynką, też nie utwierdzali jej w przekonaniu, że to, co lubi robić, jest w porządku. Jej pierwszą pasją była muzyka. Śpiewała do lustra, magnetofonu kolegów (swojego nie miała).

– Jedynie ciocia Majka, plastyczka, niezwykle barwna postać, we mnie wierzyła. Mamie muzyka kojarzyła się z rodziną byłego męża. Wydawało jej się, że wystarczy nie wysłać dziecka do szkoły muzycznej, żeby nie stało się podobne do krewnych, za którymi nie przepadała.

A dziecko i tak robiło swoje. I pewnego razu przyjechało z festiwalu poezji śpiewanej w Olsztynie z dwiema nagrodami: za muzykę do „Trenów” Kochanowskiego i z nagrodą publiczności. Małgorzata Ohme, psycholożka i psychoterapeutka ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, zapytana o to, gdzie szukać przyczyn bycia odmieńcem, odpowiada: – Istnieje teoria, która mówi, że czasem nasze predyspozycje, talenty pchają nas na jakąś drogę i że mamy niejako przymus się do nich dopasować. Można więc powiedzieć, że odmieńcy nie mają wyboru. Oni naprawdę nie są w stanie inaczej żyć.

Dorota śmieje się, że redaktorką jest od dziecka. Do dziś przechowuje zeszyty zapisane drobnym maczkiem w trzeciej klasie podstawówki. Pożyczała książki z biblioteki (żeby zdobyć je w księgarniach, trzeba było mieć znajomości) i przepisywała tylko ciekawe fragmenty, nudne opuszczała. W ten sposób robiła sobie własne antologie, a koleżanki miały gotowe skróty lektur. Sama zaczęła pisać wiersze w wieku dorastania. Nie wierzyła jednak, że są coś warte.

– Nigdy bym tych wierszy z szuflady nie wyjęła, gdyby na konkursy nie wysyłało się ich pod pseudonimem. Pisała w tajemnicy, osiem tomików wierszy wydała dopiero po trzydziestce. Ostatnio znowu nie publikuje, ale bez pisania nie umie żyć.

– Wiem, jak dużo zależy od promocji, ale nie wyobrażam sobie promowania swoich rzeczy. A ponieważ moje wierszyki są tak bezbronne wobec świata, doszłam do wniosku, że może lepiej niech sobie gdzieś leżą w spokoju. Uwielbiam natomiast jeździć na spotkania i tę ciszę, w której rodzi się magiczna więź z czytelnikami i której za żadne pieniądze nie kupisz. To genialne uczucie słyszeć, jak ktoś mówi: „Tak samo myślę, ale nie umiem tego wyrazić”.

Można powiedzieć, że Dorota nie tylko to umie, ale przede wszystkim: musi to robić. Odmieńcy tak właśnie mają: nie kreują się, nikogo nie udają. Są do bólu prawdziwi i szczerzy, co budzi ambiwalentne uczucia: zraża do nich ludzi, ale i przyciąga. Oni sami z tego powodu nie cierpią. Wydaje się, że ważniejsze od ocen innych jest dla nich życie w zgodzie ze sobą. Pytam: – Co wam samym daje bycie odmieńcem?

Chcą wolnymi być i wiecej nic Dla Kazika najważniejszą wartością jest bycie wolnym, możliwość decydowania o sobie. Zawsze o to walczył: – Najpierw robiłem to mniej świadomie, potem stało się to niemalże obsesją. Wolę pozbyć się wielu przywilejów, które towarzyszą związaniu się kontraktem z kimś zamożnym, niż nie mieć wpływu na to, co podpisuję swoim nazwiskiem. I jest dobrze tak, jak jest. Moja rodzina ma co jeść i jeszcze nam co nieco zostaje.

Ale bywało, że dosłownie nie miał co do garnka włożyć. Pamięta taki wieczór, kiedy nie było co dać dzieciom na kolację ani za co zrobić zakupów. Pomyślał wtedy, że w ewidentny sposób nawala jako głowa rodziny i że tak być nie może. Przełomem okazała się jego pierwsza solowa płyta „Spalam się”, mimo że wyszła w okresie najbardziej rozpasanego piractwa kasetowego. Dzięki niej mógł zainwestować w kolejne projekty. A potem był pierwszy „Tata Kazika” i największy, nie tylko komercyjny, sukces.

Kazik: – Moja droga doprowadziła mnie w takie miejsce, gdzie mam to, czego chciałem: wolność, komfort i poczucie szczęścia. Miewam depresje i problemy ze zmobilizowaniem się do wysiłku, bo trudno samemu zagnać się do pracy, ale cały czas koncertuję, wyszedł nam projekt Buldog, zrobiliśmy El Dupę. Cyzeluję felietony, które ukażą się w wydawnictwie mojego syna. Zostanę dziadkiem.

Dorota lubi swój osobny świat. Cały czas pracuje z książkami – w programie telewizyjnym „Pytanie na śniadanie” namawia do czytania. A potem serce jej rośnie, jak na ulicy podchodzi do niej pani i mówi: „Dziękuję, kupiłam książkę, którą pani polecała, i jestem zachwycona”.

Redaguje książki znanych autorów i nietuzinkowych osób, między innymi Tomasza Lisa, Marka Safjana, Rafała Dutkiewicza, Aleksandra Halla, Marcina Bruczkowskiego. Redagowała poprawione wydanie listów Zbigniewa Herberta do Zbigniewa i Magdaleny Czajkowskich, zaprzyjaźniła się nawet z ich adresatką. Mawia, że dobry redaktor jest przezroczysty, nie czeka na uznanie. Ona nie musi czekać, autorzy sami śpieszą z podziękowaniami.

W Pelagii, wsi pod Łodzią, 13 lat temu wybudowała drewniany dom (pachnie to Grocholą, tylko że Dorota była pierwsza).

– Kiedy po rozwodzie zobaczyłam Pelagię, pomyślałam: „W takim miejscu można umrzeć”. A potem szybko się poprawiłam: „Tu dopiero można żyć”. Stół jak z bajki. Dęby jak z bajki. Łąka jak z bajki. Przyjeżdżam, siadam na huśtawce i czytam albo redaguję. Czasem nachodzą ją myśli, że to, co robi, nikomu nie jest potrzebne. Potrafi wtedy zaprzeczyć wszystkiemu, w co wierzy. W takich chwilach syn Mateusz, lat 20, zapewnia: „Mamo, moim zdaniem, to, co robisz, jest the best”.

Są mocni i odważni Kazik i Dorota nie nagięli się do wymagań świata. To świat ich zaakceptował. W końcu osiągnęli uznanie, szacunek, sukcesy, choć to wcale nie było celem ich życia. Więc w czym problem? Po co pisać o outsiderach? Co oni światu dają? Otóż dają więcej, niż chcemy zauważyć. Nie zawsze te korzyści są wymierne, jak w przypadku piosenek Kazika czy wierszy Doroty, ale jedno jest pewne, dzięki outsiderom poszerzamy nasze horyzonty, ich przykład pokazuje nam, że można żyć po swojemu, choćby wbrew innym. Jednak przekraczanie granic i burzenie schematów to droga tylko dla odważnych i mocnych.

Rafał Krzysztof Ohme: – Aby utrzymać status outsidera przy tak dużych naciskach zewnętrznych i wewnętrznych, trzeba mieć bardzo silne poczucie własnej wartości. Albo znaleźć jakiś sposób na to, żeby sumienie nas nie męczyło, na przykład używki, które zagłuszają nasz wewnętrzny głos. Bycie outsiderem to piekielnie energochłonna postawa. Profesor Ohme wie, co mówi. Sam uchodzi za outsidera w środowisku naukowym.

– Ktoś musi wychylić głowę spod parasola. Większość patrzy w górę i dostrzega ciemność, a taki Kant widzi „niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne w nas”. Outsider to ktoś, kto wychyla się spod parasola, podczas gdy inni się pod nim chowają.

Korzystałam z książek wydanych przez wydawnictwo Muza: Hans Mayer „Odmieńcy” (2005), Ruth Benedict „Wzory kultury” (2002).

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze