1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Milenialsi - pokolenie skazane na porażkę?

Żyjemy w cywilizacji konkurencji, każdy chce zostać zwycięzcą. Tymczasem sukces czeka nielicznych. (Fot. iStock)
Żyjemy w cywilizacji konkurencji, każdy chce zostać zwycięzcą. Tymczasem sukces czeka nielicznych. (Fot. iStock)
Po latach propagandy sukcesu do głosu dochodzą ci, którym nie wyszło. Kim są? Użalającymi się nad sobą frustratami? A może bohaterami, którzy odważyli się powiedzieć, że król jest nagi, a porażka to nasz chleb powszedni?

Coraz głośniej o nich w hipsterskich kawiarniach i internetowych forach.

Moda na imprezy, na które przynosi się plastikowe łyżki, ogląda film (nie jakiś przypadkowy film, ale „ten film”) i w określonych momentach, z towarzyszeniem okrzyków „łyżka!”, rzuca piknikowymi sztućcami w ekran, nie jest nowa. Nowe jest to, że osobie bywałej w świecie i czułej na trendy nie wypada nie wiedzieć, o co z tymi łyżkami chodzi. A chodzi o kultowy film „The Room” – dzieło Tommy’ego Wiseau, który zarazem je wyprodukował, wyreżyserował i napisał do niego scenariusz, a także zagrał w nim główną rolę. Zrealizowany w 2003 roku za (podobno) 6 mln dolarów „The Room” uznany został za najgorszy film świata. Wiseau – postać w nieokreślonym wieku, z nieruchomą twarzą, kruczoczarnymi długimi włosami, dziwnym akcentem i tajemniczym (podobno polskim) pochodzeniem – ma rzesze wielbicieli. Zarówno jako tragikomiczny bohater miłosnego dramatu, jak i artysta, któremu nie wyszło. Artysta, dodajmy, niepokojący i tajemniczy.

Kiedy w 2017 roku pojawił się – tym razem świetnie wyreżyserowany i z doskonałymi aktorami – film „Disaster Artist”, opowiadający o powstaniu „The Room”, dzieło Wiseau i on sam zyskali jeszcze więcej fanów. Głównie młodych, urodzonych w latach 80. i 90. ubiegłego wieku, nazywanych generacją Y lub pokoleniem milenialsów.

Dyskretny urok porażki

– Fenomen „The Room” to efekt rozpadających się złudzeń co do postępu i progresu – tłumaczy doktor Jacek Dobrowolski, filozof z Uniwersytetu Warszawskiego i współtwórca magazynu filozoficzno-kulturalnego „Nowa Orgia Myśli”. – Urodzone w latach 60. i 70. tzw. pokolenie X wierzyło, że na drabinie społecznej zajdzie wyżej niż rodzice. Bo doświadczenie wcześniejszych pokoleń wskazywało, że tak się dzieje. A teraz okazuje się, że jeśli ich dzieciom uda się zachować status społeczny i finansowy rodziców, to już sukces. Ubiegłoroczny raport amerykańskiego think tanku The Health Foundation pokazuje, że milenialsi zarabiają mniej, mają gorsze zdrowie, mniej szans na awans i mniej stabilną pracę niż ich rodzice w ich wieku. Dzisiejsza młodzież jest postambicjonalna, nie nastawia się na sukces i osiągnięcia, bo wie, że wiara w amerykański sen, który obiecuje, że niezależnie od pochodzenia dzięki ciężkiej pracy możesz zostać milionerem, to naiwność.

– Można ich porównać do ludzi, którzy stracili wiarę religijną – kontynuuje doktor Dobrowolski. – Większość z nich chce jednak w coś wierzyć, wyglądają cudu. To, że „The Room” stał się kultowym filmem, to poniekąd taki cud. Tak naprawdę nie chodzi tu o afirmację porażki, ale o nadzieję, że porażka może cię ostatecznie doprowadzić do sukcesu. Jesteś tak bardzo przegrany, że dzięki temu wygrywasz. Tak jak to się dzieje w przypadku Wiseau. I w przypadku tych, którzy wierzą, że głoszona przez ostatnie ćwierćwiecze w mediach, szkołach i korporacjach ewangelia sukcesu to opium dla ludu, a oni w opium nie gustują. Gdzie trafiają po utracie złudzeń, że ich przeznaczeniem są wyspy szczęśliwości dostępne tylko dla wybranych?

Przystanek przegryw

Mogą się znaleźć w facebookowym „Magazynie Porażka”, nazywanym też „Magazynem Świadomego Tryharderiatu” (ukłon skierowany w stronę kultowej strony MakeLifeHarder, parodii słodkiego bloga Kasi Tusk MakeLifeEasier). „Magazyn Porażka” dobrze znane wszystkim optymistyczne historie, np. „Rzuciła pracę w korporacji i odnosi sukcesy jako kwiaciarka”; „Spełniła swoje marzenie i podróżuje dookoła świata”, zamienia na historie stokroć bardziej powszechne, jak np. „Nie rzuci pracy w korporacji, bo jej tam nie zatrudnią”; „12 miejsc, do których nie pojedziesz, bo cię nie stać”.

Jest też coś dla dam porażki – facebookowa wersja „Perfekcyjnej Pani Domu”, w której zamiast uśmiechniętej celebrytki, w białych rękawiczkach sprawdzającej kurz na półkach, mamy wymiętoszoną pościel, brudne gary i „Ch...ową Panią Domu”. Przyznanie, że walka o nieskazitelną czystość płytek łazienkowych ją przerasta, a od celebrowania Dnia Czystego Ręcznika woli uciąć sobie drzemkę, przyniosło Magdalenie Kostyszyn tytuł Superbohaterki Czytelniczek „Wysokich Obcasów” i książkę „Ch...owa Pani Domu”. Równie podnosząca na duchu jest historia twórcy „Magazynu Porażka” – pozwolił on autorowi odbić się od dna nazywanego bezrobociem i brakiem odzewu na setki wysłanych CV. Dzisiaj Kamil Fejfer pisze dla prestiżowych pism, wydał książkę „Zawód. Opowieść o pracy w Polsce. To o nas” i pracuje nad kolejną – poświęconą kobietom na rynku pracy. W jego przypadku bycie freelancerem oznacza nie tylko wiązanie końca z końcem, ale też szanowaną pracę, którą lubi.

Jaki jest wniosek z tych historii? Nie łudźmy się: przystanek przegryw opuszczają nieliczni. Ci, którym dopisało szczęście. Bo jak pisze amerykański ekonomista Robert H. Frank w wydanej w 2017 roku książce „Sukces i szczęście. Dobry los a mit merytokracji”, to ostatnie jest warunkiem tego pierwszego. Na osiem rekordów świata kobiet i mężczyzn w lekkoatletyce siedem ustanowiono z wiatrem w plecy. Tylko jeden przy bezwietrznej pogodzie. Jeden sukces blogera czy start-upu to także tysiące blogerów i start-upów, o których nikt nie słyszał.

Niefart nasz powszedni

– I nie usłyszy – dodaje doktor Dobrowolski. – To największe współczesne tabu: przeważająca większość z nas skazana jest na porażkę. Nie dlatego, że nie dasz z siebie wszystkiego, nie dlatego, że jesteś słaba. Po prostu dlatego, że nie należysz do pierwszych trzech z setek czy tysięcy tych, którzy prowadzą blogi, zakładają start-upy, piszą książki czy składają CV. Ponieważ wychowuje nas cywilizacja konkurencji, to powinniśmy być zwycięzcami, tymi, którzy zawsze wygrywają. Nikt nie informuje nas w trakcie edukacji czy szkoleń, że zwycięstwo czeka bardzo nielicznych. W szkole, na studiach, w rodzinie, w gazetach i telewizji wszyscy jak jeden mąż wmawiają nam, że jak chcemy i się postaramy, to osiągniemy wszystko, o czym sobie zamarzymy.

Takich złudzeń nie mają ci, którzy na Wykopie.pl, na forum #przegryw, dzielą się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami. Owszem, można się pośmiać z memów i postulatów, żeby Polska była muzułmańska, bo wtedy kobiety będą szanowały mężczyzn. Nie są śmieszne samotność, frustracja, pogarda, a wręcz wrogość wobec kobiet, marne zarobki, prace za grosze, nadwaga i śmieciowe jedzenie, dysfunkcyjne rodziny i brak perspektyw – opowiedziane wprost lub przemycone w postach między wierszami. Rzeczywistość tych, którzy nie pasują do wzorca mężczyzny sukcesu czy samodzielnej kobiety.

Pasują za to do definicji w internetowym słowniku slangu i mowy potocznej Miejski.pl: przegryw to osoba, która „przegrywa życie, nie odnosi sukcesów w żadnej dziedzinie, nie ma pieniędzy, pracy, dziewczyny/chłopaka itp., spędza czas w Internecie”. Według Wikipedii przegryw to inaczej nieudacznik, pechowiec. Wikipedia nie dodaje, że pechowcami – tymi, którzy nie mają wybitnych talentów, nieziemskiej urody, żelaznego zdrowia, szczęśliwego dzieciństwa, bogatych rodziców i przede wszystkim farta – jest większość z nas. Siąść i płakać? O dziwo, z badań wynika, że to całkiem niezłe wyjście.

 Dzisiejsza młodzież wie, że wiara w amerykański sen, który obiecuje, że niezależnie od pochodzenia dzięki ciężkiej pracy możesz zostać milionerem, to naiwność. (Fot. iStock) Dzisiejsza młodzież wie, że wiara w amerykański sen, który obiecuje, że niezależnie od pochodzenia dzięki ciężkiej pracy możesz zostać milionerem, to naiwność. (Fot. iStock)

Wybrańcy znośnego losu

– Wszyscy ci radzą, żeby nie skupiać się na swoich porażkach, nie pogrążać w negatywnych emocjach – mówi Selin Malkoc, profesor marketingu z Uniwersytetu Stanu Ohio (OSU). – Tymczasem z naszych badań wynika, że przegrani, którzy dają dojść do głosu swoim uczuciom i otwarcie się do nich przyznają, podnoszą się z upadku szybciej i uczą się na swoich błędach skuteczniej niż ci, którzy nie poddają się niepowodzeniom i twardo prą naprzód.

– Sam płacz może nie wystarczyć, żeby odnaleźć się w sytuacji klęski naszych planów życiowych i usiłowań – twierdzi Jakub K. Wielgopolan, psycholog i psychoterapeuta. – Trzeba urealnić swoją sytuację, to znaczy przeprowadzić realistyczną ocenę rzeczywistości, swoich zasobów i możliwości. Chłodnym okiem popatrzeć na niespełnione ambicje czy nierealistyczne poprzeczki, do których próbujemy doskoczyć. Coś, co uznajemy za porażkę, to nic innego jak subiektywne oszacowanie swoich zasobów w stosunku do swoich oczekiwań. A nasze oczekiwania to często tak naprawdę oczekiwania rodziców, przyjaciół, partnerów, społeczeństwa: „Musisz być taka i taka, musisz mieć to i to…”. Może się okazać, że uznamy, że wcale nie musimy się ścigać z gwiazdami, wcale nie musimy pchać się na szczyt. Że wystarczy zostać zwycięzcą „odpuszczenia”. Tym bardziej że ze zbocza góry też roztacza się piękny widok na świat, a samo miejsce daje wspaniałe warunki do życia. W przeciwieństwie do szczytu, gdzie zazwyczaj wieje, a samego miejsca nie za wiele.

– Nieliczni mają odwagę nazwać się przegrywami, zapłakać nad swoją klęską i zobaczyć własne życie bez zasłon iluzji – dodaje doktor Jacek Dobrowolski. – To zdecydowana mniejszość. Większość wciąż wierzy w sukces i zwycięstwo, wciąż się stara. Dlatego świat się kręci. Moda na przegryw dotyczy tak naprawdę niewielu. Można powiedzieć, że są wybrańcami, którym dane było wśród mgły i niesprzyjających wiatrów dopłynąć do wyspy przegranych. Może nie najbardziej gościnnej, może niepłynącej najdroższym szampanem, ale takiej, gdzie da się znośnie żyć i od czasu do czasu na stronie www.globalrichlist.com sprawdzać, jaki jest nasz status finansowy w porównaniu z innymi. Większości z nas wyjdzie, że i tak nie najgorszy. Nie najgorzej też siedzieć na tej wyspie, czekać na kolejny przebój Tommy’ego Wiseau (aktualnie kręci film o krwiożerczym rekinie terroryzującym Nowy Orlean) i patrzeć na tych, którzy miotają się po burzliwych oceanach, łudzeni nadzieją odnalezienia wysp szczęśliwych.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze