1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. „Nie mogę mieć dzieci”. Gdy chęć posiadania dziecka przesłania cały świat

„Nie mogę mieć dzieci”. Gdy chęć posiadania dziecka przesłania cały świat

Decyzja „chcę być rodzicem” jest trudna, bo jest nieodwracalna. (Fot. iStock)
Decyzja „chcę być rodzicem” jest trudna, bo jest nieodwracalna. (Fot. iStock)
Biologicznie dosyć łatwo jest zostać rodzicem, psychologicznie zaś to niemałe wyzwanie. Najtrudniejsze dla naszej psychiki są jednak brak dzieci i wiążąca się z tym bezpłodność, którą coraz częściej się diagnozuje. O tym, w jakim stopniu bycie i niebycie rodzicem określa nas jako ludzi, z psychologiem i psychoterapeutą Pawłem Droździakiem rozmawia trenerka Renata Mazurowska.

Problem niepłodności w Polsce rośnie z roku na rok. Jak zmierzyć się z perspektywą, że chęć posiadania dziecka się nie zrealizuje i nie będziemy mieli potomka?
Zanim porozmawiamy o tym, czym jest być rodzicem lub nim nie być, powinniśmy porozmawiać o przyczynach bezpłodności, bo one na przeżywanie tego faktu mają kolosalny wpływ. Inaczej będą przeżywać swoją trudność ci, na których poziom płodności wpływa stres, uniemożliwiający w ogóle normalne współżycie, a inaczej ci, którzy mają trwałą, mechaniczną lub biologiczną niezdolność. Zdiagnozowaną i znaną. Jeszcze inaczej przeżywać to będzie ktoś, komu żaden lekarz nie potrafi wskazać fizycznej przyczyny. Taka sytuacja bywa szczególnie trudna, bo otwiera drogę do wielu przemilczanych domysłów i samoobwiniania oraz obwiniania drugiej strony.

Co ciekawe, gdy człowiek dojrzewa, gdy jest młody, stara się raczej dowiedzieć, jak dziecka nie mieć. Podejmujemy w tym celu mnóstwo wysiłku i mamy na ten temat ogromną wiedzę. O wiele mniej jest jednak wiedzy, jak dziecko mieć, i problem ten ujawnia się często wówczas, gdy decydujemy się na ciążę. Dochodzi do tego dość częsta współcześnie ambiwalencja. Czy naprawdę chcemy mieć dziecko, czy tylko odkrywamy w którymś momencie, że jeśli nie teraz, to nigdy?

Dla niektórych kobiet chęć posiadania dziecka staje się celem życiowym, nawet gdy nie mają partnera – albo wręcz zwłaszcza wtedy. Chcą mieć „kogoś dla siebie”, kto by je kochał i kogo mogłyby one kochać.
Kłopot ze znalezieniem partnera gotowego naprawdę na stałe się związać – a tym przecież jest w dużej mierze decyzja o dziecku – ma coraz więcej kobiet. Mężczyźni coraz niechętniej rezygnują z tych wszystkich możliwości, jakie daje nowoczesna kultura. Im większą mają wolność wyboru, tym bardziej odwlekają moment, kiedy ta wolność wyboru zostanie nieodwracalnie ograniczona. Jest to więc poniekąd problem cywilizacyjny. Ale nawet w ramach tego trendu są pewne różnice indywidualne. Część kobiet w końcu tego partnera jednak znajdzie, nawet w czasach takich jak dzisiejsze, pozostałym się to nie udaje i najczęściej rodzi to frustrację. Trudno się dziwić, że po licznych niepowodzeniach niektóre kobiety decydują się w końcu zrezygnować całkiem ze współpracy z mężczyznami w tym zakresie. Stać za tym może pragnienie powołania do życia osoby, która będzie nas bezwarunkowo akceptować i nigdy nas nie opuści. W odróżnieniu od kapryśnych partnerów nie zawiedzie nas ani w żaden sposób nie zrani. To pragnienie, by móc być matką, nie załatwiwszy niczego wcześniej z ojcem, może wiązać się z jakąś urazą w stosunku do mężczyzn, która może mieć początek w nierozwiązanych problemach z własnym ojcem. Stąd pomysł, by ojciec nie musiał istnieć. Starczy matka i dziecko i niczego więcej nie potrzebują do szczęścia. I tak jest.

Relacja matki i dziecka to relacja pełna, w której obie strony mogą niczego więcej nie potrzebować od świata. Absolutna, niczym niezakłócona symbioza. Gdzie jest pułapka? No właśnie w tych słowach: „relacja matki i dziecka”. Bo przecież dziecko nie zawsze będzie dzieckiem. Dopóki dzieckiem pozostaje, nic takiego związku nie zakłóca. Kiedy jednak zaczyna dorastać, pojawia się problem i to bardzo poważny. Jeśli matka nie ma innego, własnego życia oprócz tego, które wprost wynika z bycia matką, dziecko żyje z długiem niemożliwym do spłacenia.

I nie może przestać być dzieckiem.
Nie może dorosnąć, odseparować się, bo wówczas ją zostawi. Syn nie może też stać się mężczyzną, bo czuje, że z męskością matka ma jakiś problem (nie ma przecież partnera, więc pewnie jakoś tej męskości syna także nie chce), a córka, nawiązując dobrą relację z mężczyzną, może mieć niepokój, czy nie zdradza matki i „linii żeńskiej”. Ojciec potrzebny jest w rozwoju dziecka głównie po to, by jakoś matkę sobą zaabsorbował na tyle, żeby symbioza matka–dziecko nie mogła stać się absolutna.

Z jakich powodów powinniśmy mieć dzieci, a z jakich je mamy? Oprócz podtrzymania gatunku.
Spełniony człowiek, jeśli ma dzieci, to ma je dlatego, że czuje się wpisany w rytm życia. Akceptuje swoich przodków i sam chce stać się czyimś przodkiem, bo czuje, że rodzina jest czymś dobrym i przekaz pokoleniowy niesie wartość. Ma dzieci, bo chce, żeby istniała przyszłość, w której kontynuowane będzie to, co on zna z przeszłości. Natomiast takie rozwiązania, by mieć dzieci po to, żeby nimi związać partnera, mieć dzieci po to, żeby mieć kogoś do kochania, lub mieć je po to, żeby już się poprzez nie stać dorosłym, albo żeby zdążyć, bo za chwilę już nie będzie można – to są próby załatwiania swoich problemów poprzez tworzenie nowego życia. Ale te problemy powrócą.

Biologicznie, na ogół, prosto jest rodzicem zostać, ale nie każdy jest do tej roli przygotowany.
Ja bym powiedział, że na bycie rodzicem w ogóle nie można być przygotowanym. Nawet jak się dzieci planuje. Tak jak nie można być przygotowanym na to, że pojawiają nam się zmarszczki. Teoretycznie można, ale praktycznie to rzadko jest ten właściwy moment. Często nadmiarowe dbanie o dzieci, nadmiarowy lęk o nie bierze się stąd, że tak naprawdę pragniemy ukoić niepokój o to, czy naprawdę chcemy być rodzicami.

I żeby się to nie wydało, tak o te dzieci dbamy?
Tak, bo pojawia się myśl: „To jest mała istotka, która mnie potrzebuje, a ja mam ochotę zająć się czymś całkiem innym. Może jestem niedobrą matką, złym ojcem?”. Jest w nas to pęknięcie. Musi być. Bo dzięki temu, że w XX wieku powstała antykoncepcja, poczuliśmy, że dana nam została władza i że to my możemy decydować. Ten wybór jest czymś, czego wcześniej nie było, i stąd pojawia się zupełnie nowa problematyka. Czy już dojrzeliśmy do bycia rodzicem, czy jeszcze nie? Po czym to poznać?

Jednak ludzie planują ciążę i cierpią, jak się nie udaje. Brak dzieci wplywa negatywnie na ich życie…
Planują, tak jak wszystko inne. Ale czy się uda właśnie wtedy? Im bardziej planują, tym bardziej może się nie udać… Pewnych rzeczy nie da się zaplanować. Po prostu się zdarzają. Planujemy karierę i czasem znika nam z oczu to, że życie nas powinno samo nieść. Decyzja „chcę być rodzicem” jest trudna, bo jest nieodwracalna. O ile ślub można anulować rozwodem, o tyle bycia rodzicem już nie, dlatego odwlekamy decyzję bez końca, żeby nie stracić tej kontroli.

A zegar biologiczny tyka. Dochodzi do tego presja – głównie rodziny, bo społecznie jest większe przyzwolenie, by żyć bezdzietnie, nawet w małżeństwie.

W niektórych krajach powstaje nowa świadomość oparta na tym, że można zdecydować: „Nie chcę mieć dzieci”. Takiego przyzwolenia na brak chęci posiadania dzieci nigdy wcześniej w historii nie było, tej świadomości podmiotu, który mówi: „Nie dam się biologii, nie dam się kulturze, nie dam się nikomu. Ja decyduję”. To jest coś niezwykle wyzwalającego, taka idea, że człowiek może się całkowicie wyłamać z tej powtarzalności, oczywistości kolejnych pokoleń. Stać się myślącą indywidualnością, która żyje na własny sposób. Sama sobie wyznacza standardy. Jeśli nie określam się poprzez ślub i dzieci, to co ma mnie określać? Kim jestem? Czego chcę ja, a czego chcą inni ode mnie? Co jest zwyczajowe, a co moje własne? Tylko jednostkowe.

Równie ważne jest pytanie o sens i wartość życia, kiedy pomimo że pragniemy zostać rodzicami, być nimi nie możemy. Brak dzieci jest wówczas czymś, z czym musimy się zmierzyć. Jak się z nim pogodzić?
To jest tak naprawdę pytanie o to, co ma określać naszą tożsamość. Czy sprostanie społecznemu wymaganiu? Czy bycie takim, jak przodkowie? Czy może właśnie coś innego? Ludzie bardzo często próbują sobie odpowiedzieć na pytanie o to, kim są, jakie jest ich miejsce w świecie, przez przyjęcie pewnych zewnętrznych zwyczajowych kategorii. „Jestem już mężatką, jestem już magistrem, już mam dziecko, już mam pracę…”. Zwykle okazuje się, że kiedy spełnimy te warunki i zmieścimy się w normie, to jednak dalej czujemy się zagubieni. Stąd ten szok – sądziłem, że jak zostanę rodzicem, to zacznę wiedzieć, jak żyć. No i jestem rodzicem, a dalej wiem tyle samo. Nic zewnętrznego mi na to pytanie odpowiedzieć nie może.

Każdy człowiek snuje swoją indywidualną opowieść i nie ma żadnych uniwersalnych prawd, co powinno dziać się w „przeciętnym” umyśle. Jedni nie będą mieć problemu z adopcją dziecka i kochać je będą jak własne, inni nigdy w życiu nie pogodzą się z tym, że nie zostali biologicznymi rodzicami. Adopcja może, ale nie musi być rozwiązaniem, bo nie jest łatwo zastąpić jakiś brak poprzez wypełnienie go czymś innym. To jest współczesna baśń o człowieku, który myśli, że jest nieskończenie wolnym kreatorem swojego życia i może stwarzać sobie świat, jak tylko chce, w każdym momencie.

A nie może.
No nie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze