czwartek

nie jadę na cmentarz, już byłem w poniedziałek, wystarczy. Pobędę z moimi rodzicami czytając ich wierze.

Zmarli odklejają się od życia, ale niechętnie, opornie, jak dobrze przyklejone znaczki, widać, włókna ścięgna, mięśnie i kości. Potem zostaje ślad.

Sam w domu. Rodzina na podwarszawskim cmentarzu. Odwiedza mnie Ewa R. Idziemy na spacer, las, Helenów, miękkie chrapy konia, biały kangur, gęsi i owce, takie male Zoo. Ludzie wyprowadzani przez psy na spacer. Nie jest zimno, nie jest ciepło, jest w sam raz.

wczoraj dzień awarii, jakiś czas temu zaciął się mechanizm w stole do ping ponga i nie można go było złożyć. I mókł biedak, gdy padało, Sąsiad elektryk, złota rączka nawalił i nie przyjeżdżał, lubię go i jest tani. W końcu przyjechał wczoraj i stół poprawił. Nie wziął za to ani grosza. Tego dnia wypadła klamka w pokoju Antosia, tak nieszczęśliwie, że nie można było otworzyć drzwi. Okazało się, że jest sporo firm działających całą dobę, w ciągu godziny przyjeżdża specjalista i otwiera za 150 zł. I tak się stało. Mnie takie awarie przygnębiają, bo przy moim antytalencie technicznym one są jakby przeciwko mnie i obnażają moją słabość. Nam wrażenie, że urządzenia wiedzę o moim defekcie i specjalnie na złość mi się psują.

Piszę powieść, powoli i mozolnie, ale pojawia się nadzieja, że to ma sens.

PODYSKUTUJ: