Rok zakończyła brawurowo. Sting zaprosił ją niespodziewanie do wspólnego zaśpiewania „Fragile”. Zaraz po tym poleciała do Miami skończyć nagrywanie najnowszej płyty i prosto stamtąd – do Tokio na świąteczne koncerty w najbardziej prestiżowym jazzowym klubie Blue Note. Na nasze spotkanie przyszła z wielką torebką, w której miała cały potrzebny dobytek, m.in. Piżamę i kosmetyczkę. Przyleciała rano z Gdańska, zaraz po rozmowie jechała do Olsztyna. Musiała tylko po drodze zabrać z domu sukienkę na występ, bo walizeczkę z inną zostawiła po koncercie w Ustce. Tego dnia obchodziła urodziny i próbowała sobie przypomnieć, ile ma lat, ale tak naprawdę było jej wszystko jedno: „Bo to tak strasznie szybko się zmienia”.
Kiedy jechałaś na nagranie programu do Torunia, myślałaś o tym, że zagrasz razem ze Stingiem?
Nie było takich planów. To był fuks. Cud! Chyba puszczę ci nasze „Fragile”, nagrane w telefonie dla wnuków, bo moi synowie to metalowcy, nie poważają…
Wzruszyłam się.
A jak ja się wzruszyłam. Byłam tak podekscytowana, że na koniec pocałowałam go w rękę.
Nie!
Naprawdę, zrobiłam to. Ze szczęścia i z wdzięczności.
Na scenie?! Pomyślał, że to właśnie ten polski zwyczaj!
Kobiety tutaj całują po rękach swoich mistrzów.
Jak to się wydarzyło?
Kiedy grałam z zespołem swój set, Sting stał w kulisach. Nie od początku, ale zauważyłam go po jakimś czasie i zesztywniałam z wrażenia. Podobno nie tylko słuchał, ale ze swoim menedżerem notował wszystko to, co uważał w nas za ciekawe. Kiedy skończyliśmy, wciąż tam stał, czekał i był bardzo dla nas łaskawy. Patrząc mi w oczy, powiedział: „Not bad, not bad at all”, a ja pękłam ze szczęścia. Powiedziałam mu kolejny raz, jak jest dla mnie ważny, że całe życie się do niego odwołuję, że jest moją inspiracją i jeśli z kogoś coś kradnę, to właśnie z niego! Na co on mi z uśmiechem: „To się świetnie składa, bo teraz ja podkradnę od ciebie”.
Więcej w Zwierciadle 02/2017. Kup teraz!
Zwierciadło także w wersji elektronicznej