Psychologowie mówią, że ludzie, którzy potrafią śmiać się sami z siebie, są najbardziej zadowoleni z życia. To jednak wymaga wykształcenia dojrzałości poznawczej i emocjonalnej oraz wysokiego poziomu samoakceptacji oraz dystansu do siebie, którego najlepiej uczyć się już od dziecka. Jak kształtować poczucie humoru u dzieci – pytamy badaczkę dr Jolantę Tomczuk-Wasilewską
Poczucie humoru jest dziedziczne czy nabyte?
Dziedziczymy zdolności poznawcze, pogodny nastrój, poziom ekstrawersji, otwartość, czyli cechy, które mogą mniej lub bardziej wpływać na rozwój poczucia humoru. Są one budulcem, warunkiem koniecznym, ale niewystarczającym, ponieważ nawet jeśli ktoś ma aparat poznawczy umożliwiający rozumienie żartów i okazje, by je opowiadać – nie oznacza, że będzie to robił.
Badacze zaobserwowali, że osoby o barwnym poczuciu humoru równie często pochodzą z domów, gdzie doceniano komizm i dzieci miały okazję uczyć się go przez obserwację zachowania rodziców, jak i z tych, gdzie stosunkowo rzadko używano humoru w komunikacji. W szerokim znaczeniu humor jest więc nie tylko cechą lub dyspozycją, którą można odziedziczyć, lecz także wybranym stylem bycia, komunikacji, mechanizmem radzenia sobie z trudnościami, a nawet swoistą cnotą, która pozwala akceptować i pogodnie patrzeć na świat, mimo jego niedoskonałości i braku pewności, co przyniesie przyszłość.
Czy zatem można powiedzieć, że ucząc dziecko poczucia humoru, patrzenia na świat i siebie z przymrużeniem oka, dajemy mu koło ratunkowe, którego będzie mogło użyć w trudnych momentach życia?
Bez wątpienia tak. Żyjemy w świecie, w którym ściera się wiele różnych opinii i punktów widzenia, gdzie młodzi ludzie nieustannie bombardowani są na przykład instagramowymi obrazkami idealnych ciał, domów, związków. Humor pozwala spojrzeć na to wszystko z dystansem, przewartościować pewne rzeczy, zobaczyć siebie takimi, jakimi jesteśmy, obłaskawić swoje słabości, zamiast za wszelką cenę je wypierać czy maskować.
Jak uczymy się poczucia humoru?
Nabywamy go stopniowo wraz z rozwojem, przede wszystkim umysłowym. Dzieci najpierw uczą się rozumieć komizm, a dopiero później same próbują go tworzyć. Badacze humoru obserwują pierwsze jego oznaki już u półtorarocznych maluchów, zwykle przy okazji zabawy w udawanie. Materialne obiekty, które początkowo mają monopol na rozśmieszanie małych dzieci, stopniowo ustępują miejsca obiektom wyobrażonym, a potem symbolicznym. Wraz ze wzrostem intelektualnym dzieci coraz lepiej zauważają i analizują niespójności obiektów, które są źródłem komizmu. W toku rozwoju emocjonalnego i społecznego doskonalą też kompetencje językowe, komunikacyjne, uczą się wyrażania komizmu zgodnie z konwencjami kulturowymi, społecznymi i moralnymi. Decydujące są kompetencje w zakresie odróżniania znaczeń, ich odcieni, niuansów, rozumienia w kontekście pewnego układu informacji.
Kluczowe jest myślenie abstrakcyjne i twórcze, a także tzw. asymilacja fantazji, do której dochodzi na pewnym etapie, gdy dziecko w obliczu nieoczekiwanej cechy obiektu nie czuje konieczności zlikwidowania niezgodności, choćby przez zakwalifikowanie takiej rzeczy lub zjawiska do nowej kategorii. Na przykład, widząc krowę w paski, malec wie, że to krowa o cechach zebry, a nie reprezentant jakiegoś trzeciego gatunku zwierząt. W kształtowaniu się poczucia humoru ważne jest modelowanie przez otoczenie, ale też podmiotowe obserwowanie i twórczość dziecka w poszukiwaniu bodźców komicznych.
Zobacz też: Klucz do szczęśliwego życia? Dobry humor i dystans do siebie
Z czego śmieją się dzieci?
Od czego zależy to, co nas bawi?
Można wymienić wiele takich czynników, na przykład rozwój umysłowy. W okresie przedszkolnym najzabawniejsze wydają się sprawy związane z wydalaniem lub robieniem psikusów. Kilkuletnie dzieci nie rozumieją humoru abstrakcyjnego. U nastolatków wzrasta znaczenie tematów tabu, zwłaszcza seksualnych. Dorośli lubią treści zabarwione absurdem i grą słów, a czarny humor – jak wynika z badań – preferują osoby o wysokiej inteligencji i wykształceniu.
To, co nas bawi, zależy również od wieku. Wraz z upływem lat często pojawia się autoironiczny stosunek do siebie. To dlatego starsze osoby potrafią śmiać się ze swoich przypadłości zdrowotnych, ale niekiedy starzejący się mózg może nie poradzić sobie ze zrozumieniem dowcipów abstrakcyjnych. Natomiast dzieci rozumieją wyłącznie dowcipy bazujące na konkrecie.
Istotna jest także kultura, w której dorastamy. Historycy podają, że w wiekach średnich powszechny śmiech wzbudzały sceny pozbawiania kogoś życia przez kata, zwłaszcza tortur. Badania międzykulturowe pokazują, że Brytyjczycy i Irlandczycy preferują żarty oparte na wieloznaczności słów, natomiast Amerykanie i Kanadyjczycy lubią kpić z innych. To, na jaki temat żartujemy, zależy też od naszych zainteresowań.
Dziecięce dowcipy, szczególnie te przedszkolne, o których pani wspomniała, czasami wprowadzają dorosłych w konsternację, zawstydzają lub wywołują niesmak. Jak na nie reagować?
Dzieci dopiero z czasem uczą się konwencji stosowania humoru, tego, jak go wykorzystywać, co jest mile widziane, a co nie. Kilkulatki nie mają jeszcze takiego wyczucia, mogą więc popełniać różne faux pas, ważne jest jednak, by nie krytykować ich dowcipu jako takiego. To, co dla nas jest niesmaczne, dla rówieśników dziecka będzie niesamowicie zabawne. Wystarczy po prostu wytłumaczyć dziecku, że nie wszystkich ludzi śmieszy to samo i nie zawsze jest czas i miejsce, by mówić o pewnych, nawet zabawnych rzeczach. Wszystko zależy od kontekstu, nie ma dobrego i złego poczucia humoru.
Poczucie humoru u dzieci, a dystans do siebie
Wydaje się, że poczucie humoru wymaga sporego dystansu do siebie.
Humor wręcz osadza się na dystansie, do siebie i do przedmiotu żartów. Jeśli nie potrafimy w ten sposób podejść do pewnych swoich doświadczeń, trudno nam będzie się z nich śmiać, a jeśli ktoś inny się o to pokusi, możemy odebrać to zbyt osobiście i zareagować negatywnymi emocjami. To właśnie dystans sprawia, że poczucie humoru może być sposobem radzenia sobie z trudnymi doświadczeniami, próbą zmiany perspektywy na bardziej pozytywną.
Na piątym roku studiów mieszkałam na stancji z kilkoma koleżankami, wszystkie przeżywałyśmy w tym czasie różne stresujące lub emocjonujące sytuacje, jak: obrona pracy magisterskiej, zaliczenie egzaminów, myślenie o przyszłości. Zauważyłam jednak, że każda z nas trochę inaczej mówi o tych samych wydarzeniach. Jedna z koleżanek miała taką cudowną umiejętność, że o wszystkim potrafiła mówić ze śmiechem, i ten nastrój udzielał się nam wszystkim. Wtedy pierwszy raz dostrzegłam, jak humorystyczna perspektywa zmienia moje postrzeganie różnych rzeczy i wydarzeń. To zainspirowało mnie do badań naukowych nad poczuciem humoru.
Podczas jednego z nich poprosiłam ludzi o przewartościowanie różnych wydarzeń życiowych, m.in. zdarzeń negatywnych. Badani mieli za zadanie opowiedzieć o nich w sposób komiczny. Okazało się, że ten humorystyczny punkt widzenia zmieniał istotnie i trwale stosunek emocjonalny do przykrych lub stresujących wydarzeń. Okazuje się więc, że można „odczynić” negatywne doświadczenia przez humorystyczne odnoszenie się do nich. Ale moje badania pokazały również, że ludzie niechętnie śmieją się z rzeczy związanych z ich systemem wartości, na przykład z ojczyzny, jeśli postrzegają siebie jako patriotów, czy wartości religijnych, jeśli są wierzący, ponieważ takie żarty uderzają w trzon ich tożsamości. Można więc powiedzieć, że jeśli jakaś idea konstytuuje nasze ja, jest czymś dla niego centralnym, to trudno o dystans do niej, dlatego ludzie tylko w ograniczonym stopniu są skłonni śmiać się z tego, co kochają.
Co ciekawe, perspektywa patrzenia na świat związana z poczuciem dominacji i profesjonalizmu też wydaje się dosyć nieprzepuszczalna dla humoru.
Ale największy problem mamy chyba ze śmianiem się z samych siebie.
Dystans do siebie wymaga dojrzałości poznawczej i emocjonalnej, więc dorośli w sposób naturalny powinni być do tego predysponowani, ale wiadomo, że dojrzałość nie zawsze idzie w parze z wiekiem. Na pewno sztuce śmiania się z samego siebie sprzyjają wysoki poziom samoakceptacji, nabywanie doświadczeń i związana z nimi mądrość życiowa, świadomość różnych punktów widzenia i złożonej natury świata.
Jednocześnie śmianie się z siebie warto odróżnić od humoru samodeprecjonującego, na który zwrócił uwagę prof. Rod Martin. Masochistyczne dowcipy, wyśmiewanie swoich wad, błędów czy porażek, może być zabawne dla otoczenia, ale tak naprawdę uderza w osobę, która stawia się w roli kozła ofiarnego. Badania pokazały, że tym stylem humoru posługują się ludzie o bardziej negatywnej emocjonalności, z odcieniem depresyjnym, symptomami zaburzeń psychicznych i mniejszą zdolnością do dystansu do siebie.
Może zatem zdrowego dystansu do siebie powinniśmy się uczyć już od dziecka?
Przede wszystkim zacznijmy od uczenia dzieci niezłośliwego humoru. Osadza się on na zestawianiu zjawisk na pierwszy rzut oka nieprzystawalnych do siebie, jednak w istocie mających ze sobą wiele wspólnego. Dlatego trenujmy z dziećmi sztukę dostrzegania pozornie sprzecznych rzeczy, zjawisk, sądów, obserwowania absurdów życia. Traktujmy te sprzeczności z ciekawością poznawczą i dystansem emocjonalnym. Wystrzegajmy się przy tym fatalistycznego stosunku do nich, nacechowanego poczuciem rozczarowania, rezygnacji lub pretensją do świata, że nie jest idealny. Sięgajmy po gotowe zestawy dowcipów słownych i rysunkowych, oglądajmy komedie, sami żartujmy w towarzystwie naszych pociech, bo najlepiej uczą się poprzez modelowanie. Bawmy się konwencją komizmu, opowiadając różne historie z humorystycznego punktu widzenia. Proponujmy zabawę w opowiadanie zdarzenia z różnych perspektyw postaci bajkowych, na przykład Mała Mi kontra Kubuś Puchatek, by następnie wychwycić nieprzystawalność tych punktów widzenia.
Istnieje też wiele tradycyjnych zabaw komicznych, choćby zabawa w „a kuku!”, kiedy dziecko uczy się przyswajać niezgodność: ktoś jednocześnie jest i go nie ma. Do tej grupy zalicza się też rysowanie karykatur, przebieranki, neologizmy, a nawet zabawa w chowanego.
A jak nauczyć dziecko odróżniać śmianie się z siebie i innych od wyśmiewania, deprecjonowania i narażania się na kpiny ze strony rówieśników?
Równolegle z humorem warto uczyć dzieci przestrzegania granic szacunku do siebie, innych ludzi i wartości, które podzielają. Wymaga to empatii, więc pytajmy dziecko, co ono czułoby na miejscu osoby, która staje się przedmiotem kpin. Potem idźmy o krok dalej, zastanawiajmy się z dzieckiem, co może czuć ta osoba, biorąc pod uwagę jej cechy charakteru i historię życia. Podyskutujmy, co tej osobie może wydawać się śmieszne, a co już przykre i czego lepiej unikać w śmianiu się z nią.Wyczulajmy dzieci na sarkazm, ponieważ to nic innego jak agresja słowna w ładnym opakowaniu. Ktoś komuś wyrządza realną przykrość, przekracza granice dla tej osoby, by potem podsumować: „To tylko żart”. Tylko dla kogo ten żart? Dla podbudowania własnej wartości czyimś kosztem? Dla zyskania poklasku grupy kosztem wytypowania kozła ofiarnego?
Sarkazm, zwłaszcza w bliskiej relacji, nadwątla zaufanie i rodzi niepożądany dystans między ludźmi. Nie ma nic wspólnego z humorem, który zbliża, oswaja niedoskonałości, łagodzi przykrości i zmienia świat na lepsze.
Jolanta Tomczuk-Wasilewska dr psychologii, w trakcie szkolenia psychoterapeutycznego, autorka książki „Psychologia humoru”