1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Relacje
  4. >
  5. „Mogę bez ciebie żyć – ale wybieram życie z tobą, bo cię kocham”. Wojciech Eichelberger o dojrzałych związkach w rodzinach patchworkowych

„Mogę bez ciebie żyć – ale wybieram życie z tobą, bo cię kocham”. Wojciech Eichelberger o dojrzałych związkach w rodzinach patchworkowych

Fot. Oliver Rossi/Getty Images
Fot. Oliver Rossi/Getty Images
Jeszcze niedawno patchworkowe rodziny uznawano za dowód porażki małżeństwa, traktowano z rezerwą. Dzisiaj stanowią stały element rodzinnych konstelacji i są powszechnie akceptowane. Faktu ich istnienia nie zmienią żadne antypatchworkowe zaklęcia. Co więcej, takie rodziny mogą być wspaniałą, choć niełatwą, przestrzenią do życia, do współpracy, kochania się, do rozwoju. O tym, jak żyć w patchworkowej rodzinie, jak ją zbudować, by nikt nie został bez swojego miejsca rozmawiają Alina Gutek i Wojciech Eichelberger w książce „Patchworkowe rodziny”.

Fragment książki „Patchworkowe rodziny” Alina Gutek i Wojciech Eichelberger, wyd. Zwierciadło

Alina Gutek: Jeśli przyrównalibyśmy nasz związek do domu, który budujemy od podstaw, czasem w szczerym polu, to wiadomo od czego zaczynamy – od wznoszenia fundamentów. Czy w relacji dwojga bliskich ludzi tym fundamentem jest miłość?

Wojciech Eichelberger: Z pewnością tak, ale – jak wiadomo – miłość niejedno ma imię i jest ewoluującym procesem, a nie stanem. Jego punktem startowym jest zakochanie, wzajemna fascynacja i tak silne przyciąganie, że odbiera nam zdolność do krytycznego myślenia. Z tego powodu stan ten jest nazywany żartobliwie „miłosnym szaleństwem” albo „miłosną psychozą”. Jak zwał tak zwał, ale jedno jest pewne – to ponad wszelką wątpliwość niezbędny początek procesu powstawania prawdziwie miłosnej relacji dwojga ludzi. Daje bowiem poczucie mocy i niezachwianej pewności, że osoba, którą nasze serce wybiera jest tą właściwą i jedyną. Bez tej wiary nie bylibyśmy przecież w stanie rzucać się na oślep w odmęty oceanu możliwych zdarzeń. Dobrze więc, że stan zakochania się przydarza. Bo jeżeli wiążemy się w parę wyłącznie na zasadzie transakcji, z wyrachowania, czy pod presją obyczajowego przymusu, to relacja ma słabe szanse na długotrwałe, szczęśliwe trwanie. Trzeba jednak pamiętać, że stan zakochania w którymś momencie się skończy i wtedy okazuje się, że miłość musi długo ewoluować zanim osiągnie swoją w pełni dojrzałą postać, co nierzadko przydarza się nam dopiero w trzeciej części życia.

Alina: Czyli to, co nas na początku połączyło, nawet jeśli jest mega silne, niczego nie gwarantuje? To krucha podstawa tego naszego domu, jakim jest związek?

Wojciech: Tak, ale zarazem to niezbędny początek, impuls do tworzenia silnego fundamentu, jego kamień węgielny. To jakby ziarno albo sadzonka, o którą trzeba się bardzo troszczyć, by się z czasem stała dojrzałym, odpornym na mrozy i wichury drzewem. Ta pierwsza faza może stać się szczególnie trudna, gdy na jej starcie pojawiają się dzieci i nieokrzepłe drzewo musi sprawdzić się w rodzicielstwie.

Alina: Mówisz „trzeba dbać”. Jak konkretnie? Na czym to dbanie o relację polega?

Wojciech: Większość związków zawiązuje się na zasadzie: „wiódł ślepy kulawego”…

Alina: … czyli że obie strony związku mają jakieś braki.

Wojciech: W tym sensie, że osoba, z którą się wiążemy uzupełnia jakiś nasz emocjonalny niedobór, a my w zamian uzupełniamy jej niedobór.

Alina: Stanowimy więc pod tym względem całość.

Wojciech: Na tym etapie tak. Dlatego porównuje się takie związki do dwóch połówek jabłka, które cudem się spotkały i pasują do siebie jak ulał. W istocie nie spotykają się pasujące do siebie połówki jabłka, lecz nadgryzione, uszkodzone. Tyle, że nadgryzione w taki sposób, że deficyty każdego mogą być kompensowane przez mocne strony tego drugiego. Tak czy owak, to dobrze, że się spotykają. Ale lepiej nie ulegać pokusie uznania tej fazy ewolucji miłości za jej stację końcową. Bo miłość w imię trwałości związku potrzebuje dojrzewać dalej, zmierzać do tego, by każde z nadgryzionych jabłek zaleczyło swoje rany i stało się osobnym, kompletnym jabłkiem. A żeby to się mogło wydarzyć, to oba jabłka muszą wspierać się wzajemnie w przekraczaniu swoich deficytów i ograniczeń.

Alina: W powszechnej opinii połówki jabłka powinny dążyć do tego, żeby się scalić i stanowić jedność. A ty mówisz, że każda powinna dążyć do oddzielenia i inwestować w oddzielność drugiej!

Wojciech: Sklejenie z drugą połówką może – na wczesnym etapie ewoluowania miłości – wydawać się niezbędne dla trwania związku. W istocie jednak, na dłuższą metę, jest dla niego wielkim niebezpieczeństwem, ponieważ proces ewolucji miłości zamraża się i wyradza w upokarzające dla obu stron uwikłanie. Dlatego celem związku powinno być dążenie do tego, aby ten, kto ślepy, przejrzał na oczy, a ten, kto kulawy, przestał kuleć. Tylko wtedy spotkają się kiedyś jako ludzie zrealizowani, wolni, autonomiczni, chcący być ze sobą, bo tak wybierają, a nie dlatego, że nie widzą innej możliwości. I dopiero wtedy proces ewolucji ich miłości się zakończy.

Autopromocja
Patchworkowe rodziny
Autopromocja

Patchworkowe rodziny

Wojciech Eichelberger, Alina Gutek Kup książkę w cenie promocyjnej!


Alina: Czyli miłość ma swoje kontinuum. Amerykański psycholog, profesor Robert Sternberg podzielił ją na trzy etapy: namiętność, intymność, zaangażowanie. W każdym etapie chodzi o coś innego, w każdym budujemy nową jakość. Ty podkreślasz, że miłość musi być poparta pracą nad sobą. A nad związkiem?

Wojciech: Zauważmy, co komunikujemy w pierwszych miłosnych wyznaniach. Otóż powtarzamy wielokrotnie i z zapałem: „nie mogę bez ciebie żyć”. W ten sposób pokazujemy siłę rodzącej się więzi. Ale nie wolno nam traktować tego oświadczenia dosłownie. Dorosłość i dojrzałość polegają na tym, że możemy żyć samodzielnie. Wyznanie miłości prawdziwej powinno więc brzmieć mniej więcej tak: „Wiem, że naprawdę kocham, bo niczego od ciebie nie potrzebuję. Mogę bez ciebie żyć – ale wybieram życie z tobą, bo cię kocham”.

Alina: Takie miłosne oświecenie jest możliwe dopiero na finiszu naszego życia?

Wojciech: Niekoniecznie. Wiele zależy od punktu startu, czyli od tego, jacy ludzie się spotykają, z jaką samoświadomością i jakie mają niedobory, czy emocjonalne zranienia. Tu nie ma powszechnej reguły. Zwykle jednak jakiś czas musi upłynąć, żeby dojrzeć do takiej miłości. Wiele związków nieświadomie i długo tkwi w uwikłaniu i dopiero po jakimś wstrząsie odkrywa, że to nie była miłość. Takim wstrząsem bywa wyjście dzieci z domu, czyli syndrom pustego gniazda.

Alina: Dzisiaj, kiedy wszystko jest płynne, ma krótki termin ważności, wiele osób myśli: Po co się trudzić nad ratowaniem związku, skoro mogę zacząć nowy. Ale ten nowy też może mieć krótki termin ważności, jeśli nie odrobimy lekcji z poprzedniego. Co warto zrobić na pewno zanim zdecydujemy się wyjść z pierwszej rodziny?

Wojciech: Wszystko co możliwe. Ale kluczem jest dbanie o własny rozwój, poszerzanie swojej samoświadomości, przepracowanie swoich deficytów, traum i jednoczesne wspieranie partnera/ki w robieniu tego samego. Tylko wtedy proces ewolucji miłości zakończy się sukcesem. Słowem: zabiegajmy o swoją autonomię i autonomię drugiej osoby w związku. Pamiętając jednak o tym, że nasza prawdziwa wolność przejawia się również w tym, że potrafimy dobrowolnie i pogodnie zrezygnować z jej części na rzecz partnera/ki i samego związku, a nade wszystko na rzecz naszych nieletnich dzieci.

Alina: Załóżmy, że mamy już fundament, czyli dojrzałą, a nie iluzoryczną miłość. Z czego budować dalej ten dom? Z podobnych wartości, przekonań? W jakim stopniu opierać tę konstrukcję na tym, co wspólne i podobne?

Wojciech: W dojrzałym związku nie chodzi o to, żeby patrzeć na siebie we wzajemnym zachwycie i we wszystkim się zgadzać, lecz o to, by obie osoby pracowały nad sobą i patrzyły w tę samą stronę. Czyli żeby łączyły je ważne dla obojga sprawy, cele, na rzecz których wspólnie działają. To powinno ludzi łączyć w każdym związku, także w patchworkowym.

Fot. materiały prasowe Fot. materiały prasowe

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze