1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Relacje
  4. >
  5. Wystarczająco dobre mamy żyją własnym życiem

Wystarczająco dobre mamy żyją własnym życiem

Tatiana Mindewicz-Puacz (Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl)
Tatiana Mindewicz-Puacz (Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl)
Czy jest coś złego w tym, że chcemy być najlepszymi matkami? Oczywiście, że nie. To naturalne, że kochamy swoje dzieci do szaleństwa i staramy się zrobić, co w naszej mocy, żeby były szczęśliwe. Jednak wizja bycia najlepszą matką nie może nam wszystkiego przesłaniać. A już na pewno nie powinna prowadzić do tego, że zamiast żyć swoim życiem, wypełniamy cały swój świat życiem dziecka. To nie służy ani jemu, ani nam.

Fragment książki „Luz. I tak nie będę idealna”, Tatiana Mindewicz-Puacz, wyd. Agora

Zawsze, kiedy rozmawiam na ten temat z mamami, przypomina mi się zasłyszany na którymś ze szkoleń przykład dotyczący zakładania masek tlenowych w samolocie. Procedura jest jasna – najpierw mama zakłada maskę sobie, a potem dziecku. To proste: jeśli nie będziemy w dobrej formie, nie będziemy w stanie odpowiednio zająć się dzieckiem. I wcale nie mam na myśli stawiania swoich planów czy ambicji ponad wszystko. Przesadne koncentrowanie się na swoich potrzebach może być równie szkodliwe jak ich niezaspokajanie.

Mówię o równowadze i umiarze, o traktowaniu macierzyństwa jako ważnej roli, a nie życiowej misji. Niezależnie od tego, co byśmy robiły, nie da się w wychowaniu dziecka uniknąć błędów. Podobnie jak nie da się uchronić go przed życiowymi kryzysami, trudnymi przeżyciami i rozczarowaniami. Im będziemy stabilniejsze, bardziej zadowolone z siebie i pewne własnej wartości, tym większa szansa, że syn lub córka nauczą się od nas, jak samemu lub samej radzić sobie w takich sytuacjach.

Mam bardzo dużo zrozumienia i empatii dla każdej mamy. Nigdy nie zdarzyło mi się osądzać żadnej z nich. Nawet jeśli ich relacje z dziećmi nie są wzorcowe, wiem, że powody, dla których tak się dzieje, mogą być bardziej złożone, niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Pamiętam, jak podczas realizowanej przez moją fundację FIRST kampanii „Wyloguj się do życia” – uświadamiającej zagrożenia uzależnieniem od internetu wśród młodzieży – przychodziły do nas setki listów od kobiet. Wiedziały, że z ich dziećmi prawdopodobnie dzieje się coś złego, a jednak nie były w stanie zwrócić się o pomoc w swoim mieście, gdzie wszyscy się znali. Tak bardzo bały się podejrzenia o to, że zostaną uznane za beznadziejne matki. Wstydziły się, że nie mogły zapobiec kłopotom ich dzieci. W cichości przeżywały dramaty z powodu swojej bezsilności i niemocy. Jakkolwiek coraz częściej mówi się o równym udziale obojga rodziców w wychowaniu dzieci, to nadal na kobiecie ciąży społeczny „wymiar sprawiedliwości”. To my zawodzimy, jeśli dzieje się coś złego. Niesiemy ten ciężar winy niejednokrotnie znacznie dłużej, niż trwa dzieciństwo naszych pociech.

Czytaj także: Czy tworząc przestrzeń cyfrową, stworzyliśmy bezpieczne środowisko dla młodych pokoleń? Raport „Internet dzieci” nie pozostawia złudzeń

Wiele lat temu, kiedy nie mogłam sobie poradzić z tym przytłaczającym poczuciem odpowiedzialności, zagubiona w próbach dotarcia do mojego wówczas już pełnoletniego syna, trafiłam na książkę Ewy Woydyłło-Osiatyńskiej My rodzice dorosłych dzieci, dwa zdania już na jej początku sprawiły, że płakałam przez pół godziny. Potem poczułam niewyobrażalną ulgę:

Błędy dziecka postrzegamy jako rezultat pomyłek popełnionych przez rodziców. Tak jakby mieli oni pełną (i jedyną) władzę nad swym dzieckiem. A przecież wiadomo, że nie mają.

Chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że przeczytanie tej książki uratowało mnie wtedy od rozpaczy. Każda kobieta, która nie jest w stanie znieść poczucia winy i nie może przestać myśleć o tym, co mogła zrobić lepiej, powinna tę książkę przeczytać. Powinnyśmy ją też wszystkie przeczytać jako córki naszych rodziców. Dowiemy się z niej więcej na temat akceptacji siebie i swoich dzieci, zrozumiemy, że choćbyśmy nie wiadomo jak się starały, i tak na wiele rzeczy nie mamy wpływu.

Najważniejsze, co chcę Wam przekazać, każdej z nas, każdej matce, to prośba o odpuszczenie sobie presji dążenia do bycia dla swoich dzieci niezastąpioną i doskonałą. Zadbajmy o siebie, to znaczy nie tylko o czas na sen, dobrą książkę czy kosmetyczkę, ale przede wszystkim o równowagę i wewnętrzny spokój. O nim mówię, kiedy podkreślam, że szczęśliwa mama daje dzieciom najwięcej. Jeśli pozbędziemy się lęku, przestaniemy szukać potwierdzenia naszej ważności na zewnątrz, nauczymy się cieszyć tym, jakie jesteśmy, będziemy na tyle silne, żeby sobie poradzić z każdą trudnością. A co najważniejsze, nauczymy się odróżniać to, na co mamy wpływ, od tego, czego zmienić nie możemy. Ale o tym za jakiś czas.

Czytaj także: 10 zdań, które rujnują relacje z dorosłymi dziećmi. Oddalają was od siebie z każdym słowem

Pamiętajmy też, że nie matka perfekcyjna, ale ta wystarczająco dobra jest najlepszą matką dla swoich dzieci. Da im tyle, ile może dać, a reszty pozwoli się nauczyć.

Jest jeszcze jedna ważna korzyść wynikająca z dbania o siebie w kontekście macierzyństwa. Mamy szansę poprawić relacje z własnymi mamami, które kochamy bardzo, ale kontakty z nimi niezwykle często nafaszerowane są całą masą trudnych emocji. Niby dorosłe, a w rozmowie z mamusią po kilku minutach zachowujemy się jak małe dziewczynki. Reagujemy na to, co do nas mówią, tak jakbyśmy czuły się w obowiązku dostosowania do tych jawnych lub co gorsza ukrytych komunikatów w stylu:

„Rób, jak uważasz, zawsze cię wspierałam, chociaż te twoje wybory nigdy nie prowadzą do niczego dobrego”.

Albo: „Cieszę się, że tyle pracujesz i się rozwijasz, szkoda tylko, że kosztem tego, co dla kobiety najważniejsze, czyli rodziny”.

A jeszcze: „Martwię się o ciebie, nie wiem, czy nie za wysoko ustawiłaś sobie poprzeczkę, z wysokiego konia spada się boleśnie”.

Mogłabym przytoczyć jeszcze wiele takich „wspierających” zdań. Reagujemy na nie irytacją, podnosząc głos, a czasami rzucając słuchawkę. Ale wbrew sobie wchodzimy w tę relację głębiej. Pytamy nasze mamy o zdanie, chociaż wiemy, że nie musimy i że usłyszymy prawdopodobnie coś, co nam się nie spodoba. Dyskutujemy z nimi, choć twierdzimy, że te dyskusje do niczego nie prowadzą. Pozwalamy im na ingerowanie w nasze dorosłe życie, choć nie znosimy, kiedy to robią.

Czytaj także: „Próba odzyskania tego, co daliśmy dzieciom, to totalna utopia”. O relacji rodziców z dorosłymi dziećmi rozmawiamy z Sylwią Sitkowską, psychoterapeutką

Dlaczego tak się dzieje? Czemu postępujemy w ten sposób? Bo nie możemy przestać, chcemy im udowodnić, że się mylą, chcemy je zmienić. Czekamy na przeprosiny lub ulgę. Na uznanie matki, jej akceptację, docenienie, pochwałę. Cokolwiek, co sprawiłoby, że poczułybyśmy, że „ona wreszcie w nas wierzy” lub „dostrzega i docenia swoją wspaniałą córkę”.
Jeśli nie, to niech przynajmniej postępuje teraz tak, jak my chcemy, niech „rozumie, jakie popełniała i popełnia błędy”.

To nie ma sensu. Z tych samych powodów, o których już wiele razy pisałam. To, co się z nami dzieje, dotyczy dawnych żali i tęsknot. Zapisało się w głowach i sercach małych dziewczynek i boli, kiedy nieświadomie odświeżamy ślady tamtych doświadczeń. Odpuśćmy mamom, zaakceptujmy je takimi, jakimi są, ale róbmy swoje. Ich zdanie nie będzie miało wtedy dla nas takiego znaczenia. Rozmowa nie będzie powodowała tylu emocji, jeśli uwolnimy się spod wpływu tej relacji. Za każdym razem, kiedy będzie nas korciło, żeby wpaść w ten wykańczający tryb nakręcania się, powtórzmy sobie w myślach: „Mamo, to, co mówisz, nie działa już na mnie tak, jak działało kiedyś. Wiem, że prawdopodobnie chcesz dobrze i kiedyś też chciałaś, ale brzmi to kompletnie inaczej. Szczęśliwie ufam sobie i zrobię tak, jak uważam”.

Wróćmy do swojego świata, dorosłej kobiety, w którym miejsce mamy jest zupełnie inne niż dawno temu. Kawa, spacer lub cokolwiek, na co mamy ochotę – TAK, ale wspólne życie, nawet jeśli odbywa się głównie „w naszej głowie”, zdecydowanie NIE. Wystarczająco dobre mamy podobnie jak wystarczająco dobre dorosłe córki żyją własnym życiem i potrafią się tym cieszyć.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze