1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Maggie Smith – sarkastyczna starsza pani

Maggie Smith – sarkastyczna starsza pani

Maggie Smith (Fot. Karwai Tang/WireImage/Getty Images)
Maggie Smith (Fot. Karwai Tang/WireImage/Getty Images)
Prowadziłam normalne życie do czasu „Downton Abbey”. Nikt o mnie nie słyszał – wyznała ostatnio, nie bez pewnej kokieterii. Maggie Smith, która kończy dziś 89 lat, zachwyca na ekranie od siedmiu dekad. Ma dwa Oscary, trzy Złote Globy i tytuł szlachecki. Największą sławę przyniosła jej jednak rola hrabiny o ciętym języku, którą zagrała… w wieku 77 lat. Jak wiele w niej samej jest z Violet Crawley? 

Artykuł po raz pierwszy ukazał się w 2019 roku na łamach miesięcznika „Sens”

Zadziorne, zrzędliwe, surowe, ale i cudownie ironiczne starsze panie (czasem mówi o nich nawet: torby lub prukwy) to jej aktorska wizytówka. Jest w tych rolach tak autentyczna i tak barwna, że nie sposób uwierzyć, że to tylko gra. Jako Violet Crawley, w którą wcielała się przez pieć lat w serialu „Downton Abbey”, a ostatnio także w pełnometrażowych filmach, sypie sarkastycznymi uwagami jak z rękawa, robi miny godne aktorek kabaretowych, nie cierpi wulgarności, ale z zadziwiającym spokojem przełyka rodzinne skandale (jak mówi: „nie szukaj logiki wśród brytyjskiej arystokracji”). Jako panna Shepard – mieszkająca w furgonetce impertynencka staruszka z filmu „Dama w vanie” jednocześnie irytuje i wzrusza. Jako profesor Minerva McGonagall z serii o „Harrym Potterze” łączy w sobie zewnętrzną surowość z wewnętrznym ciepłem. W „Gosford Park” jest niestroniącą od intryg i plotek arystokratką, z kolei w „Hotelu Marrigold” – życiową malkontentką, która planuje emeryturę w dalekich Indiach. Do twarzy jej w habicie siostry przełożonej w „Zakonnicy w przebraniu”, a w „Lawendowym wzgórzu” z godnością nosi nawet koszulę nocną, a do tego bywa cudownie złośliwa i wyniosła. – Nie toleruję głupców i oni nie tolerują mnie, dlatego bywam nieprzystępna. Może dlatego dobrze mi wychodzą rolę oschłych i nieprzystępnych starszych pań... – powiedziała w jednym z wywiadów.

„Dama w vanie”, reż. Nicholas Hytner, 2015 (Fot. BEW Photo) „Dama w vanie”, reż. Nicholas Hytner, 2015 (Fot. BEW Photo)

Ale to tylko część prawdy. Maggie Smith ma bowiem talent nadawania swoim bohaterkom wspaniałej wyrazistości, tak że wyłaniają się nawet z dalekiego tła na pierwszy plan. Nicholas Hytner, reżyser „Damy w vanie” ujął to tak: „W jednej scenie jest w stanie przekazać więcej niż niektórzy aktorzy w całym filmie. Potrafi być jednocześnie bezbronna i nieustraszona, ponura i przezabawna. Każdego dnia wnosi na plan energię i ciekawość charakterystyczne dla młodych aktorów, dopiero zaczynających swoją przygodę z filmem”.

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

Z pasji i tęsknoty

Ta niegasnąca iskra sprawia, że jest ciągle głodna wyzwań zawodowych i nie zamierza przechodzić na emeryturę. Mimo że właśnie skończyła 89 lat i mimo licznych problemów zdrowotnych. W 1998 roku lekarze zdiagnozowali u niej chorobę Gravesa-Basedowa – schorzenie autoimmunologiczne, które daje objawy podobne do tych przy nadczynności tarczycy. U aktorki spowodowało charakterystyczny wytrzeszcz oczu, a także poważne kłopoty ze wzrokiem, które dokuczają jej do dziś. W 2007 roku wykryto u niej raka piersi. Kiedy kręciła kolejną część cyklu o Harrym Potterze – „Harry Potter i Książę Półkrwi” – przechodziła właśnie chemioterapię i straciła wszystkie włosy, ale nie chciała zawieść widzów. Tygodnie spędzone w przyczepie na planie okazały się koszmarem. – Byłam zupełnie łysa, jak ugotowane jajko. Musiałam więc nosić perukę. Pojawiły się bolące rany na głowie, które sprawiały mi ogromny ból. Płakałam i wyłam z cierpienia – wspominała. – Rak jest okropny, bo zabiera człowiekowi wiatr z żagli i sprawia, że nie wiadomo, co kryje przyszłość. Dodatkowo na planie zachorowałam na półpaśca i muszę przyznać, że nigdy wcześniej nie cierpiałam na coś tak bolesnego. Cóż, nieszczęścia chodzą po ludziach. Ale przedstawienie musi trwać dalej – podsumowała.

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

Jest nie tylko pasjonatką tego, co robi, ale też tytanem pracy. Po śmierci męża aktorstwo stało się jej sposobem na samotność i radzenie sobie ze stratą. – Wypełniony pracą dzień sprawia, że nie myślę o tym, że jestem sama – powiedziała w jednym z wywiadów. Podobnych słów użyła jej przyjaciółka – aktorka Judi Dench w wywiadzie dla „Sensu”, która też nie może sobie znaleźć miejsca po śmierci ukochanego męża, aktora Michaela Williamsa. Smith pierwsze małżeństwo zakończyła rozwodem, ale w kolejnym znalazła prawdziwe ukojenie. Scenarzysta Beverley Cross był miłością jej życia. Wychowywali razem synów aktorki i – jak wspominają ich znajomi – byli nierozłączni. – Cały czas za nim tęsknię. To jest aż niedorzeczne! Ludzie mówią, że z czasem jest lepiej. Ale to nieprawda! – mówiła w jednym z wywiadów. – To okropne, ale co można zrobić? Kiedy akurat nie pracuję i zostaję sama, jest naprawdę ciężko. Kiedy przebywam wśród ludzi, jest nieźle, udaje mi się o tym nie myśleć, ale gdy wracam do siebie, ta cisza mnie przytłacza.

Witajcie w Downton

Być może, aby zostać świetną aktorką, trzeba przeżyć i wielką miłość, i wielką stratę – w każdym razie Maggie Smith z pewnością pomogło to stworzyć dwie genialne kreacje w ciągu ostatniej dekady. Mowa o hrabinie Violet Crawley i pannie Shepard. Zapytana, do której z nich jest jej bliżej, zripostowała: – Do żadnej, ale jeśli już musiałabym wybrać, to, o dziwo, wskazałabym damę w vanie, a nie damę w kapeluszu. Było mi o wiele prościej być panną Shepard, bo ona w ogóle nie zwraca uwagi na to, jak wygląda. To wielka ulga po godzinach strojenia się w niewygodne suknie i siedzenia w gorsecie.

Jednak stroje to nie wszystko, choć garderoby postaci z „Downton Abbey”, do którego nawiązuje aktorka, i przepych wnętrz rzeczywiście robią wrażenie. Ten serial to kręcony z niesamowitą dbałością o detale portret epoki edwardiańskiej. A także obraz brytyjskiego społeczeństwa w momencie największych przemian – kryzysu gospodarczego, obu wojen światowych, upadku wielkich arystokratycznych rodów i rewolucji przemysłowej. To zderzenie tradycji z nowoczesnością, dawnych zasad z nowym porządkiem. Na tym tle postać grana przez Maggie Smith – owdowiała hrabina, stojąca na straży dawnego porządku, ale też gotowa na radykalne zmiany, jeśli w grę wchodzi dobro jej rodziny i wioski – wydaje się najbardziej symboliczna, wyrazista i najbardziej złożona. Tak jakby aktorka wkładała w nią samą siebie – nie tylko użyczając jej własnej mimiki czy głosu, ale też czerpiąc z własnych przeżyć.

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

Widzowie w równym stopniu pokochali serial, co nestorkę rodu. Produkcja zdobyła około 30 nagród (w tym Złotego Globa, Emmy i Europejską Nagrodę Filmową dla Maggie Smith) oraz ponad 100 nominacji. Została wpisana do Księgi rekordów Guinnessa w związku z najlepszą oceną krytyki za rok 2011. Finałowy odcinek szóstej serii w samej Wielkiej Brytanii oglądało 7 milionów osób. A to oznacza trzy rzeczy: wielkie zainteresowanie, wielkie pieniądze i wielką rozpoznawalność. Jak przystało na angielską damę, Maggie Smith lubi utyskiwać zwłaszcza na to ostatnie: – Dziwnie jest być rozpoznawalną. Przez wiele lat radziłam sobie bez tego. I to niezwykłe uczucie. Czasami bardzo miłe, a czasami męczące.

W talk show Grahama Nortona mówiła, że podczas niedawnej wycieczki do Paryża była wręcz oblegana przez turystów, w tym przeważnie przez Amerykanów. – Pewna kobieta z Brazylii podczas oficjalnej kolacji, zaśmiewając się, spytała mnie: „Co to jest weekend?” [jedna z legendarnych kwestii hrabiny – przyp. red.]. Przez moment myślałam, że rzeczywiście chce się tego dowiedzieć.

Pytana o to, jak radzi sobie z popularnością, odpowiada krótko: – Uciekam od razu. To naprawdę bardzo trudne. Nie wiem, jak radzą sobie z tym wielkie gwiazdy filmowe. Być może nigdy nie wychodzą z domu.

Bardziej wyrozumiała jest dla młodszych fanów, dla których zawsze pozostanie profesor McGonagall z „Harry’ego Pottera”. Choć kiedy jakiś chłopiec z przejęciem spytał ją, czy naprawdę dzięki magii zmieniała się w czarnego kota, z miną, której nie powstydziłaby się Violet Crawley, odpowiedziała: „Weź się w garść”.

Podobno do dziś nie obejrzała ani jednego odcinka serialu, ale też od produkcji dostała box ze wszystkimi sezonami, więc kto wie… Długo również opierała się przed wzięciem udziału w pełnometrażowym filmie „Downton Abbey”, który wszedł do naszych kin na początku jesieni. Po pierwsze, była już zmęczona graniem tej samej postaci, a po drugie, uważała, że jej bohaterka musiałaby mieć w nim już ze 110 lat, co czyniłoby ją już raczej upiorem. Dała się jednak przekonać, dodając, że jeśli producenci będą chcieli nakręcić kontynuację, hrabina może pojawić się w niej już jedynie w trumnie.

Co za życiorys!

Na sugestię, że mogłaby spisać swoje wspomnienia, odpowiada, przewracając oczami: „Nie mogę wyobrazić sobie gorszego pomysłu. Przecież ja nie mam o czym pisać”. Czyżby znów kokieteria? Maggie Smith, a raczej Dame Margaret Natalie Smith, to w końcu jedna z najwybitniejszych brytyjskich aktorek, i najbardziej utytułowanych. Jej kariera rozciąga się na ponad sześć dekad. Urodziła się 28 grudnia 1934 roku. Jeszcze w dzieciństwie wraz z rodzicami i rodzeństwem przeprowadziła się do Oksfordu. Chodziła tam do liceum i tam, w wieku 16 lat, rozpoczęła zajęcia z aktorstwa w miejscowym teatrze. Rok później zadebiutowała na deskach Oxford Playhouse jako Viola, bohaterka Szekspirowskiego „Wieczoru Trzech Króli”. Pierwszą dużą rolę filmową zagrała w dramacie „Nowhere to Go”, za którą dostała pierwszą z 18 nominacji do nagrody BAFTA (Brytyjskiej Akademii Sztuk Filmowych i Telewizyjnych). Potem było jeszcze lepiej. Była Desdemoną w „Otellu” u boku Laurence’a Oliviera i za tę kreację została nominowana do Oscara. Musiała jednak na niego poczekać, ale krótko, bo do 1970 roku, kiedy nagrodzono ją za główną rolę w filmie „Pełnia życia panny Brodie”. Wcieliła się w nauczycielkę w ekskluzywnej szkole dla dziewcząt, sympatyzującą z faszystami. Kolejnego Oscara oraz pierwszego Złotego Globa zdobyła w 1979 roku za drugoplanową rolę w „Suicie kalifornijskiej”. Grała tam zresztą brytyjską aktorkę, której nie udało się dostać Oscara. Kolejny Złoty Glob przypadł jej za rolę w „Pokoju z widokiem”. Doceniano i nominowano ją jeszcze w związku z wybitnymi kreacjami w „Herbatce z Mussolinim”, „Kwartecie” i „Tajemniczym ogrodzie” Agnieszki Holland.

Dwukrotnie wyszła za mąż – za aktora Roberta Stephensa, z którym ma dwóch synów, także aktorów: Toby’ego Stephensa i Chrisa Larkina (grali razem w serialu „Piraci”). I za scenarzystę Beverleya Crossa, który napisał m.in. „Zmierzch tytanów” (grała tam Tetydę). W 1990 roku aktorka otrzymała tytuł szlachecki od królowej Elżbiety II.

Hey, Jude!

Kiedyś powiedziała: „Oczywiście, że są role dla starszych aktorek, tylko Judi Dench jako pierwsza kładzie na nich łapę”. I uwielbia powtarzać tę kwestię, ilekroć jest pytana o to samo, choć przyznaje, że „ukradła ją” od aktorki Joan Plowright.

Z Judi Dench poznały się w 1958 roku, gdy jako młode aktorki dzieliły garderobę w londyńskim teatrze The Old Vic. Od tej pory nic nie było w stanie je poróżnić, nawet sukces. Zagrały razem w kilku filmach: „Pokoju z widokiem”, „Lawendowym wzgórzu”, „Herbatce z Mussolinim”,„Hotelu Marigold”, „Drugim Hotelu Marigold”… W tym ostatnim jest scena, w której bohaterki grane przez Dench i Smith droczą się ze sobą. Dialog kończy się od słów Smith w roli Muriel: „Jestem starsza i mądrzejsza. – Starsza o całe 9 dni. – To tyle, ile trwa żywot osy”. W rzeczywistości ich daty urodzenia dzieli 19 dni – Judi Dench przyszła na świat 9 grudnia 1934 roku. Zawodowo i prywatnie przyjaciółki towarzyszą sobie praktycznie od początku swoich karier. Wielką przyjemnością jest oglądać je na ekranie, a jeszcze większą – we wspólnych wywiadach. O tym, jak bliska łączy je więź, świadczy choćby dokument „Nothing like a dame” (w Stanach – „The tea with the dames”), gdzie o swojej karierze opowiadają też dwie inne znakomite brytyjskie aktorki, którym również nadano tytuły szlacheckie: Eileen Atkins i Joan Plowright.

„Hotel Marrigold”, reż. John Madden, 2011 (Fot. BEW Photo) „Hotel Marrigold”, reż. John Madden, 2011 (Fot. BEW Photo)

Mags i Jude – bo tak o sobie mówią – świetnie się czują w swoim towarzystwie i nie szczędzą sobie żartobliwych uwag. Na zdjęcia do Włoch, gdzie kręciły wspólnie „Herbatkę z Mussolinim” Franca Zeffirellego, wybrały się całymi rodzinami. – Były to tak naprawdę wielkie wakacje. Grałyśmy w scrabble, piłyśmy prosecco, śmiałyśmy się cały czas i... zachowywałyśmy niewłaściwie. Włosi mieli nas dosyć – powiedziała w jednym z wywiadów Smith. W 2002 roku wystąpiły w sztuce „The Breath of Life” na West Endzie. Bilety rozchodziły się w tak szybkim tempie, że dwukrotnie przekładano termin zdjęcia spektaklu z afisza.

Obie najlepiej czują się w filmach kostiumowych lub rozgrywających się w kameralnym otoczeniu. Obie – mimo licznych ofert – nie przeprowadziły się do Hollywood i nie poddały żadnym operacjom plastycznym. Obie zyskały uznanie krytyków, ale i ogromną popularność, przy czym tę drugą dopiero po sześćdziesiątce. Judi Dench jako M, szefowa Jamesa Bonda, a Smith dzięki wspomnianemu „Harry’emu Potterowi” i „Downton Abbey”. Kiedy czyta się komentarze pod artykułami o nich czy filmikami z ich udziałem, co chwila pojawiają sie takie oto zachwyty: „Chciałbym, by była moją babcią”, „Pokłońcie się królowej”, „Ogromny szacunek”, „Uwielbiam ją, jest dla mnie wzorem” albo nawet… „Maggie Smith to moja Beyoncé”.

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

Sama Smith podkreśla, że chciałaby mieć w sobie tyle ciepła, światła i łagodności co jej przyjaciółka. – Zdaję sobie sprawę z tego, że potrafię być trudna, ale cóż zrobić, nie mogę się już zmienić, ja nawet boję się tego, a z wiekiem lęk narasta. Za każdym razem kiedy postanawiam sobie, że od dzisiaj będę jak Jude i wszystko stanie się słodkie, jasne i radosne, mój wewnętrzny tchórz mówi: „to się nie uda, Jude ma w sobie ogromny spokój”. Myślę, że gdybym w tym wieku nagle zaczęła być miła dla ludzi, tylko bym wszystkich wystraszyła. Zaszłam już za daleko, by się cofnąć.

Humor w najlepszym wydaniu

Z wielu rzeczy, jakie wiadomo o Maggie Smith – a wiadomo niewiele, bo gwiazda bardzo strzeże swojej prywatności i na bardziej wścibskie pytania udziela zwykle wymijających odpowiedzi – wiadomo, że lubi żartować. I jest to zawsze humor w najlepszym, bo brytyjskim wydaniu. I w przeciwieństwie do swoich bohaterek nigdy nie bywa sarkastyczna. Najczęściej lubi żartować ze swojego wieku. – Cóż, sądzę, że doszłam już do pewnej granicy. Jestem pewna, że nie ma już ról dla aktorek w wieku przekraczającym mój – mówiła niedawno, gdy znów zagadnięto ją o brak propozycji dla starszych aktorek. Z kolei pytana o to, co robi w wolnym czasie, lubi odpowiadać: „odpoczywać, czytać i po prostu egzystować”. Mieszka w Chelsea w Londynie i kocha podróżować, głównie do Włoch, a najchętniej do Wenecji. Lubi chodzić do teatru i galerii, unika kin („nie lubię ludzi jedzących obok mnie popcorn”). W rzeczywistości wygląda o wiele młodziej niż jej bohaterki, ma krótką, modną fryzurę i o wiele mniej rzucający się w oczy strój – lubi proste fasony i delikatne kolory: beże, czernie, granaty. Do tego delikatna, klasyczna biżuteria. Zero ostentacji, sama klasa. Tak, to chyba w skrócie definicja damy…

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze