1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Julia Roberts kończy 56 lat. Oto 8 rzeczy, za które ją podziwiamy

Julia Roberts kończy 56 lat. Oto 8 rzeczy, za które ją podziwiamy

Julia Roberts (Fot. Jeff Spicer/BFC/Getty Images)
Julia Roberts (Fot. Jeff Spicer/BFC/Getty Images)
Aktorka ponadczasowa, kojarząca się z najlepszym hollywoodzkim kinem. Roześmiana „dziewczyna z sąsiedztwa”, którą pokochał cały świat. Posiadaczka najpiękniejszego uśmiechu w Hollywood, ulubienica widzów, laureatka Oscara, szczęśliwa żona i matka. Julia Roberts, jedna z największych filmowych gwiazd, kończy dziś 56 lat, a my przypominamy, za co najbardziej ją podziwiamy.

Jej talent i niebanalna uroda jak magnes przyciągają tłumy do kin. I chociaż od lat umieszczana jest na listach najpiękniejszych aktorek, nigdy nie brakowało jej osobowości. Jej piękno bierze się bowiem nie tylko z dobrego wyglądu, ale przede wszystkim z pewności siebie, inteligencji i poczucia humoru. Na ekranie jest romantyczna, a w życiu – stanowcza i zawsze wierna sobie. Doskonale wie, czego chce, a do tego konsekwentnie prowadzi swoją karierę. Na koncie ma Oscara i trzy Złote Globy, a mimo to uważa, że jej największym osiągnięciem, oprócz szczęśliwej rodziny, jest wiara w siebie. Jej sposób na życie? Niezwykle inspirujący. – Chodzi o to, by jak najczęściej okazywać sobie miłość i być dobrym dla siebie – mówiła w jednym z wywiadów. Dziś ma 56 lat – zawodowo osiągnęła wszystko to, co zamierzała, i już nic nie musi. Za co jeszcze podziwiamy Julię Roberts?

Za niezaprzeczalny talent i autentyczność na ekranie

Nazwisko Julii Robert w obsadzie gwarantuje powodzenie każdego projektu. Nie wszystkie jej filmy spotykają się z pozytywnym odbiorem krytyków, ale żaden nie przyniósł finansowej klapy. To nie tylko kwestia jej aktorskich umiejętności, ale przede wszystkim dobrze przemyślanych wyborów ról i ludzi, z którymi pracuje. Bez problemu wciela się w urocze bohaterki, ale też takie ze skomplikowaną przeszłością i nieoczywistą urodą. – Moim obowiązkiem jako aktorki jest być autentyczną w każdym możliwym aspekcie mojej pracy – mówiła w rozmowie ze „Zwierciadłem”.

Przełomowy był dla niej rok 1990. Wtedy otrzymała Złoty Glob i nominację do Oscara za rolę chorej na cukrzycę Shelby w „Stalowych magnoliach” (1989). Prawdziwy szał wywołała jednak, gdy rok później w kinach pojawiła się komedia romantyczna „Pretty Woman”. Brawurowa rola prostytutki o złotym sercu zapewniła Roberts kolejną nominację do Nagrody Akademii, kolejną statuetkę Złotego Globu i przydomek „ulubienicy Ameryki”. Po zaledwie trzech latach przed kamerą Julia została najbardziej pożądaną i najbardziej znaną aktorką Hollywood.

Film był nie tylko jej pierwszym i największym kasowym hitem, ale też uczynił ją najlepiej zarabiającą aktorką na świecie. Dekadę później za „Erin Brockovich” otrzymała niebotyczną jak na tamte czasy stawkę 20 milionów dolarów, a za „Uśmiech Mony Lisy” z 2003 roku – 25 milionów dolarów. – Cieszę się, że przetarłam jakiś szlak, może następnym kobietom będzie dzięki temu łatwiej – skomentowała skromnie. Wielokrotnie udowodniła, że nie jest łatwo zamknąć ją w aktorskiej szufladzie, występując nie tylko w słodkich komediach i randkowych hitach typu „Notting Hill”, „Uciekająca panna młoda” czy „Mój chłopak się żeni”, ale też thrillerach i filmach obyczajowych. Wisienką na zawodowym torcie był Oscar dla najlepszej aktorki za tytułową rolę w filmie „Erin Brockovich”.

Za walkę z niezdrową obsesją piękna

Julia Roberts od lat sprzeciwia się niezdrowej obsesji piękna i wpychaniu kobiet w ramy jednego słusznego wyglądu. Zamiast kierować się narzuconymi odgórnie normami, sama decyduje o swoim wizerunku. – Wierzę, że to, czy jesteś zadowolona ze swojego życia, ostatecznie zapisuje się na twojej twarzy – powiedziała kiedyś w wywiadzie. I tego stanowiska trzyma się za każdym razem, kiedy jest pytana o swoją urodę i to, jak do niej się odnosi. A dzieje się to dosyć często. Dwanaście razy trafiała na listę najpiękniejszych kobiet magazynu „People”, w tym aż pięć razy została uznana za najpiękniejszą. Jak się z tym czuje? Mówi, że czasem jej to schlebia, ale nie należy zbytnio przywiązywać się do tego typu tytułów. Niejeden już raz udowodniła, że nakręcana przez media i celebrytów obsesja piękna jest jej całkowicie obca.

Raz spróbowała botoksu, jednak dziś unika takich praktyk. – Byłam permanentnie zdziwiona przez kilka miesięcy i nie był to dla mnie przyjemny widok – mówiła w wywiadzie dla „Access Hollywood”. – Mam trójkę dzieci i sądzę, że powinny widzieć, co czuję. Ale nie chcę nikogo oceniać, niech każdy robi to, co dla niego jest dobre. Jeśli chcesz mieć policzek podniesiony aż do czoła, jeśli to sprawi, że będziesz się czuła lepiej, proszę bardzo – dodała. Sama jednak nie chce tego powtórzyć. – Twoja twarz opowiada historię i nie jest to powód, aby wybierać się do chirurga. Niestety, żyjemy w społeczeństwie, w którym kobiety nawet nie chcą zobaczyć siebie jako starszej osoby – mówi.

Nie ma też problemu z tym, ale zamieścić na Instagramie swoje zdjęcie bez makijażu. Pod jednym z nich napisała: „Perfekcjonizm wyglądu zewnętrznego stał się chorobą ludzkości. Kobiety nakładają na twarze tony makijażu, aby ukryć niedoskonałości. Pozwalamy sobie wstrzykiwać botoks, głodujemy, aby osiągnąć idealne kształty. Za wszelką cenę chcemy siebie naprawić, ale nie da się naprawić czegoś, czego nie widać. To nasze dusze potrzebują pomocy. Nadszedł czas, aby sobie to uświadomić. Jak możemy oczekiwać, że ktoś nas pokocha, jeśli same siebie nie kochamy? Wiem, jak wyglądam, wiem, że mam zmarszczki, ale dzisiaj chcę popatrzeć głębiej. Chcę zajrzeć w swoją duszę, zauważyć swoje prawdziwe ja i to, kim jestem naprawdę. Chciałabym, byście i wy dostrzegły i uszanowały swoją najgłębszą i najprawdziwszą istotę, pokochały siebie takimi, jakimi jesteście”.

Za duszę buntowniczki

Chociaż Julia Roberts jest jedną z najskromniejszych hollywoodzkich aktorek, ma też duszę buntowniczki. Najlepiej obrazuje to sytuacja z 2016 roku, kiedy aktorka pojawiła się na czerwonym dywanie w Cannes bez obuwia. To była jej reakcja na tzw. aferę obcasową, kiedy to rok wcześniej nie wpuszczono na pokaz filmu „Carol” kilkudziesięciu kobiet tylko dlatego, że miały płaskie buty, które organizatorzy festiwalu uznali za nie dość eleganckie. W oświadczeniu napisano, że „obuwie na wysokim obcasie jest obowiązkowe dla wszystkich kobiet podczas pokazów z czerwonym dywanem”. Gest aktorki media uznały za bohaterski. „Julia Roberts zdeptała regulamin i wyrzuciła go przez okno. I miała gdzieś, czy to wypada” – podsumowywał brytyjski serwis „The Mirror”.

Za bycie stanowczą w życiu

Życiowa stanowczość Julii Roberts w pewnych sprawach jest naprawdę inspirująca i godna podziwu. Jej kariera toczy się wedle twardych, podyktowanych przez nią warunków. Gra, w czym chce, z kim chce i kiedy chce. Starannie kreuje swój wizerunek i pokazuje publiczności tylko to, co chce, np. nigdy nie wystąpiła nago w filmie, nawet w „Pretty Woman”, gdzie zagrała prostytutkę. – Po prostu nie chciałabym, aby mój nauczyciel matematyki dowiedział się, jak dokładnie wygląda moja pupa – mówiła. – Ja jestem królową gry wstępnej. Flirt, pocałunek, cięcie, śniadanie – tłumaczyła w „Marie Claire”. Kiedyś Oprah Winfrey zapytała ją, czy kiedyś się rozbierze przed kamerą. – Nie, to nie wchodzi w grę – odpowiedziała Roberts. – Nawet gdyby rola tego wymagała i musiałabyś to zrobić? – drążyła Oprah. – Ale ja niczego nie muszę, naprawdę – zripostowała.

Poza tym rzadko rozmawia z dziennikarzami o swoim życiu prywatnym i rodzinnym. Nie komentuje rewelacji na swój temat, nie pierze publicznie brudów, a wszelkie problemy obraca w żart. Nigdy nie potwierdziła osobiście doniesień o swoich romansach z Danielem Day-Lewisem czy z Matthew Perrym. Nawet podczas czteroletniego związku z Benjaminem Brattem nie zaszczyciła dziennikarzy ani słowem na ten temat. Wywiadów udziela niechętnie, a z prasą rozmawia wyłącznie o swoich filmach. Wie, że każde jej słowo będzie wielokrotnie przesłuchane i przeczytane, więc dobiera je z uwagą. Co więcej, każdy tekst o niej i każda sesja zdjęciowa muszą być autoryzowane przez jej agenta.

Strzeże też prywatności swojej i swoich dzieci. Wystąpiła nawet z petycją do Baracka Obamy o prawny zakaz robienia zdjęć dzieciom sławnych ludzi. – Wściekłam się, kiedy pewnego wieczoru zobaczyłam w Internecie zdjęcie bliźniaków, którego sama nigdy nie widziałam. Potem przeczytałam komentarze w stylu: „O, to jest całkiem ładne, ale tamto potwornie brzydkie”. Jak można tak mówić o dzieciach? A przecież nam z Dannym i tak udaje się chronić nasze dzieci przed mediami i żyć niemal normalnym życiem – tłumaczyła.

Za stawianie rodziny zawsze na pierwszym miejscu

Pomimo statusu gwiazdy na pierwszym miejscu zawsze stawia rodzinę. Od ponad dwóch dekad związana jest z Danielem Moderem, operatorem filmowym, którego poznała na planie komedii sensacyjnej „Meksykanin”. Połączyło ich prawdziwe uczucie. – W połowie zdjęć zorientowałam się, że gram dla Danny’ego – wspominała dekadę później. Niestety Daniel miał żonę, a Julia była z Benjaminem Brattem. – Najpierw byliśmy po prostu przyjaciółmi, ale to okropne zakochać się w przyjacielu, bo nie chcesz go stracić. Po jakimś czasie ja rozstałam się z partnerem, a on rozwiódł się z żoną. Bez mojego udziału. Wiem, że łatwo wytknąć mnie palcem: „Rozbiła małżeństwo”. Ale tak nie było – wyznała Julia. Wzięli ślub w 2002 roku. – Jestem dumna z naszego związku i naszej rodziny – mówiła w wywiadzie dla „Harper’s Bazaar”.

– Moje spotkanie z Danielem można porównać do trzęsienia ziemi. Natychmiast zdałam sobie sprawę, że moje życie zmieni się na zawsze i wszystko będzie zupełnie inne. Związek z nim był najlepszą decyzją, jaką podjęłam w życiu – powiedziała Robertsw podcaście Goop. – Małżeństwo z moim mężem nie niesie wielu wyzwań. Uważam go za superczłowieka. Łatwo go kochać, jest dowcipny, świetnie się razem bawimy. Cieszę się za każdym razem, kiedy staje w drzwiach. To szalenie istotne – wyznała na łamach „Elle”. Zapytana o to, czy wierzy w miłość na całe życie, mówi: – Kiedyś nie dałabym sobie za to obciąć ręki, ale teraz owszem, jestem za.

Oczkiem w głowie Julii są również jej dzieci. Gdy w wieku 37 lat urodziła bliźnięta Hazel i Phinnaeusa, bez żalu została mamą na pełen etat. Twierdzi, że dopiero wtedy zrozumiała sens swojego istnienia. Trzy lata później na świat przyszedł młodszy syn pary, Henry. – Dzieci zmieniają wszystko. Ustawiają priorytety – mówi aktorka. Po przerwie macierzyńskiej do pracy wróciła na własnych zasadach. Teraz pojawia się w jednym filmie rocznie, a do tego zajmuje się produkcją każdego projektu, w którym gra.

Za inspirujące podejście do upływającego czasu

Odkąd Julia Roberts skończyła 50 lat, ciągle jest pytana o to, jak znosi upływ czasu i jak radzi sobie z procesem starzenia. – Podtrzymuje się stereotyp, że męskie starzenie się ma w sobie wdzięk, a kobiece – nie. Nie zgadzam się z tym. Nie tyle istotny jest wiek, ile to, kim się jest. Wrzucanie wszystkich kobiet do jednego worka pt. „borykają się z wiekiem” jest trochę głupie. I zawsze wypływa to w wywiadach, choćby nawet chodziło o rodzaj kremu, jakiego się używa. Nie sądzę, by George’a Clooneya pytano, czym się nawilża! – powiedziała w rozmowie z magazynem „Elle”.

Aktorka nie korzysta też z medycyny estetycznej, a narzekanie na zawodową śmierć w Hollywood, która czeka aktorki po czterdziestce, uważa za mocno przesadzone: – Ile filmów ma dziś główną postać kobiecą, którą gra 20-latka? Bardzo niewiele. Na pewno mniej, niż kiedy ja byłam w tym wieku. Meryl Streep, Frances McDormand czy Susan Sarandon nie mogą opędzić się od propozycji, a żadna z nich nie ma trzydziestki.

Za bycie nieśmiertelną ikoną stylu

Zawsze, kiedy Julia Roberts pojawia się publicznie, trudno oderwać od niej wzrok. To zasługa bezpretensjonalnego sposobu bycia i niewymuszonego stylu, który wciąż inspiruje. Aktorka zawsze wygląda świetnie, niezależnie od tego, co postanowi na siebie włożyć. W modzie najbardziej ceni prostotę i minimalizm, zarówno na czerwonym dywanie, jak i w prywatnej garderobie. Jej najczęściej wspominane stylizacje to te z lat 90., m.in. słynny oversizowy garnitur Giorgio Armaniego, który miała na sobie podczas rozdania Złotych Globów w 1990 roku. Wielokrotnie wyprzedzała też trendy – jako jedna z pierwszych gwiazd odebrała Oscara w sukni z drugiej ręki.

Za uśmiech, który ma magnetyczną siłę przyciągania

Choć uśmiech Julii Roberts jest przeciwieństwem tajemniczego, delikatnego uśmiechu Mony Lizy, ma podobnie magnetyczną siłę przyciągania. Szacuje się, że to właśnie dzięki niemu filmy z jej udziałem zarobiły do tej pory ponad 3 miliardy dolarów. Sama właścicielka podobno ubezpieczyła go na sumę 30 milionów dolarów. Jest w nim radość, spontaniczność, odrobina romantyzmu i nieposkromiona żywotność. I tak, jest w nim piękno. Nie ma też wielkiej przesady w twierdzeniu, że to uśmiech czyni ją zarówno atrakcyjną, jak i lubianą przez widzów.

Źródła: Joanna Olekszyk, „Julia Roberts: »To uśmiech czyni cię atrakcyjną«”; Katarzyna Kasperska, „Julia Roberts – aktorka ponadczasowa”; Zuzanna O’Brien, „Julia Roberts – matka, żona, gwiazda”; Zuzanna O’Brien, „Julia Roberts – romantyczna na ekranie, stanowcza w życiu”; Gabriela Czerkiewicz, „Julia Roberts – ikona stylu dla kolejnych pokoleń”, zwierciadlo.pl [dostęp: 27.10.2023]

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze